Bardzo sprytnie przez lata udawało się Niemcom po 1990 r. ustawiać w Polsce debatę o Niemcach i Niemczech. Ustawiać tak, żeby sami Polacy się cenzurowali i unikali niewygodnych dla Niemców tematów, a za ich poruszenie - przepraszali. Najważniejsze było wykreowanie Niemiec w roli tego państwa, które najpierw ciągnie Polskę do Unii Europejskiej, później ciągnie naszą gospodarkę i zapewnia jej wysoki wzrost, a na końcu stabilizuje już osiągniętą pozycję polityczną w UE oraz gwarantuje dobrobyt (wciąż względny, ale jednak). Z tych powodów Niemcom możemy być tylko wdzięczni i zachęcać niemieckich polityków do umocnienia ich przywództwa w UE, a w Polakach ugruntowania przekonania, że realnie powinniśmy, chcemy i możemy orientować się tylko na Niemcy. I do tego zmierzały główne tezy głośnego przemówienia Radosława Sikorskiego 28 listopada 2011 r. w Berlinie. Sikorski nazwał je „Polska a przyszłość Unii Europejskiej”, ale faktycznie powinno mieć tytuł: „Niemcy a przyszłość Polski i Unii Europejskiej”.
U progu 2012 r. dla ówczesnych elit rządzących Polską, czyli dla najważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej było jasne, że bez silnych Niemiec, a wręcz bez niemieckiej Europy nie będzie wolnej i dostatniej Polski. I druga kadencja rządu Donalda Tuska, z Radosławem Sikorskim jako szefem MSZ, została tak ustawiona strategicznie, aby Niemcy odegrały oczekiwaną rolę. A główni inżynierowie tej koncepcji strategicznej, czyli Tusk i Sikorski mieli zostać przez Berlin nagrodzeni wysokimi stanowiskami w instytucjach UE. Żeby w Brukseli działać zgodnie z tym, co Radosław Sikorski powiedział w Berlinie, a premier Donald Tusk autoryzował i rozwijał podczas częstych spotkań z kanclerz Angelą Merkel. Wyszło trochę inaczej, bo Tusk Sikorskiego jedynie zwodził i posadę załatwił tylko dla siebie, gdyż dwie znakomite fuchy nie były realne w tym samym czasie. Ale jako przewodniczący Rady Europejskiej Tusk pracuje za dwóch, żeby proniemiecką strategię zrealizować. Nie dziwi więc, że zanim 9 marca 2017 r. wybrano Donalda Tuska na drugą kadencję, o tym, że tak właśnie powinno być i będzie kanclerz Angela Merkel obwieściła kilka godzin wcześniej na sali plenarnej Bundestagu. Co było jasnym komunikatem, że w pierwszej kolejności była to wewnętrzna sprawa niemiecka, a nie unijna czy polska.
Osadzenie przez Berlin Donalda Tuska na unijnym stolcu i przedłużenie jego kadencji były ukoronowaniem wieloletniej strategii coraz mocniejszego wpisywania Niemiec w polską politykę. Każdemu, kto zna czasy PRL, musi to przypominać orientowanie się na ZSRS. 10 lutego 1976 r. ówczesny Sejm przegłosował m.in. taką poprawkę w konstytucji: Polska Rzeczpospolita Ludowa „nawiązuje do szczytnych tradycji solidarności z siłami wolności i postępu, umacnia przyjaźń i współpracę ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich”. Obecnie nie trzeba zapisu w konstytucji RP, żeby Niemcy odgrywały podobną rolę. A z tym wiążą się oczywiście określone zobowiązania. Przede wszystkim takie, i nie dotyczy to tylko rządów PO, że czas skończyć z wojennymi rozliczeniami, z obarczaniem współczesnych Niemców za zbrodnie ich ojców, dziadków i pradziadków. Trzeba patrzeć w przyszłość, a nie grzebać się w przeszłości.
