Na liście polityków, których wypowiedziami powinniśmy się przejmować, prezydent Francji nie zajmuje pierwszego miejsca. Nie jest to polityk, który miałby porównywalną pozycję z Chirakiem czy Mitterandem, którzy weszli do historii
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog (Uniwersytet Warszawski).
wPolityce.pl: W Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat praworządności w Polsce. Dotyka nas krytyka ze strony pana Timmermansa i choć część polskich polityków, tak jak Marek Jurek, stara się bronić sprawy polskiej, przedstawiciele Platformy Obywatelskiej - Barbara Kudrycka czy Michał Boni - dziękują Timmermansowi, popierając jego słowa. Jak rozumieć tego typu sytuację?
Prof. Rafał Chwedoruk: Opozycja w ten sposób niewątpliwie utwierdza się w swoim poparciu. Spora część społeczeństwa wszelkie informacje, które płyną z zachodu, a jeszcze dodatkowo mają stempel którejś z instytucji unijnych, traktuje z dużą otwartością, natomiast to nie znaczy, że w ten sam sposób będą odbierać jakieś formy nacisku na Polskę. To nie zmienia w sposób strategiczny tej skali poparcia, jaką ma opozycja. Na dodatek na czoło wysuwają się tutaj osoby, które pełniły funkcje ministerialne w czasach Donalda Tuska, co jest kolejnym elementem tkwienia w tym samym miejscu, zamykania się głównej partii opozycyjnej. Warto zauważyć, że Platforma ma jeden atut względem PiSu, to jest zakorzenienie w strukturach europejskich, od Europejskiej Partii Ludowej po różne urzędnicze funkcje. W naturalny sposób mogłaby być kimś, kto tę sytuację wygrywałbym przedstawiając siebie jako pośrednika, jako kogoś, kto szuka drogi do ograniczenia kryzysu, a nie kogoś, kto tylko i wyłącznie jest jedną ze stron konfliktu. To jest naturalna rola małych opozycyjnych partii, istniejących obok Platformy. Jest znamienne, że wszystkie dotychczasowe protesty uliczne, też mające kontekst europejski, nie przynosiły żadnej trwałej zmiany sondażowej. Długofalowo ten fakt będzie pracował na korzyść PiSu, zwłaszcza że młodsze roczniki Polaków, siłą rzeczy coraz lepiej znające rzeczywistość europejską – nie tylko już naszego kraju – będą dostrzegały różne aspekty funkcjonowania Unii Europejskiej, a przede wszystkim to, że jest to gra interesów i że spory są czymś normalnym, a często dyplomatyczne gesty są tak naprawdę tylko nadbudową nad tym, co jest istotą konfliktu.
Jakie ma to przełożenie na sytuację w polityce krajowej, czy międzynarodowej zwłaszcza z perspektywy rządzącej u nas partii?
Z perspektywy Prawa i Sprawiedliwości po raz kolejny ujawnił się deficyt, ponieważ partia ta nie znajduje się w strukturach Europejskiej Partii Ludowej, chociaż jest największą partią prawicową w Polsce. I jak wiele beneficjów taka przynależność przynosi najlepiej pokazuje sytuacja Viktora Orbana, który może sobie pozwalać na dużo więcej, niż PiS, jeśli chodzi o asertywność wobec głównego nurtu Unii Europejskiej. Wszyscy, którzy krytykują Prawo i Sprawiedliwość na terenie Parlamentu Europejskiego, potem muszą bronić Fideszu i Viktora Orbana przed liberalnymi eurofrakcjami. Nie sądzę, żeby z tej debaty i tego typu nacisków coś wynikało. Pamiętajmy, że niedługo są wybory w Niemczech i, jak sądzę, ich wynik – to na ile Angela Merkel umocni lub nie umocni swojej pozycji – w jakimś sensie wyznaczy azymut nacisków na Polskę i zapewne jakiejś propozycji modus vivendi. Co wynika z różnych szczęśliwych dla Polski zbiegów okoliczności, bo po Brexicie główny nurt Unii Europejskiej w postaci Niemiec, Francji i mniejszych państw musi się bardzo troszczyć o to, żeby nie doszło do kolejnych pęknięć, a w tle tego wszystkiego jest spór z nową administracją amerykańską, która bez entuzjazmu patrzyłaby na umocnienie się Unii Europejskiej pod niemiecką egidą.
Skoro mowa o wyborach w Niemczech, warto przypomnieć, że kilka dni temu sama Angela Merkel skierowała krytyczne słowa przeciw Polsce. A jej główny kontrkandydat w wyborach - Martin Schulz - również znany jest z krytykowania naszego kraju. Jakie przełożenie na sytuację w Polsce będzie miał taki czy inny wynik wyborów w Niemczech?
