Pogodzili się: taki przekaz płynie i z okolic pałacu prezydenckiego, i z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. Zabawny to prztyczek w nos tych wszystkich, którzy coś budowali na konflikcie PiS z Andrzejem Dudą. Najmocniej dotyczy to Zbigniewa Ziobry i jego środowiska – minister sprawiedliwości traktował zdaje się tę wojnę jako wstęp do rozgrywki o przywództwo na prawicy „po Jarosławie Kaczyńskim”.
W jakiejś mierze dotyczy to i premier Beaty Szydło, która wzięła na siebie ciężar dawania odporu prezydenckim argumentom. Część polityków PiS oburzyła się, kiedy prezydencki rzecznik przypomniał, że to nie ona decyduje o pisowskiej polityce (marszałek Senatu szczerze, inni raczej na pokaz). Tymczasem Jarosław Kaczyński zastanawia się nad jej wymianą i z pewnością nie traktuje akurat jej komfortu za coś przesądzającego o relacjach z prezydentem.
Ludwik Dorn ogłosił, że sam przyjazd Kaczyńskiego do prezydenta oznacza uznanie jego podmiotowości, a może i partnerstwa. Dornowi można przypomnieć, że jeszcze niedawno twierdził, iż prezydent jest w zderzeniu z PiS całkowicie bezbronny. Okazało się, że nie jest. A Jarosław Kaczyński jak by nie był apodyktyczny i pełen emocji w poszczególnych momentach, jest pragmatyczny do bólu. Nie ma zamiaru ryzykować powodzenia swego zasadniczego projektu: wieloletniego rządzenia. Nie ma już czasu aby oglądać swój obóz odsuwany od władzy, jak w roku 2007. A przy sporach z prezydentem taki scenariusz staje się prawdopodobny.
Czy to znaczy, że wszystko teraz potoczy się gładko? Mimo wszystko nie ma tu automatyzmu. Panowie dogadali się podobno tylko co do atmosfery i woli współpracy, ustalili kalendarz tej współpracy, ale nie przepracowali wspólnie projektów ustaw sądowych. To oznacza, że w parlamencie może dochodzić do zderzeń między intencją Dudy, a wolą Kaczyńskiego.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Pogodzili się: taki przekaz płynie i z okolic pałacu prezydenckiego, i z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. Zabawny to prztyczek w nos tych wszystkich, którzy coś budowali na konflikcie PiS z Andrzejem Dudą. Najmocniej dotyczy to Zbigniewa Ziobry i jego środowiska – minister sprawiedliwości traktował zdaje się tę wojnę jako wstęp do rozgrywki o przywództwo na prawicy „po Jarosławie Kaczyńskim”.
W jakiejś mierze dotyczy to i premier Beaty Szydło, która wzięła na siebie ciężar dawania odporu prezydenckim argumentom. Część polityków PiS oburzyła się, kiedy prezydencki rzecznik przypomniał, że to nie ona decyduje o pisowskiej polityce (marszałek Senatu szczerze, inni raczej na pokaz). Tymczasem Jarosław Kaczyński zastanawia się nad jej wymianą i z pewnością nie traktuje akurat jej komfortu za coś przesądzającego o relacjach z prezydentem.
Ludwik Dorn ogłosił, że sam przyjazd Kaczyńskiego do prezydenta oznacza uznanie jego podmiotowości, a może i partnerstwa. Dornowi można przypomnieć, że jeszcze niedawno twierdził, iż prezydent jest w zderzeniu z PiS całkowicie bezbronny. Okazało się, że nie jest. A Jarosław Kaczyński jak by nie był apodyktyczny i pełen emocji w poszczególnych momentach, jest pragmatyczny do bólu. Nie ma zamiaru ryzykować powodzenia swego zasadniczego projektu: wieloletniego rządzenia. Nie ma już czasu aby oglądać swój obóz odsuwany od władzy, jak w roku 2007. A przy sporach z prezydentem taki scenariusz staje się prawdopodobny.
Czy to znaczy, że wszystko teraz potoczy się gładko? Mimo wszystko nie ma tu automatyzmu. Panowie dogadali się podobno tylko co do atmosfery i woli współpracy, ustalili kalendarz tej współpracy, ale nie przepracowali wspólnie projektów ustaw sądowych. To oznacza, że w parlamencie może dochodzić do zderzeń między intencją Dudy, a wolą Kaczyńskiego.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/357135-zgoda-pis-z-prezydentem-wielu-znow-zapomnialo-ze-jaroslaw-kaczynski-jest-do-bolu-pragmatyczny?strona=1