Choć ostry polityczny język budzi emocje, wytrąca wyborców z naturalnej politycznej drzemki i w ten sposób ich mobilizuje, to jego nadużywanie, zwłaszcza w obraźliwych odniesieniach personalnych czy historycznych, jest wyrazem słabości politycznego warsztatu, a tym samym, jest przeciwskuteczne
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr hab. Sławomir Sowiński z Instytutu Politologii UKSW.
wPolityce.pl: Widzieliśmy, że wczoraj pod Sejm przyszli sympatycy partii opozycyjnych, KOD, Obywatele RP, środowiska lewicowe. Czy te grupy mają szanse na konsolidację wyborczą przeciw rządzącym?
Dr hab. Sławomir Sowiński, UKSW: Na niedzielne wydarzenia przed Sejmem, Sądem Najwyższym w Warszawie, oraz w innych miastach w Polsce można spojrzeć w perspektywie partyjnej lub obywatelskiej. Ta pierwsza pokazuje, że opozycja jest rzeczywiście podzielona (zwłaszcza w odniesieniu do spotkania przez Sejmem) i ma trudności w szybkim zorganizowaniu wspólnego, sprawnego i porywającego politycznego eventu.
Inaczej rzecz widzę w perspektywie obywatelskiej, czy też społecznej. Fakt, że w samym środku wakacji, przy dobrych notowaniach władzy, osłabiona opozycja, w ciągu zaledwie kliku dni, była w stanie wyprowadzić na ulice tysiące zaniepokojonych o praworządność obywateli, jest moim zdaniem wyraźnym społecznym sygnałem, którego żadna władza nie powinna lekceważyć. W wyobraźni części społeczeństwa pozostaną zapewne zwłaszcza wieczorne obrazy morza świec palonych wokół SN w obronie niezależności sądów. Obrazy, które u niektórych mogą mieć pewne reminiscencje historyczne. Dlatego uważam, że obóz rządzący powinien przemyśleć kształt zaproponowanej przez siebie reformy sądownictwa.
Ale czy ostre sformułowania typu „liliputin”, czy inne kpiny i szyderstwa z prezesa PiS, do tego oskarżenia o agenturę rosyjską szefa MON, zachęci wyborców (zwłaszcza tych nieprzekonanych, a przecież stanowią oni większość) do opozycji? Na ile jest to trwałe paliwo polityczne?
Język i jakość debaty politycznej w Polsce dawno już niestety zeszły poniżej akceptowalnego poziomu. I z ubolewaniem dostrzegam to nie tylko po jednej stronie debaty. Żałuję też, że – zwłaszcza niektóre – media publiczne, nie odgrywają dobrze tu swej roli. Generalnie uważam też, że choć ostry polityczny język budzi emocje, wytrąca wyborców z naturalnej politycznej drzemki i w ten sposób ich mobilizuje, to jego nadużywanie, zwłaszcza w obraźliwych odniesieniach personalnych czy historycznych, jest wyrazem słabości politycznego warsztatu, a tym samym, jest przeciwskuteczne. Można bowiem w polityce, i to najbardziej chyba lubią wyborcy, budzić emocje, rozpalać wyobraźnię, obrazowo opisywać świat, a nawet ostro krytykować w sposób elegancki, z wdziękiem wplatając w to ironię, dobrą anegdotę, bon mot czy zgrabne odwołanie się do kina lub literatury. To jednak poza talentem i refleksem, wymaga także pracy. Niezależnie od mojej oceny ich politycznej działalności, uważam, że w różnych etapach taki warsztat prezentowali czasem np. Aleksander Kwaśniewski, Jan Rokita czy Donald Tusk. Natomiast proste, czasem bezwzględne „ciosanie kołków na głowie”, ubieranie rywala w buty „komunisty” lub „faszysty”, czy zwykłe obrażanie, pokazuje brak tego politycznego warsztatu i myślę, że wyborcy to doskonale widzą. I dotyczy to – podkreślę raz jeszcze – wszystkich stron naszej politycznej barykady.
Odpowiedzialność za taką sytuację zawsze bardziej spoczywa na władzy. Bo to od władzy oczekujemy wyznaczania poziomu pewnych standardów. Ale istotniejsze znaczenie sprawa języka politycznego ma dla opozycji, bo język polityczny jest właściwie głównym jej narządzeniem politycznym. Myślę więc, że jeśli opozycja chce dziś dotrzeć do statystycznego Malinowskiego czy Kowalskiego, musi nauczyć się nie tyle intensywności emocjonalnej czy ideowej swego przekazu, ale większego jego wdzięku, elegancji, stylu.
O sprawach ważnych i niepokojących – za taką uważam projekt reformy SN – trzeba mówić mocno i poważnie. Ale i tu możliwy oraz skuteczny jest pewien styl. Nieskuteczny jest natomiast ton protekcjonalności i zniecierpliwienia wobec tej części wyborców, którzy nie widzą jeszcze zagrożenia.
Nie odbije się to czkawką opozycji? PiS z pewnością wykorzysta to przeciwko niej.
Oczywiście, partia rządząca, jak każda partia rządząca, próbuje wykorzystać wszelkie słabości opozycji. To ABC demokracji. Ale uważam, że największym wyzwaniem i zagrożeniem każdej władzy jest nie opozycja, ale sama władza. Jej podziały, wewnętrzne ambicje czy brak społecznego słuchu. Sądzę więc, że w dłuższej perspektywie, i sondaże, i wynik wyborów zależał będzie przede wszystkim nie od tego, jak radzi sobie opozycja, ale jak z rządzeniem radzi sobie PiS.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Choć ostry polityczny język budzi emocje, wytrąca wyborców z naturalnej politycznej drzemki i w ten sposób ich mobilizuje, to jego nadużywanie, zwłaszcza w obraźliwych odniesieniach personalnych czy historycznych, jest wyrazem słabości politycznego warsztatu, a tym samym, jest przeciwskuteczne
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr hab. Sławomir Sowiński z Instytutu Politologii UKSW.
wPolityce.pl: Widzieliśmy, że wczoraj pod Sejm przyszli sympatycy partii opozycyjnych, KOD, Obywatele RP, środowiska lewicowe. Czy te grupy mają szanse na konsolidację wyborczą przeciw rządzącym?
