Czy można powiedzieć, że takie deklaracje ze strony brukselskich polityków, choć mówiące o ściślejszej jedności, de facto narzucają kilka „prędkości”?
Wchodzimy w fazę walki o przyszły kształt Unii. Czy wygra wizja prezydenta Macrona, czy też kraje Grupy Wyszehradzkiej i Polska będą mogły wnieść swój wkład do reformy Unii? O przyszłości nie będą rozstrzygać tylko politycy i traktaty. Zachodzą przecież inne, realne i niespodziewane procesy polityczne, nad którymi zarządzający Wspólnotą Europejską nie panują, np. ostatnio dążenie Katalonii do niepodległości, czy wcześniej Brexit oraz kryzys migracyjny, a teraz wyniki wyborów, które pokazują przesunięcie polityczne „na prawo” w wielu krajach. Nie tylko zatem decyzje potentatów UE, ale także te procesy społeczne i polityczne, nad którymi nikt do końca nie panuje, zadecydują o tym, jak będzie wyglądała Europa za 20 lat. A to jest dla Polaków sprawa kluczowa, bo od tego zależy, czy Polska pozostanie suwerennym krajem, czy będzie mogła prowadzić własną politykę finansową i czy będzie musiała dokonać drastycznej przebudowy etnicznej polskiego społeczeństwie, czy też nie. Dlatego apelowałbym o to, by nie skupić się na tych problemach. Jest przy tym oczywiste, że jeśli rząd polski będzie silny i jeżeli Polacy jak dotąd będą doceniali pracę tych, którzy walczą twardo o polskie interesy i wcale nie uważają, że historia jest zdeterminowana, to można być optymistą. Na pewno będziemy starać się osiągać maksimum tego, co jest możliwe. Trzeba sobie zdawać sprawę, że wszystkie wdrażane na zamówienie opozycji procedury nękania Polski przez instytucje unijne, mają również na celu osłabienie naszej pozycji w debacie o sprawach tak kluczowych dla naszego przyszłego bytu jako narodu i państwa.
Czyli silna postawa Polski, Grupy Wyszehradzkiej i tych państw, która mają coraz większą odwagę wyrażać inne zdanie, dają więc nadzieję na przyszłość?
Oczywiście, tym bardziej, że płyną coraz bardziej pozytywne sygnały, np. nastąpił podobno wczoraj pewien znaczący postęp w negocjacjach z Komisją Europejską dotyczących polityki energetycznej. Niektóre kwestie, o które walczymy od wielu lat, zostaną zaakceptowane, a nawet będą aktywnie wspierane przez Komisję Europejską. Gdybyśmy mieli w Polsce rząd PO, zgadzający się z góry na wszystko, to wyglądałoby to zgoła inaczej. Przecież nawet mechanizm relokacji, teraz krytykowany przez Donalda Tuska, został zaakceptowany przez rząd Ewy Kopacz i gdy nie wybór dokonany przez Polaków w 2015 r., mielibyśmy już licznych imigrantów w naszym kraju. Nie jest łatwo wbrew naporowi Unii i silnych państw członkowskich powiedzieć „nie”. Ale nasz upór przynosi rezultaty. To tak już jest w życiu - tylko wtedy, gdy walczymy o swoje zdanie, zasady, interesy i wartości, mają one szansę zaistnieć.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Czy można powiedzieć, że takie deklaracje ze strony brukselskich polityków, choć mówiące o ściślejszej jedności, de facto narzucają kilka „prędkości”?
Wchodzimy w fazę walki o przyszły kształt Unii. Czy wygra wizja prezydenta Macrona, czy też kraje Grupy Wyszehradzkiej i Polska będą mogły wnieść swój wkład do reformy Unii? O przyszłości nie będą rozstrzygać tylko politycy i traktaty. Zachodzą przecież inne, realne i niespodziewane procesy polityczne, nad którymi zarządzający Wspólnotą Europejską nie panują, np. ostatnio dążenie Katalonii do niepodległości, czy wcześniej Brexit oraz kryzys migracyjny, a teraz wyniki wyborów, które pokazują przesunięcie polityczne „na prawo” w wielu krajach. Nie tylko zatem decyzje potentatów UE, ale także te procesy społeczne i polityczne, nad którymi nikt do końca nie panuje, zadecydują o tym, jak będzie wyglądała Europa za 20 lat. A to jest dla Polaków sprawa kluczowa, bo od tego zależy, czy Polska pozostanie suwerennym krajem, czy będzie mogła prowadzić własną politykę finansową i czy będzie musiała dokonać drastycznej przebudowy etnicznej polskiego społeczeństwie, czy też nie. Dlatego apelowałbym o to, by nie skupić się na tych problemach. Jest przy tym oczywiste, że jeśli rząd polski będzie silny i jeżeli Polacy jak dotąd będą doceniali pracę tych, którzy walczą twardo o polskie interesy i wcale nie uważają, że historia jest zdeterminowana, to można być optymistą. Na pewno będziemy starać się osiągać maksimum tego, co jest możliwe. Trzeba sobie zdawać sprawę, że wszystkie wdrażane na zamówienie opozycji procedury nękania Polski przez instytucje unijne, mają również na celu osłabienie naszej pozycji w debacie o sprawach tak kluczowych dla naszego przyszłego bytu jako narodu i państwa.
Czyli silna postawa Polski, Grupy Wyszehradzkiej i tych państw, która mają coraz większą odwagę wyrażać inne zdanie, dają więc nadzieję na przyszłość?
Oczywiście, tym bardziej, że płyną coraz bardziej pozytywne sygnały, np. nastąpił podobno wczoraj pewien znaczący postęp w negocjacjach z Komisją Europejską dotyczących polityki energetycznej. Niektóre kwestie, o które walczymy od wielu lat, zostaną zaakceptowane, a nawet będą aktywnie wspierane przez Komisję Europejską. Gdybyśmy mieli w Polsce rząd PO, zgadzający się z góry na wszystko, to wyglądałoby to zgoła inaczej. Przecież nawet mechanizm relokacji, teraz krytykowany przez Donalda Tuska, został zaakceptowany przez rząd Ewy Kopacz i gdy nie wybór dokonany przez Polaków w 2015 r., mielibyśmy już licznych imigrantów w naszym kraju. Nie jest łatwo wbrew naporowi Unii i silnych państw członkowskich powiedzieć „nie”. Ale nasz upór przynosi rezultaty. To tak już jest w życiu - tylko wtedy, gdy walczymy o swoje zdanie, zasady, interesy i wartości, mają one szansę zaistnieć.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/363219-nasz-wywiad-prof-krasnodebski-osoba-donalda-tuska-ma-drugorzedne-znaczenie-chodzi-tu-o-przemiany-ktore-wplyna-na-losy-polakow?strona=2