Timmermans nie ma mandatu, żeby nas pouczać, nie zna zapisów ustawy, chociaż pytałem go o konkrety i jest wyłącznie politykiem przegranej partii, którą Holendrzy odrzucili w wyborach, a przez to stał się w pewnym sensie frustratem politycznym, który próbuje wykorzystać swój urząd do tego, żeby pouczać Polskę
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl Dominik Tarczyński, poseł PiS.
wPolityce.pl: W jaki sposób ocenić presję, jaką Komisja Europejska wywiera na Polskę ws. reformy sądownictwa i relokacji uchodźców? Czy to wyraz ich idealistycznej wizji, wiary że rzeczywiście Polska schodzi spoza drogi praworządności, czy też czysta kalkulacja polityczna?
Dominik Tarczyński, poseł PiS: W dyskusji o presji KE na Polskę trzeba pamiętać o tym, że wiceprzewodniczący Timmermans jest osobą pochodzącą z kraju, w którym nie ma Trybunału Konstytucyjnego. To ważne i trzeba to przypominać. I człowiek, których pochodzi z takiego kraju i nie został wybrany na swoje stanowisko w wyniku demokratycznych wyborów, ale jest urzędnikiem i mówi nam o rządach prawa. Oczywiście jest to potężna hipokryzja, bo urzędnik, a nie demokratycznie wybrany polityk, człowiek bez zrozumienia TK, nie ma żadnego mandatu, ani społecznego, ani politycznego, żeby pouczać Polskę. Proszę też zauważyć, że KE krytykuje nas od samego początku, gdy wygraliśmy wybory, przy okazji każdej reformy, którą zapowiadaliśmy w trakcie kampanii, a więc realizujemy to, co obiecaliśmy Polakom, a właściwie – czego Polacy sobie zażyczyli, powołując do rządzenia Prawo i Sprawiedliwość, jako pierwszą partię w historii Polski, która nie potrzebowała koalicji. Nie robimy więc nic, czego byśmy wcześniej nie zapowiadali.
Jeżeli chodzi o KE samą w sobie, to trzeba również zwrócić uwagę, że jest to organ złożony z osób, które jak wiemy, pochodzą z nadania bardzo liberalnych rządów, które są głównie nominantami chadeków i socjalistów, więc trzeba to ocenić jako zwykłą walkę polityczną. Proszę pamiętać o tym, że historyczne doświadczenie Polski nie pozwala nam godzić się na narzucenia swojej woli z zewnątrz, czy wewnątrz. Pamiętamy z historii, jak nasz kraj był traktowany przez Rosję oraz Niemcy i teraz nie pozwolimy sobie, aby Pan Schulz, Pan Timmermns czy inni przyjaciel Angeli Merkel kontynuowali to, co w przeszłości tyczyło się Polski.
Na dodatek, o wszystkich reformach chciałem rozmawiać merytorycznie jako delegat Rady Europy. Miałem nawet okazję spotkania z panem Timmermansem, rozmawiałem z nim i pytałem o jego zarzuty. Zapytałem też o konkretne zapisy, które miałyby być niezgodne z polską konstytucją i nie był w stanie niczego przedstawić.
Powtarzając, Timmermans nie ma mandatu, żeby nas pouczać, nie zna zapisów ustawy, chociaż pytałem go o konkrety i jest wyłącznie politykiem przegranej partii, którą Holendrzy odrzucili w wyborach, a przez to stał się w pewnym sensie frustratem politycznym, który próbuje wykorzystać swój urząd do tego, żeby pouczać Polskę. Polacy są dumnym i rozsądnym narodem, jesteśmy też dumnymi Europejczykami, a my, jako rząd Prawa i Sprawiedliwości nie chcemy opuszczać Unii Europejskiej, ale chcemy być traktowani jak partnerzy.
Jednak ze strony opozycji słychać głosy, że rząd PiS sam pcha nas na kolizję z Brukselą. Pojawią się też zarzuty, że najwidoczniej MSZ nie doinformowało KE o sytuacji w Polsce, skoro jest taki rozdźwięk.
