Poprosiłem wczoraj kolegów, którzy potępiają prezydenta Andrzeja Dudę za to, że odmówił nominacji generalnych rekomendowanych przez Antoniego Macierewicza, aby spróbowali objaśnić racje stojące za postępowaniem szefa MON.
Prezydent powołuje się, jak rozumiem, na fakt, że nie miał możliwości rozpoznać tych kandydatur w normalnym trybie – zwłaszcza, gdy jego czołowy współpracownik gen. Mieczysław Kraszewski jest przez tenże MON pozbawiony dostępu do danych niejawnych, więc w praktyce sparaliżowany. Jakież to powody zmuszają resort obrony do tak ekstraordynaryjnego działania? Może coś wiecie?
I dostałem odpowiedź. Jacek Karnowski zareagował na mój tekst (także na tekst Bronisława Wildsteina). Na temat istoty są sporu są tam dwa zdania.
„Tę determinację w reformowaniu wojska ma Antoni Macierewicz. Jeśli chce powołać nowych generałów, powinien otrzymać pomoc”.
Cała reszta tekstu jest o tym, że ma się prawo oceniać prezydenta. I o tym, że całokształt jego działalności źle wygląda – wraz z reakcją obozu III RP. Jednym słowem nieważne, czy Andrzej Duda ma rację, i nieważne, czy dopomina się przysługujących mu praw. Ważne „komu to służy”.
Mój komentarz miał po części charakter ustrojowy. Przypomniałem, że PiS zawsze bronił uprawnień głowy państwa. Dodałbym – zwłaszcza wtedy, kiedy dotyczyło to Lecha Kaczyńskiego, a służyło walce z rządem PO-PSL. Dziś konstytucja się nie zmieniła, ale minister Macierewicz może robić z konstytucją co chce. Na przykład ignorować fakt, że Andrzej Duda jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. To przykład nie szanowania prawa, a i zły prognostyk przed podobno czekającą nas debatą o przyszłej konstytucji. Bo jak tu o niej dyskutować, skoro partia rządząca ma do obecnie obowiązujących rozwiązań stosunek całkiem relatywny.
Jeśli prezydent ma formalne uprawnienia, są dwie możliwości. Można czekać na jego zachowanie wynikłe z procedur . I można, z powodów politycznych, próbować się z nim dogadywać przed podjęciem decyzji. Jak rozumiem obóz rządzący wybrał możliwość trzecią. Żąda od głowy państwa działania „na rozkaz”. Próbując załatwić tę sprawę pohukiwaniem prawicowych publicystów, którzy przypomną mu o jego miejscu w szeregu. Powołując się na całościowy interes obozu. A tak naprawdę na logikę rewolucji.
Ta próba forsowania wszystkiego bez jakichkolwiek prób uzgadniania czegokolwiek z kimkolwiek jest charakterystyczna dla strategii PiS. Jeśli dotyczy totalnej opozycji, można ją jeszcze tłumaczyć nastawieniem drugiej strony. Ale już histeria, że oto trzeba będzie kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa uzgadniać z niespecjalnie radykalną opozycją spod znaku Kukiza, pokazuje, że obóz sięgający w porywach 40 procent poparcia uzurpuje sobie rolę jedynego gospodarza w Polsce.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Poprosiłem wczoraj kolegów, którzy potępiają prezydenta Andrzeja Dudę za to, że odmówił nominacji generalnych rekomendowanych przez Antoniego Macierewicza, aby spróbowali objaśnić racje stojące za postępowaniem szefa MON.
Prezydent powołuje się, jak rozumiem, na fakt, że nie miał możliwości rozpoznać tych kandydatur w normalnym trybie – zwłaszcza, gdy jego czołowy współpracownik gen. Mieczysław Kraszewski jest przez tenże MON pozbawiony dostępu do danych niejawnych, więc w praktyce sparaliżowany. Jakież to powody zmuszają resort obrony do tak ekstraordynaryjnego działania? Może coś wiecie?
I dostałem odpowiedź. Jacek Karnowski zareagował na mój tekst (także na tekst Bronisława Wildsteina). Na temat istoty są sporu są tam dwa zdania.
„Tę determinację w reformowaniu wojska ma Antoni Macierewicz. Jeśli chce powołać nowych generałów, powinien otrzymać pomoc”.
Cała reszta tekstu jest o tym, że ma się prawo oceniać prezydenta. I o tym, że całokształt jego działalności źle wygląda – wraz z reakcją obozu III RP. Jednym słowem nieważne, czy Andrzej Duda ma rację, i nieważne, czy dopomina się przysługujących mu praw. Ważne „komu to służy”.
Mój komentarz miał po części charakter ustrojowy. Przypomniałem, że PiS zawsze bronił uprawnień głowy państwa. Dodałbym – zwłaszcza wtedy, kiedy dotyczyło to Lecha Kaczyńskiego, a służyło walce z rządem PO-PSL. Dziś konstytucja się nie zmieniła, ale minister Macierewicz może robić z konstytucją co chce. Na przykład ignorować fakt, że Andrzej Duda jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. To przykład nie szanowania prawa, a i zły prognostyk przed podobno czekającą nas debatą o przyszłej konstytucji. Bo jak tu o niej dyskutować, skoro partia rządząca ma do obecnie obowiązujących rozwiązań stosunek całkiem relatywny.
Jeśli prezydent ma formalne uprawnienia, są dwie możliwości. Można czekać na jego zachowanie wynikłe z procedur . I można, z powodów politycznych, próbować się z nim dogadywać przed podjęciem decyzji. Jak rozumiem obóz rządzący wybrał możliwość trzecią. Żąda od głowy państwa działania „na rozkaz”. Próbując załatwić tę sprawę pohukiwaniem prawicowych publicystów, którzy przypomną mu o jego miejscu w szeregu. Powołując się na całościowy interes obozu. A tak naprawdę na logikę rewolucji.
Ta próba forsowania wszystkiego bez jakichkolwiek prób uzgadniania czegokolwiek z kimkolwiek jest charakterystyczna dla strategii PiS. Jeśli dotyczy totalnej opozycji, można ją jeszcze tłumaczyć nastawieniem drugiej strony. Ale już histeria, że oto trzeba będzie kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa uzgadniać z niespecjalnie radykalną opozycją spod znaku Kukiza, pokazuje, że obóz sięgający w porywach 40 procent poparcia uzurpuje sobie rolę jedynego gospodarza w Polsce.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/352616-czy-prezydent-powinien-dzialac-na-rozkaz-w-odpowiedzi-jackowi-karnowskiemu