Wszyscy chcielibyśmy, żeby służba zdrowia w Polsce była zasilana wyższymi środkami. Tutaj nie ma dyskusji. Ale jest rzeczą zupełnie oczywistą, że Polski nie stać na wszystko, co by chciała, lecz są pewne realia, w których trzeba się poruszać
—podkreśla w rozmowie z portalem wPolityce.pl Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia.
wPolityce.pl: Panie Ministrze, projekt ustawy ws. zwiększenia nakładów na służbę zdrowia został przedstawiony dziś rządowi. Ocena była pozytywna?
Konstanty Radziwiłł, Minister Zdrowia: Rada Ministrów przyjęła ten projekt i zapewniam, że ministrowie nie mieli wątpliwości co do konieczności podjęcia tej decyzji. Można powiedzieć, że to już ostateczna decyzja, że ten projekt niebawem zostanie zaprezentowany Sejmowi i zacznie obowiązywać od 1 stycznia. To historyczna decyzja rządu Beaty Szydło. Wskazanie, że zdrowie to priorytet rządu.
Jednak cały czas pojawiają się różne zarzuty, że planowane osiągnięcie 6 proc. PKB na służbę zdrowia w 2025 roku, to zbyt długi okres. Inne możliwości są zdaniem Pana Ministra nierealne?
Wszyscy chcielibyśmy, żeby służba zdrowia w Polsce była zasilana wyższymi środkami. Tutaj nie ma dyskusji. Ale jest rzeczą zupełnie oczywistą, że Polski nie stać na wszystko, co by chciała, lecz są pewne realia, w których trzeba się poruszać. Po pierwsze, jest kwestia oczekiwań społecznych wobec budżetu państwa i zdajemy sobie sprawę, że są także inne potrzeby, jak np. bezpieczeństwo i edukacja. To są zadania, których realizacji obywatele oczekują od państwa, a one kosztują. Musimy podzielić wspólne pieniądze w sposób, który nie zagrozi różnym obowiązkom państwa. Po drugie, trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że budżet nie jest z gumy, a przecież jest on ciągle deficytowy. Dług Polski jest poważnym obciążeniem i jest on poważnym ograniczeniem naszej swobody. Przypomnę, że to jest corocznie ponad 30 mld złotych samych odsetek, a nadmierny deficyt po prostu naraziłby na szwank bezpieczeństwo nas wszystkich. Trzeba mieć nie tylko marzenia, ale i być odpowiedzialnym. Na tym etapie jest to maksimum, na które nas stać.
Lekarze rezydenci chcieliby jednak 6,8 proc. w ciągu tylko trzech lat.
Rozumiem, że perspektywa młodych ludzi jest taka, że trzeba to zrobić jak najszybciej i jak najwięcej, ale nie dysponują oni możliwościami obliczenia, jakie są możliwości polskich finansów publicznych dziś i w perspektywie kilku lat. Możliwy jest stopniowy wzrost, mniej więcej o 0,2% PKB rocznie. Taki plan będzie realizowany.
A jak Pan Minister oceni propozycję Platformy Obywatelskiej, która w „ponadpartyjnym” porozumieniu chciałaby osiągnąć wzrost do 6 proc. w ciągu 4 lat?
Jest w tym jakiś przejaw hipokryzji, bo przez 8 lat swoich rządów PO-PSL praktyczne rzecz biorąc w ogóle nie zrobili niczego, aby nakłady na ochronę zdrowia wzrastały szybciej. Więcej, de facto uszczuplali te środki przesuwając np. finansowanie szczepionek z budżetu państwa do NFZ. Nowatorstwo projektu ustawy, który rząd dzisiaj przyjął, polega na tym, że budżet państwa będzie przekazywał dodatkowe środki na ochronę zdrowia, bez zwiększania obciążeń fiskalnych obywateli. To oznacza, że dołączymy do grona tych państw, w których nakłady na służbę zdrowia rosną szybciej niż rozwój gospodarczy. To jest coś nowatorskiego, ale potrzeba na to trochę czasu. Natomiast, gdy opozycja mówi, że trzeba w ciągu czterech lat dać więcej pieniędzy na zdrowie, to trzeba ich zapytać, dlaczego sami nie zrobili tego wcześniej, a także żeby wskazali, z jakich innych obszarów odpowiedzialności państwa te pieniądze, w tak krótkim czasie, miałyby zostać przesunięte na zdrowie? Nie ma cudów.
