Niemiecka polityka zagraniczna kieruje się przede wszystkim własnymi interesami, ale jednocześnie z ust niemieckich polityków słyszymy odwołania do etyki, moralności, wartości europejskich. I jednocześnie co jest szczególną hipokryzją, ten sam rząd odwołuje się do wymuszonym na Polsce oświadczeniu rządu Bieruta z 1953 roku
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Stanisław Żerko z Instytutu Zachodniego w Poznaniu.
wPolityce.pl: Panie profesorze, co Pan sądzi o artykule „FAZ”, w którym można przeczytać, że Polska nie ma żadnych podstaw, aby żądać odszkodowań od Niemiec?**
Prof. Stanisław Żerko: Nie ma w tym nic nowego. Niemieckie stanowisko, że Polska się zrzekła reparacji, nie zmieniło się. Dodam, że właśnie została również opublikowana nowa ekspertyza przeprowadzona na zlecenie Bundestagu, na którą się powołuje dziennik. Dziwi mnie trochę, że artykuł został opublikowany niemal dokładnie w rocznicę rozpętania przez Niemcy II wojny światowej.
Delikatnie mówiąc, data nie jest trafna.
Nie doszukiwałbym się w tym złośliwości. To raczej bezmyślność i brak wrażliwości, słowem - typowe zachowanie „słonia w sklepie z porcelaną”.
Na jakich podstawach prawnych Polska może się domagać reparacji wojennych od Niemiec?
Należy rozgraniczyć aspekt prawny, polityczny, historyczny, a także etyczny. Jeżeli będziemy się trzymać formalnie drogi prawnej, możemy sobie z góry powiedzieć, że sprawa reparacji została dla Polski w sposób skrajnie niekorzystny rozstrzygnięta. Chodzi przede wszystkim o dwie sprawy.
Jakie?
Po pierwsze, zrzeczenia się reparacji przez rząd Bieruta, który został do tego zmuszony w sierpniu 1953 r. przez sowieckiego hegemona. Rok 1953 to był zenit polskiej zależności od Sowietów. Po 1956 r. sami komuniści przyznawali (w dokumentach wewnętrznych), że zrzeczenie się reparacji było błędem. Jednak nie mogli ponownie podnieść tego wątku. Nie mogli przecież mówić, że wymógł to na nich ZSRR. Zresztą samo pozyskiwanie reparacji niemieckich, a odbywało się to za pośrednictwem ZSRR, bo takie były ustalenia konferencji poczdamskiej, było dla Polski skrajnie niekorzystne.
Dlaczego?
Ponieważ mniej więcej dwa tygodnie po zakończeniu konferencji poczdamskiej rząd sowiecki wymógł na rządzie Edwarda Osóbki-Morawskiego podpisanie umowy wykonawczej do konferencji w Poczdamie. Była to polsko-radziecka umowa handlowa zawarta 16 sierpnia 1945 roku. Polska na podstawie tej umowy miała otrzymywać reparacje niemieckie, ale jednocześnie Sowieci zobowiązali rząd Osóbki-Morawskiego do wieloletniego dostarczania Rosjanom węgla po tzw. specjalnej cenie umownej, która wynosiła niewiele ponad 1 dolar za tonę, przez wiele lat , od 8 do 13 mln ton rocznie. Ta kwota nie pokrywała nawet kosztów wydobycia węgla i transportu. PRL na reparacjach traciła, także z tego względu, że dostawaliśmy sporo osobliwych rzeczy, np. w 1949 roku otrzymaliśmy kilka milionów egzemplarzy książek klasyków marksizmu, leninizmu, stalinizmu (10% wartości reparacji za 1949 r.). Rząd PRL do końca stał na stanowisku, że sprawa reparacji jest przegrana. W ten sposób dochodzimy do roku 1990, gdy ustalano tzw. międzynarodowe ramy zjednoczenia Niemiec. W marcu 1990 r., rząd Helmuta Kohla zaszantażował Polskę. Oświadczył otóż, że zjednoczone Niemcy uznają granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej pod warunkiem, że Polska nie będzie podnosiła już kwestii reparacji oraz uzna mniejszość niemiecką w Polsce. Ciekawa rzecz, że momencie, kiedy ważyła się sprawa zjednoczenia Niemiec, a gdy strona polska próbowała na nowych podstawach ułożyć stosunki z Niemcami, jedynym polskim politykiem, który mówił wówczas o reparacjach był ówczesny marszałek Sejmu prof. Mikołaj Kozakiewicz. Postawa marszałka sejmu bulwersowała niemiecki rząd, Niemcy mieli pretensje, że ktoś tak może stawiać sprawę.
