Prezydent Andrzej Duda chciał uspokoić sytuację w Polsce. Chciał też uspokoić sytuację wokół Polski. Za jedno i drugie opowiada jako głowa państwa. Argumenty prawnicze celowo pomijam, bo nie to będzie przedmiotem tego tekstu. Kwestie merytoryczne (prawne) nie były paliwem protestów na ulicach, bo nikt się tym nie przejmował, a szczególnie organizatorzy manifestacji. I tylko jednostki orientowały się, o co chodzi w ustawach dotyczących reform sądownictwa. Celem protestów nie były wszak reformy sądownictwa. One były tylko przykrywką, nawet niespecjalnie kamuflowaną. Prawdziwym celem była i jest delegitymizacja rządów Prawa i Sprawiedliwości, zmuszenie obecnie rządzących do przyspieszonych wyborów lub zorganizowanie polskiego Majdanu, który zniósłby porządek demokratyczny funkcjonujący w rytmie kolejnych wyborów. W tym wszystkim chodzi o odebranie władzy i powrót do starego porządku, a nawet umocnienie i uszczelnienie tego starego porządku – dzięki doświadczeniom z wyborów wygranych przez Andrzeja Dudę oraz Prawo i Sprawiedliwość. W udoskonalonym i uszczelnionym systemie oddanie władzy PiS powinno już być niemożliwe, gdyż naraża stary system na wstrząsy i straty. Decyzja prezydenta przez totalną opozycję, jej ulicę i tych wszystkich w Polsce oraz za jej granicami, którzy destabilizację Polski organizowali, wspierali i nią dyrygowali, i nie przestaną tego robić, zostanie uznana za zrealizowanie pierwszego kroku do odzyskania władzy. A skoro tak, ich strategia się nie zmieni, a wręcz przeciwnie. Ta strategia i agenda jeszcze się zradykalizują. Być może po taktycznej chwili uspokojenia i oddechu. Tylko po to, żeby uśpić drugą stronę konfliktu.
Anne Applebaum, bardzo zaangażowana w huraganowy ostrzał Polski, prezydenta Andrzeja Dudy i rządu Beaty Szydło, nie wytrzymała i na gorąco napisała: „Prezydent jest jednak odpowiedzialny za zniszczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego, który to wszystko umożliwił”. Liczenie na to, że Andrzej Duda dzięki wetu ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz Sądzie Najwyższym nie będzie atakowany, poniżany, obrażany i delegitymizowany, to wyjątkowa naiwność. Celem jest przecież osłabienie całego obozu „dobrej zmiany”. A konfliktowanie prezydenta z partią, który go wystawiła i pomogła wygrać, to jedno z głównych zadań. Każde nowe pole konfliktu między prezydentem i partią rządzącą czy samym rządem jest na rękę obrońcom starego porządku. Zrobią więc wszystko, żeby te konflikty inspirować i podsycać. Oznacza to więc kolejne naciski, także z udziałem ulicy, kolejne próby rozsadzania obozu „dobrej zmiany” od środka, wyszukiwania słabych punktów i takiego ich ostrzału, by „pękły”.
