Od dziś Brytyjczycy mają nowego ministra obrony, Gavina Williamsona. Krytycy marudzą, że to „zupełnie nowa twarz”, że nie ma doświadczenia na tak wysokim stanowisku, ani wiedzy o armii. Ale dwa dni temu sir Michael Fallon złożył dymisję i May natychmiast powołała jego następcę, aby nie zagrozić stabilności rządu.
A wszystko zaczęło się kilka tygodni temu w Los Angeles, kiedy jeden z „właścicieli Hollywoodu” Harvey Weinstein został oskarżony o molestowanie seksualne, a za nim wiele innych producentów, reżyserów i aktorów. Kamień uruchomił lawinę i dziś już około 12 mln kobiet jak świat długi i szeroki skarży się, że było nękanych przez swoich szefów, a to jeszcze nie koniec spektaklu. Bardzo mi to przypomina serię procesów karnych celebrytów BBC sprzed kilku lat, oskarżonych o pedofilię, począwszy od gwiazdy Korporacji Jimmy Savile’a, poprzez Johna Peela, Gary Glittera aż do Rolfa Harrisa, który niedawno opuścił więzienie. Dopiero gdy Policja Metropolitalna zainteresowała się Savile’em, okazało się, że w BBC pedofilia – nakłanianie do czynności seksualnych nastolatków – to poważny problem, który przez dekady zamiatano pod dywan. Istnieją tu pewne analogie – potężni, uprzywilejowani mężczyźni nadużywający swojej władzy. I oczywiście, dobrze się stało – dla zdrowia i higieny moralnej społeczeństwa brytyjskiego i amerykańskiego, że do ujawnienia tych skandali doszło. Pozostaje pytanie – dlaczego nie 20 lat temu? Dlatego mianowicie, że i w Hollywood i w BBC, mimo ciężkiej pracy feministek, panowała „kultura przyzwolenia” na wybryki mężczyzn – cele brytów, a i jedno i drugie środowisko dawały zielone światło na podobnie naganne zachowanie. Ale tu uwaga! – zupełnie inna kultura panuje w anglosaskim politycznym establishmencie, w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Choć już nie we Włoszech, gdzie politykowi oskarżonemu o sexual harrasment koledzy gratulowaliby „męskiego wigoru”, a we Francji sprawa w ogóle nie ujrzałaby światła dziennego, że przypomnę drugą rodzinę Mitterranda, o której dowiedzieliśmy się dopiero po śmierci prezydenta.
Ale w Wielkiej Brytanii sex skandal zwykle kończy się dymisja, i jest na to wiele dowodów. W Westminsterze zarzuty natury obyczajowej zawsze były traktowane poważnie. Zdrada małżeńska, nieobyczajne zachowania powodowały konsekwencje dyscyplinarne, a zdarzało się, że i karne, nie mówiąc już o szkodach wizerunkowych. Podobnie stało się i w przypadku sir Michaela Fallona, wielkiej postaci w brytyjskim politycznym establishmencie, czterokrotnego ministra w czterech gabinetach, który na pierwszą wieść o jego nieobyczajnych zachowaniach, podał się do dymisji.
Sam wyznał w tabloidzie The Sun, że 15 lat temu wielokrotnie dotknął kolana dziennikarki Julii Hartley-Brewer, i choć ona sama oświadczyła publicznie, że „nie zamierza brać udziału w czymś, co przypomina polowanie na czarownice” i zapewniała, że są nadal przyjaciółmi, sir Michael zrezygnował ze stanowiska. Po Pałacu Westminsterskim krążą wieści, że Fallon wybrał mniejsze zło, zapobiegając akcji wyciągania kolejnych szkieletów z szafy, czyli niejednego skandalu obyczajowego, którego w przeszłości mógł być bohaterem. A tak w oficjalnym liście do premier May mógł napisać, że „w zarzutach wobec posłów, m.in. dotyczących mojego zachowania, wiele było fałszywych, ale prawdą jest że w przeszłości nie dotrzymywałem wysokich standardów, jakich wymaga się od ministra gabinetu, który miałem honor reprezentować”.
A tu już posypały się doniesienia – The Times, Daily Telegraph – o innych przypadkach molestowania kobiet przez posłów Izby Gmin, a jeden dotyczy podobno aktualnego wiceministra Damiana Greena. Miał nękać działaczkę konserwatywną Kate Maltby, i podobno oferował jej za usługi seksualne w zamian za szybki rozwój kariery. Jest jeszcze anonimowa tymczasem asystentka jednego z deputowanych, która zwierzyła się Guardianowi, że jej szef podczas delegacji, próbował zaciągnąć ją do łóżka. Brytyjskie media twierdzą, że lista podejrzanych o seksualne nękanie wydłużyła się do 40, a jest na niej i wiceminister handlu zagranicznego Mark Garnier, który poprosił swoją asystentkę o dokonanie dla niego zakupów w sklepie z gadżetami erotycznymi, oraz były minister ds. pracy i świadczeń socjalnych Stephen Crabb, który wysyłał do 19-letniej kandydatki na pracownicę w jego biurze poselskim niestosowne zdjęcia. Theresa May, feministka z przekonania, podczas ostatniej „środy premiera” zaapelowała do szefów wszystkich partii o współpracę nad „ systemowym zabezpieczeniem kobiet przed nękaniem seksualnym”, i sądzę że ta kooperacja będzie działała sprawnie. Dlaczego?