To pytanie było zasadne do chwili, w której można było liczyć na to, że w Niemczech zaistniałaby zielono-czerwona koalicja, czyli koalicja socjaldemokratów i Partii Zielonych, co jest w tej chwili niemożliwe. Taka koalicja dla Polski miałaby ambiwalentny charakter, to znaczy niewątpliwie naciski w wielu kwestiach nasiliłyby się, natomiast na niwie polityki historycznej rządy lewicy w Niemczech byłyby dla Polski bardzo korzystne. Ona ma bardziej krytyczne podejście do historii. W tej chwili natomiast jest to zupełnie niemożliwe i niemal pewna jest koalicja taka sama, jak w tej chwili. Konsensus tych partii w sprawie wyborów prezydenckich w Niemczech pokazywał, że nie będą oni chętni do zmiany tego, a do tego dochodzi niestabilna sytuacja w Europie – kryzys uchodźczy, Brexit. Proporcje poparcia dla poszczególnych partii – to, czy formalnie CDU miałaby możliwość tworzenia koalicji bez SPD na przykład, z liberałami na przykład – to dla Bundestagu może mieć pewne znaczenie, natomiast dla polskiej polityki cała ta sytuacja pokazuje, że w toczeniu sporów na terenie europejskim nie warto się przejmować personaliami. W systemach partyjnych wielu państw Europy zachodniej oraz wewnątrz partii politycznych zachodzą daleko większe zmiany. Osoby dziś znaczące za chwilę stają się postaciami niewiele znaczącymi. Za chwilę decyzyjni politycy są zupełnie gdzie indziej. Weźmy pod uwagę pana Schulza, który w pewnym momencie stał się istotnym punktem odniesienia w polskiej debacie, a, jak można było się spodziewać, skala jego popularności w Niemczech okazała się być dużo mniejsza i próba uczynienia z niego odnowiciela SPD zakończyła się fiaskiem. Tak samo jest z panem Timmermansem, który raczej niedługo nie będzie już istotną postacią europejskiej polityki, ponieważ jego Partia Pracy w ostatnich wyborach dostała rekordowo niski w swojej historii wynik, około 6 proc., czyli kilka razy mniej, niż w swoich złotych latach otrzymywała. I Timmermans za chwilę też może stać się postacią, która gdzieś w czeluściach urzędniczych Brukseli, Strasburga i okolicach nie będzie tak istotna. A tak naprawdę najwięcej do powiedzenia będą i tak mieli nasi niemieccy partnerzy jako państwo, także CDU/CSU jako podstawa niemieckiej polityki i tu powinniśmy szukać i płaszczyzny dialogu, i płaszczyzny polemiki, a nie wśród polityków, którzy muszą siłą rzeczy odegrać spektakl.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Na liście polityków, których wypowiedziami powinniśmy się przejmować, prezydent Francji nie zajmuje pierwszego miejsca. Nie jest to polityk, który miałby porównywalną pozycję z Chirakiem czy Mitterandem, którzy weszli do historii
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog (Uniwersytet Warszawski).
wPolityce.pl: W Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat praworządności w Polsce. Dotyka nas krytyka ze strony pana Timmermansa i choć część polskich polityków, tak jak Marek Jurek, stara się bronić sprawy polskiej, przedstawiciele Platformy Obywatelskiej - Barbara Kudrycka czy Michał Boni - dziękują Timmermansowi, popierając jego słowa. Jak rozumieć tego typu sytuację?
Prof. Rafał Chwedoruk: Opozycja w ten sposób niewątpliwie utwierdza się w swoim poparciu. Spora część społeczeństwa wszelkie informacje, które płyną z zachodu, a jeszcze dodatkowo mają stempel którejś z instytucji unijnych, traktuje z dużą otwartością, natomiast to nie znaczy, że w ten sam sposób będą odbierać jakieś formy nacisku na Polskę. To nie zmienia w sposób strategiczny tej skali poparcia, jaką ma opozycja. Na dodatek na czoło wysuwają się tutaj osoby, które pełniły funkcje ministerialne w czasach Donalda Tuska, co jest kolejnym elementem tkwienia w tym samym miejscu, zamykania się głównej partii opozycyjnej. Warto zauważyć, że Platforma ma jeden atut względem PiSu, to jest zakorzenienie w strukturach europejskich, od Europejskiej Partii Ludowej po różne urzędnicze funkcje. W naturalny sposób mogłaby być kimś, kto tę sytuację wygrywałbym przedstawiając siebie jako pośrednika, jako kogoś, kto szuka drogi do ograniczenia kryzysu, a nie kogoś, kto tylko i wyłącznie jest jedną ze stron konfliktu. To jest naturalna rola małych opozycyjnych partii, istniejących obok Platformy. Jest znamienne, że wszystkie dotychczasowe protesty uliczne, też mające kontekst europejski, nie przynosiły żadnej trwałej zmiany sondażowej. Długofalowo ten fakt będzie pracował na korzyść PiSu, zwłaszcza że młodsze roczniki Polaków, siłą rzeczy coraz lepiej znające rzeczywistość europejską – nie tylko już naszego kraju – będą dostrzegały różne aspekty funkcjonowania Unii Europejskiej, a przede wszystkim to, że jest to gra interesów i że spory są czymś normalnym, a często dyplomatyczne gesty są tak naprawdę tylko nadbudową nad tym, co jest istotą konfliktu.
