Ruch personalny w takiej sytuacji wydaje się konieczny. Pytanie tylko o tryb tych wszystkich zmian. Czy przedwczesne wygaszenie kadencji członków Sądu Najwyższego jest konieczne? Opozycja mówi: ktoś kiedyś na tej samej zasadzie będzie mógł wygasić kadencję prezesa NBP lub prezydenta.
To manipulacja, gdyż nie mamy do czynienia z wygaszeniem kadencji sędziów. Chodzi o przejście sędziów w stan spoczynku. Wszystko to wynika z mocy prawa i zmiany ustroju sądów.
To zgodne z konstytucją?
To wynika wprost z art. 180 ust. 5 konstytucji. Z kolei art. 180 ust. 1 mówi o tym, że sędziego nie można pozbawić urzędu. Naruszenie konstytucji nastąpiłoby wtedy, gdybyśmy pozbawili sędziów urzędu. Nie mamy jednak do czynienia z taką sytuacją. Sędziowie przeniesieni w stan spoczynku zachowują wszystkie przywileje, uposażenie i immunitety. Ustawa nie zakłada zmian w tych zakresach.
Twórcy konstytucji zachowali więc furtkę dla głębokiego resetu w wymiarze sprawiedliwości.
Art. 180 ust. 5 jest taką furtką. Bez tego zapisu w konstytucji żadna zmiana ustroju nie byłaby możliwa.
Dla kogoś, kto nie jest prawnikiem, konstytucjonalistą, wszystko to zdaje się wyjątkowo niejasne. Co jest fundamentem tej zmiany?
Dotychczas było tak, że to Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego decydowało o tym, kto będzie sędzią SN. Kto nim zostawał? Ten, kto spełniał oczekiwania i gwarantował posłuszeństwo wobec elity sędziowskiej. Ta patologia rodziła kolesiostwo. Reforma zmienia fundamentalną zasadę – od tej pory to nie „koledzy” będą decydowali, kto zostanie sędzią. Mamy przykład transparentnego systemu niemieckiego, w którym sędziów Sądu Najwyższego wybiera 16 ministrów landowych i 16 polityków z Bundestagu. Na żadnym etapie tej procedury niemiecki SN nie ma wpływu na to, kto będzie jego członkiem. W ustawie o Sądzie Najwyższym to KRS i oczywiście prezydent będą decydować o obsadzie SN.
Opozycja wskazuje jednak, że istnieje zagrożenie, iż to minister sprawiedliwości będzie obsadzał Sąd Najwyższy.
To nieprawda. W okresie przejściowym, czyli po odejściu obecnych sędziów w stan spoczynku, minister sprawiedliwości będzie jedynie występować z kandydaturami do KRS, a rada będzie występować do prezydenta. Mamy więc do czynienia z systemem trójstopniowym. Ale nawet w tym przejściowym systemie rola ministra sprawiedliwości nie jest kluczowa.
Skąd pomysł z okresem przejściowym? Z czego on wynika?
Z potrzeby zapewnienia ciągłości funkcjonowania Sądu Najwyższego.
Dlaczego się wycofaliście z początkowego pomysłu, by to sędziowie wybierali kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa? Scedowaliście to na parlament, polityków.
Nie chcieliśmy zachowywać modelu korporacyjnego, w którym sędziowie wybierają sami siebie. Tak być nie musi i mówi o tym konstytucja wart. 187.
Ale sam minister Ziobro podnosił, że taki model byłby elementem demokratyzacji KRS.
Wystarczył jednak pierwszy kongres prawników i sędziów, by zrozumieć, że „politycy w togach” narzucają rytm dyskusji całemu prawniczemu środowisku. Zrozumieliśmy, że środowisko sędziowskie zostanie zawłaszczone przez tych ludzi, a formalnie demokratyczne wybory do KRS niczego nie zmienią. Salon sędziowski jest zbyt silny i wpływowy. Potrafi zastraszać nie tylko sędziów w Ministerstwie Sprawiedliwości, lecz nawet ministra czy posłów podpisanych pod poselskim projektem ustawy o Sądzie Najwyższym.
Rzecznik KRS sędzia Waldemar Żurek ostrzegł, że traficie pod Trybunał Stanu, a sądzić będą was sądy powszechne.
To pokazuje, że sędzia, który ma być bezstronnym arbitrem, wchodzi w buty polityka. Staje się śledczym, który z zajadłością atakuje.
Ale to pokazuje, że w środowisku sędziowskim nie macie powszechnego poparcia. Gdyby tak było, to przecież wsparliby wasze pomysły demokratyzacji wyborów członków KRS.
