Przemówienie Jeana-Claude’a Junckera (13 września 2017 r.) podsumowujące kondycję Unii Europejskiej zaczęło się od typowych dla unijnej nowomowy ogólników, ale potem było już coraz groźniej. Na początku Juncker opowiadał, że rok wcześniej Unia Europejska była w kryzysie, ale minęło 12 miesięcy i plan wyjścia z tego kryzysu został wspaniale zrealizowany. Już piąty rok UE pomyślnie odbudowuje gospodarki i dziewiąty rok z rzędu zmniejszania bezrobocie. Deficyt finansów publicznych zmniejszył się czterokrotnie. Wespół w zespół przywraca się w Unii unijność, a Europa nabrała wiatru w żagle. Ale trzeba dokończyć plan przyjęty rok temu w Bratysławie. Tak, żeby w 2025 r. UE była silniejsza, bardziej zjednoczona i demokratyczna. Aby to osiągnąć, trzeba rozwijać handel, bo każdy dodatkowy miliard z unijnego eksportu to 14 tys. miejsc pracy. UE zawarła układy handlowe z Kanadą i Japonią, kończy porozumienia z Meksykiem i państwami Ameryki Południowej, rozpocznie negocjacje z Australią i Nową Zelandią. Potrzebna jest nowa polityka przemysłowa. Europa ma też być liderem polityki klimatycznej i chociaż USA wyzbyły się ambicji, UE chce „uczynić naszą planetę znowu wielką”.
Po ogólnikach przyszedł czas na co najmniej ryzykowne propozycje. Oto Komisja ma przedstawić rozwiązania dotyczące redukcji emisji dwutlenku węgla w sektorze transportu, co dla Polski może oznaczać równie wielkie kłopoty, jak w wypadku energetyki. Juncker zapowiedział też, że UE nie porzuci dotychczasowej polityki migracyjnej, tylko chce lepiej zabezpieczyć zewnętrzne granice, co już się dzieje. Radykalnie ograniczono liczbę imigrantów ginących w drodze do Europy, bo UE nie może pozwolić, by ludzie umierali na morzu. Choć Junckera martwi, że nie wszystkie państwa są solidarne w kwestii przyjmowania imigrantów, trzeba okazywać solidarność. Dlatego UE powinna być dumna z tego, że w 2016 r. przygarnęła 720 tys. uchodźców – trzy razy tyle, ile razem USA, Kanada i Australia. Europa musi pozostać kontynentem solidarnym z tymi, którzy stali się uchodźcami, ale będzie konsekwentnie cofać tych, którzy przybyli nielegalnie i starać się pomagać na miejscu, szczególnie w Afryce. Nielegalnej imigracji nie ograniczy się, jeśli nie będzie legalnych dróg dla imigrantów. A muszą być, gdyż legalna imigracja jest koniecznością dla starzejącej się Europy. Tzw. Niebieska Karta ma ułatwiać napływ do Europy wykwalifikowanych imigrantów. Usłyszeliśmy więc wszystkie bajki na temat imigracji, możliwości jej kontrolowania i przyjmowania prawie wyłącznie fachowców. Wcześniej też tak miało być, a skończyło się katastrofą. I ta katastrofa ma być kontynuowana, bo między bajkami a realiami leży Rów Mariański.
Juncker opowiadał, jak to w marcu 2017 r. Komisja Europejska zaprezentowała Białą Księgę zawierającą pięć scenariuszy rozwoju do roku 2025. I założone cele powinny być osiągnięte na drodze jak najszerszego konsensusu i w drodze demokratycznej debaty, która zresztą się toczy. Jest więc dobrze, a będzie jeszcze lepiej, czego wprawdzie nie potwierdzają fakty, ale nie można pozwolić, by psuły one wspaniałą wizję. Tę wizję Juncker nazwał „szóstym scenariuszem”, opartym na jego bogatym doświadczeniu pracy dla Europy. Bywało różnie, lecz obecny szef KE nigdy nie przestał kochać Europy. Ale nie ma miłości bez cierpienia. A cierpienie wywołuje u Junckera przede wszystkim nieprzestrzeganie europejskich wartości. Bo przecież Europa to nie tylko wspólny rynek i waluta euro, lecz właśnie wartości. Szczególnie ważne są wolność, równość i praworządność. Wolność dla obywateli i dziennikarzy, żeby jedni opisywali wspaniały świat UE, a drudzy go umacniali. Oczywiście w duchu postępu, czyli zwalczając wszelkie wstecznictwo.
