O ile pojmuję niepokój o losy wspólnego zwycięstwa, przejawianą obecnie przez sporą część obozu IV RP, o tyle nie potrafię zrozumieć niektórych objawów tego niepokoju.
Nie rozumiem więc, po pierwsze, jak można nie dostrzegać oczywistości - wojenna, wojskowa jedność wielkiego obozu, jego totalne skupienie wokół jednego tylko autorytetu i totalna dyscyplina, może być z definicji jedynie przejściowym fenomenem. Taka jest po prostu natura ludzka. Taka jest też natura polityki. Po ustaniu warunków, które wymusiły tę przejściową, paramilitarną formę jedności, należy oczywiście o jedność dbać, bo to dalej jest rzecz bardzo ważna, ale już metodami politycznymi.
Trzeba więc uznawać i szanować podmiotowość rozmaitych ośrodków, istniejących w ramach wielkiego ruchu. A dbanie o jedność polega na dbaniu o dokonywanie między nimi uzgodnień. O to, żeby żaden z nich nie został z ruchu wypchnięty. Bo oznaczałoby to osłabienie wszystkich.
Tak musi być, bo taka jest, powtórzmy, natura ludzka. Są wśród Homo Sapiens, w tym wśród ludzi zainteresowanych polityką (a także polityczną publicystyką), typy o psychice żołnierskiej. Takie, dla których naturalne jest funkcjonowanie w jasnej, hierarchicznej strukturze, opartej na przywódcy i wykonywaniu jego rozkazów. Ale zdecydowana większość ludzi zainteresowanych sprawami publicznymi jest inna. Do żołnierskiego funkcjonowania mogą się naginać przez pewien czas, w warunkach skrajnego zagrożenia, wojny właśnie. Kiedy skrajne warunki mijają, mija i skłonność większości do wojskowego funkcjonowania.
Można to postrzegać jako kryzys wzrostu. To taka sytuacja, kiedy firma osiąga sukces rynkowy, awansuje np.z klasy przedsiębiorstw średnich do dużych, i wchodzi na poziom działalności na którym powinna być już zorganizowana inaczej niż dotąd, trochę odmiennie niż dotąd działać. Dość często bywa tak, że kierownictwo takiej firmy nie rozumie wymogów nowej sytuacji. Dlaczego – pyta samo siebie – mielibyśmy coś zmieniać w sposobie działalności i zarządzania, który przyniósł nam sukces? Nie rozumieją, że taka właśnie jest cena sukcesu i wymóg jego utrwalenia. Jeśli w końcu nie zdadzą sobie z tego sprawy, sukces może zamienić się w porażkę, albo przynajmniej przedsiębiorstwo może popaść w długotrwałą stagnację, która z reguły kończy się źle.
Ja rozumiem, że komuś może się to nie podobać. Ale tak po prostu jest. Niezrozumienie tego i próby wstrzymywania wewnętrznej pluralizacji obozu (o konieczności której mówił ostatnio prof. Andrzej Zybertowicz) byłyby nie tylko niesłuszne, ale i szkodliwe.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
O ile pojmuję niepokój o losy wspólnego zwycięstwa, przejawianą obecnie przez sporą część obozu IV RP, o tyle nie potrafię zrozumieć niektórych objawów tego niepokoju.
Nie rozumiem więc, po pierwsze, jak można nie dostrzegać oczywistości - wojenna, wojskowa jedność wielkiego obozu, jego totalne skupienie wokół jednego tylko autorytetu i totalna dyscyplina, może być z definicji jedynie przejściowym fenomenem. Taka jest po prostu natura ludzka. Taka jest też natura polityki. Po ustaniu warunków, które wymusiły tę przejściową, paramilitarną formę jedności, należy oczywiście o jedność dbać, bo to dalej jest rzecz bardzo ważna, ale już metodami politycznymi.
Trzeba więc uznawać i szanować podmiotowość rozmaitych ośrodków, istniejących w ramach wielkiego ruchu. A dbanie o jedność polega na dbaniu o dokonywanie między nimi uzgodnień. O to, żeby żaden z nich nie został z ruchu wypchnięty. Bo oznaczałoby to osłabienie wszystkich.
Tak musi być, bo taka jest, powtórzmy, natura ludzka. Są wśród Homo Sapiens, w tym wśród ludzi zainteresowanych polityką (a także polityczną publicystyką), typy o psychice żołnierskiej. Takie, dla których naturalne jest funkcjonowanie w jasnej, hierarchicznej strukturze, opartej na przywódcy i wykonywaniu jego rozkazów. Ale zdecydowana większość ludzi zainteresowanych sprawami publicznymi jest inna. Do żołnierskiego funkcjonowania mogą się naginać przez pewien czas, w warunkach skrajnego zagrożenia, wojny właśnie. Kiedy skrajne warunki mijają, mija i skłonność większości do wojskowego funkcjonowania.
Można to postrzegać jako kryzys wzrostu. To taka sytuacja, kiedy firma osiąga sukces rynkowy, awansuje np.z klasy przedsiębiorstw średnich do dużych, i wchodzi na poziom działalności na którym powinna być już zorganizowana inaczej niż dotąd, trochę odmiennie niż dotąd działać. Dość często bywa tak, że kierownictwo takiej firmy nie rozumie wymogów nowej sytuacji. Dlaczego – pyta samo siebie – mielibyśmy coś zmieniać w sposobie działalności i zarządzania, który przyniósł nam sukces? Nie rozumieją, że taka właśnie jest cena sukcesu i wymóg jego utrwalenia. Jeśli w końcu nie zdadzą sobie z tego sprawy, sukces może zamienić się w porażkę, albo przynajmniej przedsiębiorstwo może popaść w długotrwałą stagnację, która z reguły kończy się źle.
Ja rozumiem, że komuś może się to nie podobać. Ale tak po prostu jest. Niezrozumienie tego i próby wstrzymywania wewnętrznej pluralizacji obozu (o konieczności której mówił ostatnio prof. Andrzej Zybertowicz) byłyby nie tylko niesłuszne, ale i szkodliwe.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/354338-roznice-sa-naturalne-niepokoi-mnie-niezrozumienie-tego-faktu?strona=1