Środowisko jest mocno podzielone. Mamy spore poparcie w sądach rejonowych. Ich głosu jednak nikt w Krajowej Radzie Sądownictwa nie chce słuchać. Tylko dwóch sędziów z tych sądów zasiadało w KRS, choć to właśnie sądy rejonowe zajmują się 90 proc. wszystkich spraw. Widać tu całą asymetrię tego systemu – sędziów pałacowych i tych liniowych, do roboty. Elita jest tak pewna siebie, że podważa nawet uprawnienia prezydenta. Prof. Garlicki napisał w wykładni prawnej, że co prawda prezydent formalnie może odmówić powołania sędziego, ale nie powinien tego czynić poza wyjątkowymi sytuacjami.
Miło, że w ogóle mu na to pozwolono.
Prof. Garlicki zastanawia się też zupełnie poważnie, czy Sąd Najwyższy nie powinien samodzielnie wybierać swojego prezesa. Sędziowie się po prostu uwłaszczyli, okopali w swoim orzecznictwie przywilejami. Jak w przypadku Trybunału Konstytucyjnego, który w 2007 r. uznał, że uchylenie immunitetu w 24 godziny jest niekonstytucyjne. W wielu krajach w ogóle nie ma immunitetów, bo nie mogą one gwarantować bezkarności.
A nie będzie zbyt dużej władzy Zbigniewa Ziobry? To polityk, który nie dość, że jest ministrem sprawiedliwości, to i prokuratorem generalnym, z dużym zakresem kompetencji przy tworzeniu struktury sądów, przy tym jeszcze z pośrednim wpływem na Sąd Najwyższy.
Nie ma takiego zagrożenia. Kompetencje prokuratora generalnego polegają głównie na wnoszeniu kasacji do Sądu Najwyższego.
Rozmowa z wiceministerem sprawiedliwości Marcinem Warchołem ukazała się na łamach najnowszego numeru tygodnika „wSieci”.
Więcej o reformie sądownictwa w najnowszym wydaniu tygodnika „wSieci”, dostępnym w sprzedaży od 24 lipca, także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ruch personalny w takiej sytuacji wydaje się konieczny. Pytanie tylko o tryb tych wszystkich zmian. Czy przedwczesne wygaszenie kadencji członków Sądu Najwyższego jest konieczne? Opozycja mówi: ktoś kiedyś na tej samej zasadzie będzie mógł wygasić kadencję prezesa NBP lub prezydenta.
To manipulacja, gdyż nie mamy do czynienia z wygaszeniem kadencji sędziów. Chodzi o przejście sędziów w stan spoczynku. Wszystko to wynika z mocy prawa i zmiany ustroju sądów.
To zgodne z konstytucją?
To wynika wprost z art. 180 ust. 5 konstytucji. Z kolei art. 180 ust. 1 mówi o tym, że sędziego nie można pozbawić urzędu. Naruszenie konstytucji nastąpiłoby wtedy, gdybyśmy pozbawili sędziów urzędu. Nie mamy jednak do czynienia z taką sytuacją. Sędziowie przeniesieni w stan spoczynku zachowują wszystkie przywileje, uposażenie i immunitety. Ustawa nie zakłada zmian w tych zakresach.
Twórcy konstytucji zachowali więc furtkę dla głębokiego resetu w wymiarze sprawiedliwości.
Art. 180 ust. 5 jest taką furtką. Bez tego zapisu w konstytucji żadna zmiana ustroju nie byłaby możliwa.
Dla kogoś, kto nie jest prawnikiem, konstytucjonalistą, wszystko to zdaje się wyjątkowo niejasne. Co jest fundamentem tej zmiany?
Dotychczas było tak, że to Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego decydowało o tym, kto będzie sędzią SN. Kto nim zostawał? Ten, kto spełniał oczekiwania i gwarantował posłuszeństwo wobec elity sędziowskiej. Ta patologia rodziła kolesiostwo. Reforma zmienia fundamentalną zasadę – od tej pory to nie „koledzy” będą decydowali, kto zostanie sędzią. Mamy przykład transparentnego systemu niemieckiego, w którym sędziów Sądu Najwyższego wybiera 16 ministrów landowych i 16 polityków z Bundestagu. Na żadnym etapie tej procedury niemiecki SN nie ma wpływu na to, kto będzie jego członkiem. W ustawie o Sądzie Najwyższym to KRS i oczywiście prezydent będą decydować o obsadzie SN.
