Mija właśnie dziesięć lat od od początku mojej sądowej odysei w sporze z bankiem, który do niedawno kontrolował kapitał z Włoch. Dziś życzę tej instytucji jak najlepiej, bo właśnie wróciła na łono rodziny i będzie służyć – jestem tego pewien - polskim klientom podporządkowana interesowi Państwa Polskiego.
Od czasu do czasu słyszałem do niedawna w środowisku około rządowym głosy, że z obecnym układem w sądownictwie można się dogadać. Zawsze reagowałem w ten sam sposób wdając się w dyskusję, że jednak nie, nie można lub też, jeśli klient był zbyt zacietrzewiony (lub wysoko postawiony), wpadał w zbiór osób, które zwykłem omijać szerokim łukiem.
Oczywiście, z tym układem Gersdorf – Rzepliński i wielu, wielu innych nie można się dogadywać, bowiem SĄDY TO CIĄGLE PRL! Powiem, więcej w tym środowisku stan wojenny trwa nadal, bo nigdy go w nim nie odwołano! Nie kupuję argumentu o dobrych i złych sędziach, bo system i mechanizmy, który stworzono za komuny działają dalej w najlepsze.
Kiedyś - w stanie wojennym – wtedy jeszcze jako młodzieniec i student udałem się do biura paszportowego, by złożyć aplikację o paszport. Nalany, spasiony ubek o przekrwionych skacowanych oczach za szklanym przepierzeniem, kilkunastoosobowa kolejka petentów i ja u progu drzwi. Ta ubecka swołocz wita mnie natychmiast - taki czujny (!) - podniesionym charczącym głosem zza szybki tak, by wszyscy zebrani dobrze usłyszeli i wiedzieli:
A pan (dobrze, że nie per ty) tu czego szuka, paszportu i tak pan nie dostanie!
Swoje odczekałem; podanie złożyłem; poniżenia i wstydu było przy tym co niemiara - słowem: wszyscy aktorzy poprawnie odegrali swoje role w tej scence wiedząc, że wynik przesądzono z góry.
Kiedy podczas ostatnich dziesięciu lat kilkadziesiąt razy wchodziłem na sale sądową w sprawach dotyczących banku i tzw. „Projektu Chopin” (zainteresowanym polecam Google) za każdym razem doznawałem swoistego déjà vu, że biorę udział w rytuale, który i tak doprowadzi zawsze do tego samego wyroku. Podobnie jak niegdyś ubek w biurze paszportowym, tak teraz sędziowie każdym swoim słowem, gestem zachowaniem upewniali mnie, że wyrok może być tylko jeden - na korzyść banku. A konkretnie: zblatowanie z pełnomocnikiem oskarżonego banku, uśmieszki, drobne przyjazne gierki słowne, że znają się, że się kumplują, ale też niedopuszczanie dowodów, odrzucanie pytań, odbieranie głosu, powoływanie absurdalnych opinii skorumpowanych biegłych i tak dalej i tak bez końca…
Jedną z rozprawa opisała dziennikarka Naszego Dziennika w artykule „Proces doradcy premiera”. Polecam lekturę.
A sędziowie? Oni awansowali. Jedną z pierwszych i ważnych dla banku spraw przed Sądem Okręgowym prowadził w 2007 roku młodzieniec delegowany z Sądu Rejonowego. Wydał dwa wyroki, określiłbym je słowem: gangsterskie. Oba odrzucały pozwy pod wyssanymi z palca pretekstami formalnymi i proceduralnymi. Można powiedzieć sprawdził się w boju – wot maładiec - i awansował. Szybko przeszedł do XX Wydziału Gospodarczego Sądu Okręgowego w Warszawie, jeszcze szybciej został przewodniczącym tego Wydziału, a kiedy sprawy „Projektu Chopin” dotarły do apelacji to i tam objawił się oto i zaczął orzekać. Taki to - by z ruska zaciągnąć - strażnik sprawiedliwości!
Czy jest nadzieja na przyszłość? Oczywiście, jeśli zmieni się system i procedury, a Minister Sprawiedliwości - Zbigniew Ziobro tę stajnię Augiasza czym prędzej uporządkuje. Trzymam za niego kciuki!!!