Juncker pięknie mówił o równości wszystkim państw członkowskich UE: dużych i małych, ze wschodu i zachodu, z północy i południa. Mówił, że Europa musi oddychać oboma płucami: wschodnim i zachodnim. W unii równych nie może być obywateli i pracowników drugiej kategorii. Pracownicy powinni zarabiać tyle samo za tę samą pracę w tym samym miejscu. W unii równych nie może też być konsumentów drugiej kategorii, np. produktów żywnościowych lepszych dla jednych i gorszych dla drugich. Nie może być, ale są. Przede wszystkim są równiejsze państwa, ale tego akurat przewodniczący KE nie zauważył. Dostrzegł natomiast bezwzględny prymat rządów prawa i konieczność istnienia niezależnego sądownictwa. Jego zwornikiem jest Trybunał Sprawiedliwości UE, mający ostateczne zdanie, z którym trzeba się bezwzględnie liczyć. Rządy prawa nie są opcjonalne, muszą być regułą. Reguł rządów prawa Juncker nie przedstawił, bo przecież każdy wie, że chodzi o to, co realizują Niemcy, Francja czy Belgia albo Luksemburg. Innych reguł nie ma i być nie może.
Jean-Claude Juncker zaznaczył, że UE trzeba doskonalić, ale nowe traktaty i nowe instytucje to nie jest to, na co ludzie czekają. UE musi się opierać na kompromisie, żeby wszyscy wygrywali, a nie jedni zwyciężali kosztem innych. Nie powiedział jednak, kto dotychczas wygrywał i czyim kosztem, bo mogłoby się okazać, że to te same państwa, które są wzorcem z Sevres reguł praworządności. Zaznaczył, że trzeba poszerzyć strefę Schengen o Bułgarię i Rumunię, a zaraz potem o Chorwację. A jeśli chcemy, by euro nie dzieliło, lecz łączyło, nie może być walutą wybranej grupy państw. Musi być walutą całej UE. Z kolei jeśli banki mają działać wedle tych samych reguł, wszystkie państwa powinny przystąpić do Unii Bankowej. W ten sposób zminimalizuje się ryzyko w państwach najbardziej narażonych na niestabilność. Z tego wszystkiego wynika, że UE ma być superpaństwem, a najważniejsze narzędzia suwerenności trzeba znieść, bo przeszkadzają w urzeczywistnieniu idei superpaństwa. Podobnie, jeśli chcemy walczyć z socjalnym dumpingiem, wszyscy muszą zaakceptować założenia Europejskiego Filaru Praw Socjalnych. Jeśli wszędzie ma być tak samo, konkurencja musi być czymś złym.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przemówienie Jeana-Claude’a Junckera (13 września 2017 r.) podsumowujące kondycję Unii Europejskiej zaczęło się od typowych dla unijnej nowomowy ogólników, ale potem było już coraz groźniej. Na początku Juncker opowiadał, że rok wcześniej Unia Europejska była w kryzysie, ale minęło 12 miesięcy i plan wyjścia z tego kryzysu został wspaniale zrealizowany. Już piąty rok UE pomyślnie odbudowuje gospodarki i dziewiąty rok z rzędu zmniejszania bezrobocie. Deficyt finansów publicznych zmniejszył się czterokrotnie. Wespół w zespół przywraca się w Unii unijność, a Europa nabrała wiatru w żagle. Ale trzeba dokończyć plan przyjęty rok temu w Bratysławie. Tak, żeby w 2025 r. UE była silniejsza, bardziej zjednoczona i demokratyczna. Aby to osiągnąć, trzeba rozwijać handel, bo każdy dodatkowy miliard z unijnego eksportu to 14 tys. miejsc pracy. UE zawarła układy handlowe z Kanadą i Japonią, kończy porozumienia z Meksykiem i państwami Ameryki Południowej, rozpocznie negocjacje z Australią i Nową Zelandią. Potrzebna jest nowa polityka przemysłowa. Europa ma też być liderem polityki klimatycznej i chociaż USA wyzbyły się ambicji, UE chce „uczynić naszą planetę znowu wielką”.
Po ogólnikach przyszedł czas na co najmniej ryzykowne propozycje. Oto Komisja ma przedstawić rozwiązania dotyczące redukcji emisji dwutlenku węgla w sektorze transportu, co dla Polski może oznaczać równie wielkie kłopoty, jak w wypadku energetyki. Juncker zapowiedział też, że UE nie porzuci dotychczasowej polityki migracyjnej, tylko chce lepiej zabezpieczyć zewnętrzne granice, co już się dzieje. Radykalnie ograniczono liczbę imigrantów ginących w drodze do Europy, bo UE nie może pozwolić, by ludzie umierali na morzu. Choć Junckera martwi, że nie wszystkie państwa są solidarne w kwestii przyjmowania imigrantów, trzeba okazywać solidarność. Dlatego UE powinna być dumna z tego, że w 2016 r. przygarnęła 720 tys. uchodźców – trzy razy tyle, ile razem USA, Kanada i Australia. Europa musi pozostać kontynentem solidarnym z tymi, którzy stali się uchodźcami, ale będzie konsekwentnie cofać tych, którzy przybyli nielegalnie i starać się pomagać na miejscu, szczególnie w Afryce. Nielegalnej imigracji nie ograniczy się, jeśli nie będzie legalnych dróg dla imigrantów. A muszą być, gdyż legalna imigracja jest koniecznością dla starzejącej się Europy. Tzw. Niebieska Karta ma ułatwiać napływ do Europy wykwalifikowanych imigrantów. Usłyszeliśmy więc wszystkie bajki na temat imigracji, możliwości jej kontrolowania i przyjmowania prawie wyłącznie fachowców. Wcześniej też tak miało być, a skończyło się katastrofą. I ta katastrofa ma być kontynuowana, bo między bajkami a realiami leży Rów Mariański.
