Szkodliwe, bo musiałyby obozowi właśnie zaszkodzić. Zaszkodzić, bo w warunkach braku bezpośredniego zagrożenia, realizacji dużej części celów programowych i coraz bardziej uświadamianej sobie przez ludzi obozu trwałości pozycji prawicy w społeczeństwie „żołnierski rdzeń” formacji nieuchronnie musi się kurczyć, a jego część zainteresowana mniej więcej normalnym funkcjonowaniem politycznym – rosnąć. Próba sztucznego zatrzymania tego procesu nie oznaczałaby zapewne obecnie dramatycznych rozłamów, ale zagrożenie iż coraz większa część obozu będzie czuć się coraz bardziej niekomfortowo. I to nie od razu, ale w końcu musi przełożyć się – negatywnie – na jego dynamikę i zdolność do politycznych zwycięstw.
Nie rozumiem, jak można nie dostrzegać nieuchronności tej perspektywy. Nie rozumiem też, jak można nie pojmować, że ludzie, nawet w ramach jednego wielkiego politycznego obozu, różnią się w poglądach. Co do skutecznych metod osiągania wspólnych celów, co do samych tych celów i ich hierarchii, wreszcie – co do zagrożeń, jakie może rodzić walka o najsłuszniejsze nawet cele i sposobów ograniczania tychże zagrożeń. Nie rozumiem tych, którzy nie pojmują iż takie różnice są naturalne. Że nie są przejawem konformizmu (który dziś zresztą jeśli objawia się w naszym obozie, to raczej zdyscyplinowanym basowaniem rozdawcom dóbr). Nie są też przejawem pychy.
Trochę mnie te niezrozumienia niepokoją.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Szkodliwe, bo musiałyby obozowi właśnie zaszkodzić. Zaszkodzić, bo w warunkach braku bezpośredniego zagrożenia, realizacji dużej części celów programowych i coraz bardziej uświadamianej sobie przez ludzi obozu trwałości pozycji prawicy w społeczeństwie „żołnierski rdzeń” formacji nieuchronnie musi się kurczyć, a jego część zainteresowana mniej więcej normalnym funkcjonowaniem politycznym – rosnąć. Próba sztucznego zatrzymania tego procesu nie oznaczałaby zapewne obecnie dramatycznych rozłamów, ale zagrożenie iż coraz większa część obozu będzie czuć się coraz bardziej niekomfortowo. I to nie od razu, ale w końcu musi przełożyć się – negatywnie – na jego dynamikę i zdolność do politycznych zwycięstw.
Nie rozumiem, jak można nie dostrzegać nieuchronności tej perspektywy. Nie rozumiem też, jak można nie pojmować, że ludzie, nawet w ramach jednego wielkiego politycznego obozu, różnią się w poglądach. Co do skutecznych metod osiągania wspólnych celów, co do samych tych celów i ich hierarchii, wreszcie – co do zagrożeń, jakie może rodzić walka o najsłuszniejsze nawet cele i sposobów ograniczania tychże zagrożeń. Nie rozumiem tych, którzy nie pojmują iż takie różnice są naturalne. Że nie są przejawem konformizmu (który dziś zresztą jeśli objawia się w naszym obozie, to raczej zdyscyplinowanym basowaniem rozdawcom dóbr). Nie są też przejawem pychy.
Trochę mnie te niezrozumienia niepokoją.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/354338-roznice-sa-naturalne-niepokoi-mnie-niezrozumienie-tego-faktu?strona=2