Padł pomysł, by przekazać środki z akcyzy na towary szkodliwe dla zdrowia.
Dzisiaj akcyza wpływa do budżetu i pracuje na rozmaite cele. To nie są środki, które gdzieś trzymamy w jakieś rezerwie, czy zamkniętej kasie i możemy po nie ot tak sięgnąć. A skoro mówimy o dziesiątkach miliardów złotych – i to nie raz, ale co roku – to oczywiste jest, że należałoby wskazać całe źródło i na stałe odjąć - i tu pytanie - z czego: z edukacji, bezpieczeństwa, dróg? To wszystko nie jest takie proste.
Jednak opozycji łatwo postawić się w roli empatycznych polityków, którzy oskarżają Pana Ministra o arogancję, która doprowadza do takiej, a nie innej sytuacji w służbie zdrowia.
To jest paradoks, a wręcz, po raz kolejny powiem - hipokryzja. Nie zwiększali nakładów na służbę zdrowia w sposób aktywny, nie zwiększali naboru na studia medyczne. My to wszystko robimy. Mamy 1400 więcej studentów medycyny niż w 2015 roku, W ciągu dwóch lat rozdaliśmy więcej rezydentur niż Arłukowicz w ciągu 3,5 roku. Zwiększamy nakłady na rezydentury o ponad 40% w stosunku do 2015, zwiększamy liczbę miejsc na rezydenturach. Działa ustawa o minimalnych wynagrodzeniach, z której wynika, że rezydenci dostaną podwyżki z wyrównaniem od lipca, i później stopniowo, aż do minimum 5250 złotych na rezydenta, na koniec 2021 roku. Mimo to opozycja zarzuca nam, że nic nie robimy.
Skąd więc bierze się ten upór lekarzy-rezydentów w ich proteście?
Muszę powiedzieć, że nie do końca rozumiem ten protest. Jeżeli młodzi lekarze chcieli zwrócić uwagę na to, że w służbie zdrowia potrzeba dodatkowych środków, to w jakimś sensie osiągnęli sukces. Sprawa służby zdrowia jest na pierwszych stronach gazet. Myślę, że mogliby się cieszyć razem z nami z tego, co właśnie udało się osiągnąć. Ten poziom 6 proc. PKB to hasło, które towarzyszy środowiskom medycznym i pacjentom od bardzo wielu lat. Było niemal symboliczne, od zawsze pozostawało w sferze marzeń, których realizacji nikt do tej pory poważnie nie oczekiwał. I okazuje się, że jest ustawa, która pozwala to osiągnąć i co ważne, zapewnia, że wzrost będzie się dokonywał z roku na rok. Właściwie można powiedzieć, że to sukces wszystkich, którzy w tej sprawie zabierali głos przez ostatnich 20 lat. Utrzymujące się napięcie to zła robota tych polityków, którzy dolewają oliwy do ognia, usiłując tworzyć wrażenie, że kolejne miliardy i to w krótkim czasie to kwestia jednego machnięcia piórem. To skrajna nieodpowiedzialność. Nagromadzenie ludzi nieprzychylnych rządowi wokół tego protestu jest czymś, z czym trzeba się liczyć. Chcę jednak wierzyć, że protest rezydentów od początku był zrywem młodych ludzi, którzy chcieli wesprzeć dobrą zmianę, ale muszą zdawać sobie sprawę, że teraz jest to już polityka.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wszyscy chcielibyśmy, żeby służba zdrowia w Polsce była zasilana wyższymi środkami. Tutaj nie ma dyskusji. Ale jest rzeczą zupełnie oczywistą, że Polski nie stać na wszystko, co by chciała, lecz są pewne realia, w których trzeba się poruszać
—podkreśla w rozmowie z portalem wPolityce.pl Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia.
wPolityce.pl: Panie Ministrze, projekt ustawy ws. zwiększenia nakładów na służbę zdrowia został przedstawiony dziś rządowi. Ocena była pozytywna?