Nie obciążałbym rządu Mazowieckiego za zaniedbanie tej sprawy, bo priorytetem było ostateczne uznanie granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Ze strony niemieckiej dochodziły sygnały, że ta kwestia może zostać niezałatwiona. Przypomnę, że jeszcze w lipcu 1989 r. niemiecki minister finansów w rządzie Kohla Theo Waigel powiedział na zjeździe ziomkostwa Ślązaków w Hanowerze, że zjednoczenie Niemiec powinno obejmować obszary na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. W świetle tych faktów nie stawiałbym zarzutów rządowi Mazowieckiego. Zwłaszcza, że chodziło o uzyskanie pomocy dla Polski w postaci załatwienie rozwiązania gigantycznego zadłużenia PRL (Klub Paryski).
Czy zgadza się Pan z taką intepretacją, że Niemcy specjalnie zawarły traktat „2+4”, bo gdyby zawierały normalny traktat pokojowy, to musiałby do niego wpisać roszczenia???
Niemiecki tygodnik „Der Spiegel” ponad dwa lata temu ujawnił dokumenty z lutego 1990 roku dotyczące decyzji jaką podjął Helmut Kohl, aby zrezygnować z domagania się podpisania traktatu pokojowego, a przecież przez 40 lat Niemcy Zachodnie uważali, ze traktat pokojowy należy podpisać. W lutym 1990 roku ze względu na temat reparacji kanclerz Kohl podjął decyzję, żeby w miejsce traktatu pokojowego podpisać porozumienie „2+4”, w którym nie ma ani słowa o reparacjach. Zdecydowana większość prawników polskich i niemieckich stoi na stanowisku, że był to traktat, który zakończył sprawę Niemiec i konsekwencji II wojny światowej w odniesieniu do Niemiec.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Niemiecka polityka zagraniczna kieruje się przede wszystkim własnymi interesami, ale jednocześnie z ust niemieckich polityków słyszymy odwołania do etyki, moralności, wartości europejskich. I jednocześnie co jest szczególną hipokryzją, ten sam rząd odwołuje się do wymuszonym na Polsce oświadczeniu rządu Bieruta z 1953 roku
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Stanisław Żerko z Instytutu Zachodniego w Poznaniu.
wPolityce.pl: Panie profesorze, co Pan sądzi o artykule „FAZ”, w którym można przeczytać, że Polska nie ma żadnych podstaw, aby żądać odszkodowań od Niemiec?**
Prof. Stanisław Żerko: Nie ma w tym nic nowego. Niemieckie stanowisko, że Polska się zrzekła reparacji, nie zmieniło się. Dodam, że właśnie została również opublikowana nowa ekspertyza przeprowadzona na zlecenie Bundestagu, na którą się powołuje dziennik. Dziwi mnie trochę, że artykuł został opublikowany niemal dokładnie w rocznicę rozpętania przez Niemcy II wojny światowej.
Delikatnie mówiąc, data nie jest trafna.
Nie doszukiwałbym się w tym złośliwości. To raczej bezmyślność i brak wrażliwości, słowem - typowe zachowanie „słonia w sklepie z porcelaną”.
Na jakich podstawach prawnych Polska może się domagać reparacji wojennych od Niemiec?
Należy rozgraniczyć aspekt prawny, polityczny, historyczny, a także etyczny. Jeżeli będziemy się trzymać formalnie drogi prawnej, możemy sobie z góry powiedzieć, że sprawa reparacji została dla Polski w sposób skrajnie niekorzystny rozstrzygnięta. Chodzi przede wszystkim o dwie sprawy.
Jakie?
Po pierwsze, zrzeczenia się reparacji przez rząd Bieruta, który został do tego zmuszony w sierpniu 1953 r. przez sowieckiego hegemona. Rok 1953 to był zenit polskiej zależności od Sowietów. Po 1956 r. sami komuniści przyznawali (w dokumentach wewnętrznych), że zrzeczenie się reparacji było błędem. Jednak nie mogli ponownie podnieść tego wątku. Nie mogli przecież mówić, że wymógł to na nich ZSRR. Zresztą samo pozyskiwanie reparacji niemieckich, a odbywało się to za pośrednictwem ZSRR, bo takie były ustalenia konferencji poczdamskiej, było dla Polski skrajnie niekorzystne.
