Komisja nie jest od tego, żeby kierowała procesem legislacyjnym w Polsce. Nigdzie nie jest zapisana rola wiceprzewodniczącego KE w procesie ustanawiania prawa w Polsce. KE jest do tego, żeby stać na straży traktatów i jeżeli, po uchwaleniu ustawy, stwierdzi, że doszło do złamania prawa, to zabierze głos i podejmie działania.
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS.
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan zapowiedzi wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa o uruchomieniu przeciw Polsce procedury mogącej zakończyć się nawet sankcjami?
Zdzisław Krasnodębski: Jest to głównie próba wywarcia nacisku psychologicznego na rząd PiS. Jeżeli chodzi o uruchomienie art. 7, to rzeczywiście, Komisja Europejska może go zastosować, zresztą było już także wezwanie przewodniczących kilku grup w Parlamencie Eurpejskim, bo ta instytucja także może wystąpić o wszczęcie takiej procedury. Jednak z tego, co wiemy, i co potwierdzał też pan Jean Claude Juncker na posiedzeniu naszej grupy politycznej, większość państw członkowskich się temu przeciwstawia. Węgry wielokrotnie publicznie oświadczały, że tej procedury nie poprą. A ponieważ ta procedura wymaga w pewnym momencie zgody wszystkich państw, to prawdopodobnie jest to narzędzie nieskuteczne.
A zwykła procedura dyscyplinująca, którą także zapowiedział Timmermans, jest niebezpieczna?
Timmermans zapowiedział, że zajmie się tym w przyszłym tygodniu. To bardzo ciekawe, że to nie jest jego reakcja na to, że w Polsce jakieś prawo zostało uchwalone, tylko już na proces demokratycznego kształtowania się opinii i pracy nad ustawą. To budzi daleko idące zdziwienie. Wynika to po pierwsze z tego, co głosi wszem i wobec polska opozycja, która dawno już pokazała, że nie chodzi jej o interes własnego państwa. Przewodniczący Nowoczesnej Ryszard Petru wystąpił już o pomoc do swoich kolegów z zagranicy. W mniemaniu opozycji zresztą im w Polskę odbierają gorzej, tym lepiej. I media zagraniczne jak zwykle też biją już na alarm. Powiedziałbym, że w sposób niekonsekwentny. Przecież skoro to teraz ma nastąpić w Polsce koniec demokracji, to co z tym końcem demokracji, który te same media ogłaszały już wcześniej? Np. wówczas, kiedy trwał spór o Trybunał Konstytucyjny.
To dlaczego Komisja Europejska zareagowała tym razem tak ostro?
Jest to wyraz bardzo złej woli i pewnej postawy politycznej, która charakteryzuje Komisję Europejską. W innym wypadku, choćby dla zachowania pozorów, KE powstrzymałaby się jeszcze przed takimi wyrokami do czasu uchwalenia nowej ustawy. Nie wiemy przecież jeszcze jaki kształt ona przybierze i czy zostanie uchwalona. Co więcej, przewodniczący Timmermans mógłby wyrazić swoją pozytywną ocenę co do procesów demokratycznych w Polsce. Mamy przecież gorące debaty w parlamencie, żywe społeczeństwo, demonstracje, w których nikt nie przeszkadza. Nasi demonstranci przecież zachowują się zupełnie inaczej niż w Hamburgu. Można by to pochwalić, bo to wszystko świadczy o tym, że panujemy nad sytuacją. Natomiast ostre stwierdzenia Timmermansa są obelgą dla prezydenta RP, który zgłosił bardzo ważne poprawki i zastrzeżenia do ustawy.
To jaka powinna być idealna rekacja zaniepokojnego Timmermansa?
Gdyby był odpowiedzialnym szefem Komisji powinien wydać następujące oświadczenie: że się przygląda sytuacji w kraju, obserwuje procesy demokratyczne w Polsce. Wszyscy wiemy, że system sprawiedliwości w Polsce był bardzo zły. Komisja z zadowoleniem widzi jednak próby podjęcia reformy i, być może, jest zaniepokojona pewnymi elementami, ale powie o tym dopiero wtedy, kiedy zostanie to uchwalone. I to w zasadzie też tylko wtedy, kiedy dziennikarze domagaliby się odpowiedzi. Natomiast ta postawa i słowa Timmermansa, to wykraczanie poza swoją rolę i łamanie wszelkich zasad, które w Unii obowiązują.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Komisja nie jest od tego, żeby kierowała procesem legislacyjnym w Polsce. Nigdzie nie jest zapisana rola wiceprzewodniczącego KE w procesie ustanawiania prawa w Polsce. KE jest do tego, żeby stać na straży traktatów i jeżeli, po uchwaleniu ustawy, stwierdzi, że doszło do złamania prawa, to zabierze głos i podejmie działania.
