Powinien być politykiem. O tym świadczy cała jego postawa. Z relacji mediów wynika przecież, że chciał razem z redaktorem Tomaszem Lisem obalać rząd. To pokazuje jego polityczne zacietrzewienie oraz absolutny brak możliwości obiektywnego i niezawisłego orzekania. Nim rządzą polityczne emocje, a nie prawo. Przecież to właśnie sędzia Łączewski skazał byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego na trzy lata bezwzględnego więzienia. Ten wyrok był kpiną
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.
wPolityce.pl: Czym według Pana Ministra był ostatni występ sędziego Łączewskiego. Przekroczył jedynie swoje kompetencje?
Marcin Warchoł: Przekroczył w sposób rażący. Nie jest uprawniony do oceny powołania prezesa Trybunału Konstytucyjnego. To leży absolutnie poza kompetencjami sądu cywilnego. Wie o tym każdy prawnik, a ci politycznie zaangażowani w walkę z rządem tylko udają, że tego nie wiedzą. Już 20 lutego 2008 roku Sąd Najwyższy wyraźnie orzekł w uchwale, że stwierdzenie niezgodności z prawem aktu powołania na stanowisko prezesa – wówczas dotyczyło to akurat Urzędu Komunikacji Elektronicznej – nie należy do sądu powszechnego. Nie chodzi przy tym o sam urząd, tylko o kompetencje sądów w stosunku do instytucji publicznych i konstytucyjnych organów państwa.
Bo w przeciwnym razie mielibyśmy chaos prawny?
Mielibyśmy chaos prawny i anarchię w państwie. Każdy sąd mógłby podważyć np. legitymację Prezesa Rady Ministrów, marszałka Sejmu, Senatu czy prezydenta. Proszę sobie wyobrazić np. sytuację, gdy jeden sędzia uchyla wyrok drugiego sędziego tylko dlatego, że akt powołania wręczył mu prezydent z opcji politycznej, której ten pierwszy sędzia nie podziela. A tak też mogłoby się wydarzyć, gdyby tolerować tego typu postawy sędziów. Bo widzimisię sędziego byłoby ważniejsze niż prawo i tylko od niego zależałby los ludzi, którzy wchodzą na salę rozpraw. Nawet to, czy dostaną 500 zł na dziecko.
To znaczy?
Odwołuję się do autentycznej historii. Do Sądu Administracyjnego w Gdańsku zgłosiła się matka, która nieznacznie przekroczyła próg dochodowy i przez to nie dostała 500 zł na dziecko w ramach rządowego programu „Rodzina 500+”. Gdyby przyjąć sposób myślenia sędziego Łączewskiego, to i tą gdańską sprawą sąd nie musiałby się już zajmować. Wystarczyłoby, żeby uznał, że rządowy program wspierający rodziny jest niezgodny z konstytucją. Ale na szczęście do tego nie doszło i skierował pytanie do Trybunału Konstytucyjnego. Takie podejście do orzekania jest działaniem na szkodę państwa i jego obywateli. Jest politykowaniem. Nie ma nic wspólnego z niezawisłością, niezależnością i obiektywizmem. To jest brutalne niszczenie wymiaru sprawiedliwości.
Sędzia nie może podważać obowiązującego prawa, nie może decydować, które ustawy są dobre, a które złe.
Nie może ze względu na własne poglądy polityczne rujnować porządku prawnego. Bezpieczeństwo prawne jest jedną z idei państwa prawa. Nikt nie stoi ponad prawem, nawet sędzia i to niezależnie od tego, czy na sali rozpraw, czy poza nią. W ten sposób traktowania prawa wpisuje się również koncepcja tzw. rozproszonej kontroli konstytucyjności prawa. W praktyce zastosowała ją ostatnio sędzia ze Szczecina, która, według doniesień medialnych, dopuściła się oszustwa w hipermarkecie na 30 zł, prawdopodobnie uznając, że przepisy o ochronie własności w świetle konstytucji jej nie dotyczą. Podobnie zresztą jak sędziowie, o których pisano, że kradli wiertarkę, spodnie, czy pendrivy.
Wobec sędziego Łączewskiego powinny zostać wyciągnięte konsekwencje?
Dla mnie to rażące przekroczenie uprawnień i należałoby wziąć pod uwagę co najmniej konsekwencje dyscyplinarne. To jak wezwanie do rokoszu. Za chwilę okaże się, że cały szereg sfer, w których reformujemy państwo, będzie deptanych przez sądy w imię realizacji ich politycznych interesów. Zgadzam się z tym, co napisał w portalu wPolityce.pl redaktor Jacek Karnowski. Ujął to dosadnie: „To nie obłędny sędzia Łączewski jest problemem, ale ci, którzy wciąż pozwalają mu >sądzić<”. Sędzia jest problemem dla prezesa sądu, w którym orzeka i który toleruje prawnicze aberracje, urągające zasadom praworządności w imię – jak się obawiam – politycznych fobii sędziego Łączewskiego.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Powinien być politykiem. O tym świadczy cała jego postawa. Z relacji mediów wynika przecież, że chciał razem z redaktorem Tomaszem Lisem obalać rząd. To pokazuje jego polityczne zacietrzewienie oraz absolutny brak możliwości obiektywnego i niezawisłego orzekania. Nim rządzą polityczne emocje, a nie prawo. Przecież to właśnie sędzia Łączewski skazał byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego na trzy lata bezwzględnego więzienia. Ten wyrok był kpiną
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.
wPolityce.pl: Czym według Pana Ministra był ostatni występ sędziego Łączewskiego. Przekroczył jedynie swoje kompetencje?
