Krążył swego czasu wśród prawników dowcip (ale oparty na faktach), że polskie wysokie sądy i najwyższe trybunały są lepsze niż Harry Poter, bo ten potrzebował różnych zaklęć do swoich licznych sztuczek, a one wszystko załatwiają za pomocą odwołania do jednej, złotej formuły „demokratycznego państwa prawa”. Z tych zaledwie trzech słów nasi sędziowie wszystko potrafili wyciągnąć: obronę tajnych współpracowników, uniewinnienie kręcących lody, skazanie policjantów tropiących korupcję. Bo zła wola plus interesy potrafią zafałszować wszystko.
Podobnej sztuczki, opartej na myślowych skrótach i intelektualnych nadużyciach, dokonuje w „Tygodniku Powszechnym” Andrzej Stankiewicz. Autor Onet.pl, znany kiedyś z unikania taniego psychologizowania, coraz częściej osuwa się w emocjonalne tyrady, mocne tezy bez wystarczających dowodów. Tak jest i teraz. Na okładce zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego ze śp. Lechem Kaczyńskim w tle, do tego mocny tytuł: „Coraz dalej od brata”. A od pierwszych zdań wspomniana, nieznośna psychologizacja:
Jako strażnik spuścizny po Lechu Kaczyńskim i człowiek wierzący Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że brat nie jest zadowolony z wielu działań PiS. Bo rozmywają się z jego myśleniem o państwie i prawie, o życiu i ludziach.
No, prawie, prawie jak poemat Miłosza. Ale mam trzy krótkie pytania.
1. Skąd Andrzej Stankiewicz wie z czego sobie zdaje, a z czego nie zdaje sprawy, Jarosław Kaczyński? Innymi słowy: skąd ta pewność kolegi Stankiewicza, że zna myśli premiera Kaczyńskiego? W mojej opinii - nie zna.
2. Co ma do tego wiara lub niewiara premiera Kaczyńskiego, element duszy ludzkiej z natury intymny?
3. No i konkretnie: gdzie dowody, że działania PiS rozmywają się z myśleniem śp. prezydenta o państwie i ludziach?
Na to ostatnie Stankiewicz próbuje odpowiedzieć. Wymienia następujące argumenty na rzecz tezy o rzekomym „deficycie Lecha w polityce Jarosława”: mniejszą niż ówczesnego prezydenta otwartość obecnie rządzącej ekipy na posowieckie państwa Europy Wschodniej, większą rzekomo niechęć do Brukseli, następujące podobno zastąpienie ukochanych powstańców warszawskich żołnierzami wyklętymi, wreszcie słabą obecność „ludzi Lecha” w obecnych strukturach pisowskich i rządowych. Autor podpiera to wszystko kilkoma cytatami, w mojej opinii wyrwanymi z kontekstu, a precyzyjniej - ahistorycznymi. Bo tak naprawdę śp. Lech Kaczyński wcale nie był daleko od tego, co dziś robi jego brat. A dziś stałby dokładnie tu, gdzie stoi Jarosław Kaczyński.
W mojej opinii we wszystkich wymienionych przez Stankiewicza obszarach, w pełni wspierałby politykę prowadzoną dziś przez ekipę Prawa i Sprawiedliwości. Broniłby Ukrainy i Litwy przed zakusami Rosji, ale żądałby od Ukraińców i Litwinów poszanowania praw i wrażliwości Polaków. Wspierałby ideę Trójmorza. Ta ostatnia zresztą wynika z jego myśli państwowej, co Stankiewiczowi już umyka. Zdania na temat patologii w Unii Europejskiej nie musiałby zmieniać, bo dramatycznie osamotniony, do końca toczył bój o oddalenie groźnego dla Europy (dziś widać, że miał rację) Traktatu Lizbońskiego. Powstańców Warszawskich faktycznie kochał i uhonorował, ale na pewno nie przeciwstawiał ich Żołnierzom Wyklętym. Zresztą, w jego wizji historycznej drugie wynikało z pierwszego. Gdzie tu konflikt? Co do „ludzi Lecha”… Cóż, wielu poległo w Smoleńsku, inni odeszli sami, część jest posłami.