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Mija właśnie dziesięć lat od od początku mojej sądowej odysei w sporze z bankiem, który do niedawno kontrolował kapitał z Włoch. Dziś życzę tej instytucji jak najlepiej, bo właśnie wróciła na łono rodziny i będzie służyć – jestem tego pewien - polskim klientom podporządkowana interesowi Państwa Polskiego.
Od czasu do czasu słyszałem do niedawna w środowisku około rządowym głosy, że z obecnym układem w sądownictwie można się dogadać. Zawsze reagowałem w ten sam sposób wdając się w dyskusję, że jednak nie, nie można lub też, jeśli klient był zbyt zacietrzewiony (lub wysoko postawiony), wpadał w zbiór osób, które zwykłem omijać szerokim łukiem.
Oczywiście, z tym układem Gersdorf – Rzepliński i wielu, wielu innych nie można się dogadywać, bowiem SĄDY TO CIĄGLE PRL! Powiem, więcej w tym środowisku stan wojenny trwa nadal, bo nigdy go w nim nie odwołano! Nie kupuję argumentu o dobrych i złych sędziach, bo system i mechanizmy, który stworzono za komuny działają dalej w najlepsze.
Kiedyś - w stanie wojennym – wtedy jeszcze jako młodzieniec i student udałem się do biura paszportowego, by złożyć aplikację o paszport. Nalany, spasiony ubek o przekrwionych skacowanych oczach za szklanym przepierzeniem, kilkunastoosobowa kolejka petentów i ja u progu drzwi. Ta ubecka swołocz wita mnie natychmiast - taki czujny (!) - podniesionym charczącym głosem zza szybki tak, by wszyscy zebrani dobrze usłyszeli i wiedzieli:
A pan (dobrze, że nie per ty) tu czego szuka, paszportu i tak pan nie dostanie!
Swoje odczekałem; podanie złożyłem; poniżenia i wstydu było przy tym co niemiara - słowem: wszyscy aktorzy poprawnie odegrali swoje role w tej scence wiedząc, że wynik przesądzono z góry.
Kiedy podczas ostatnich dziesięciu lat kilkadziesiąt razy wchodziłem na sale sądową w sprawach dotyczących banku i tzw. „Projektu Chopin” (zainteresowanym polecam Google) za każdym razem doznawałem swoistego déjà vu, że biorę udział w rytuale, który i tak doprowadzi zawsze do tego samego wyroku. Podobnie jak niegdyś ubek w biurze paszportowym, tak teraz sędziowie każdym swoim słowem, gestem zachowaniem upewniali mnie, że wyrok może być tylko jeden - na korzyść banku. A konkretnie: zblatowanie z pełnomocnikiem oskarżonego banku, uśmieszki, drobne przyjazne gierki słowne, że znają się, że się kumplują, ale też niedopuszczanie dowodów, odrzucanie pytań, odbieranie głosu, powoływanie absurdalnych opinii skorumpowanych biegłych i tak dalej i tak bez końca…
Jedną z rozprawa opisała dziennikarka Naszego Dziennika w artykule „Proces doradcy premiera”. Polecam lekturę.
A sędziowie? Oni awansowali. Jedną z pierwszych i ważnych dla banku spraw przed Sądem Okręgowym prowadził w 2007 roku młodzieniec delegowany z Sądu Rejonowego. Wydał dwa wyroki, określiłbym je słowem: gangsterskie. Oba odrzucały pozwy pod wyssanymi z palca pretekstami formalnymi i proceduralnymi. Można powiedzieć sprawdził się w boju – wot maładiec - i awansował. Szybko przeszedł do XX Wydziału Gospodarczego Sądu Okręgowego w Warszawie, jeszcze szybciej został przewodniczącym tego Wydziału, a kiedy sprawy „Projektu Chopin” dotarły do apelacji to i tam objawił się oto i zaczął orzekać. Taki to - by z ruska zaciągnąć - strażnik sprawiedliwości!
Czy jest nadzieja na przyszłość? Oczywiście, jeśli zmieni się system i procedury, a Minister Sprawiedliwości - Zbigniew Ziobro tę stajnię Augiasza czym prędzej uporządkuje. Trzymam za niego kciuki!!!
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/348850-sady-to-ciagle-prl-czyli-kilka-obrazkow-z-sali-sadowej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.