Koniec demokracji, skok na niezależność sądów, likwidacja Sądu Najwyższego. Przy okazji reformy wymiaru sprawiedliwości używana jest najostrzejsza amunicja słowna. Czy rzeczywiście Polska traci jeden z konstytucyjnych filarów swojego ustroju?
To oczywista nieprawda. Sąd Najwyższy pozostanie niezwykle ważnym elementem ustroju państwa. Niestety ryba psuje się od głowy, a systemu nie uda się naprawić bez sanacji jego najważniejszego elementu. To Sąd Najwyższy sprawuje nadzór judykacyjny i mocą swojego autorytetu wpływa na orzecznictwo niższych instancji. Niestety dzisiejszy SN nawet w sprawach błahych potrafi orzekać tak, że sankcjonuje kłamstwo sędziego w postępowaniu dyscyplinarnym. Tak było w przypadku sędziego, którego „złapał” fotoradar. Sędzia odmówił przyjęcia mandatu, zaprzeczył, że kierował pojazdem i jednocześnie przyznał, iż nie powierzył nikomu swojego samochodu. Na koniec powołał się na chroniący go immunitet. Ewidentne kłamstwo sędziego zostało potraktowane jako delikt dyscyplinarny i objęto go postępowaniem dyscyplinarnym. Co zrobił SN? W wyroku z 30 listopada 2016 r. uznał, że sędzia może kłamać w takiej sytuacji. Mówimy tu o podstawowych etycznych zasadach funkcjonowania państwa prawa. Kłamstwo jest archetypem zła. Nie możemy iść w kierunku utraty fundamentalnej pryncypialności. Sąd ma być sprawiedliwy i sprawny.
A może podnoszony przez pana przypadek sędziego to jedynie odosobniona sytuacja, która nie wpływa na jakość całego orzecznictwa Sądu Najwyższego?
To nie przypadek. Podobnych orzeczeń jest wiele, całego numeru „wSieci” zabraknie, by opisać skalę patologii. Podam dwa przykłady. Pootwierano furtki do bezkarności przy stosowaniu zgód następczych przy materiałach operacyjnych. Sąd Najwyższy wydawał orzeczenia, które wykorzystywano potem do spraw korupcyjnych, by chronić podejrzanych. To były prawne ustawki. Kolejna sprawa – w2010 r. SN stwierdził, że nie można ścigać zomowców za brutalne czyny kryminalne z czasów PRL, gdyż… się przedawniły. Najwyraźniej sąd uznał, że ofiary powinny się domagać sprawiedliwości od komunistycznych władz i nie musiały czekać na wolną Polskę. Na podstawie tego orzeczenia Instytut Pamięci Narodowej musiał umorzyć kilkaset takich spraw, mimo że przed decyzją SN sądy powszechne w ogóle nie brały pod uwagę przedawnienia. Mamy więc usankcjonowanie kłamstwa i ustawowego bezprawia stanu wojennego.
Podnoszą się głosy, że dość wybiórczo podchodzicie do sędziów z czasów PRL. Jak bumerang wraca argument o współpracy ministra Zbigniewa Ziobry z sędzią Andrzejem Kryżem.
Sędzia Kryże wielokrotnie przepraszał za swoje postępowanie wczasach PRL. Orzekał jako organ odwoławczy, w sprawach wykroczeniowych i nie w I instancji. Nie ukrywał tego, kajał się. Dlatego mógł zostać powołany na sekretarza stanu. Tymczasem my mamy do czynienia z tuszowaniem spraw sędziów, którzy skazywali opozycjonistów na wieloletnie wyroki. Znajmy proporcje. Sędzia Kryże jest modelowym przykładem sędziego, który odkupił swoje winy, orzekając choćby w sprawie mafii pruszkowskiej.
Mówimy więc o genezie zmian w polskim sądownictwie, które proponujecie, czyli o braku samooczyszczenia się środowiska sędziowskiego. Sędzia Kryże tego dokonał?
