Gdy dziś słyszę straszenie, jakie krzywdy będą się dziać w przyszłości po wprowadzeniu reformy sądownictwa, to myślę, że Polacy nazbyt dobrze właśnie z przeszłości krzywdy sądowe znają
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Janusz Wojciechowski, były sędzia, członek Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, b. europoseł PiS.
wPolityce.pl: Jest pan byłym sędzią i osobą, która pomagała ludziom poszkodowanym przez wymiar sprawiedliwości. Co pan sądzi o reformie sądownictwa wprowadzanej przez PiS?
Janusz Wojciechowski: Reforma sądownictwa, która wprowadzi elementarną kontrolę społeczną jest bardzo potrzebna. Sądownictwo jest jedną z trzech władz w państwie, ale jest to obecnie władza praktycznie wyłączona spod jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli. Sędziowie sami się wybierają, sami kontrolują, sami oceniają. Władza sądownicza popadła niestety w pewien rodzaj absolutyzmu i to jest przyczyną syndromu, który profesor Piotr Kruszyński trafnie nazwał „chorobą łańcuchową”. Głównym objawem tej choroby jest arogancja i brak szacunku dla ludzi.
Mieliśmy tego liczne przykłady.
Mamy ich aż nadto wiele. Słyszę wciąż o przewlekłości postępowania sądowego. Owszem, to jest jest problem, ale znacznie większym problem, niż przewlekłość jest niesprawiedliwość. Młyny sprawiedliwości mielą powoli, ale tryby niesprawiedliwości miażdżą szybko. Niedawno Rzecznik Praw Obywatelskich wniósł kilkadziesiąt kasacji w sprawach osób upośledzonych psychicznie, które znalazły się w więzieniach, choć nigdy nie powinny tam trafić. A trafiły tam, jak wynika z kasacji Rzecznika, z pogwałceniem ich elementarnych praw, z prawem do obrony na czele.
Zdarzało się, że na skutek bezprawnych decyzji sądów do zakładów psychiatrycznych również trafiały osoby, którr nie powinny się tam znaleźć. Pomagałem wydostać się stamtąd jednemu z takich pensjonariuszy, panu Brolowi, który bez żadnych powodów siedział w zakładzie psychiatrycznym przez dziewięć lat. Niczego złego nie zrobił, nikomu nie zagrażał, ale został z pogwałceniem wszelkich zasad umieszczony w zakładzie psychiatrycznym.
Znam przypadki skazania ludzi ewidentnie niewinnych, z tragicznymi skutkami. Na przykład w Gdańsku niewinny człowiek został skazany za zabójstwo dziecka, a jego niewinność wyszła na jaw dopiero wtedy, gdy prawdziwy sprawca zabił drugie dziecko. Ktoś tego niewinnego człowieka, lekceważąc brak dowodów, skazał. Ktoś sprawił, że prawdziwy zbrodniarz pozostał na wolności i zabił druga ofiarę Ktoś powinien być z tego rozliczony. Mówi się czasem, że błędy lekarzy kryje ziemia, ja dodam, że błędy sędziów kryją więzienia. Albo też zagłusza je śmiech prawdziwych przestępców, którzy pozostają bezkarni.
To zresztą nie tylko problem spraw karnych. Straszne rzeczy działy się też w sprawach odbierania dzieci z rodzin z powodu biedy albo w ogóle bez powodów. Sprawy adopcyjne na pograniczu handlu dziećmi, płacz rozdzielanych przemocą rodzeństw. Wszystko to działo się w polskich sądach, lecz mam nadzieję, że przeminie.
Dlatego, gdy dziś słyszę straszenie, jakie krzywdy będą się dziać w przyszłości po wprowadzeniu reformy sądownictwa, to myślę, że Polacy nazbyt dobrze właśnie z przeszłości krzywdy sądowe znają. A te krzywdy biorą się najczęściej z choroby łańcuchowej, z przerostu poczucia władzy, z arogancji. To rzecz jasna nie dotyczy całego wymiaru sprawiedliwości, to margines, ale niestety dość szeroki.
Reforma ma wprowadzić m.in. Izbę Dyscyplinarną przy Sądzie Najwyższym. Dlaczego przez dwadzieścia siedem lat, które minęły od 1989 r. nie wprowadzono podobnej instytucji? Czy to wynikało z przekonania wypowiedzianego kiedyś przez byłego prezesa Sądu Najwyższego prof. Adama Strzembosza, że środowisko sędziowskie samo się oczyści?
