Najlepiej aktorzy czują się wtedy, gdy nie mówią własnym tekstem, nawet gdy chodzi o polityczne kampanie. Choć nie rozumiem, dlaczego mają wtedy takie marsowe oblicza i tak kiepsko odgrywają zaangażowanie. Najnowsza kampania tego typu odbywa się pod hasłem „#WolneSądy”. Krystyna Janda, Piotr Fronczewski, Barbara Kurdej-Szatan czy Julia Kamińska opisują niby konkretne sytuacje, gdy dochodzi do konfliktu interesów władzy sądowniczej i wykonawczej. Widać, że wszystkie te „case’y” zostały wymyślone w jednej agencji PR czy reklamy, niewykluczone, że w takiej jak ta odpowiedzialna za obrzydliwą kampanię płynu „Tiger”. Obecnie panuje bowiem moda na „personalizację”, czyli przedstawianie świata z punktu widzenia jakiejś jednostki: znajomego, przyjaciela, przechodnia, taksówkarza, który coś nam powiedział, a my to relacjonujemy jako mądrość ludową odnoszącą się do aktualnej polityki i ją tłumaczącą. Ot, kolejna sztuczka macherów od PR i marketingu. Zabawne jest w tym tylko to, że tę sztuczkę stosują też liczni dziennikarze – jakby byli na tej samej liście adresowej, co zamawiający.
Aktorzy uczestniczący w kampanii „#WolneSądy” mogliby mówić (nawet cudzym tekstem) o rzeczywistych przypadkach naginania wyroków sądowych do życzeń różnych jaśniepanów i kacyków w czasach ukochanych przez nich rządów PO-PSL. Było tego bez liku. To jednak niewygodne, więc postawiono na wymyślone, hipotetyczne historyjki.
Nie mam pojęcia, dlaczego miałyby być one wiarygodniejsze w ustach aktorów, zawsze przecież coś odgrywających, a potem szybko przechodzących do kolejnej roli czy zadania. Jeśli dodać do tego Agnieszkę Holland w rolach Hannah Arendt i Simone de Beauvoir mamy obraz ludzi odgrywających obrońców demokracji, która jest zagrożona tylko w sztucznym świecie ich przedstawień. A im bardziej ta sztuczność wychodzi, tym bardziej są zaangażowani, czyli zagrywają się na śmierć. Albo się zgrywają, bo kto tam rozpozna, kiedy aktorzy są sobą i czy w ogóle kiedykolwiek.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Najlepiej aktorzy czują się wtedy, gdy nie mówią własnym tekstem, nawet gdy chodzi o polityczne kampanie. Choć nie rozumiem, dlaczego mają wtedy takie marsowe oblicza i tak kiepsko odgrywają zaangażowanie. Najnowsza kampania tego typu odbywa się pod hasłem „#WolneSądy”. Krystyna Janda, Piotr Fronczewski, Barbara Kurdej-Szatan czy Julia Kamińska opisują niby konkretne sytuacje, gdy dochodzi do konfliktu interesów władzy sądowniczej i wykonawczej. Widać, że wszystkie te „case’y” zostały wymyślone w jednej agencji PR czy reklamy, niewykluczone, że w takiej jak ta odpowiedzialna za obrzydliwą kampanię płynu „Tiger”. Obecnie panuje bowiem moda na „personalizację”, czyli przedstawianie świata z punktu widzenia jakiejś jednostki: znajomego, przyjaciela, przechodnia, taksówkarza, który coś nam powiedział, a my to relacjonujemy jako mądrość ludową odnoszącą się do aktualnej polityki i ją tłumaczącą. Ot, kolejna sztuczka macherów od PR i marketingu. Zabawne jest w tym tylko to, że tę sztuczkę stosują też liczni dziennikarze – jakby byli na tej samej liście adresowej, co zamawiający.
Aktorzy uczestniczący w kampanii „#WolneSądy” mogliby mówić (nawet cudzym tekstem) o rzeczywistych przypadkach naginania wyroków sądowych do życzeń różnych jaśniepanów i kacyków w czasach ukochanych przez nich rządów PO-PSL. Było tego bez liku. To jednak niewygodne, więc postawiono na wymyślone, hipotetyczne historyjki.
Nie mam pojęcia, dlaczego miałyby być one wiarygodniejsze w ustach aktorów, zawsze przecież coś odgrywających, a potem szybko przechodzących do kolejnej roli czy zadania. Jeśli dodać do tego Agnieszkę Holland w rolach Hannah Arendt i Simone de Beauvoir mamy obraz ludzi odgrywających obrońców demokracji, która jest zagrożona tylko w sztucznym świecie ich przedstawień. A im bardziej ta sztuczność wychodzi, tym bardziej są zaangażowani, czyli zagrywają się na śmierć. Albo się zgrywają, bo kto tam rozpozna, kiedy aktorzy są sobą i czy w ogóle kiedykolwiek.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/352924-agnieszka-holland-wyszla-na-ulice-warszawy-by-zobaczyc-miesiaczke-rodzaca-grozne-jajo-weza?strona=2