Konstanty Radziwiłł, Minister Zdrowia: Rada Ministrów przyjęła ten projekt i zapewniam, że ministrowie nie mieli wątpliwości co do konieczności podjęcia tej decyzji. Można powiedzieć, że to już ostateczna decyzja, że ten projekt niebawem zostanie zaprezentowany Sejmowi i zacznie obowiązywać od 1 stycznia. To historyczna decyzja rządu Beaty Szydło. Wskazanie, że zdrowie to priorytet rządu.
Jednak cały czas pojawiają się różne zarzuty, że planowane osiągnięcie 6 proc. PKB na służbę zdrowia w 2025 roku, to zbyt długi okres. Inne możliwości są zdaniem Pana Ministra nierealne?
Wszyscy chcielibyśmy, żeby służba zdrowia w Polsce była zasilana wyższymi środkami. Tutaj nie ma dyskusji. Ale jest rzeczą zupełnie oczywistą, że Polski nie stać na wszystko, co by chciała, lecz są pewne realia, w których trzeba się poruszać. Po pierwsze, jest kwestia oczekiwań społecznych wobec budżetu państwa i zdajemy sobie sprawę, że są także inne potrzeby, jak np. bezpieczeństwo i edukacja. To są zadania, których realizacji obywatele oczekują od państwa, a one kosztują. Musimy podzielić wspólne pieniądze w sposób, który nie zagrozi różnym obowiązkom państwa. Po drugie, trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że budżet nie jest z gumy, a przecież jest on ciągle deficytowy. Dług Polski jest poważnym obciążeniem i jest on poważnym ograniczeniem naszej swobody. Przypomnę, że to jest corocznie ponad 30 mld złotych samych odsetek, a nadmierny deficyt po prostu naraziłby na szwank bezpieczeństwo nas wszystkich. Trzeba mieć nie tylko marzenia, ale i być odpowiedzialnym. Na tym etapie jest to maksimum, na które nas stać.
Lekarze rezydenci chcieliby jednak 6,8 proc. w ciągu tylko trzech lat.
Rozumiem, że perspektywa młodych ludzi jest taka, że trzeba to zrobić jak najszybciej i jak najwięcej, ale nie dysponują oni możliwościami obliczenia, jakie są możliwości polskich finansów publicznych dziś i w perspektywie kilku lat. Możliwy jest stopniowy wzrost, mniej więcej o 0,2% PKB rocznie. Taki plan będzie realizowany.
A jak Pan Minister oceni propozycję Platformy Obywatelskiej, która w „ponadpartyjnym” porozumieniu chciałaby osiągnąć wzrost do 6 proc. w ciągu 4 lat?
Jest w tym jakiś przejaw hipokryzji, bo przez 8 lat swoich rządów PO-PSL praktyczne rzecz biorąc w ogóle nie zrobili niczego, aby nakłady na ochronę zdrowia wzrastały szybciej. Więcej, de facto uszczuplali te środki przesuwając np. finansowanie szczepionek z budżetu państwa do NFZ. Nowatorstwo projektu ustawy, który rząd dzisiaj przyjął, polega na tym, że budżet państwa będzie przekazywał dodatkowe środki na ochronę zdrowia, bez zwiększania obciążeń fiskalnych obywateli. To oznacza, że dołączymy do grona tych państw, w których nakłady na służbę zdrowia rosną szybciej niż rozwój gospodarczy. To jest coś nowatorskiego, ale potrzeba na to trochę czasu. Natomiast, gdy opozycja mówi, że trzeba w ciągu czterech lat dać więcej pieniędzy na zdrowie, to trzeba ich zapytać, dlaczego sami nie zrobili tego wcześniej, a także żeby wskazali, z jakich innych obszarów odpowiedzialności państwa te pieniądze, w tak krótkim czasie, miałyby zostać przesunięte na zdrowie? Nie ma cudów.