Juncker opowiadał, jak to w marcu 2017 r. Komisja Europejska zaprezentowała Białą Księgę zawierającą pięć scenariuszy rozwoju do roku 2025. I założone cele powinny być osiągnięte na drodze jak najszerszego konsensusu i w drodze demokratycznej debaty, która zresztą się toczy. Jest więc dobrze, a będzie jeszcze lepiej, czego wprawdzie nie potwierdzają fakty, ale nie można pozwolić, by psuły one wspaniałą wizję. Tę wizję Juncker nazwał „szóstym scenariuszem”, opartym na jego bogatym doświadczeniu pracy dla Europy. Bywało różnie, lecz obecny szef KE nigdy nie przestał kochać Europy. Ale nie ma miłości bez cierpienia. A cierpienie wywołuje u Junckera przede wszystkim nieprzestrzeganie europejskich wartości. Bo przecież Europa to nie tylko wspólny rynek i waluta euro, lecz właśnie wartości. Szczególnie ważne są wolność, równość i praworządność. Wolność dla obywateli i dziennikarzy, żeby jedni opisywali wspaniały świat UE, a drudzy go umacniali. Oczywiście w duchu postępu, czyli zwalczając wszelkie wstecznictwo.
Juncker pięknie mówił o równości wszystkim państw członkowskich UE: dużych i małych, ze wschodu i zachodu, z północy i południa. Mówił, że Europa musi oddychać oboma płucami: wschodnim i zachodnim. W unii równych nie może być obywateli i pracowników drugiej kategorii. Pracownicy powinni zarabiać tyle samo za tę samą pracę w tym samym miejscu. W unii równych nie może też być konsumentów drugiej kategorii, np. produktów żywnościowych lepszych dla jednych i gorszych dla drugich. Nie może być, ale są. Przede wszystkim są równiejsze państwa, ale tego akurat przewodniczący KE nie zauważył. Dostrzegł natomiast bezwzględny prymat rządów prawa i konieczność istnienia niezależnego sądownictwa. Jego zwornikiem jest Trybunał Sprawiedliwości UE, mający ostateczne zdanie, z którym trzeba się bezwzględnie liczyć. Rządy prawa nie są opcjonalne, muszą być regułą. Reguł rządów prawa Juncker nie przedstawił, bo przecież każdy wie, że chodzi o to, co realizują Niemcy, Francja czy Belgia albo Luksemburg. Innych reguł nie ma i być nie może.
Jean-Claude Juncker zaznaczył, że UE trzeba doskonalić, ale nowe traktaty i nowe instytucje to nie jest to, na co ludzie czekają. UE musi się opierać na kompromisie, żeby wszyscy wygrywali, a nie jedni zwyciężali kosztem innych. Nie powiedział jednak, kto dotychczas wygrywał i czyim kosztem, bo mogłoby się okazać, że to te same państwa, które są wzorcem z Sevres reguł praworządności. Zaznaczył, że trzeba poszerzyć strefę Schengen o Bułgarię i Rumunię, a zaraz potem o Chorwację. A jeśli chcemy, by euro nie dzieliło, lecz łączyło, nie może być walutą wybranej grupy państw. Musi być walutą całej UE. Z kolei jeśli banki mają działać wedle tych samych reguł, wszystkie państwa powinny przystąpić do Unii Bankowej. W ten sposób zminimalizuje się ryzyko w państwach najbardziej narażonych na niestabilność. Z tego wszystkiego wynika, że UE ma być superpaństwem, a najważniejsze narzędzia suwerenności trzeba znieść, bo przeszkadzają w urzeczywistnieniu idei superpaństwa. Podobnie, jeśli chcemy walczyć z socjalnym dumpingiem, wszyscy muszą zaakceptować założenia Europejskiego Filaru Praw Socjalnych. Jeśli wszędzie ma być tak samo, konkurencja musi być czymś złym.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/357797-nie-bagatelizujmy-wystapienia-junckera-bo-kryje-sie-za-nim-unijne-superpanstwo-ignorujace-wole-narodow