Myślę, że biorąc pod uwagę kontekst, w jakim słowa zostały wypowiedziane i obecną politykę niemiecką, kanclerz Merkel starała się nie dolewać oliwy do ognia
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
wPolityce.pl: Panie doktorze, co pan sądzi o wypowiedziach pani kanclerz Angeli Merkel na temat praworządności w Polsce? Jak je należy traktować?
Dr Sławomir Dębski, dyrektor PISM: Analizując wypowiedź Pani Kanclerz Niemiec, należy zwrócić uwagę na jej kontekst. W Niemczech kampania wyborcza wkracza w ostatnią, decydującą fazę. Stronnictwo polityczne któremu przewodzi Pani Merkel ma duże szanse na odniesienie wielkiego wyborczego sukcesu. Konferencja, na której Pani Kanclerz została zapytana o spór między Komisją Europejską a Polską, była jednym z najważniejszych jej publicznych wystąpień w ostatniej fazie kampanii wyborczej. Z oczywistych powodów Pani Kanclerz dążyła więc do tego aby poświęcić swoje spotkanie z dziennikarzami sprawom dla Niemiec najważniejszym, czyli polityce wewnętrznej. Inne zagadnienia traktowała ogólnikowo i zdawkowo. W Polsce mamy zaś tradycję nasłuchiwania i przeglądania się w tym, co zagranica mówi się na nasz temat. Najmniejszy szmer jesteśmy w stanie nagłośnić do rangi „orędzia o Polsce”. W tym przypadku było podobnie. Wypowiedź Pani Kanclerz na temat dialogu Polski z Komisją Europejską pojawiła się w sytuacji przymusowej, to znaczy została na konferencji prasowej o tę sprawę przez dziennikarza zapytana. Oczywiście nie mogła zignorować pytania. W toku kampanii wyborczej każdy polityk demokratyczny dąży nie tylko do przekonania jak największej liczby wyborców, lecz także do unikania spraw, które mogą dać paliwo politycznym konkurentom. Tak więc, Pani Merkel zapytana o sprawę Polski musiała udzielić szybkiej odpowiedzi. Z różnych powodów Polska nie ma w Niemczech dobrej prasy, dlatego aby nie dać swoim politycznym konkurentom łatwego paliwa do ataków, powiedziała, że oczywiście nie możemy sprawy ignorować i trzymać języka za zębami, w imię innych racji. Nie poświęciła jednak tej sprawie zbyt wiele czasu, krótko i zdawkowo stwierdziła, że i owszem sprawa jest jej znana i że ją niepokoi.
Ale Angela Merkel podkreśliła, że chodzi w sprawę praworządności w Polsce, i to z jej powodu „nie możemy po prostu trzymać języka za zębami”.
Moim zdanie, gdyby Pani Kanclerz uznała za politycznie potrzebne udzielić bardziej rozbudowanego uzasadnienia dla swoich wątpliwości, to z całą pewnością znalazłaby do tego sposób. Kilka zdawkowych zdań sformułowanych w sytuacji przymusowej, może wskazywać, że Pani kanclerz chciała mieć ten temat jak najszybciej za sobą.. Starała się kierować konferencję prasową w stronę tematów dotyczących niemieckiej polityki wewnętrznej w Niemczech. Myślę, że biorąc pod uwagę kontekst, w jakim słowa zostały wypowiedziane i obecną politykę niemiecką, kanclerz Merkel starała się nie dolewać oliwy do ognia. .
Przyjmijmy, że pani kanclerz Merkel będzie po wyborach dalej pełnić swoją funkcję. Czy można przyjąć, że jej wypowiedzi dotyczące Polski będą bardziej stonowane?
Wówczas będziemy mieli do czynienia z inną sytuacją polityczną, a pani kanclerz będzie cieszyła się odnowionym mandatem politycznym. Jeżeli chodzi o dialog między Komisją Europejską a polskim rządem to myślę, że będzie obserwowany przez wszystkie państwa członkowskie. Tak długo, jak długo nie będą zmuszone do zabierania stanowiska, nie będą tego robić. Jeżeli Komisja Europejska zdecyduje się na uruchomienie procedury, która wymusi opowiedzenie się po którejś ze stron, czy to po stronie Komisji, czy po stronie Polski, wówczas rządy państw członkowskich nie będą miały wyjścia. Ale jak znam politykę, to tak długo jak nie ma absolutnej konieczności, żaden rozsądny polityki nie ma ochoty do ograniczenia własnego pola politycznego manewru i podejmowania jakiś stanowczych decyzji wymagającej analizy zysków i strat. Mam wrażenie, że właśnie teraz Komisja stara się zbudować koalicję przeciwko Polsce. To w ogóle jest dość absurdalna sytuacja, gdy Komisja Europejska jest motywowana własnym interesem politycznym, a nie interesem całej wspólnoty, w tym państwa członkowskiego, które ma traktatowy obowiązek reprezentować. W ten sposób dialog Komisji z Polską staje się instytucjonalnym sporem aksjologicznym o przyszły kształt Unii.
