Co mają ze sobą wspólnego prezydent Rosji Władimir Putinem, były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder oraz urzędujący szef dyplomacji RFN Sigmar Gabriel? Tych pierwszych łączy przyjaźń i interesy, w tym polityczne, dwóch ostatnich partia, a całą trójkę…, no właśnie, co?
Niby nic ważnego się nie stało, niedawne spotkanie tej trójki „na kolacji” przebiegło bez echa. A jednak chyba nie było bez znaczenia. W polityce, zwłaszcza rosyjskiej, nic nie dzieje się przypadkowo. Tym bardziej w takich okolicznościach, gdy ekskanclerz, dziś lobbysta Kremla obejmuje kolejne, eksponowane stanowisko w sektorze energetycznym, będącym ważnym narzędziem rosyjskiej polityki zagranicznej, gdy ważą się losy rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream 2, który stanowiłby kropkę nad „i” w uzależnianiu Europy od tej spółki, gdy decyduje się sprawa ewentualnego rozluźnienia sankcji wobec Rosji za napaść na Ukrainę, i gdy Niemcy znajdują się w przededniu wyborów.
W Niemczech wokół tego spotkania zapanowała osobliwa cisza. Wyjaśnienia od ministra Gabriela zażądała jedynie szefowa frakcji Zielonych w Bundestagu Katrin Göring-Eckardt, jednakże wyczerpującej odpowiedzi nie dostała. Można tylko snuć spekulacje. Jeśli w nadchodzącą niedzielę chadekom z CDU/CSU i liberałom z FDP nie uda się zdobyć dostatecznej liczby głosów do utworzenia koalicji, w Niemczech dojdzie prawdopodobnie do kolejnej kadencji rządu unitów z socjaldemokratami z SPD. Co prawda były szef europarlamentu Martin Schulz, kontrkandydat Angeli Merkel na stanowisko kanclerza chciałby w tym drugim przypadku zostać chociaż wicekanclerzem i szefem dyplomacji, jest to jednak mało prawdopodobne. Pomijając różnice poglądów, Merkel woli sama kształtować politykę zagraniczną Niemiec, poza tym zna autorytarne skłonności, konfliktogenny charakter tudzież niewyparzony język Schulza, i po prostu go nie lubi. Na osłodę Schulzowi przypadłby zapewne w udziale inny resort.
Jak można się spodziewać, szefem MSZ pozostanie Gabriel, który do niedawna, bo do stycznia 2017r. kierował resortem gospodarki i energii, a który początkowo sam chciał kandydować na kanclerza, lecz zorientowawszy się, że jego partia ma nikłe szanse na zwycięstwo, ustąpił miejsca Schulzowi z chronicznym przerostem ambicji. Jeśli dojdzie do powtórki „wielkiej koalicji” CDU/CSU-SPD, Gabriel prawdopodobnie zachowa dzisiejszą posadę.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Co mają ze sobą wspólnego prezydent Rosji Władimir Putinem, były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder oraz urzędujący szef dyplomacji RFN Sigmar Gabriel? Tych pierwszych łączy przyjaźń i interesy, w tym polityczne, dwóch ostatnich partia, a całą trójkę…, no właśnie, co?
Niby nic ważnego się nie stało, niedawne spotkanie tej trójki „na kolacji” przebiegło bez echa. A jednak chyba nie było bez znaczenia. W polityce, zwłaszcza rosyjskiej, nic nie dzieje się przypadkowo. Tym bardziej w takich okolicznościach, gdy ekskanclerz, dziś lobbysta Kremla obejmuje kolejne, eksponowane stanowisko w sektorze energetycznym, będącym ważnym narzędziem rosyjskiej polityki zagranicznej, gdy ważą się losy rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream 2, który stanowiłby kropkę nad „i” w uzależnianiu Europy od tej spółki, gdy decyduje się sprawa ewentualnego rozluźnienia sankcji wobec Rosji za napaść na Ukrainę, i gdy Niemcy znajdują się w przededniu wyborów.
W Niemczech wokół tego spotkania zapanowała osobliwa cisza. Wyjaśnienia od ministra Gabriela zażądała jedynie szefowa frakcji Zielonych w Bundestagu Katrin Göring-Eckardt, jednakże wyczerpującej odpowiedzi nie dostała. Można tylko snuć spekulacje. Jeśli w nadchodzącą niedzielę chadekom z CDU/CSU i liberałom z FDP nie uda się zdobyć dostatecznej liczby głosów do utworzenia koalicji, w Niemczech dojdzie prawdopodobnie do kolejnej kadencji rządu unitów z socjaldemokratami z SPD. Co prawda były szef europarlamentu Martin Schulz, kontrkandydat Angeli Merkel na stanowisko kanclerza chciałby w tym drugim przypadku zostać chociaż wicekanclerzem i szefem dyplomacji, jest to jednak mało prawdopodobne. Pomijając różnice poglądów, Merkel woli sama kształtować politykę zagraniczną Niemiec, poza tym zna autorytarne skłonności, konfliktogenny charakter tudzież niewyparzony język Schulza, i po prostu go nie lubi. Na osłodę Schulzowi przypadłby zapewne w udziale inny resort.
Jak można się spodziewać, szefem MSZ pozostanie Gabriel, który do niedawna, bo do stycznia 2017r. kierował resortem gospodarki i energii, a który początkowo sam chciał kandydować na kanclerza, lecz zorientowawszy się, że jego partia ma nikłe szanse na zwycięstwo, ustąpił miejsca Schulzowi z chronicznym przerostem ambicji. Jeśli dojdzie do powtórki „wielkiej koalicji” CDU/CSU-SPD, Gabriel prawdopodobnie zachowa dzisiejszą posadę.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/358837-waszyngton-stawia-na-merkel-merkel-stawia-na-siebie-dziwne-spotkanie-szefa-dyplomacji-rfn-z-putinem