Dlaczego?
Ponieważ mniej więcej dwa tygodnie po zakończeniu konferencji poczdamskiej rząd sowiecki wymógł na rządzie Edwarda Osóbki-Morawskiego podpisanie umowy wykonawczej do konferencji w Poczdamie. Była to polsko-radziecka umowa handlowa zawarta 16 sierpnia 1945 roku. Polska na podstawie tej umowy miała otrzymywać reparacje niemieckie, ale jednocześnie Sowieci zobowiązali rząd Osóbki-Morawskiego do wieloletniego dostarczania Rosjanom węgla po tzw. specjalnej cenie umownej, która wynosiła niewiele ponad 1 dolar za tonę, przez wiele lat , od 8 do 13 mln ton rocznie. Ta kwota nie pokrywała nawet kosztów wydobycia węgla i transportu. PRL na reparacjach traciła, także z tego względu, że dostawaliśmy sporo osobliwych rzeczy, np. w 1949 roku otrzymaliśmy kilka milionów egzemplarzy książek klasyków marksizmu, leninizmu, stalinizmu (10% wartości reparacji za 1949 r.). Rząd PRL do końca stał na stanowisku, że sprawa reparacji jest przegrana. W ten sposób dochodzimy do roku 1990, gdy ustalano tzw. międzynarodowe ramy zjednoczenia Niemiec. W marcu 1990 r., rząd Helmuta Kohla zaszantażował Polskę. Oświadczył otóż, że zjednoczone Niemcy uznają granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej pod warunkiem, że Polska nie będzie podnosiła już kwestii reparacji oraz uzna mniejszość niemiecką w Polsce. Ciekawa rzecz, że momencie, kiedy ważyła się sprawa zjednoczenia Niemiec, a gdy strona polska próbowała na nowych podstawach ułożyć stosunki z Niemcami, jedynym polskim politykiem, który mówił wówczas o reparacjach był ówczesny marszałek Sejmu prof. Mikołaj Kozakiewicz. Postawa marszałka sejmu bulwersowała niemiecki rząd, Niemcy mieli pretensje, że ktoś tak może stawiać sprawę.
Nie obciążałbym rządu Mazowieckiego za zaniedbanie tej sprawy, bo priorytetem było ostateczne uznanie granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Ze strony niemieckiej dochodziły sygnały, że ta kwestia może zostać niezałatwiona. Przypomnę, że jeszcze w lipcu 1989 r. niemiecki minister finansów w rządzie Kohla Theo Waigel powiedział na zjeździe ziomkostwa Ślązaków w Hanowerze, że zjednoczenie Niemiec powinno obejmować obszary na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. W świetle tych faktów nie stawiałbym zarzutów rządowi Mazowieckiego. Zwłaszcza, że chodziło o uzyskanie pomocy dla Polski w postaci załatwienie rozwiązania gigantycznego zadłużenia PRL (Klub Paryski).
Czy zgadza się Pan z taką intepretacją, że Niemcy specjalnie zawarły traktat „2+4”, bo gdyby zawierały normalny traktat pokojowy, to musiałby do niego wpisać roszczenia???
Niemiecki tygodnik „Der Spiegel” ponad dwa lata temu ujawnił dokumenty z lutego 1990 roku dotyczące decyzji jaką podjął Helmut Kohl, aby zrezygnować z domagania się podpisania traktatu pokojowego, a przecież przez 40 lat Niemcy Zachodnie uważali, ze traktat pokojowy należy podpisać. W lutym 1990 roku ze względu na temat reparacji kanclerz Kohl podjął decyzję, żeby w miejsce traktatu pokojowego podpisać porozumienie „2+4”, w którym nie ma ani słowa o reparacjach. Zdecydowana większość prawników polskich i niemieckich stoi na stanowisku, że był to traktat, który zakończył sprawę Niemiec i konsekwencji II wojny światowej w odniesieniu do Niemiec.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/355841-nasz-wywiad-prof-zerko-niemcy-mowia-o-moralnosci-a-odwoluja-sie-do-wymuszonego-na-polsce-oswiadczenia-rzadu-bieruta-z-1953-r?strona=1