Marcin Warchoł: Przekroczył w sposób rażący. Nie jest uprawniony do oceny powołania prezesa Trybunału Konstytucyjnego. To leży absolutnie poza kompetencjami sądu cywilnego. Wie o tym każdy prawnik, a ci politycznie zaangażowani w walkę z rządem tylko udają, że tego nie wiedzą. Już 20 lutego 2008 roku Sąd Najwyższy wyraźnie orzekł w uchwale, że stwierdzenie niezgodności z prawem aktu powołania na stanowisko prezesa – wówczas dotyczyło to akurat Urzędu Komunikacji Elektronicznej – nie należy do sądu powszechnego. Nie chodzi przy tym o sam urząd, tylko o kompetencje sądów w stosunku do instytucji publicznych i konstytucyjnych organów państwa.
Bo w przeciwnym razie mielibyśmy chaos prawny?
Mielibyśmy chaos prawny i anarchię w państwie. Każdy sąd mógłby podważyć np. legitymację Prezesa Rady Ministrów, marszałka Sejmu, Senatu czy prezydenta. Proszę sobie wyobrazić np. sytuację, gdy jeden sędzia uchyla wyrok drugiego sędziego tylko dlatego, że akt powołania wręczył mu prezydent z opcji politycznej, której ten pierwszy sędzia nie podziela. A tak też mogłoby się wydarzyć, gdyby tolerować tego typu postawy sędziów. Bo widzimisię sędziego byłoby ważniejsze niż prawo i tylko od niego zależałby los ludzi, którzy wchodzą na salę rozpraw. Nawet to, czy dostaną 500 zł na dziecko.
To znaczy?
Odwołuję się do autentycznej historii. Do Sądu Administracyjnego w Gdańsku zgłosiła się matka, która nieznacznie przekroczyła próg dochodowy i przez to nie dostała 500 zł na dziecko w ramach rządowego programu „Rodzina 500+”. Gdyby przyjąć sposób myślenia sędziego Łączewskiego, to i tą gdańską sprawą sąd nie musiałby się już zajmować. Wystarczyłoby, żeby uznał, że rządowy program wspierający rodziny jest niezgodny z konstytucją. Ale na szczęście do tego nie doszło i skierował pytanie do Trybunału Konstytucyjnego. Takie podejście do orzekania jest działaniem na szkodę państwa i jego obywateli. Jest politykowaniem. Nie ma nic wspólnego z niezawisłością, niezależnością i obiektywizmem. To jest brutalne niszczenie wymiaru sprawiedliwości.
Sędzia nie może podważać obowiązującego prawa, nie może decydować, które ustawy są dobre, a które złe.
Nie może ze względu na własne poglądy polityczne rujnować porządku prawnego. Bezpieczeństwo prawne jest jedną z idei państwa prawa. Nikt nie stoi ponad prawem, nawet sędzia i to niezależnie od tego, czy na sali rozpraw, czy poza nią. W ten sposób traktowania prawa wpisuje się również koncepcja tzw. rozproszonej kontroli konstytucyjności prawa. W praktyce zastosowała ją ostatnio sędzia ze Szczecina, która, według doniesień medialnych, dopuściła się oszustwa w hipermarkecie na 30 zł, prawdopodobnie uznając, że przepisy o ochronie własności w świetle konstytucji jej nie dotyczą. Podobnie zresztą jak sędziowie, o których pisano, że kradli wiertarkę, spodnie, czy pendrivy.
Wobec sędziego Łączewskiego powinny zostać wyciągnięte konsekwencje?
Dla mnie to rażące przekroczenie uprawnień i należałoby wziąć pod uwagę co najmniej konsekwencje dyscyplinarne. To jak wezwanie do rokoszu. Za chwilę okaże się, że cały szereg sfer, w których reformujemy państwo, będzie deptanych przez sądy w imię realizacji ich politycznych interesów. Zgadzam się z tym, co napisał w portalu wPolityce.pl redaktor Jacek Karnowski. Ujął to dosadnie: „To nie obłędny sędzia Łączewski jest problemem, ale ci, którzy wciąż pozwalają mu >sądzić<”. Sędzia jest problemem dla prezesa sądu, w którym orzeka i który toleruje prawnicze aberracje, urągające zasadom praworządności w imię – jak się obawiam – politycznych fobii sędziego Łączewskiego.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/345793-nasz-wywiad-minister-warchol-laczewskim-rzadza-polityczne-emocje-a-nie-prawo-powinien-odpowiedziec-przynajmniej-dyscyplinarnie