Kompletnym złudzeniem jest oczekiwanie, że zmniejszy się w Polsce rządzonej przez PiS skala i częstotliwość działań anarchizujących państwo, by odepchnąć obecnie rządzących od władzy. Już zaczyna się upojenie „sukcesem” ulicznych akcji oraz pogłębia przekonanie, że metoda się sprawdziła, więc trzeba ją udoskonalać i nadal stosować. Już widać triumfalizm i zapowiedzi kolejnych akcji oraz kampanii. Jest zresztą charakterystyczne, że w pierwszych komentarzach opozycji nie ma podziękowań dla prezydenta albo są bardzo mizerne i warunkowe, zaś bohaterem jest ulica, przedstawiana jako siła, która to wszystko wymusiła. Należy się więc spodziewać kolejnych inwestycji w ulicę (z wszelkich możliwych źródeł w Polsce i na zewnątrz), udoskonalania jej strategii i jej „uzawodowienia”, żeby stała się czymś w rodzaju karnego, dobrze wyszkolonego i skuteczniejszego wojska.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Prezydent Andrzej Duda chciał uspokoić sytuację w Polsce. Chciał też uspokoić sytuację wokół Polski. Za jedno i drugie opowiada jako głowa państwa. Argumenty prawnicze celowo pomijam, bo nie to będzie przedmiotem tego tekstu. Kwestie merytoryczne (prawne) nie były paliwem protestów na ulicach, bo nikt się tym nie przejmował, a szczególnie organizatorzy manifestacji. I tylko jednostki orientowały się, o co chodzi w ustawach dotyczących reform sądownictwa. Celem protestów nie były wszak reformy sądownictwa. One były tylko przykrywką, nawet niespecjalnie kamuflowaną. Prawdziwym celem była i jest delegitymizacja rządów Prawa i Sprawiedliwości, zmuszenie obecnie rządzących do przyspieszonych wyborów lub zorganizowanie polskiego Majdanu, który zniósłby porządek demokratyczny funkcjonujący w rytmie kolejnych wyborów. W tym wszystkim chodzi o odebranie władzy i powrót do starego porządku, a nawet umocnienie i uszczelnienie tego starego porządku – dzięki doświadczeniom z wyborów wygranych przez Andrzeja Dudę oraz Prawo i Sprawiedliwość. W udoskonalonym i uszczelnionym systemie oddanie władzy PiS powinno już być niemożliwe, gdyż naraża stary system na wstrząsy i straty. Decyzja prezydenta przez totalną opozycję, jej ulicę i tych wszystkich w Polsce oraz za jej granicami, którzy destabilizację Polski organizowali, wspierali i nią dyrygowali, i nie przestaną tego robić, zostanie uznana za zrealizowanie pierwszego kroku do odzyskania władzy. A skoro tak, ich strategia się nie zmieni, a wręcz przeciwnie. Ta strategia i agenda jeszcze się zradykalizują. Być może po taktycznej chwili uspokojenia i oddechu. Tylko po to, żeby uśpić drugą stronę konfliktu.
Anne Applebaum, bardzo zaangażowana w huraganowy ostrzał Polski, prezydenta Andrzeja Dudy i rządu Beaty Szydło, nie wytrzymała i na gorąco napisała: „Prezydent jest jednak odpowiedzialny za zniszczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego, który to wszystko umożliwił”. Liczenie na to, że Andrzej Duda dzięki wetu ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz Sądzie Najwyższym nie będzie atakowany, poniżany, obrażany i delegitymizowany, to wyjątkowa naiwność. Celem jest przecież osłabienie całego obozu „dobrej zmiany”. A konfliktowanie prezydenta z partią, który go wystawiła i pomogła wygrać, to jedno z głównych zadań. Każde nowe pole konfliktu między prezydentem i partią rządzącą czy samym rządem jest na rękę obrońcom starego porządku. Zrobią więc wszystko, żeby te konflikty inspirować i podsycać. Oznacza to więc kolejne naciski, także z udziałem ulicy, kolejne próby rozsadzania obozu „dobrej zmiany” od środka, wyszukiwania słabych punktów i takiego ich ostrzału, by „pękły”.
Kompletnym złudzeniem jest oczekiwanie, że zmniejszy się w Polsce rządzonej przez PiS skala i częstotliwość działań anarchizujących państwo, by odepchnąć obecnie rządzących od władzy. Już zaczyna się upojenie „sukcesem” ulicznych akcji oraz pogłębia przekonanie, że metoda się sprawdziła, więc trzeba ją udoskonalać i nadal stosować. Już widać triumfalizm i zapowiedzi kolejnych akcji oraz kampanii. Jest zresztą charakterystyczne, że w pierwszych komentarzach opozycji nie ma podziękowań dla prezydenta albo są bardzo mizerne i warunkowe, zaś bohaterem jest ulica, przedstawiana jako siła, która to wszystko wymusiła. Należy się więc spodziewać kolejnych inwestycji w ulicę (z wszelkich możliwych źródeł w Polsce i na zewnątrz), udoskonalania jej strategii i jej „uzawodowienia”, żeby stała się czymś w rodzaju karnego, dobrze wyszkolonego i skuteczniejszego wojska.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/350125-po-wetach-prezydenta-w-sprawie-ustaw-o-krs-i-sn-bedziemy-mieli-te-sama-rebelie-tylko-bardziej