Izba Dyscyplinarna jest potrzebna i mam nadzieję że samo jej utworzenie będzie działało prewencyjnie i przyczyni się do zmniejszenia skali przewinień służbowych sędziów. Dlaczego wcześniej tego nie zrobiono? Bo panował pogląd, że władza sądowa ma moc samooczyszczania. Błędny pogląd, bo tej mocy nie ma żadna władza. Przypominam sobie historię pani sędzi z Poznania, która była wspólnie z mężem zamieszana w aferę reprywatyzacyjną w tym mieście. Jej mąż, radca prawny, został skazany za fałszowanie testamentów na podstawie których pani sędzia zasądzała własność kamienic. Została za to skazana w zawieszeniu. Sąd uznał, że działała nieumyślnie. Skazanie się zatarło i pani sędzia wróciła do orzekania, tyle, że już nie w Poznaniu, ale w Łodzi.
Szczerze mówiąc, nie wiem czym łodzianie zawinili, żeby taki sędzia miał im wymierzać sprawiedliwość. W innej sprawie o uchylenie immunitetu sędziego, którego inny sędzia pomówił o branie łapówek, Sad Najwyższy, odmawiając uchylenia immunitetu, napisał że w stosunku do sędziego dowody muszą być silniejsze niż w zwykłym przypadku. A więc słowa o nadzwyczajnej kaście nie wzięły się znikąd. Inny sędzia, który spowodował ciężki, śmiertelny wypadek drogowy, wyprzedzając jak szalony pod górę, na podwójnej ciągłej linii, został za karę przeniesiony z województwa świętokrzyskiego do Warszawy. Zwykły człowiek na jego miejscu by siedział. Tego typu sytuacje były zbyt częste i dlatego przebudowa odpowiedzialności dyscyplinarnej sądów stała się konieczna.
Natomiast sama reforma strukturalna i dotycząca odpowiedzialności dyscyplinarnej nie wystarczy. Potrzebne jest rozszerzenie możliwości zaskarżania rażąco niesprawiedliwych i krzywdzących ludzi wyroków.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Gdy dziś słyszę straszenie, jakie krzywdy będą się dziać w przyszłości po wprowadzeniu reformy sądownictwa, to myślę, że Polacy nazbyt dobrze właśnie z przeszłości krzywdy sądowe znają
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Janusz Wojciechowski, były sędzia, członek Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, b. europoseł PiS.
wPolityce.pl: Jest pan byłym sędzią i osobą, która pomagała ludziom poszkodowanym przez wymiar sprawiedliwości. Co pan sądzi o reformie sądownictwa wprowadzanej przez PiS?
Janusz Wojciechowski: Reforma sądownictwa, która wprowadzi elementarną kontrolę społeczną jest bardzo potrzebna. Sądownictwo jest jedną z trzech władz w państwie, ale jest to obecnie władza praktycznie wyłączona spod jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli. Sędziowie sami się wybierają, sami kontrolują, sami oceniają. Władza sądownicza popadła niestety w pewien rodzaj absolutyzmu i to jest przyczyną syndromu, który profesor Piotr Kruszyński trafnie nazwał „chorobą łańcuchową”. Głównym objawem tej choroby jest arogancja i brak szacunku dla ludzi.
Mieliśmy tego liczne przykłady.
Mamy ich aż nadto wiele. Słyszę wciąż o przewlekłości postępowania sądowego. Owszem, to jest jest problem, ale znacznie większym problem, niż przewlekłość jest niesprawiedliwość. Młyny sprawiedliwości mielą powoli, ale tryby niesprawiedliwości miażdżą szybko. Niedawno Rzecznik Praw Obywatelskich wniósł kilkadziesiąt kasacji w sprawach osób upośledzonych psychicznie, które znalazły się w więzieniach, choć nigdy nie powinny tam trafić. A trafiły tam, jak wynika z kasacji Rzecznika, z pogwałceniem ich elementarnych praw, z prawem do obrony na czele.
Zdarzało się, że na skutek bezprawnych decyzji sądów do zakładów psychiatrycznych również trafiały osoby, którr nie powinny się tam znaleźć. Pomagałem wydostać się stamtąd jednemu z takich pensjonariuszy, panu Brolowi, który bez żadnych powodów siedział w zakładzie psychiatrycznym przez dziewięć lat. Niczego złego nie zrobił, nikomu nie zagrażał, ale został z pogwałceniem wszelkich zasad umieszczony w zakładzie psychiatrycznym.