Padł pomysł, by przekazać środki z akcyzy na towary szkodliwe dla zdrowia.
Dzisiaj akcyza wpływa do budżetu i pracuje na rozmaite cele. To nie są środki, które gdzieś trzymamy w jakieś rezerwie, czy zamkniętej kasie i możemy po nie ot tak sięgnąć. A skoro mówimy o dziesiątkach miliardów złotych – i to nie raz, ale co roku – to oczywiste jest, że należałoby wskazać całe źródło i na stałe odjąć - i tu pytanie - z czego: z edukacji, bezpieczeństwa, dróg? To wszystko nie jest takie proste.
Jednak opozycji łatwo postawić się w roli empatycznych polityków, którzy oskarżają Pana Ministra o arogancję, która doprowadza do takiej, a nie innej sytuacji w służbie zdrowia.
To jest paradoks, a wręcz, po raz kolejny powiem - hipokryzja. Nie zwiększali nakładów na służbę zdrowia w sposób aktywny, nie zwiększali naboru na studia medyczne. My to wszystko robimy. Mamy 1400 więcej studentów medycyny niż w 2015 roku, W ciągu dwóch lat rozdaliśmy więcej rezydentur niż Arłukowicz w ciągu 3,5 roku. Zwiększamy nakłady na rezydentury o ponad 40% w stosunku do 2015, zwiększamy liczbę miejsc na rezydenturach. Działa ustawa o minimalnych wynagrodzeniach, z której wynika, że rezydenci dostaną podwyżki z wyrównaniem od lipca, i później stopniowo, aż do minimum 5250 złotych na rezydenta, na koniec 2021 roku. Mimo to opozycja zarzuca nam, że nic nie robimy.
Skąd więc bierze się ten upór lekarzy-rezydentów w ich proteście?
Muszę powiedzieć, że nie do końca rozumiem ten protest. Jeżeli młodzi lekarze chcieli zwrócić uwagę na to, że w służbie zdrowia potrzeba dodatkowych środków, to w jakimś sensie osiągnęli sukces. Sprawa służby zdrowia jest na pierwszych stronach gazet. Myślę, że mogliby się cieszyć razem z nami z tego, co właśnie udało się osiągnąć. Ten poziom 6 proc. PKB to hasło, które towarzyszy środowiskom medycznym i pacjentom od bardzo wielu lat. Było niemal symboliczne, od zawsze pozostawało w sferze marzeń, których realizacji nikt do tej pory poważnie nie oczekiwał. I okazuje się, że jest ustawa, która pozwala to osiągnąć i co ważne, zapewnia, że wzrost będzie się dokonywał z roku na rok. Właściwie można powiedzieć, że to sukces wszystkich, którzy w tej sprawie zabierali głos przez ostatnich 20 lat. Utrzymujące się napięcie to zła robota tych polityków, którzy dolewają oliwy do ognia, usiłując tworzyć wrażenie, że kolejne miliardy i to w krótkim czasie to kwestia jednego machnięcia piórem. To skrajna nieodpowiedzialność. Nagromadzenie ludzi nieprzychylnych rządowi wokół tego protestu jest czymś, z czym trzeba się liczyć. Chcę jednak wierzyć, że protest rezydentów od początku był zrywem młodych ludzi, którzy chcieli wesprzeć dobrą zmianę, ale muszą zdawać sobie sprawę, że teraz jest to już polityka.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/363900-nasz-wywiad-radziwill-o-protestach-rezydentow-to-bylo-juz-zaplanowane-w-polowie-lata-slyszalem-ze-taka-glodowka-bedzie-sie-odbywac