Uderzające jest to, jaki wpływ na dzisiejsze kadry mają stalinowscy sędziowie i wykładowcy. Zachęcam do przeczytania rozdziału książki o Uniwersytecie Warszawskim. Piszę w nim, jak zaszczepiano doktrynę marksistowsko-leninowską na Wydziale Prawa. Wykładowcy prawa na UW z czasów stalinowskich później pełnili funkcje ministrów sprawiedliwości, pracowali też w innych resortach
— mówi autor książki „Resortowe togi” Maciej Marosz w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Właśnie ukazała się pana książka „Resortowe togi”. Nie boi się pan procesów?
Maciej Marosz, autor książki „Resortowe togi”: Prawnicy dziś mogą wszystko. Posiadają narzędzia, żeby zniszczyć człowieka. Czują też swoją władzę w państwie, nie pozwalają zmieniać jego charakteru i ustroju. Nie pozwalają na dalsze zmiany w III RP.
Kiedyś znajomi, działacze opozycji w PRL mówili mi, że sędziowie i sędziowie i prokuratorzy w latach 80. byli bardziej bezkarni i bardziej czują siłę „ludzccy” w sprawach niepolitycznych. Pytałem o to pana Adama Borowskiego, powiedział, że ma podobne odczucia. Co pan o tym sądzi?
Zgadzam się z tą opinią. Też to tak odczuwam. Wynika to z tego, że po 1989 r. środowiska prawnicze odczuły swoją siłę. Narzucono im zadanie ochrony wpływowych elit politycznych, biznesowych, społecznych, które swoją siłę i dorobek pozwalający im dominować nad resztą, wywodzą z PRL. Prawnicy w trakcie transformacji uzyskali gwarancje, że nie będą lustrowani, że ich sprawy, także karne, mogą rozstrzygać we własnym gronie. Skutek był taki, że doszło do całkowitej deprawacji środowiska prawniczego. Od lat czują się bezkarni. Stanowią prawo i egzekwują je. Każda sytuacja w państwie może być zanegowana przez nich. Każde przedsięwzięcie, nawet ruch polityczny może być ostatecznie przez nich podważony.
Jak można zmienić ten stan?
Wyobrażałem sobie, że nastąpi to na zasadzie szybkiego ruchu, który postawi przed faktem dokonanym osoby, które nie chcą pozbyć się swoich wpływów. Te osoby powinny odejść, bo większość społeczeństwa chce te zdeprawowane elity prawnicze odsunąć od możliwości wpływania na losy kraju i poszczególnych osób. Jeżeli nie udało się zrobić reformy nagle, moja nadzieja na zmiany zmalała. Ale bądźmy dobrej myśli, może uda się wprowadzić je za pomocą pakietu trzech ustaw. Wierzę, że zmiany doprowadzą do tego, że osoby, które powinny odejść i zostać odsunięte od wpływu na to, co się dzieje w sferze prawa, zostaną wreszcie zmarginalizowane.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Uderzające jest to, jaki wpływ na dzisiejsze kadry mają stalinowscy sędziowie i wykładowcy. Zachęcam do przeczytania rozdziału książki o Uniwersytecie Warszawskim. Piszę w nim, jak zaszczepiano doktrynę marksistowsko-leninowską na Wydziale Prawa. Wykładowcy prawa na UW z czasów stalinowskich później pełnili funkcje ministrów sprawiedliwości, pracowali też w innych resortach
— mówi autor książki „Resortowe togi” Maciej Marosz w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Właśnie ukazała się pana książka „Resortowe togi”. Nie boi się pan procesów?
Maciej Marosz, autor książki „Resortowe togi”: Prawnicy dziś mogą wszystko. Posiadają narzędzia, żeby zniszczyć człowieka. Czują też swoją władzę w państwie, nie pozwalają zmieniać jego charakteru i ustroju. Nie pozwalają na dalsze zmiany w III RP.
Kiedyś znajomi, działacze opozycji w PRL mówili mi, że sędziowie i sędziowie i prokuratorzy w latach 80. byli bardziej bezkarni i bardziej czują siłę „ludzccy” w sprawach niepolitycznych. Pytałem o to pana Adama Borowskiego, powiedział, że ma podobne odczucia. Co pan o tym sądzi?
Zgadzam się z tą opinią. Też to tak odczuwam. Wynika to z tego, że po 1989 r. środowiska prawnicze odczuły swoją siłę. Narzucono im zadanie ochrony wpływowych elit politycznych, biznesowych, społecznych, które swoją siłę i dorobek pozwalający im dominować nad resztą, wywodzą z PRL. Prawnicy w trakcie transformacji uzyskali gwarancje, że nie będą lustrowani, że ich sprawy, także karne, mogą rozstrzygać we własnym gronie. Skutek był taki, że doszło do całkowitej deprawacji środowiska prawniczego. Od lat czują się bezkarni. Stanowią prawo i egzekwują je. Każda sytuacja w państwie może być zanegowana przez nich. Każde przedsięwzięcie, nawet ruch polityczny może być ostatecznie przez nich podważony.
Jak można zmienić ten stan?
Wyobrażałem sobie, że nastąpi to na zasadzie szybkiego ruchu, który postawi przed faktem dokonanym osoby, które nie chcą pozbyć się swoich wpływów. Te osoby powinny odejść, bo większość społeczeństwa chce te zdeprawowane elity prawnicze odsunąć od możliwości wpływania na losy kraju i poszczególnych osób. Jeżeli nie udało się zrobić reformy nagle, moja nadzieja na zmiany zmalała. Ale bądźmy dobrej myśli, może uda się wprowadzić je za pomocą pakietu trzech ustaw. Wierzę, że zmiany doprowadzą do tego, że osoby, które powinny odejść i zostać odsunięte od wpływu na to, co się dzieje w sferze prawa, zostaną wreszcie zmarginalizowane.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/361183-nasz-wywiad-maciej-marosz-autor-ksiazki-resortowe-togi-bolszewizm-jest-fundamentem-wspolczesnych-kadr-prawniczych