Skoro z obozu „dobrej zmiany” płyną tak niepokojące sygnały, jak twierdzi wielu komentatorów, także sympatyków tego obozu, to dlaczego opozycja nie odtrąbiła swego sukcesu, nie pląsa w zwycięskim tańcu, a nawet nie mówi o rozłamie i rychłym końcu władzy Prawa i Sprawiedliwości? Odwrotnie, opozycja zdaje się być w znacznie głębszej depresji niż wcześniej, a jej liczni sympatycy wieszczą pewną porażkę w kolejnych wyborach. Coś tu wyraźnie nie gra. Dlaczego skoro jest tak źle po stronie władzy, opozycja nie triumfuje? Dlaczego PiS ma notowania przekraczające w niektórych badaniach 40 proc., a aż 71 proc. badanych ma zaufanie do prezydenta Andrzeja Dudy, zaś 56 proc. ufa drugiej w rankingu premier Beacie Szydło? Na pierwszy rzut oka nie gra rozumienie polityki, wykraczające poza trywialne i najczęściej emocjonalne wnioski wynikające z aktualnych wydarzeń, czyli najczęściej tego, co kto o kim powiedział. Paradoksalnie opozycja i przeciętni ludzie widzą więcej niż komentatorzy polityki.
Co jest w miarę zgodnie odnotowywane? Konflikt wokół prezydenckiego weta wobec ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym oraz wymiana „uprzejmości” między urzędnikami ministerstwa sprawiedliwości i kancelarii prezydenta. Nieporozumienia między ministrem obrony Antonim Macierewiczem a szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego Pawłem Solochem (reprezentującym przecież prezydenta). Niedomówienia i pretensje między MSZ a prezydentem w kwestii mianowania niektórych ambasadorów. Wymiana „uprzejmości” między posłami PiS a urzędnikami i zwolennikami prezydenta Andrzeja Dudy. Podejrzenia o nielojalność współtworzących obóz „dobrej zmiany” polityków Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry oraz Polski Razem Jarosława Gowina. Przy czym Ziobro jest ustawiany w kontrze do prezydenta, zaś Gowin jako sojusznik. Do tego dochodzą różne spekulacje na temat wyjątkowej odrębności w rządzie takich ministrów jak Antoni Macierewicz czy Jan Szyszko. Co z tego wszystkiego wynika?
Wymienione już konflikty oraz pola sporów i odrębności sprawiają, że obóz „dobrej zmiany” się nie kurczy, lecz poszerza. I to wcale nie jest paradoks, lecz prawidłowość. Po prostu „dobra zmiana” jest teraz jednocześnie władzą i opozycją, i to opozycją wyraźnie kosztem tej totalnej, utożsamianej głównie z Platformą Obywatelską, Nowoczesną i Komitetem Obrony Demokracji. „Opozycyjność” prezydenta Andrzeja Dudy sprawia, że zyskał on poparcie części klasycznych konserwatystów, sporej części Kościoła, wielu liberałów, środowisk inteligenckich i twórczych, urzędników, nauczycieli, wolnych zawodów. Dla nich wszystkich Andrzej Duda jest o wiele bardziej cywilizowaną opozycją niż ta totalna, a przy tym ma realne możliwości wpływania na rządzących – w przeciwieństwie do totalnej opozycji, która potrafi się tylko awanturować, z czego nic konkretnego nie wynika. „Opozycyjność” prezydenta, wspierana nie tylko przez Polskę Razem, ale i wyraźnie przez Kukiz ’15 oraz niezdecydowanie przez Polskie Stronnictwo Ludowe „odbiera tlen” totalnej opozycji i czyni ją coraz mniej użyteczną. Tym można tłumaczyć ewidentne nastroje depresyjne po stronie totalnej opozycji. Nie ma tam ani cienia triumfalizmu i to jest całkiem racjonalne. Grzegorz Schetyna i inni liderzy PO już zauważyli, że „opozycyjność” prezydenta Dudy przede wszystkim pogrąża ich partię. Pogrąża też oczywiście Nowoczesną Ryszarda Petru.