Dr hab. Sławomir Sowiński, UKSW: Na niedzielne wydarzenia przed Sejmem, Sądem Najwyższym w Warszawie, oraz w innych miastach w Polsce można spojrzeć w perspektywie partyjnej lub obywatelskiej. Ta pierwsza pokazuje, że opozycja jest rzeczywiście podzielona (zwłaszcza w odniesieniu do spotkania przez Sejmem) i ma trudności w szybkim zorganizowaniu wspólnego, sprawnego i porywającego politycznego eventu.
Inaczej rzecz widzę w perspektywie obywatelskiej, czy też społecznej. Fakt, że w samym środku wakacji, przy dobrych notowaniach władzy, osłabiona opozycja, w ciągu zaledwie kliku dni, była w stanie wyprowadzić na ulice tysiące zaniepokojonych o praworządność obywateli, jest moim zdaniem wyraźnym społecznym sygnałem, którego żadna władza nie powinna lekceważyć. W wyobraźni części społeczeństwa pozostaną zapewne zwłaszcza wieczorne obrazy morza świec palonych wokół SN w obronie niezależności sądów. Obrazy, które u niektórych mogą mieć pewne reminiscencje historyczne. Dlatego uważam, że obóz rządzący powinien przemyśleć kształt zaproponowanej przez siebie reformy sądownictwa.
Ale czy ostre sformułowania typu „liliputin”, czy inne kpiny i szyderstwa z prezesa PiS, do tego oskarżenia o agenturę rosyjską szefa MON, zachęci wyborców (zwłaszcza tych nieprzekonanych, a przecież stanowią oni większość) do opozycji? Na ile jest to trwałe paliwo polityczne?
Język i jakość debaty politycznej w Polsce dawno już niestety zeszły poniżej akceptowalnego poziomu. I z ubolewaniem dostrzegam to nie tylko po jednej stronie debaty. Żałuję też, że – zwłaszcza niektóre – media publiczne, nie odgrywają dobrze tu swej roli. Generalnie uważam też, że choć ostry polityczny język budzi emocje, wytrąca wyborców z naturalnej politycznej drzemki i w ten sposób ich mobilizuje, to jego nadużywanie, zwłaszcza w obraźliwych odniesieniach personalnych czy historycznych, jest wyrazem słabości politycznego warsztatu, a tym samym, jest przeciwskuteczne. Można bowiem w polityce, i to najbardziej chyba lubią wyborcy, budzić emocje, rozpalać wyobraźnię, obrazowo opisywać świat, a nawet ostro krytykować w sposób elegancki, z wdziękiem wplatając w to ironię, dobrą anegdotę, bon mot czy zgrabne odwołanie się do kina lub literatury. To jednak poza talentem i refleksem, wymaga także pracy. Niezależnie od mojej oceny ich politycznej działalności, uważam, że w różnych etapach taki warsztat prezentowali czasem np. Aleksander Kwaśniewski, Jan Rokita czy Donald Tusk. Natomiast proste, czasem bezwzględne „ciosanie kołków na głowie”, ubieranie rywala w buty „komunisty” lub „faszysty”, czy zwykłe obrażanie, pokazuje brak tego politycznego warsztatu i myślę, że wyborcy to doskonale widzą. I dotyczy to – podkreślę raz jeszcze – wszystkich stron naszej politycznej barykady.
Odpowiedzialność za taką sytuację zawsze bardziej spoczywa na władzy. Bo to od władzy oczekujemy wyznaczania poziomu pewnych standardów. Ale istotniejsze znaczenie sprawa języka politycznego ma dla opozycji, bo język polityczny jest właściwie głównym jej narządzeniem politycznym. Myślę więc, że jeśli opozycja chce dziś dotrzeć do statystycznego Malinowskiego czy Kowalskiego, musi nauczyć się nie tyle intensywności emocjonalnej czy ideowej swego przekazu, ale większego jego wdzięku, elegancji, stylu.
O sprawach ważnych i niepokojących – za taką uważam projekt reformy SN – trzeba mówić mocno i poważnie. Ale i tu możliwy oraz skuteczny jest pewien styl. Nieskuteczny jest natomiast ton protekcjonalności i zniecierpliwienia wobec tej części wyborców, którzy nie widzą jeszcze zagrożenia.
Nie odbije się to czkawką opozycji? PiS z pewnością wykorzysta to przeciwko niej.
Oczywiście, partia rządząca, jak każda partia rządząca, próbuje wykorzystać wszelkie słabości opozycji. To ABC demokracji. Ale uważam, że największym wyzwaniem i zagrożeniem każdej władzy jest nie opozycja, ale sama władza. Jej podziały, wewnętrzne ambicje czy brak społecznego słuchu. Sądzę więc, że w dłuższej perspektywie, i sondaże, i wynik wyborów zależał będzie przede wszystkim nie od tego, jak radzi sobie opozycja, ale jak z rządzeniem radzi sobie PiS.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/349176-nasz-wywiad-dr-hab-slawomir-sowinski-zwykle-obrazanie-pokazuje-brak-politycznego-warsztatu-wyborcy-to-doskonale-widza
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.