Panie dyrektorze zostawmy już tę wypowiedź kanclerz Angeli Merkel. Chciałem zapytać, jakie wspólne interesy na forum Unii Europejskiej mogą łączyć Niemcy i Polskę?
Sytuacje, że interesy państw Unii są sprzeczne, zdarzają się nieustannie. Komisja Europejska ma minimalizować sprzeczności w interesach państw członkowskich. Mam wrażenie, że ze względu na aspiracje Komisji do odgrywania politycznej roli w kształtowaniu integracji europejskiej, a zwłaszcza w determinowaniu przyszłości UE po wystąpieniu z niej Wielkiej Brytanii, utrudnia to Komisji szukanie wspólnego mianownika wśród sprzecznych interesów występujących między państwami członkowskimi Unii. Komisja traci funkcję arbitra, do której została pierwotnie powołana i staje się kolejnym graczem na europejskiej szachownicy. Mamy więc do czynienia z pewnym, strukturalnym problemem.
Wracając do pańskiego pytania, to muszę przyznać, że nasze interesy raz są sprzeczne z niemieckimi, innym razem są z nimi zbieżne.
Na przykład w jakiej sferze?
Niewątpliwie jesteśmy zainteresowani tym, aby gospodarcze konsekwencje Brexitu dla handlu między Europą a Wyspami Europejskimi były jak najmniejsze. Wynika to z faktu, że nasze rynki są dość silnie zintegrowane, polska gospodarka bardzo silnie współpracuje zarówno z gospodarką Niemiec jak gospodarką brytyjską. Na obszarze ekonomicznym wspólnota interesów pojawia się bardzo często.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Myślę, że biorąc pod uwagę kontekst, w jakim słowa zostały wypowiedziane i obecną politykę niemiecką, kanclerz Merkel starała się nie dolewać oliwy do ognia
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
wPolityce.pl: Panie doktorze, co pan sądzi o wypowiedziach pani kanclerz Angeli Merkel na temat praworządności w Polsce? Jak je należy traktować?
Dr Sławomir Dębski, dyrektor PISM: Analizując wypowiedź Pani Kanclerz Niemiec, należy zwrócić uwagę na jej kontekst. W Niemczech kampania wyborcza wkracza w ostatnią, decydującą fazę. Stronnictwo polityczne któremu przewodzi Pani Merkel ma duże szanse na odniesienie wielkiego wyborczego sukcesu. Konferencja, na której Pani Kanclerz została zapytana o spór między Komisją Europejską a Polską, była jednym z najważniejszych jej publicznych wystąpień w ostatniej fazie kampanii wyborczej. Z oczywistych powodów Pani Kanclerz dążyła więc do tego aby poświęcić swoje spotkanie z dziennikarzami sprawom dla Niemiec najważniejszym, czyli polityce wewnętrznej. Inne zagadnienia traktowała ogólnikowo i zdawkowo. W Polsce mamy zaś tradycję nasłuchiwania i przeglądania się w tym, co zagranica mówi się na nasz temat. Najmniejszy szmer jesteśmy w stanie nagłośnić do rangi „orędzia o Polsce”. W tym przypadku było podobnie. Wypowiedź Pani Kanclerz na temat dialogu Polski z Komisją Europejską pojawiła się w sytuacji przymusowej, to znaczy została na konferencji prasowej o tę sprawę przez dziennikarza zapytana. Oczywiście nie mogła zignorować pytania. W toku kampanii wyborczej każdy polityk demokratyczny dąży nie tylko do przekonania jak największej liczby wyborców, lecz także do unikania spraw, które mogą dać paliwo politycznym konkurentom. Tak więc, Pani Merkel zapytana o sprawę Polski musiała udzielić szybkiej odpowiedzi. Z różnych powodów Polska nie ma w Niemczech dobrej prasy, dlatego aby nie dać swoim politycznym konkurentom łatwego paliwa do ataków, powiedziała, że oczywiście nie możemy sprawy ignorować i trzymać języka za zębami, w imię innych racji. Nie poświęciła jednak tej sprawie zbyt wiele czasu, krótko i zdawkowo stwierdziła, że i owszem sprawa jest jej znana i że ją niepokoi.