Nie tylko „opozycyjność” prezydenta poszerza aktywa obozu „dobrej zmiany”. Czyni to także funkcjonowanie kilku silnych ministrów, postrzeganych jako skonfliktowanych z prezydentem Andrzejem Dudą bądź usamodzielnionych w stosunku do premier Beaty Szydło. Ich wyborcy jeszcze mocniej swoich liderów popierają, bo uważają, że tak trzeba w obliczu opisywanych przez media sporów. A jeszcze trzon wyborców PiS czuje się zobowiązany demonstracyjnie wspierać z jednej strony prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a z drugiej – premier Beatę Szydło. Mamy więc nie tylko mobilizację wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości, ale także poszerzenie poparcia o tych wszystkich, którzy uznali za wartość „opozycyjność” prezydenta Andrzeja Dudy. Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro są korzyści, to mamy do czynienia z jakąś „ustawką”, czyli że wszystko zostało zainscenizowane. Tyle tylko, że takie „cuda” zdarzają się w kinie, ale nie w realnej, demokratycznej polityce.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Skoro z obozu „dobrej zmiany” płyną tak niepokojące sygnały, jak twierdzi wielu komentatorów, także sympatyków tego obozu, to dlaczego opozycja nie odtrąbiła swego sukcesu, nie pląsa w zwycięskim tańcu, a nawet nie mówi o rozłamie i rychłym końcu władzy Prawa i Sprawiedliwości? Odwrotnie, opozycja zdaje się być w znacznie głębszej depresji niż wcześniej, a jej liczni sympatycy wieszczą pewną porażkę w kolejnych wyborach. Coś tu wyraźnie nie gra. Dlaczego skoro jest tak źle po stronie władzy, opozycja nie triumfuje? Dlaczego PiS ma notowania przekraczające w niektórych badaniach 40 proc., a aż 71 proc. badanych ma zaufanie do prezydenta Andrzeja Dudy, zaś 56 proc. ufa drugiej w rankingu premier Beacie Szydło? Na pierwszy rzut oka nie gra rozumienie polityki, wykraczające poza trywialne i najczęściej emocjonalne wnioski wynikające z aktualnych wydarzeń, czyli najczęściej tego, co kto o kim powiedział. Paradoksalnie opozycja i przeciętni ludzie widzą więcej niż komentatorzy polityki.
Co jest w miarę zgodnie odnotowywane? Konflikt wokół prezydenckiego weta wobec ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym oraz wymiana „uprzejmości” między urzędnikami ministerstwa sprawiedliwości i kancelarii prezydenta. Nieporozumienia między ministrem obrony Antonim Macierewiczem a szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego Pawłem Solochem (reprezentującym przecież prezydenta). Niedomówienia i pretensje między MSZ a prezydentem w kwestii mianowania niektórych ambasadorów. Wymiana „uprzejmości” między posłami PiS a urzędnikami i zwolennikami prezydenta Andrzeja Dudy. Podejrzenia o nielojalność współtworzących obóz „dobrej zmiany” polityków Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry oraz Polski Razem Jarosława Gowina. Przy czym Ziobro jest ustawiany w kontrze do prezydenta, zaś Gowin jako sojusznik. Do tego dochodzą różne spekulacje na temat wyjątkowej odrębności w rządzie takich ministrów jak Antoni Macierewicz czy Jan Szyszko. Co z tego wszystkiego wynika?
Wymienione już konflikty oraz pola sporów i odrębności sprawiają, że obóz „dobrej zmiany” się nie kurczy, lecz poszerza. I to wcale nie jest paradoks, lecz prawidłowość. Po prostu „dobra zmiana” jest teraz jednocześnie władzą i opozycją, i to opozycją wyraźnie kosztem tej totalnej, utożsamianej głównie z Platformą Obywatelską, Nowoczesną i Komitetem Obrony Demokracji. „Opozycyjność” prezydenta Andrzeja Dudy sprawia, że zyskał on poparcie części klasycznych konserwatystów, sporej części Kościoła, wielu liberałów, środowisk inteligenckich i twórczych, urzędników, nauczycieli, wolnych zawodów. Dla nich wszystkich Andrzej Duda jest o wiele bardziej cywilizowaną opozycją niż ta totalna, a przy tym ma realne możliwości wpływania na rządzących – w przeciwieństwie do totalnej opozycji, która potrafi się tylko awanturować, z czego nic konkretnego nie wynika. „Opozycyjność” prezydenta, wspierana nie tylko przez Polskę Razem, ale i wyraźnie przez Kukiz ’15 oraz niezdecydowanie przez Polskie Stronnictwo Ludowe „odbiera tlen” totalnej opozycji i czyni ją coraz mniej użyteczną. Tym można tłumaczyć ewidentne nastroje depresyjne po stronie totalnej opozycji. Nie ma tam ani cienia triumfalizmu i to jest całkiem racjonalne. Grzegorz Schetyna i inni liderzy PO już zauważyli, że „opozycyjność” prezydenta Dudy przede wszystkim pogrąża ich partię. Pogrąża też oczywiście Nowoczesną Ryszarda Petru.
Nie tylko „opozycyjność” prezydenta poszerza aktywa obozu „dobrej zmiany”. Czyni to także funkcjonowanie kilku silnych ministrów, postrzeganych jako skonfliktowanych z prezydentem Andrzejem Dudą bądź usamodzielnionych w stosunku do premier Beaty Szydło. Ich wyborcy jeszcze mocniej swoich liderów popierają, bo uważają, że tak trzeba w obliczu opisywanych przez media sporów. A jeszcze trzon wyborców PiS czuje się zobowiązany demonstracyjnie wspierać z jednej strony prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a z drugiej – premier Beatę Szydło. Mamy więc nie tylko mobilizację wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości, ale także poszerzenie poparcia o tych wszystkich, którzy uznali za wartość „opozycyjność” prezydenta Andrzeja Dudy. Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro są korzyści, to mamy do czynienia z jakąś „ustawką”, czyli że wszystko zostało zainscenizowane. Tyle tylko, że takie „cuda” zdarzają się w kinie, ale nie w realnej, demokratycznej polityce.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/356919-nie-placzcie-nad-konfliktami-w-obozie-wladzy-na-razie-ich-skutki-poszerzaja-poparcie-i-szkodza-opozycji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.