Znowu przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna nie witał Donalda Tuska przed prokuraturą w Warszawie. Znowu witał go natomiast wyrzucony przez Schetynę z partii Jacek Protasiewicz.
Przewodniczący PO deklaratywnie broni swego poprzednika, lecz każda wizyta połączona z przedstawieniem pod tytułem „Platforma to Tusk” wywołuje u Grzegorza Schetyny wściekłość. Każde takie przedstawienie, nawet mizerne frekwencyjnie, czyni bowiem ze Schetyny tylko marny cień Tuska. Kogoś, kto właściwie jest tylko p.o. przewodniczącego, choć ma mandat z powszechnych partyjnych wyborów. A przecież to negatywne dziedzictwo Tuska jest głównym problemem PO i Schetyny, a obecny przewodniczący Rady Europejskiej tak steruje nastrojami, że utrwala się pogląd, jakoby to on zostawił partię potężną, a Schetyna wszystko zrujnował. Sam Tusk już przecież odseparował się „od tego folkloru, od tego syfu”, jest już „dużym misiem” w Brukseli – jak to obrazowo na taśmach z „Sowy i Przyjaciół” ujął ówczesny prezes Orlenu Jacek Krawiec. A teraz wpada do Polski, np. po raz drugi na przesłuchanie w prokuraturze, żeby z wyżyn i pozycji „dużego misia” doradzać, pouczać i wychowywać. I sugerować, że gdyby to on rządził nadal PO, Kaczyński i PiS nie mieliby żadnych szans. Ale, „wicie, rozumicie”, szefem jest teraz Schetyna, więc nic nie można zrobić.
Schetynę wścieka to, że chcąc nie chcąc musi bronić Tuska także w sprawach dotyczących katastrofy smoleńskiej, choć wtedy był przez ówczesnego premiera oraz szefa PO niemiłosiernie czołgany, upokarzany i sprowadzany w pobliże zera bezwzględnego.
W otoczeniu Schetyny żartują (ale pokątnie, bo ich szefa to bardzo irytuje), że Tusk oficjalnie wpada do Polski raz na kilka miesięcy, urządza cyrk i wyjeżdża, żeby przez kilka miesięcy między wizytami funkcjonować jako Superman, któremu obecny szef PO może co najwyżej buty czyścić. A Schetyna stara się jak może, a i tak nie udaje mu się przebić tego, co Tusk zyskuje krótkimi wizytami i niespecjalnie wyrafinowanymi przedstawieniami. W dodatku Tusk flirtuje z innymi ugrupowaniami opozycji, także wobec nich grając rolę Supermana. A Schetynie wypomina się, że nie potrafi z innymi liderami opozycji się dogadać. Z tego powodu „gościnne występy” byłego premiera są solą w oku Grzegorza Schetyny. Przede wszystkim dlatego, że go dewaluują jako lidera partii i opozycji.
Dla Jarosława Kaczyńskiego i PiS wizyty Tuska w prokuraturze nie są zagrożeniem, gdyż wtedy stara się on nie być przesadnie buńczuczny. I jednak się stawia, mimo że nie zawsze w pierwszym terminie, co oznacza, iż ważna posada w Brukseli bezwzględnie Tuska nie chroni.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Znowu przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna nie witał Donalda Tuska przed prokuraturą w Warszawie. Znowu witał go natomiast wyrzucony przez Schetynę z partii Jacek Protasiewicz.
Przewodniczący PO deklaratywnie broni swego poprzednika, lecz każda wizyta połączona z przedstawieniem pod tytułem „Platforma to Tusk” wywołuje u Grzegorza Schetyny wściekłość. Każde takie przedstawienie, nawet mizerne frekwencyjnie, czyni bowiem ze Schetyny tylko marny cień Tuska. Kogoś, kto właściwie jest tylko p.o. przewodniczącego, choć ma mandat z powszechnych partyjnych wyborów. A przecież to negatywne dziedzictwo Tuska jest głównym problemem PO i Schetyny, a obecny przewodniczący Rady Europejskiej tak steruje nastrojami, że utrwala się pogląd, jakoby to on zostawił partię potężną, a Schetyna wszystko zrujnował. Sam Tusk już przecież odseparował się „od tego folkloru, od tego syfu”, jest już „dużym misiem” w Brukseli – jak to obrazowo na taśmach z „Sowy i Przyjaciół” ujął ówczesny prezes Orlenu Jacek Krawiec. A teraz wpada do Polski, np. po raz drugi na przesłuchanie w prokuraturze, żeby z wyżyn i pozycji „dużego misia” doradzać, pouczać i wychowywać. I sugerować, że gdyby to on rządził nadal PO, Kaczyński i PiS nie mieliby żadnych szans. Ale, „wicie, rozumicie”, szefem jest teraz Schetyna, więc nic nie można zrobić.
Schetynę wścieka to, że chcąc nie chcąc musi bronić Tuska także w sprawach dotyczących katastrofy smoleńskiej, choć wtedy był przez ówczesnego premiera oraz szefa PO niemiłosiernie czołgany, upokarzany i sprowadzany w pobliże zera bezwzględnego.
W otoczeniu Schetyny żartują (ale pokątnie, bo ich szefa to bardzo irytuje), że Tusk oficjalnie wpada do Polski raz na kilka miesięcy, urządza cyrk i wyjeżdża, żeby przez kilka miesięcy między wizytami funkcjonować jako Superman, któremu obecny szef PO może co najwyżej buty czyścić. A Schetyna stara się jak może, a i tak nie udaje mu się przebić tego, co Tusk zyskuje krótkimi wizytami i niespecjalnie wyrafinowanymi przedstawieniami. W dodatku Tusk flirtuje z innymi ugrupowaniami opozycji, także wobec nich grając rolę Supermana. A Schetynie wypomina się, że nie potrafi z innymi liderami opozycji się dogadać. Z tego powodu „gościnne występy” byłego premiera są solą w oku Grzegorza Schetyny. Przede wszystkim dlatego, że go dewaluują jako lidera partii i opozycji.
Dla Jarosława Kaczyńskiego i PiS wizyty Tuska w prokuraturze nie są zagrożeniem, gdyż wtedy stara się on nie być przesadnie buńczuczny. I jednak się stawia, mimo że nie zawsze w pierwszym terminie, co oznacza, iż ważna posada w Brukseli bezwzględnie Tuska nie chroni.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/351652-kazda-pokazowa-wizyta-tuska-w-polsce-uderza-w-schetyne-nie-w-kaczynskiego?strona=1