Chciałbym się do tego odnieść bardzo znanym powiedzeniem: Nikt nie będzie przekonywał, że nie jest wielbłądem. Nie mamy – zgodnie z traktatami – obowiązku konsultować wszystkiego z panem Timmermansem, czy z kimkolwiek innym, ale realizujemy reformy zgodnie z konstytucją. Art. 180 ust. 5 mówi bardzo wyraźnie, że sędziowie mogą zostać przeniesieni w stan spoczynku przy zmianie struktury sądowniczej. A jeżeli chodzi o art. 7 Traktatu UE, przywoływany przez pana Timmermansa, to nie jest on możliwy do zrealizowania, ponieważ trzeba przy tym jednomyślności, a Węgry i Czechy już zapowiedziały, że nie będą głosować przeciwko Polsce. Dlatego ten język opozycji, która donosi, robi Polsce krzywdę wizerunkową w imię własnych interesów partyjnych. To dowód na to, że dobro Polski nie ma dla nich znaczenia i emocjonalnie nie pogodzili się nadal z przegraną, cały czas trwają w delirium powyborczym. Przeważa interes, ale też – kolokwialnie mówiąc – stołek Donalda Tuska. Tajemnicą poliszynela jest przecież to, że swoje stanowisko otrzymał za to, że był łagodny wobec cesarzowej Unii Europejskiej - Angeli Merkel. Przypomnę chociażby sytuację związaną z nielegalną emigracją, kiedy to Grzegorz Schetyna wycofał się na kilka godzin z tej linii medialnej przyjmowania nielegalnych imigrantów i powiedział że jest przeciwko. Wyobrażam sobie, że natychmiast był telefon od cesarzowej do prezydenta Europy, Donalda Tuska, ten z kolei dzwonił do Schetyny, a lider PO w ciągu kilku godzin zmienił zdanie, a sama Platforma w ciągu dwóch dni to zdanie zmieniła w mediach 18 razy. Widać więc, że konwulsje są, a politycy totalnej opozycji szukają sposobu, żeby być lepszym PiS-em, ale to wszystko jest oparte na kłamstwie. Nie są konsekwentni i wprowadzają ludzi w błąd.
To szaleństwo związane z nielegalną imigracją, wywołane przez Niemcy, w poszukiwaniu taniej siły roboczej, swego rodzaju nowa forma kolonializmu wobec krajów, które miałyby być uległe Berlinowi, stało się potężną wpadką. Angela Merkel stara się teraz pokazać, że to nie jest jej problem, jej rządu i jej decyzji, ale problem Europy. Otóż nie, to nie jest problem Europy, to nie jest problem Azji, czy Afryki,ale to jest problem kraju, który go wywołał. My wydajemy na pomoc naprawdę potrzebującym w Syrii czterokrotnie więcej niż PO, a teraz ci hipokryci mówią, że chcą pomagać? Nie może być tak, że Angela Merkel szuka sobie służących, którzy będą wykonywać te najtrudniejsze prace, ponieważ Niemcy nie chcą tego robić, a później gdy dochodzi do zamachów terrorystycznych, pozbywa się migrantów, wysyłając ich do reszty Europy. My mówimy temu stanowcze „nie”. Nie będzie zgody na przymusową relokację, czyli de facto deportację ludzi i przetrzymywanie ich siłą, pomimo tego, że ci ludzie nie chcę przebywać w Polsce. Miałem nawet okazję rozmawiać z szefem MSW Rumunii, który opowiedział mi historię, gdy pojechał do hot spotu, gdy Rumunia zgodziła się przyjąć pierwszych migrantów, którzy - gdy dowiedzieli się, że nie jadą do Niemiec - po prostu uciekli. I szef resortu wrócił z pustymi autokarami, z kamerami z powrotem do ministerstwa. Tak wygląda faktyczny stan i Niemcy powinny ponieść tego konsekwencje, a my nie mamy zamiaru płacić za jej błędy.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Timmermans nie ma mandatu, żeby nas pouczać, nie zna zapisów ustawy, chociaż pytałem go o konkrety i jest wyłącznie politykiem przegranej partii, którą Holendrzy odrzucili w wyborach, a przez to stał się w pewnym sensie frustratem politycznym, który próbuje wykorzystać swój urząd do tego, żeby pouczać Polskę
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl Dominik Tarczyński, poseł PiS.