Ale Angela Merkel podkreśliła, że chodzi w sprawę praworządności w Polsce, i to z jej powodu „nie możemy po prostu trzymać języka za zębami”.
Moim zdanie, gdyby Pani Kanclerz uznała za politycznie potrzebne udzielić bardziej rozbudowanego uzasadnienia dla swoich wątpliwości, to z całą pewnością znalazłaby do tego sposób. Kilka zdawkowych zdań sformułowanych w sytuacji przymusowej, może wskazywać, że Pani kanclerz chciała mieć ten temat jak najszybciej za sobą.. Starała się kierować konferencję prasową w stronę tematów dotyczących niemieckiej polityki wewnętrznej w Niemczech. Myślę, że biorąc pod uwagę kontekst, w jakim słowa zostały wypowiedziane i obecną politykę niemiecką, kanclerz Merkel starała się nie dolewać oliwy do ognia. .
Przyjmijmy, że pani kanclerz Merkel będzie po wyborach dalej pełnić swoją funkcję. Czy można przyjąć, że jej wypowiedzi dotyczące Polski będą bardziej stonowane?
Wówczas będziemy mieli do czynienia z inną sytuacją polityczną, a pani kanclerz będzie cieszyła się odnowionym mandatem politycznym. Jeżeli chodzi o dialog między Komisją Europejską a polskim rządem to myślę, że będzie obserwowany przez wszystkie państwa członkowskie. Tak długo, jak długo nie będą zmuszone do zabierania stanowiska, nie będą tego robić. Jeżeli Komisja Europejska zdecyduje się na uruchomienie procedury, która wymusi opowiedzenie się po którejś ze stron, czy to po stronie Komisji, czy po stronie Polski, wówczas rządy państw członkowskich nie będą miały wyjścia. Ale jak znam politykę, to tak długo jak nie ma absolutnej konieczności, żaden rozsądny polityki nie ma ochoty do ograniczenia własnego pola politycznego manewru i podejmowania jakiś stanowczych decyzji wymagającej analizy zysków i strat. Mam wrażenie, że właśnie teraz Komisja stara się zbudować koalicję przeciwko Polsce. To w ogóle jest dość absurdalna sytuacja, gdy Komisja Europejska jest motywowana własnym interesem politycznym, a nie interesem całej wspólnoty, w tym państwa członkowskiego, które ma traktatowy obowiązek reprezentować. W ten sposób dialog Komisji z Polską staje się instytucjonalnym sporem aksjologicznym o przyszły kształt Unii.
Panie dyrektorze zostawmy już tę wypowiedź kanclerz Angeli Merkel. Chciałem zapytać, jakie wspólne interesy na forum Unii Europejskiej mogą łączyć Niemcy i Polskę?
Sytuacje, że interesy państw Unii są sprzeczne, zdarzają się nieustannie. Komisja Europejska ma minimalizować sprzeczności w interesach państw członkowskich. Mam wrażenie, że ze względu na aspiracje Komisji do odgrywania politycznej roli w kształtowaniu integracji europejskiej, a zwłaszcza w determinowaniu przyszłości UE po wystąpieniu z niej Wielkiej Brytanii, utrudnia to Komisji szukanie wspólnego mianownika wśród sprzecznych interesów występujących między państwami członkowskimi Unii. Komisja traci funkcję arbitra, do której została pierwotnie powołana i staje się kolejnym graczem na europejskiej szachownicy. Mamy więc do czynienia z pewnym, strukturalnym problemem.
Wracając do pańskiego pytania, to muszę przyznać, że nasze interesy raz są sprzeczne z niemieckimi, innym razem są z nimi zbieżne.
Na przykład w jakiej sferze?
Niewątpliwie jesteśmy zainteresowani tym, aby gospodarcze konsekwencje Brexitu dla handlu między Europą a Wyspami Europejskimi były jak najmniejsze. Wynika to z faktu, że nasze rynki są dość silnie zintegrowane, polska gospodarka bardzo silnie współpracuje zarówno z gospodarką Niemiec jak gospodarką brytyjską. Na obszarze ekonomicznym wspólnota interesów pojawia się bardzo często.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/355505-nasz-wywiad-szef-pism-kilka-zdawkowych-zdan-moze-wskazywac-ze-p-merkel-chciala-miec-temat-polski-jak-najszybciej-za-soba?strona=1