CIĄG DALSZY CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE:
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Krążył swego czasu wśród prawników dowcip (ale oparty na faktach), że polskie wysokie sądy i najwyższe trybunały są lepsze niż Harry Poter, bo ten potrzebował różnych zaklęć do swoich licznych sztuczek, a one wszystko załatwiają za pomocą odwołania do jednej, złotej formuły „demokratycznego państwa prawa”. Z tych zaledwie trzech słów nasi sędziowie wszystko potrafili wyciągnąć: obronę tajnych współpracowników, uniewinnienie kręcących lody, skazanie policjantów tropiących korupcję. Bo zła wola plus interesy potrafią zafałszować wszystko.
Podobnej sztuczki, opartej na myślowych skrótach i intelektualnych nadużyciach, dokonuje w „Tygodniku Powszechnym” Andrzej Stankiewicz. Autor Onet.pl, znany kiedyś z unikania taniego psychologizowania, coraz częściej osuwa się w emocjonalne tyrady, mocne tezy bez wystarczających dowodów. Tak jest i teraz. Na okładce zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego ze śp. Lechem Kaczyńskim w tle, do tego mocny tytuł: „Coraz dalej od brata”. A od pierwszych zdań wspomniana, nieznośna psychologizacja:
Jako strażnik spuścizny po Lechu Kaczyńskim i człowiek wierzący Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że brat nie jest zadowolony z wielu działań PiS. Bo rozmywają się z jego myśleniem o państwie i prawie, o życiu i ludziach.
No, prawie, prawie jak poemat Miłosza. Ale mam trzy krótkie pytania.
1. Skąd Andrzej Stankiewicz wie z czego sobie zdaje, a z czego nie zdaje sprawy, Jarosław Kaczyński? Innymi słowy: skąd ta pewność kolegi Stankiewicza, że zna myśli premiera Kaczyńskiego? W mojej opinii - nie zna.
2. Co ma do tego wiara lub niewiara premiera Kaczyńskiego, element duszy ludzkiej z natury intymny?
3. No i konkretnie: gdzie dowody, że działania PiS rozmywają się z myśleniem śp. prezydenta o państwie i ludziach?
Na to ostatnie Stankiewicz próbuje odpowiedzieć. Wymienia następujące argumenty na rzecz tezy o rzekomym „deficycie Lecha w polityce Jarosława”: mniejszą niż ówczesnego prezydenta otwartość obecnie rządzącej ekipy na posowieckie państwa Europy Wschodniej, większą rzekomo niechęć do Brukseli, następujące podobno zastąpienie ukochanych powstańców warszawskich żołnierzami wyklętymi, wreszcie słabą obecność „ludzi Lecha” w obecnych strukturach pisowskich i rządowych. Autor podpiera to wszystko kilkoma cytatami, w mojej opinii wyrwanymi z kontekstu, a precyzyjniej - ahistorycznymi. Bo tak naprawdę śp. Lech Kaczyński wcale nie był daleko od tego, co dziś robi jego brat. A dziś stałby dokładnie tu, gdzie stoi Jarosław Kaczyński.
W mojej opinii we wszystkich wymienionych przez Stankiewicza obszarach, w pełni wspierałby politykę prowadzoną dziś przez ekipę Prawa i Sprawiedliwości. Broniłby Ukrainy i Litwy przed zakusami Rosji, ale żądałby od Ukraińców i Litwinów poszanowania praw i wrażliwości Polaków. Wspierałby ideę Trójmorza. Ta ostatnia zresztą wynika z jego myśli państwowej, co Stankiewiczowi już umyka. Zdania na temat patologii w Unii Europejskiej nie musiałby zmieniać, bo dramatycznie osamotniony, do końca toczył bój o oddalenie groźnego dla Europy (dziś widać, że miał rację) Traktatu Lizbońskiego. Powstańców Warszawskich faktycznie kochał i uhonorował, ale na pewno nie przeciwstawiał ich Żołnierzom Wyklętym. Zresztą, w jego wizji historycznej drugie wynikało z pierwszego. Gdzie tu konflikt? Co do „ludzi Lecha”… Cóż, wielu poległo w Smoleńsku, inni odeszli sami, część jest posłami.
CIĄG DALSZY CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE:
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/354500-gdyby-sp-lech-kaczynski-nadal-byl-wsrod-zywych-mowilby-jasno-stojcie-przy-jaroslawie