W kwestii, o której tu rozmawiamy, osoba Donalda Tusk jest drugorzędna. Przede wszystkim chodzi tu o przemiany instytucjonalne, które mogą być dla nas bardzo niekorzystne i na pewno wpłyną, jak Trakt Lizboński, czy w ogóle wstąpienie do UE, w sposób fundamentalny na losy Polaków i to w długiej perspektywie czasowej. Tym powinniśmy się zajmować, a nie Donaldem Tuskiem
– powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS.
wPolityce.pl Czy przedstawiając swój „pragmatyczny program” Donald Tusk chce się w końcu wykreować na odpowiedzialnego polityka unijnego?
Prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS: Nie wiem, dlaczego pan redaktor uważa ten dokument za „pragmatyczny” (śmiech).
… Wyrażam jedynie intencje szefa Rady Europejskiej.
Donald Tusk w zasadzie przedstawił program spotkań przywódców UE - „Program Przywódców” i tematy, które będą się przewijały w debacie o przyszłości Unii. To, co rzekomo jest w nim nowe, to zaproponowana metoda pracy Rady Europejskiej – najpierw będą pokazywane różnice stanowisk politycznych, ale w następnym punkcie mówi się, że jeżeli te różnice nie zostaną przezwyciężone, to wtedy grupa państw zgadzających się, podejmie ściślejszą współpracę, nie oglądając się na „dysydentów”. Jednocześnie Donald Tusk, mówiąc o polskim rządzie to, co powiedział, wykazał w tym wszystkim, że w zasadzie kierunek, w jakim ma zmierzać Unia, jest tylko jeden. Choć rzekomo zakłada się różnice polityczne i swobodną dyskusję, rozwiązanie jest tylko jedno – coraz ściślejsza współpraca i coraz ściślejsza unia. Nie będzie to więc żadna autentyczna debata polityczna, co najwyżej może ona dotyczyć szczegółów, a nie zasadniczego kierunku, w którym pójdzie Unia. Dotąd, o ile mi wiadomo, spotkania w gronie RE są bardzo rytualne i mało kto odważa się wyrażać odrębne zdanie, zwłaszcza przedstawiciele krajów mniejszych, teraz najpierw ma być wyartykułowanie odmiennych stanowisk, ale tylko po to, by już w drugim kroku zapędzić owieczki do wspólnej europejskiej zagrody. Trochę jest to podobne do „białej księgi” przedstawionej przez przewodniczącego Junckera, w którym nakreślił on wprawdzie różne scenariusze dla Europy, ale było oczywiste, że niektóre z nich od początku nie były poważnie brane pod uwagę.
Jaka jest więc intencja Donalda Tuska w prezentowaniu takiego programu właśnie teraz? Nie wydaje się, że jest to spóźniona inicjatywa?
Donald Tusk ma przecież swoje zadanie do spełnienia – koordynację i w pewnym sensie przygotowanie zebrań Rady Europejskiej, a obecnie sprawy w Europie rzeczywiście - chociaż się opóźnią z powodu formowania rządu w Niemczech - dochodzą do fazy decydującej. Poza tym, pan redaktor zdaje się sądzić, że to jest „autorski” plan Donalda Tuska. Nie bądźmy naiwni. Przecież w poprzednią środę szef RE złożył wizytę w Berlinie i wszystko zostało uzgodnione z ośrodkami decyzyjnymi Unii. Osoba Tuska ma tu drugorzędne znaczenie. Zarządzający UE muszą uporać się z problemem: jak sobie poradzić z rosnącymi różnicami politycznymi między państwami Unii i jak przeprowadzić proces głęboki zmian Unii? Wszyscy zgadzają się, że są one potrzebne, ale proponuje się różne kierunki, podczas gdy elity chcą „więcej” Unii. Dlatego zadeklarowano uwzględnienia różnic politycznych, żeby nie powiedzieć wprost, że jest tylko jeden dopuszczalny kierunek zmian – w kierunku ściślejszej integracji, a nie np. jej rozluźnienia.
Czy można oceniać postawę Donalda Tuska w kategoriach hipokryzji politycznej? W końcu nie wykazał się większą aktywnością w walce z kryzysem migracyjnym – a nawet zmienia zdanie i mówi o fiasku relokacji i w powstrzymaniu Brexitu. Teraz jednak nawołuje do stawienia czoła tym problemom.
Mam od dawna wyrobione zdanie na temat Donalda Tuska. A to, co ostatnio powiedział w sprawie Polski, potwierdza tylko to, co wiemy o nim od dawna. Jako premier i jako obywatel RP, nigdy nie przywiązywał wagi do suwerenności naszego kraju. To polityk, który – podobnie jak cała jego formacja – w jakichkolwiek, nawet w drobnych sprawach, nigdy nie był w stanie sprzeciwić możnym i wielmożnym w UE. Jako przewodniczący Rady Europejskiej nie był w stanie nadać temu stanowisku znaczeniu politycznego, dlatego zostanie ono być może zlikwidowane. Natomiast w kwestii, o której tu rozmawiamy, osoba Donalda Tusk jest drugorzędna. Przede wszystkim chodzi tu o przemiany instytucjonalne, które mogą być dla nas bardzo niekorzystne i na pewno wpłyną, jak Trakt Lizboński, czy w ogóle wstąpienie do UE, w sposób fundamentalny na losy Polaków i to w długiej perspektywie czasowej. Tym powinniśmy się zajmować, a nie Donaldem Tuskiem.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W kwestii, o której tu rozmawiamy, osoba Donalda Tusk jest drugorzędna. Przede wszystkim chodzi tu o przemiany instytucjonalne, które mogą być dla nas bardzo niekorzystne i na pewno wpłyną, jak Trakt Lizboński, czy w ogóle wstąpienie do UE, w sposób fundamentalny na losy Polaków i to w długiej perspektywie czasowej. Tym powinniśmy się zajmować, a nie Donaldem Tuskiem
– powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS.
wPolityce.pl Czy przedstawiając swój „pragmatyczny program” Donald Tusk chce się w końcu wykreować na odpowiedzialnego polityka unijnego?
Prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS: Nie wiem, dlaczego pan redaktor uważa ten dokument za „pragmatyczny” (śmiech).
… Wyrażam jedynie intencje szefa Rady Europejskiej.
Donald Tusk w zasadzie przedstawił program spotkań przywódców UE - „Program Przywódców” i tematy, które będą się przewijały w debacie o przyszłości Unii. To, co rzekomo jest w nim nowe, to zaproponowana metoda pracy Rady Europejskiej – najpierw będą pokazywane różnice stanowisk politycznych, ale w następnym punkcie mówi się, że jeżeli te różnice nie zostaną przezwyciężone, to wtedy grupa państw zgadzających się, podejmie ściślejszą współpracę, nie oglądając się na „dysydentów”. Jednocześnie Donald Tusk, mówiąc o polskim rządzie to, co powiedział, wykazał w tym wszystkim, że w zasadzie kierunek, w jakim ma zmierzać Unia, jest tylko jeden. Choć rzekomo zakłada się różnice polityczne i swobodną dyskusję, rozwiązanie jest tylko jedno – coraz ściślejsza współpraca i coraz ściślejsza unia. Nie będzie to więc żadna autentyczna debata polityczna, co najwyżej może ona dotyczyć szczegółów, a nie zasadniczego kierunku, w którym pójdzie Unia. Dotąd, o ile mi wiadomo, spotkania w gronie RE są bardzo rytualne i mało kto odważa się wyrażać odrębne zdanie, zwłaszcza przedstawiciele krajów mniejszych, teraz najpierw ma być wyartykułowanie odmiennych stanowisk, ale tylko po to, by już w drugim kroku zapędzić owieczki do wspólnej europejskiej zagrody. Trochę jest to podobne do „białej księgi” przedstawionej przez przewodniczącego Junckera, w którym nakreślił on wprawdzie różne scenariusze dla Europy, ale było oczywiste, że niektóre z nich od początku nie były poważnie brane pod uwagę.
Jaka jest więc intencja Donalda Tuska w prezentowaniu takiego programu właśnie teraz? Nie wydaje się, że jest to spóźniona inicjatywa?
Donald Tusk ma przecież swoje zadanie do spełnienia – koordynację i w pewnym sensie przygotowanie zebrań Rady Europejskiej, a obecnie sprawy w Europie rzeczywiście - chociaż się opóźnią z powodu formowania rządu w Niemczech - dochodzą do fazy decydującej. Poza tym, pan redaktor zdaje się sądzić, że to jest „autorski” plan Donalda Tuska. Nie bądźmy naiwni. Przecież w poprzednią środę szef RE złożył wizytę w Berlinie i wszystko zostało uzgodnione z ośrodkami decyzyjnymi Unii. Osoba Tuska ma tu drugorzędne znaczenie. Zarządzający UE muszą uporać się z problemem: jak sobie poradzić z rosnącymi różnicami politycznymi między państwami Unii i jak przeprowadzić proces głęboki zmian Unii? Wszyscy zgadzają się, że są one potrzebne, ale proponuje się różne kierunki, podczas gdy elity chcą „więcej” Unii. Dlatego zadeklarowano uwzględnienia różnic politycznych, żeby nie powiedzieć wprost, że jest tylko jeden dopuszczalny kierunek zmian – w kierunku ściślejszej integracji, a nie np. jej rozluźnienia.
Czy można oceniać postawę Donalda Tuska w kategoriach hipokryzji politycznej? W końcu nie wykazał się większą aktywnością w walce z kryzysem migracyjnym – a nawet zmienia zdanie i mówi o fiasku relokacji i w powstrzymaniu Brexitu. Teraz jednak nawołuje do stawienia czoła tym problemom.
Mam od dawna wyrobione zdanie na temat Donalda Tuska. A to, co ostatnio powiedział w sprawie Polski, potwierdza tylko to, co wiemy o nim od dawna. Jako premier i jako obywatel RP, nigdy nie przywiązywał wagi do suwerenności naszego kraju. To polityk, który – podobnie jak cała jego formacja – w jakichkolwiek, nawet w drobnych sprawach, nigdy nie był w stanie sprzeciwić możnym i wielmożnym w UE. Jako przewodniczący Rady Europejskiej nie był w stanie nadać temu stanowisku znaczeniu politycznego, dlatego zostanie ono być może zlikwidowane. Natomiast w kwestii, o której tu rozmawiamy, osoba Donalda Tusk jest drugorzędna. Przede wszystkim chodzi tu o przemiany instytucjonalne, które mogą być dla nas bardzo niekorzystne i na pewno wpłyną, jak Trakt Lizboński, czy w ogóle wstąpienie do UE, w sposób fundamentalny na losy Polaków i to w długiej perspektywie czasowej. Tym powinniśmy się zajmować, a nie Donaldem Tuskiem.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/363219-nasz-wywiad-prof-krasnodebski-osoba-donalda-tuska-ma-drugorzedne-znaczenie-chodzi-tu-o-przemiany-ktore-wplyna-na-losy-polakow