Opozycja wskazuje jednak, że istnieje zagrożenie, iż to minister sprawiedliwości będzie obsadzał Sąd Najwyższy.
To nieprawda. W okresie przejściowym, czyli po odejściu obecnych sędziów w stan spoczynku, minister sprawiedliwości będzie jedynie występować z kandydaturami do KRS, a rada będzie występować do prezydenta. Mamy więc do czynienia z systemem trójstopniowym. Ale nawet w tym przejściowym systemie rola ministra sprawiedliwości nie jest kluczowa.
Skąd pomysł z okresem przejściowym? Z czego on wynika?
Z potrzeby zapewnienia ciągłości funkcjonowania Sądu Najwyższego.
Dlaczego się wycofaliście z początkowego pomysłu, by to sędziowie wybierali kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa? Scedowaliście to na parlament, polityków.
Nie chcieliśmy zachowywać modelu korporacyjnego, w którym sędziowie wybierają sami siebie. Tak być nie musi i mówi o tym konstytucja wart. 187.
Ale sam minister Ziobro podnosił, że taki model byłby elementem demokratyzacji KRS.
Wystarczył jednak pierwszy kongres prawników i sędziów, by zrozumieć, że „politycy w togach” narzucają rytm dyskusji całemu prawniczemu środowisku. Zrozumieliśmy, że środowisko sędziowskie zostanie zawłaszczone przez tych ludzi, a formalnie demokratyczne wybory do KRS niczego nie zmienią. Salon sędziowski jest zbyt silny i wpływowy. Potrafi zastraszać nie tylko sędziów w Ministerstwie Sprawiedliwości, lecz nawet ministra czy posłów podpisanych pod poselskim projektem ustawy o Sądzie Najwyższym.
Rzecznik KRS sędzia Waldemar Żurek ostrzegł, że traficie pod Trybunał Stanu, a sądzić będą was sądy powszechne.
To pokazuje, że sędzia, który ma być bezstronnym arbitrem, wchodzi w buty polityka. Staje się śledczym, który z zajadłością atakuje.
Ale to pokazuje, że w środowisku sędziowskim nie macie powszechnego poparcia. Gdyby tak było, to przecież wsparliby wasze pomysły demokratyzacji wyborów członków KRS.
Środowisko jest mocno podzielone. Mamy spore poparcie w sądach rejonowych. Ich głosu jednak nikt w Krajowej Radzie Sądownictwa nie chce słuchać. Tylko dwóch sędziów z tych sądów zasiadało w KRS, choć to właśnie sądy rejonowe zajmują się 90 proc. wszystkich spraw. Widać tu całą asymetrię tego systemu – sędziów pałacowych i tych liniowych, do roboty. Elita jest tak pewna siebie, że podważa nawet uprawnienia prezydenta. Prof. Garlicki napisał w wykładni prawnej, że co prawda prezydent formalnie może odmówić powołania sędziego, ale nie powinien tego czynić poza wyjątkowymi sytuacjami.
Miło, że w ogóle mu na to pozwolono.
Prof. Garlicki zastanawia się też zupełnie poważnie, czy Sąd Najwyższy nie powinien samodzielnie wybierać swojego prezesa. Sędziowie się po prostu uwłaszczyli, okopali w swoim orzecznictwie przywilejami. Jak w przypadku Trybunału Konstytucyjnego, który w 2007 r. uznał, że uchylenie immunitetu w 24 godziny jest niekonstytucyjne. W wielu krajach w ogóle nie ma immunitetów, bo nie mogą one gwarantować bezkarności.
A nie będzie zbyt dużej władzy Zbigniewa Ziobry? To polityk, który nie dość, że jest ministrem sprawiedliwości, to i prokuratorem generalnym, z dużym zakresem kompetencji przy tworzeniu struktury sądów, przy tym jeszcze z pośrednim wpływem na Sąd Najwyższy.
Nie ma takiego zagrożenia. Kompetencje prokuratora generalnego polegają głównie na wnoszeniu kasacji do Sądu Najwyższego.
Rozmowa z wiceministerem sprawiedliwości Marcinem Warchołem ukazała się na łamach najnowszego numeru tygodnika „wSieci”.
Więcej o reformie sądownictwa w najnowszym wydaniu tygodnika „wSieci”, dostępnym w sprzedaży od 24 lipca, także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/350335-o-co-chodzilo-w-reformie-wiceminister-warchol-we-wsieci-nie-naprawimy-sadownictwa-jesli-nie-zreformujemy-takze-sn-wywiad?strona=3
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.