Stanowi przykład, że takie samooczyszczenie jest możliwe. Wobec sędziego rozpętano nagonkę, grożono mu, ale on twardo stał na swoim stanowisku. Skończył sprawę FOZZ, osądził mafię pruszkowską.
Czyli nie twierdzicie, że każdy sędzia lub prokurator z czasów PRL jest skreślony? Chodzi raczej o postawę takiej osoby w III RP? O to, że potrafiła się od przeszłości odciąć, przeprosić i pójść dalej?
Oczywiście.
Prezes Gersdorf argumentuje, że Sąd Najwyższy oczyścił się z ludzi reżimu PRL za pomocą PESEL. Twierdzi, że tacy ludzie już nie orzekają.
Ten problem bardzo dobrze ujął Jarosław Kaczyński, mówiąc, że PRL w sądach nie mierzymy rytmem biologicznym, ale w rytmie szkoleń i zależności. To jest fundament. Są bowiem sędziowie, którzy mają 40 lat, ale mentalnością tkwią głęboko w PRL. Przyzwalanie na kłamstwo i patologie jest złem, które wynika właśnie z czasów PRL. Jak mocno musi być przeżarty złem sędzia, który przez 10 lat przewlekał postępowanie. Sąd Najwyższy zajął się tą sprawą i stwierdził, że rzeczywiście postępowanie trwało zbyt długo i ta przewlekłość wynikała z winy sędziego, ale uznał, iż ten czyn zatarł się w pamięci społecznej, zatem surowa kara raziłaby nadmierną surowością, nieadekwatną do aktualnej sytuacji sędziego! Jaką karę poniósł sędzia? Zmniejszenie uposażenia na okres od roku do lat trzech! To kpina. Przyzwolenie na cwaniactwo i kłamstwo. Gdy opowiadaliśmy o tej historii naszym partnerom z Niemiec, łapali się za głowy. I chyba nam nie uwierzyli.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Koniec demokracji, skok na niezależność sądów, likwidacja Sądu Najwyższego. Przy okazji reformy wymiaru sprawiedliwości używana jest najostrzejsza amunicja słowna. Czy rzeczywiście Polska traci jeden z konstytucyjnych filarów swojego ustroju?
To oczywista nieprawda. Sąd Najwyższy pozostanie niezwykle ważnym elementem ustroju państwa. Niestety ryba psuje się od głowy, a systemu nie uda się naprawić bez sanacji jego najważniejszego elementu. To Sąd Najwyższy sprawuje nadzór judykacyjny i mocą swojego autorytetu wpływa na orzecznictwo niższych instancji. Niestety dzisiejszy SN nawet w sprawach błahych potrafi orzekać tak, że sankcjonuje kłamstwo sędziego w postępowaniu dyscyplinarnym. Tak było w przypadku sędziego, którego „złapał” fotoradar. Sędzia odmówił przyjęcia mandatu, zaprzeczył, że kierował pojazdem i jednocześnie przyznał, iż nie powierzył nikomu swojego samochodu. Na koniec powołał się na chroniący go immunitet. Ewidentne kłamstwo sędziego zostało potraktowane jako delikt dyscyplinarny i objęto go postępowaniem dyscyplinarnym. Co zrobił SN? W wyroku z 30 listopada 2016 r. uznał, że sędzia może kłamać w takiej sytuacji. Mówimy tu o podstawowych etycznych zasadach funkcjonowania państwa prawa. Kłamstwo jest archetypem zła. Nie możemy iść w kierunku utraty fundamentalnej pryncypialności. Sąd ma być sprawiedliwy i sprawny.
A może podnoszony przez pana przypadek sędziego to jedynie odosobniona sytuacja, która nie wpływa na jakość całego orzecznictwa Sądu Najwyższego?