Przewodnie hasło orientacji na przyszłość brzmiało: budujmy z Niemcami wspólną Europę bez rozdrapywania ran i wypominania win. Albo po prostu zdajmy się na to, co robią sami Niemcy, bo oni dostatecznie głęboko i szczerze przemyśleli straszne czasy nazizmu i wyszło im, że sami byli ofiarami okropnych nazistów, niemających w gruncie rzeczy narodowości. Jednym z przejawów szczerego i głębokiego rozliczenia z nazistowską przeszłością i okupacją Niemiec przez nazistów były niemieckie filmy i seriale, szczególnie produkcja publicznej telewizji ZDF „Nasze matki, nasi ojcowie”. Dlatego ten serial Telewizja Polska, rządzona wtedy przez PO i prezesa Juliusza Brauna, pokazała już trzy miesiące po niemieckiej premierze (pierwszą część wyemitowano 17 czerwca 2013 r.). Potem niemiecki serial pokazano w ponad stu krajach świata i widzowie mogli się dowiedzieć, iż Niemcy się z nazizmem (i antysemityzmem) gruntownie rozliczyli, natomiast Polacy wciąż mają z tym problem. I twórcy serialu wyjaśnili, iż wprost wynika to z kultu Armii Krajowej, gdzie antysemitów było wielu. Serial „Nasze matki, nasi ojcowie” doskonale wpisał się w wypracowywaną od połowy lat 50. (najpierw przez tajne służby zatrudniające niemieckich zbrodniarzy wojennych, czyli tzw. Agencję 114) wybieloną wersję polityki historycznej. To agencja 114 wrzuciła do obiegu termin „polskie obozy koncentracyjne”. A wybielona wersja polityki historycznej polegała na oddzieleniu zbrodni tzw. nazistów od Niemców, wychwalaniu głębi niemieckich rozliczeń, wielkiej pracy moralnej w uznaniu niemieckich win i przezwyciężeniu przekleństwa tych win oraz w znajdowaniu wspólników nazistów, przede wszystkim wśród Polaków. Wszystko to dla lepszej przyszłości oraz wspólnego budowania nowej, pokojowej i bogatej Europy, wespół w zespół Niemców i Polaków.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Bardzo sprytnie przez lata udawało się Niemcom po 1990 r. ustawiać w Polsce debatę o Niemcach i Niemczech. Ustawiać tak, żeby sami Polacy się cenzurowali i unikali niewygodnych dla Niemców tematów, a za ich poruszenie - przepraszali. Najważniejsze było wykreowanie Niemiec w roli tego państwa, które najpierw ciągnie Polskę do Unii Europejskiej, później ciągnie naszą gospodarkę i zapewnia jej wysoki wzrost, a na końcu stabilizuje już osiągniętą pozycję polityczną w UE oraz gwarantuje dobrobyt (wciąż względny, ale jednak). Z tych powodów Niemcom możemy być tylko wdzięczni i zachęcać niemieckich polityków do umocnienia ich przywództwa w UE, a w Polakach ugruntowania przekonania, że realnie powinniśmy, chcemy i możemy orientować się tylko na Niemcy. I do tego zmierzały główne tezy głośnego przemówienia Radosława Sikorskiego 28 listopada 2011 r. w Berlinie. Sikorski nazwał je „Polska a przyszłość Unii Europejskiej”, ale faktycznie powinno mieć tytuł: „Niemcy a przyszłość Polski i Unii Europejskiej”.
U progu 2012 r. dla ówczesnych elit rządzących Polską, czyli dla najważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej było jasne, że bez silnych Niemiec, a wręcz bez niemieckiej Europy nie będzie wolnej i dostatniej Polski. I druga kadencja rządu Donalda Tuska, z Radosławem Sikorskim jako szefem MSZ, została tak ustawiona strategicznie, aby Niemcy odegrały oczekiwaną rolę. A główni inżynierowie tej koncepcji strategicznej, czyli Tusk i Sikorski mieli zostać przez Berlin nagrodzeni wysokimi stanowiskami w instytucjach UE. Żeby w Brukseli działać zgodnie z tym, co Radosław Sikorski powiedział w Berlinie, a premier Donald Tusk autoryzował i rozwijał podczas częstych spotkań z kanclerz Angelą Merkel. Wyszło trochę inaczej, bo Tusk Sikorskiego jedynie zwodził i posadę załatwił tylko dla siebie, gdyż dwie znakomite fuchy nie były realne w tym samym czasie. Ale jako przewodniczący Rady Europejskiej Tusk pracuje za dwóch, żeby proniemiecką strategię zrealizować. Nie dziwi więc, że zanim 9 marca 2017 r. wybrano Donalda Tuska na drugą kadencję, o tym, że tak właśnie powinno być i będzie kanclerz Angela Merkel obwieściła kilka godzin wcześniej na sali plenarnej Bundestagu. Co było jasnym komunikatem, że w pierwszej kolejności była to wewnętrzna sprawa niemiecka, a nie unijna czy polska.