Znam przypadki skazania ludzi ewidentnie niewinnych, z tragicznymi skutkami. Na przykład w Gdańsku niewinny człowiek został skazany za zabójstwo dziecka, a jego niewinność wyszła na jaw dopiero wtedy, gdy prawdziwy sprawca zabił drugie dziecko. Ktoś tego niewinnego człowieka, lekceważąc brak dowodów, skazał. Ktoś sprawił, że prawdziwy zbrodniarz pozostał na wolności i zabił druga ofiarę Ktoś powinien być z tego rozliczony. Mówi się czasem, że błędy lekarzy kryje ziemia, ja dodam, że błędy sędziów kryją więzienia. Albo też zagłusza je śmiech prawdziwych przestępców, którzy pozostają bezkarni.
To zresztą nie tylko problem spraw karnych. Straszne rzeczy działy się też w sprawach odbierania dzieci z rodzin z powodu biedy albo w ogóle bez powodów. Sprawy adopcyjne na pograniczu handlu dziećmi, płacz rozdzielanych przemocą rodzeństw. Wszystko to działo się w polskich sądach, lecz mam nadzieję, że przeminie.
Dlatego, gdy dziś słyszę straszenie, jakie krzywdy będą się dziać w przyszłości po wprowadzeniu reformy sądownictwa, to myślę, że Polacy nazbyt dobrze właśnie z przeszłości krzywdy sądowe znają. A te krzywdy biorą się najczęściej z choroby łańcuchowej, z przerostu poczucia władzy, z arogancji. To rzecz jasna nie dotyczy całego wymiaru sprawiedliwości, to margines, ale niestety dość szeroki.
Reforma ma wprowadzić m.in. Izbę Dyscyplinarną przy Sądzie Najwyższym. Dlaczego przez dwadzieścia siedem lat, które minęły od 1989 r. nie wprowadzono podobnej instytucji? Czy to wynikało z przekonania wypowiedzianego kiedyś przez byłego prezesa Sądu Najwyższego prof. Adama Strzembosza, że środowisko sędziowskie samo się oczyści?
Izba Dyscyplinarna jest potrzebna i mam nadzieję że samo jej utworzenie będzie działało prewencyjnie i przyczyni się do zmniejszenia skali przewinień służbowych sędziów. Dlaczego wcześniej tego nie zrobiono? Bo panował pogląd, że władza sądowa ma moc samooczyszczania. Błędny pogląd, bo tej mocy nie ma żadna władza. Przypominam sobie historię pani sędzi z Poznania, która była wspólnie z mężem zamieszana w aferę reprywatyzacyjną w tym mieście. Jej mąż, radca prawny, został skazany za fałszowanie testamentów na podstawie których pani sędzia zasądzała własność kamienic. Została za to skazana w zawieszeniu. Sąd uznał, że działała nieumyślnie. Skazanie się zatarło i pani sędzia wróciła do orzekania, tyle, że już nie w Poznaniu, ale w Łodzi.
Szczerze mówiąc, nie wiem czym łodzianie zawinili, żeby taki sędzia miał im wymierzać sprawiedliwość. W innej sprawie o uchylenie immunitetu sędziego, którego inny sędzia pomówił o branie łapówek, Sad Najwyższy, odmawiając uchylenia immunitetu, napisał że w stosunku do sędziego dowody muszą być silniejsze niż w zwykłym przypadku. A więc słowa o nadzwyczajnej kaście nie wzięły się znikąd. Inny sędzia, który spowodował ciężki, śmiertelny wypadek drogowy, wyprzedzając jak szalony pod górę, na podwójnej ciągłej linii, został za karę przeniesiony z województwa świętokrzyskiego do Warszawy. Zwykły człowiek na jego miejscu by siedział. Tego typu sytuacje były zbyt częste i dlatego przebudowa odpowiedzialności dyscyplinarnej sądów stała się konieczna.
Natomiast sama reforma strukturalna i dotycząca odpowiedzialności dyscyplinarnej nie wystarczy. Potrzebne jest rozszerzenie możliwości zaskarżania rażąco niesprawiedliwych i krzywdzących ludzi wyroków.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/349230-nasz-wywiad-janusz-wojciechowski-wladza-sadownicza-popadla-niestety-w-pewien-rodzaj-absolutyzmu-musimy-to-zmienic