Należało zwrócić uwagę na pewnego rodzaju szantaż Helmuta Kohla z marca 1990 r. Kanclerz Niemiec uzależnił wówczas publicznie uznanie przez Niemcy granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej od dwóch spraw. Po pierwsze, od porzucenia przez Polskę sprawy ubiegania się o reparacje. A po drugie, od traktatowego uznania praw mniejszości niemieckiej w Polsce. Rząd Tadeusza Mazowieckiego przyjął warunki rządu Kohla. Nie chcę oceniać, czy była to decyzja słuszna, ale takie są fakty. U źródeł tego tak bardzo reklamowanego przez Niemcy pojednania stała właśnie dość bezwzględna presja na rząd polski w sprawie reparacji
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Stanisław Żerko z Instytutu Zachodniego w Poznaniu.
wPolityce.pl: W poniedziałek na stronie Sejmu opublikowano ekspertyzę Biura Analiz Sejmowych dot. reparacji wojennych. Stwierdzono w niej, że Polsce przysługują roszczenia wobec Republiki Federalnej Niemiec. Jak pan ocenia tę ekspertyzę?
Prof. Stanisław Żerko: Tekst BAS jest kopalnią informacji i dobrze, że analiza została wprowadzona do publicznego obiegu. Jednak uważam ekspertyzę za słabą. Czekałem na nią z dużym oczekiwaniem, liczyłem, że eksperci sejmowi mają jakiegoś asa w rękawie, jednak rozczarowałem się.
Czym najbardziej?
Przede wszystkim w ekspertyzie nie ma ani słowa o tym, w jaki sposób i przed jaką instancją międzynarodową Polska może ubiegać się o swoje prawa i dochodzić reparacji. Ekspertyza jest wprawdzie obszerna, ale mocno niespójna. Duża część wywodów dotyczy kwestii drugo-, a nawet trzeciorzędnych. Natomiast pominięto niektóre istotne kwestie. Brakuje mi bardziej szczegółowego odniesienia się do stanowiska strony niemieckiej. Dziwi mnie też, że tekst został oparty wyłącznie na polskiej literaturze przedmiotu. Brakuje zwłaszcza opracowań tekstów opublikowanych w Niemczech.
Czyli, żeby polski rząd mógł ubiegać się o reparacje wojenne potrzebne będą kolejne ekspertyzy?
Powiedzmy jasno: to opracowanie nie daje rządowi żadnego narzędzia, by można było skutecznie ubiegać się o reparacje. Minister Waszczykowski powiedział w poniedziałek, że rząd, a także ministerstwo będą zamawiać kolejne ekspertyzy. Jestem sceptyczny w tej kwestii.
Panie profesorze, jaki więc mamy stan faktyczny?
Ustalmy pewne sprawy. Po pierwsze, Polsce reparacje się należały. Po drugie, niesuwerenna Polska została pozbawiona praw do reparacji w brutalny sposób przez ZSRR. Natomiast Republika Federalna Niemiec ten fakt w sposób bezwzględny i cyniczny od początku wykorzystywała i wykorzystuje. A wreszcie, po trzecie, bardzo dobrze się stało, że kwestia reparacji została podniesiona i jest przedmiotem debaty publicznej. Nie może być przecież żadnych białych plam w stosunkach polsko-niemieckich tylko dlatego, że popsułoby to relacje z naszym sojusznikiem. Przerabialiśmy to już w PRL w odniesieniu do relacji polsko-radzieckich.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Należało zwrócić uwagę na pewnego rodzaju szantaż Helmuta Kohla z marca 1990 r. Kanclerz Niemiec uzależnił wówczas publicznie uznanie przez Niemcy granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej od dwóch spraw. Po pierwsze, od porzucenia przez Polskę sprawy ubiegania się o reparacje. A po drugie, od traktatowego uznania praw mniejszości niemieckiej w Polsce. Rząd Tadeusza Mazowieckiego przyjął warunki rządu Kohla. Nie chcę oceniać, czy była to decyzja słuszna, ale takie są fakty. U źródeł tego tak bardzo reklamowanego przez Niemcy pojednania stała właśnie dość bezwzględna presja na rząd polski w sprawie reparacji
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Stanisław Żerko z Instytutu Zachodniego w Poznaniu.
wPolityce.pl: W poniedziałek na stronie Sejmu opublikowano ekspertyzę Biura Analiz Sejmowych dot. reparacji wojennych. Stwierdzono w niej, że Polsce przysługują roszczenia wobec Republiki Federalnej Niemiec. Jak pan ocenia tę ekspertyzę?
Prof. Stanisław Żerko: Tekst BAS jest kopalnią informacji i dobrze, że analiza została wprowadzona do publicznego obiegu. Jednak uważam ekspertyzę za słabą. Czekałem na nią z dużym oczekiwaniem, liczyłem, że eksperci sejmowi mają jakiegoś asa w rękawie, jednak rozczarowałem się.
Czym najbardziej?
Przede wszystkim w ekspertyzie nie ma ani słowa o tym, w jaki sposób i przed jaką instancją międzynarodową Polska może ubiegać się o swoje prawa i dochodzić reparacji. Ekspertyza jest wprawdzie obszerna, ale mocno niespójna. Duża część wywodów dotyczy kwestii drugo-, a nawet trzeciorzędnych. Natomiast pominięto niektóre istotne kwestie. Brakuje mi bardziej szczegółowego odniesienia się do stanowiska strony niemieckiej. Dziwi mnie też, że tekst został oparty wyłącznie na polskiej literaturze przedmiotu. Brakuje zwłaszcza opracowań tekstów opublikowanych w Niemczech.
Czyli, żeby polski rząd mógł ubiegać się o reparacje wojenne potrzebne będą kolejne ekspertyzy?
Powiedzmy jasno: to opracowanie nie daje rządowi żadnego narzędzia, by można było skutecznie ubiegać się o reparacje. Minister Waszczykowski powiedział w poniedziałek, że rząd, a także ministerstwo będą zamawiać kolejne ekspertyzy. Jestem sceptyczny w tej kwestii.
Panie profesorze, jaki więc mamy stan faktyczny?
Ustalmy pewne sprawy. Po pierwsze, Polsce reparacje się należały. Po drugie, niesuwerenna Polska została pozbawiona praw do reparacji w brutalny sposób przez ZSRR. Natomiast Republika Federalna Niemiec ten fakt w sposób bezwzględny i cyniczny od początku wykorzystywała i wykorzystuje. A wreszcie, po trzecie, bardzo dobrze się stało, że kwestia reparacji została podniesiona i jest przedmiotem debaty publicznej. Nie może być przecież żadnych białych plam w stosunkach polsko-niemieckich tylko dlatego, że popsułoby to relacje z naszym sojusznikiem. Przerabialiśmy to już w PRL w odniesieniu do relacji polsko-radzieckich.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/357446-nasz-wywiad-prof-zerko-o-analizie-bas-to-kopalnia-informacji-ale-liczylem-na-wiecej-dobrze-sie-stalo-ze-kwestia-reparacji-zostala-podniesiona