Osadzenie przez Berlin Donalda Tuska na unijnym stolcu i przedłużenie jego kadencji były ukoronowaniem wieloletniej strategii coraz mocniejszego wpisywania Niemiec w polską politykę. Każdemu, kto zna czasy PRL, musi to przypominać orientowanie się na ZSRS. 10 lutego 1976 r. ówczesny Sejm przegłosował m.in. taką poprawkę w konstytucji: Polska Rzeczpospolita Ludowa „nawiązuje do szczytnych tradycji solidarności z siłami wolności i postępu, umacnia przyjaźń i współpracę ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich”. Obecnie nie trzeba zapisu w konstytucji RP, żeby Niemcy odgrywały podobną rolę. A z tym wiążą się oczywiście określone zobowiązania. Przede wszystkim takie, i nie dotyczy to tylko rządów PO, że czas skończyć z wojennymi rozliczeniami, z obarczaniem współczesnych Niemców za zbrodnie ich ojców, dziadków i pradziadków. Trzeba patrzeć w przyszłość, a nie grzebać się w przeszłości.
Przewodnie hasło orientacji na przyszłość brzmiało: budujmy z Niemcami wspólną Europę bez rozdrapywania ran i wypominania win. Albo po prostu zdajmy się na to, co robią sami Niemcy, bo oni dostatecznie głęboko i szczerze przemyśleli straszne czasy nazizmu i wyszło im, że sami byli ofiarami okropnych nazistów, niemających w gruncie rzeczy narodowości. Jednym z przejawów szczerego i głębokiego rozliczenia z nazistowską przeszłością i okupacją Niemiec przez nazistów były niemieckie filmy i seriale, szczególnie produkcja publicznej telewizji ZDF „Nasze matki, nasi ojcowie”. Dlatego ten serial Telewizja Polska, rządzona wtedy przez PO i prezesa Juliusza Brauna, pokazała już trzy miesiące po niemieckiej premierze (pierwszą część wyemitowano 17 czerwca 2013 r.). Potem niemiecki serial pokazano w ponad stu krajach świata i widzowie mogli się dowiedzieć, iż Niemcy się z nazizmem (i antysemityzmem) gruntownie rozliczyli, natomiast Polacy wciąż mają z tym problem. I twórcy serialu wyjaśnili, iż wprost wynika to z kultu Armii Krajowej, gdzie antysemitów było wielu. Serial „Nasze matki, nasi ojcowie” doskonale wpisał się w wypracowywaną od połowy lat 50. (najpierw przez tajne służby zatrudniające niemieckich zbrodniarzy wojennych, czyli tzw. Agencję 114) wybieloną wersję polityki historycznej. To agencja 114 wrzuciła do obiegu termin „polskie obozy koncentracyjne”. A wybielona wersja polityki historycznej polegała na oddzieleniu zbrodni tzw. nazistów od Niemców, wychwalaniu głębi niemieckich rozliczeń, wielkiej pracy moralnej w uznaniu niemieckich win i przezwyciężeniu przekleństwa tych win oraz w znajdowaniu wspólników nazistów, przede wszystkim wśród Polaków. Wszystko to dla lepszej przyszłości oraz wspólnego budowania nowej, pokojowej i bogatej Europy, wespół w zespół Niemców i Polaków.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/355870-czekam-az-opozycja-przeprosi-niemcow-za-zadania-reparacji-i-w-ramach-pokuty-odda-im-reszte-mediow