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS.
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan zapowiedzi wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa o uruchomieniu przeciw Polsce procedury mogącej zakończyć się nawet sankcjami?
Zdzisław Krasnodębski: Jest to głównie próba wywarcia nacisku psychologicznego na rząd PiS. Jeżeli chodzi o uruchomienie art. 7, to rzeczywiście, Komisja Europejska może go zastosować, zresztą było już także wezwanie przewodniczących kilku grup w Parlamencie Eurpejskim, bo ta instytucja także może wystąpić o wszczęcie takiej procedury. Jednak z tego, co wiemy, i co potwierdzał też pan Jean Claude Juncker na posiedzeniu naszej grupy politycznej, większość państw członkowskich się temu przeciwstawia. Węgry wielokrotnie publicznie oświadczały, że tej procedury nie poprą. A ponieważ ta procedura wymaga w pewnym momencie zgody wszystkich państw, to prawdopodobnie jest to narzędzie nieskuteczne.
A zwykła procedura dyscyplinująca, którą także zapowiedział Timmermans, jest niebezpieczna?
Timmermans zapowiedział, że zajmie się tym w przyszłym tygodniu. To bardzo ciekawe, że to nie jest jego reakcja na to, że w Polsce jakieś prawo zostało uchwalone, tylko już na proces demokratycznego kształtowania się opinii i pracy nad ustawą. To budzi daleko idące zdziwienie. Wynika to po pierwsze z tego, co głosi wszem i wobec polska opozycja, która dawno już pokazała, że nie chodzi jej o interes własnego państwa. Przewodniczący Nowoczesnej Ryszard Petru wystąpił już o pomoc do swoich kolegów z zagranicy. W mniemaniu opozycji zresztą im w Polskę odbierają gorzej, tym lepiej. I media zagraniczne jak zwykle też biją już na alarm. Powiedziałbym, że w sposób niekonsekwentny. Przecież skoro to teraz ma nastąpić w Polsce koniec demokracji, to co z tym końcem demokracji, który te same media ogłaszały już wcześniej? Np. wówczas, kiedy trwał spór o Trybunał Konstytucyjny.
To dlaczego Komisja Europejska zareagowała tym razem tak ostro?
Jest to wyraz bardzo złej woli i pewnej postawy politycznej, która charakteryzuje Komisję Europejską. W innym wypadku, choćby dla zachowania pozorów, KE powstrzymałaby się jeszcze przed takimi wyrokami do czasu uchwalenia nowej ustawy. Nie wiemy przecież jeszcze jaki kształt ona przybierze i czy zostanie uchwalona. Co więcej, przewodniczący Timmermans mógłby wyrazić swoją pozytywną ocenę co do procesów demokratycznych w Polsce. Mamy przecież gorące debaty w parlamencie, żywe społeczeństwo, demonstracje, w których nikt nie przeszkadza. Nasi demonstranci przecież zachowują się zupełnie inaczej niż w Hamburgu. Można by to pochwalić, bo to wszystko świadczy o tym, że panujemy nad sytuacją. Natomiast ostre stwierdzenia Timmermansa są obelgą dla prezydenta RP, który zgłosił bardzo ważne poprawki i zastrzeżenia do ustawy.
To jaka powinna być idealna rekacja zaniepokojnego Timmermansa?
Gdyby był odpowiedzialnym szefem Komisji powinien wydać następujące oświadczenie: że się przygląda sytuacji w kraju, obserwuje procesy demokratyczne w Polsce. Wszyscy wiemy, że system sprawiedliwości w Polsce był bardzo zły. Komisja z zadowoleniem widzi jednak próby podjęcia reformy i, być może, jest zaniepokojona pewnymi elementami, ale powie o tym dopiero wtedy, kiedy zostanie to uchwalone. I to w zasadzie też tylko wtedy, kiedy dziennikarze domagaliby się odpowiedzi. Natomiast ta postawa i słowa Timmermansa, to wykraczanie poza swoją rolę i łamanie wszelkich zasad, które w Unii obowiązują.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/349556-nasz-wywiad-prof-krasnodebski-to-proba-wywarcia-nacisku-psychologicznego-na-rzad-pis-ke-nie-jest-od-tego-zeby-kierowala-procesem-legislacyjnym-w-polsce