To nie przypadek. Podobnych orzeczeń jest wiele, całego numeru „wSieci” zabraknie, by opisać skalę patologii. Podam dwa przykłady. Pootwierano furtki do bezkarności przy stosowaniu zgód następczych przy materiałach operacyjnych. Sąd Najwyższy wydawał orzeczenia, które wykorzystywano potem do spraw korupcyjnych, by chronić podejrzanych. To były prawne ustawki. Kolejna sprawa – w2010 r. SN stwierdził, że nie można ścigać zomowców za brutalne czyny kryminalne z czasów PRL, gdyż… się przedawniły. Najwyraźniej sąd uznał, że ofiary powinny się domagać sprawiedliwości od komunistycznych władz i nie musiały czekać na wolną Polskę. Na podstawie tego orzeczenia Instytut Pamięci Narodowej musiał umorzyć kilkaset takich spraw, mimo że przed decyzją SN sądy powszechne w ogóle nie brały pod uwagę przedawnienia. Mamy więc usankcjonowanie kłamstwa i ustawowego bezprawia stanu wojennego.
Podnoszą się głosy, że dość wybiórczo podchodzicie do sędziów z czasów PRL. Jak bumerang wraca argument o współpracy ministra Zbigniewa Ziobry z sędzią Andrzejem Kryżem.
Sędzia Kryże wielokrotnie przepraszał za swoje postępowanie wczasach PRL. Orzekał jako organ odwoławczy, w sprawach wykroczeniowych i nie w I instancji. Nie ukrywał tego, kajał się. Dlatego mógł zostać powołany na sekretarza stanu. Tymczasem my mamy do czynienia z tuszowaniem spraw sędziów, którzy skazywali opozycjonistów na wieloletnie wyroki. Znajmy proporcje. Sędzia Kryże jest modelowym przykładem sędziego, który odkupił swoje winy, orzekając choćby w sprawie mafii pruszkowskiej.
Mówimy więc o genezie zmian w polskim sądownictwie, które proponujecie, czyli o braku samooczyszczenia się środowiska sędziowskiego. Sędzia Kryże tego dokonał?
Stanowi przykład, że takie samooczyszczenie jest możliwe. Wobec sędziego rozpętano nagonkę, grożono mu, ale on twardo stał na swoim stanowisku. Skończył sprawę FOZZ, osądził mafię pruszkowską.
Czyli nie twierdzicie, że każdy sędzia lub prokurator z czasów PRL jest skreślony? Chodzi raczej o postawę takiej osoby w III RP? O to, że potrafiła się od przeszłości odciąć, przeprosić i pójść dalej?
Oczywiście.
Prezes Gersdorf argumentuje, że Sąd Najwyższy oczyścił się z ludzi reżimu PRL za pomocą PESEL. Twierdzi, że tacy ludzie już nie orzekają.
Ten problem bardzo dobrze ujął Jarosław Kaczyński, mówiąc, że PRL w sądach nie mierzymy rytmem biologicznym, ale w rytmie szkoleń i zależności. To jest fundament. Są bowiem sędziowie, którzy mają 40 lat, ale mentalnością tkwią głęboko w PRL. Przyzwalanie na kłamstwo i patologie jest złem, które wynika właśnie z czasów PRL. Jak mocno musi być przeżarty złem sędzia, który przez 10 lat przewlekał postępowanie. Sąd Najwyższy zajął się tą sprawą i stwierdził, że rzeczywiście postępowanie trwało zbyt długo i ta przewlekłość wynikała z winy sędziego, ale uznał, iż ten czyn zatarł się w pamięci społecznej, zatem surowa kara raziłaby nadmierną surowością, nieadekwatną do aktualnej sytuacji sędziego! Jaką karę poniósł sędzia? Zmniejszenie uposażenia na okres od roku do lat trzech! To kpina. Przyzwolenie na cwaniactwo i kłamstwo. Gdy opowiadaliśmy o tej historii naszym partnerom z Niemiec, łapali się za głowy. I chyba nam nie uwierzyli.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/350335-o-co-chodzilo-w-reformie-wiceminister-warchol-we-wsieci-nie-naprawimy-sadownictwa-jesli-nie-zreformujemy-takze-sn-wywiad?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.