Jakie ma to przełożenie na sytuację w polityce krajowej, czy międzynarodowej zwłaszcza z perspektywy rządzącej u nas partii?
Z perspektywy Prawa i Sprawiedliwości po raz kolejny ujawnił się deficyt, ponieważ partia ta nie znajduje się w strukturach Europejskiej Partii Ludowej, chociaż jest największą partią prawicową w Polsce. I jak wiele beneficjów taka przynależność przynosi najlepiej pokazuje sytuacja Viktora Orbana, który może sobie pozwalać na dużo więcej, niż PiS, jeśli chodzi o asertywność wobec głównego nurtu Unii Europejskiej. Wszyscy, którzy krytykują Prawo i Sprawiedliwość na terenie Parlamentu Europejskiego, potem muszą bronić Fideszu i Viktora Orbana przed liberalnymi eurofrakcjami. Nie sądzę, żeby z tej debaty i tego typu nacisków coś wynikało. Pamiętajmy, że niedługo są wybory w Niemczech i, jak sądzę, ich wynik – to na ile Angela Merkel umocni lub nie umocni swojej pozycji – w jakimś sensie wyznaczy azymut nacisków na Polskę i zapewne jakiejś propozycji modus vivendi. Co wynika z różnych szczęśliwych dla Polski zbiegów okoliczności, bo po Brexicie główny nurt Unii Europejskiej w postaci Niemiec, Francji i mniejszych państw musi się bardzo troszczyć o to, żeby nie doszło do kolejnych pęknięć, a w tle tego wszystkiego jest spór z nową administracją amerykańską, która bez entuzjazmu patrzyłaby na umocnienie się Unii Europejskiej pod niemiecką egidą.
Skoro mowa o wyborach w Niemczech, warto przypomnieć, że kilka dni temu sama Angela Merkel skierowała krytyczne słowa przeciw Polsce. A jej główny kontrkandydat w wyborach - Martin Schulz - również znany jest z krytykowania naszego kraju. Jakie przełożenie na sytuację w Polsce będzie miał taki czy inny wynik wyborów w Niemczech?
To pytanie było zasadne do chwili, w której można było liczyć na to, że w Niemczech zaistniałaby zielono-czerwona koalicja, czyli koalicja socjaldemokratów i Partii Zielonych, co jest w tej chwili niemożliwe. Taka koalicja dla Polski miałaby ambiwalentny charakter, to znaczy niewątpliwie naciski w wielu kwestiach nasiliłyby się, natomiast na niwie polityki historycznej rządy lewicy w Niemczech byłyby dla Polski bardzo korzystne. Ona ma bardziej krytyczne podejście do historii. W tej chwili natomiast jest to zupełnie niemożliwe i niemal pewna jest koalicja taka sama, jak w tej chwili. Konsensus tych partii w sprawie wyborów prezydenckich w Niemczech pokazywał, że nie będą oni chętni do zmiany tego, a do tego dochodzi niestabilna sytuacja w Europie – kryzys uchodźczy, Brexit. Proporcje poparcia dla poszczególnych partii – to, czy formalnie CDU miałaby możliwość tworzenia koalicji bez SPD na przykład, z liberałami na przykład – to dla Bundestagu może mieć pewne znaczenie, natomiast dla polskiej polityki cała ta sytuacja pokazuje, że w toczeniu sporów na terenie europejskim nie warto się przejmować personaliami. W systemach partyjnych wielu państw Europy zachodniej oraz wewnątrz partii politycznych zachodzą daleko większe zmiany. Osoby dziś znaczące za chwilę stają się postaciami niewiele znaczącymi. Za chwilę decyzyjni politycy są zupełnie gdzie indziej. Weźmy pod uwagę pana Schulza, który w pewnym momencie stał się istotnym punktem odniesienia w polskiej debacie, a, jak można było się spodziewać, skala jego popularności w Niemczech okazała się być dużo mniejsza i próba uczynienia z niego odnowiciela SPD zakończyła się fiaskiem. Tak samo jest z panem Timmermansem, który raczej niedługo nie będzie już istotną postacią europejskiej polityki, ponieważ jego Partia Pracy w ostatnich wyborach dostała rekordowo niski w swojej historii wynik, około 6 proc., czyli kilka razy mniej, niż w swoich złotych latach otrzymywała. I Timmermans za chwilę też może stać się postacią, która gdzieś w czeluściach urzędniczych Brukseli, Strasburga i okolicach nie będzie tak istotna. A tak naprawdę najwięcej do powiedzenia będą i tak mieli nasi niemieccy partnerzy jako państwo, także CDU/CSU jako podstawa niemieckiej polityki i tu powinniśmy szukać i płaszczyzny dialogu, i płaszczyzny polemiki, a nie wśród polityków, którzy muszą siłą rzeczy odegrać spektakl.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/355590-nasz-wywiad-prof-chwedoruk-timmermans-moze-stac-sie-postacia-ktora-w-czelusciach-urzedniczych-brukseli-nie-bedzie-juz-istotna