wPolityce.pl: W jaki sposób ocenić presję, jaką Komisja Europejska wywiera na Polskę ws. reformy sądownictwa i relokacji uchodźców? Czy to wyraz ich idealistycznej wizji, wiary że rzeczywiście Polska schodzi spoza drogi praworządności, czy też czysta kalkulacja polityczna?
Dominik Tarczyński, poseł PiS: W dyskusji o presji KE na Polskę trzeba pamiętać o tym, że wiceprzewodniczący Timmermans jest osobą pochodzącą z kraju, w którym nie ma Trybunału Konstytucyjnego. To ważne i trzeba to przypominać. I człowiek, których pochodzi z takiego kraju i nie został wybrany na swoje stanowisko w wyniku demokratycznych wyborów, ale jest urzędnikiem i mówi nam o rządach prawa. Oczywiście jest to potężna hipokryzja, bo urzędnik, a nie demokratycznie wybrany polityk, człowiek bez zrozumienia TK, nie ma żadnego mandatu, ani społecznego, ani politycznego, żeby pouczać Polskę. Proszę też zauważyć, że KE krytykuje nas od samego początku, gdy wygraliśmy wybory, przy okazji każdej reformy, którą zapowiadaliśmy w trakcie kampanii, a więc realizujemy to, co obiecaliśmy Polakom, a właściwie – czego Polacy sobie zażyczyli, powołując do rządzenia Prawo i Sprawiedliwość, jako pierwszą partię w historii Polski, która nie potrzebowała koalicji. Nie robimy więc nic, czego byśmy wcześniej nie zapowiadali.
Jeżeli chodzi o KE samą w sobie, to trzeba również zwrócić uwagę, że jest to organ złożony z osób, które jak wiemy, pochodzą z nadania bardzo liberalnych rządów, które są głównie nominantami chadeków i socjalistów, więc trzeba to ocenić jako zwykłą walkę polityczną. Proszę pamiętać o tym, że historyczne doświadczenie Polski nie pozwala nam godzić się na narzucenia swojej woli z zewnątrz, czy wewnątrz. Pamiętamy z historii, jak nasz kraj był traktowany przez Rosję oraz Niemcy i teraz nie pozwolimy sobie, aby Pan Schulz, Pan Timmermns czy inni przyjaciel Angeli Merkel kontynuowali to, co w przeszłości tyczyło się Polski.
Na dodatek, o wszystkich reformach chciałem rozmawiać merytorycznie jako delegat Rady Europy. Miałem nawet okazję spotkania z panem Timmermansem, rozmawiałem z nim i pytałem o jego zarzuty. Zapytałem też o konkretne zapisy, które miałyby być niezgodne z polską konstytucją i nie był w stanie niczego przedstawić.
Powtarzając, Timmermans nie ma mandatu, żeby nas pouczać, nie zna zapisów ustawy, chociaż pytałem go o konkrety i jest wyłącznie politykiem przegranej partii, którą Holendrzy odrzucili w wyborach, a przez to stał się w pewnym sensie frustratem politycznym, który próbuje wykorzystać swój urząd do tego, żeby pouczać Polskę. Polacy są dumnym i rozsądnym narodem, jesteśmy też dumnymi Europejczykami, a my, jako rząd Prawa i Sprawiedliwości nie chcemy opuszczać Unii Europejskiej, ale chcemy być traktowani jak partnerzy.
Jednak ze strony opozycji słychać głosy, że rząd PiS sam pcha nas na kolizję z Brukselą. Pojawią się też zarzuty, że najwidoczniej MSZ nie doinformowało KE o sytuacji w Polsce, skoro jest taki rozdźwięk.