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Od dziś Brytyjczycy mają nowego ministra obrony, Gavina Williamsona. Krytycy marudzą, że to „zupełnie nowa twarz”, że nie ma doświadczenia na tak wysokim stanowisku, ani wiedzy o armii. Ale dwa dni temu sir Michael Fallon złożył dymisję i May natychmiast powołała jego następcę, aby nie zagrozić stabilności rządu.
A wszystko zaczęło się kilka tygodni temu w Los Angeles, kiedy jeden z „właścicieli Hollywoodu” Harvey Weinstein został oskarżony o molestowanie seksualne, a za nim wiele innych producentów, reżyserów i aktorów. Kamień uruchomił lawinę i dziś już około 12 mln kobiet jak świat długi i szeroki skarży się, że było nękanych przez swoich szefów, a to jeszcze nie koniec spektaklu. Bardzo mi to przypomina serię procesów karnych celebrytów BBC sprzed kilku lat, oskarżonych o pedofilię, począwszy od gwiazdy Korporacji Jimmy Savile’a, poprzez Johna Peela, Gary Glittera aż do Rolfa Harrisa, który niedawno opuścił więzienie. Dopiero gdy Policja Metropolitalna zainteresowała się Savile’em, okazało się, że w BBC pedofilia – nakłanianie do czynności seksualnych nastolatków – to poważny problem, który przez dekady zamiatano pod dywan. Istnieją tu pewne analogie – potężni, uprzywilejowani mężczyźni nadużywający swojej władzy. I oczywiście, dobrze się stało – dla zdrowia i higieny moralnej społeczeństwa brytyjskiego i amerykańskiego, że do ujawnienia tych skandali doszło. Pozostaje pytanie – dlaczego nie 20 lat temu? Dlatego mianowicie, że i w Hollywood i w BBC, mimo ciężkiej pracy feministek, panowała „kultura przyzwolenia” na wybryki mężczyzn – cele brytów, a i jedno i drugie środowisko dawały zielone światło na podobnie naganne zachowanie. Ale tu uwaga! – zupełnie inna kultura panuje w anglosaskim politycznym establishmencie, w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Choć już nie we Włoszech, gdzie politykowi oskarżonemu o sexual harrasment koledzy gratulowaliby „męskiego wigoru”, a we Francji sprawa w ogóle nie ujrzałaby światła dziennego, że przypomnę drugą rodzinę Mitterranda, o której dowiedzieliśmy się dopiero po śmierci prezydenta.
Ale w Wielkiej Brytanii sex skandal zwykle kończy się dymisja, i jest na to wiele dowodów. W Westminsterze zarzuty natury obyczajowej zawsze były traktowane poważnie. Zdrada małżeńska, nieobyczajne zachowania powodowały konsekwencje dyscyplinarne, a zdarzało się, że i karne, nie mówiąc już o szkodach wizerunkowych. Podobnie stało się i w przypadku sir Michaela Fallona, wielkiej postaci w brytyjskim politycznym establishmencie, czterokrotnego ministra w czterech gabinetach, który na pierwszą wieść o jego nieobyczajnych zachowaniach, podał się do dymisji.
Sam wyznał w tabloidzie The Sun, że 15 lat temu wielokrotnie dotknął kolana dziennikarki Julii Hartley-Brewer, i choć ona sama oświadczyła publicznie, że „nie zamierza brać udziału w czymś, co przypomina polowanie na czarownice” i zapewniała, że są nadal przyjaciółmi, sir Michael zrezygnował ze stanowiska. Po Pałacu Westminsterskim krążą wieści, że Fallon wybrał mniejsze zło, zapobiegając akcji wyciągania kolejnych szkieletów z szafy, czyli niejednego skandalu obyczajowego, którego w przeszłości mógł być bohaterem. A tak w oficjalnym liście do premier May mógł napisać, że „w zarzutach wobec posłów, m.in. dotyczących mojego zachowania, wiele było fałszywych, ale prawdą jest że w przeszłości nie dotrzymywałem wysokich standardów, jakich wymaga się od ministra gabinetu, który miałem honor reprezentować”.
A tu już posypały się doniesienia – The Times, Daily Telegraph – o innych przypadkach molestowania kobiet przez posłów Izby Gmin, a jeden dotyczy podobno aktualnego wiceministra Damiana Greena. Miał nękać działaczkę konserwatywną Kate Maltby, i podobno oferował jej za usługi seksualne w zamian za szybki rozwój kariery. Jest jeszcze anonimowa tymczasem asystentka jednego z deputowanych, która zwierzyła się Guardianowi, że jej szef podczas delegacji, próbował zaciągnąć ją do łóżka. Brytyjskie media twierdzą, że lista podejrzanych o seksualne nękanie wydłużyła się do 40, a jest na niej i wiceminister handlu zagranicznego Mark Garnier, który poprosił swoją asystentkę o dokonanie dla niego zakupów w sklepie z gadżetami erotycznymi, oraz były minister ds. pracy i świadczeń socjalnych Stephen Crabb, który wysyłał do 19-letniej kandydatki na pracownicę w jego biurze poselskim niestosowne zdjęcia. Theresa May, feministka z przekonania, podczas ostatniej „środy premiera” zaapelowała do szefów wszystkich partii o współpracę nad „ systemowym zabezpieczeniem kobiet przed nękaniem seksualnym”, i sądzę że ta kooperacja będzie działała sprawnie. Dlaczego?
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/365496-theresa-may-czysci-system-brytyjska-premier-rozprawia-sie-z-seksskandalami-w-rzadzie?strona=1