Chciałbym się do tego odnieść bardzo znanym powiedzeniem: Nikt nie będzie przekonywał, że nie jest wielbłądem. Nie mamy – zgodnie z traktatami – obowiązku konsultować wszystkiego z panem Timmermansem, czy z kimkolwiek innym, ale realizujemy reformy zgodnie z konstytucją. Art. 180 ust. 5 mówi bardzo wyraźnie, że sędziowie mogą zostać przeniesieni w stan spoczynku przy zmianie struktury sądowniczej. A jeżeli chodzi o art. 7 Traktatu UE, przywoływany przez pana Timmermansa, to nie jest on możliwy do zrealizowania, ponieważ trzeba przy tym jednomyślności, a Węgry i Czechy już zapowiedziały, że nie będą głosować przeciwko Polsce. Dlatego ten język opozycji, która donosi, robi Polsce krzywdę wizerunkową w imię własnych interesów partyjnych. To dowód na to, że dobro Polski nie ma dla nich znaczenia i emocjonalnie nie pogodzili się nadal z przegraną, cały czas trwają w delirium powyborczym. Przeważa interes, ale też – kolokwialnie mówiąc – stołek Donalda Tuska. Tajemnicą poliszynela jest przecież to, że swoje stanowisko otrzymał za to, że był łagodny wobec cesarzowej Unii Europejskiej - Angeli Merkel. Przypomnę chociażby sytuację związaną z nielegalną emigracją, kiedy to Grzegorz Schetyna wycofał się na kilka godzin z tej linii medialnej przyjmowania nielegalnych imigrantów i powiedział że jest przeciwko. Wyobrażam sobie, że natychmiast był telefon od cesarzowej do prezydenta Europy, Donalda Tuska, ten z kolei dzwonił do Schetyny, a lider PO w ciągu kilku godzin zmienił zdanie, a sama Platforma w ciągu dwóch dni to zdanie zmieniła w mediach 18 razy. Widać więc, że konwulsje są, a politycy totalnej opozycji szukają sposobu, żeby być lepszym PiS-em, ale to wszystko jest oparte na kłamstwie. Nie są konsekwentni i wprowadzają ludzi w błąd.
To szaleństwo związane z nielegalną imigracją, wywołane przez Niemcy, w poszukiwaniu taniej siły roboczej, swego rodzaju nowa forma kolonializmu wobec krajów, które miałyby być uległe Berlinowi, stało się potężną wpadką. Angela Merkel stara się teraz pokazać, że to nie jest jej problem, jej rządu i jej decyzji, ale problem Europy. Otóż nie, to nie jest problem Europy, to nie jest problem Azji, czy Afryki,ale to jest problem kraju, który go wywołał. My wydajemy na pomoc naprawdę potrzebującym w Syrii czterokrotnie więcej niż PO, a teraz ci hipokryci mówią, że chcą pomagać? Nie może być tak, że Angela Merkel szuka sobie służących, którzy będą wykonywać te najtrudniejsze prace, ponieważ Niemcy nie chcą tego robić, a później gdy dochodzi do zamachów terrorystycznych, pozbywa się migrantów, wysyłając ich do reszty Europy. My mówimy temu stanowcze „nie”. Nie będzie zgody na przymusową relokację, czyli de facto deportację ludzi i przetrzymywanie ich siłą, pomimo tego, że ci ludzie nie chcę przebywać w Polsce. Miałem nawet okazję rozmawiać z szefem MSW Rumunii, który opowiedział mi historię, gdy pojechał do hot spotu, gdy Rumunia zgodziła się przyjąć pierwszych migrantów, którzy - gdy dowiedzieli się, że nie jadą do Niemiec - po prostu uciekli. I szef resortu wrócił z pustymi autokarami, z kamerami z powrotem do ministerstwa. Tak wygląda faktyczny stan i Niemcy powinny ponieść tego konsekwencje, a my nie mamy zamiaru płacić za jej błędy.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/351102-nasz-wywiad-dominik-tarczynski-timmermans-to-polityczny-frustrat-nie-ma-zadnego-prawa-nas-pouczac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.