Żadnego państwa, żadnego narodu nie można zmusić do tego, żeby świadomie sobie szkodziły, żeby sprowadzały na siebie śmiertelne zagrożenia.
W awanturze przeciwko Polsce, Węgrom i Czechom nie chodzi o tzw. uchodźców, tylko o złamanie oporu, o dyktat Komisji Europejskiej. Relokacji zgodnej ze zobowiązaniami przyjętymi we wrześniu 2015 r. nie przeprowadziło żadne państwo członkowskie UE. Ale nie o to chodzi. Najważniejsze jest to, żeby zmusić do przyjęcia choćby kilku osób, gdyż wtedy można się powoływać na precedens i domagać kontynuacji. Polska i Węgry odmawiające uczestnictwa w tej samobójczej dla UE polityki są buntownikami, których nie można tolerować, gdyż ten bunt przenosi się na innych, na przykład na Austrię. A generalna zasada jest taka, że w Unii Europejskiej nie ma miejsca dla myślących inaczej. Jest miejsce dla działających inaczej, ale najgorsza jest myślozbrodnia. Można przymknąć oko na to, że jakieś państwo nie respektuje reguł, jak wiele krajów na przykład w kwestii wielkości deficytu, byleby złożono jakieś puste deklaracje, że grzesznik się poprawi. Najgorsze, a wręcz zbrodnicze jest trzymanie się własnych zasad, które powinny być też zasadami UE, ale z ideologicznych powodów nie są. Akcja przeciwko Polsce, Węgrom i Czechom jest wyłącznie próbą zmuszenia rządów tych państw do zgięcia karku. Realnie relokacja niczego nie rozwiązuje, tym bardziej że faktycznie jest pozorowana. W ciągu dwóch lat miano relokować 120 tys. tzw. uchodźców, zaś w porywach uczyniono tak z 20 tys., czyli z 16 proc., a bardziej realna wielkość to 12 proc. Relokacja może być pozorowana, byleby nie dopuścić do myślozbrodni w postaci zakwestionowania jej sensu i bezwzględnego oporu przed uczestnictwem w tej pokazówce.
Trzeba przypomnieć, że we wrześniu 2015 r. decyzja o relokacji zapadła na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej, gdzie do przyjęcia czegoś wystarczy zwykła większość głosów. Wówczas na posiedzeniu z udziałem ministrów spraw wewnętrznych państw UE przeciw relokacji były Czechy, Węgry, Słowacja i Rumunia, a Finlandia wstrzymała się od głosu. I te państwa zostały przegłosowane, m.in. przez reprezentującą Polskę ówczesną szefową MSW Teresę Piotrowską. We wrześniu 2015 r. wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na przegraną PO w wyborach parlamentarnych (prezydentem był już wtedy Andrzej Duda). Decyzję rządu Ewy Kopacz, zrealizowaną przez Teresę Piotrowską, by zgodzić się na relokację, była więc nie tylko głupia, ale przede wszystkim wymierzona w następców. Ta decyzja obciąża przede wszystkim premier Ewę Kopacz, szefa MSZ Grzegorza Schetynę oraz wspomnianą już Teresę Piotrowską. Im było wszystko jedno, ale Polsce nie jest wszystko jedno, bo skutki nie dotykają przecież tych trzech osób czy całego ówczesnego rządu. Ale rząd Ewy Kopacz musiał zrobić przyjemność Donaldowi Tuskowi, przewodniczącemu Rady Europejskiej. Przecież Tusk nie mógłby spokojnie spacerować po unijnych korytarzach, gdyby jego podopieczna postąpiła zgodnie z interesem Polski. Podjęto więc decyzję dla dobrego samopoczucia Donalda Tuska i by zaszkodzić nowej władzy. Rządy Czech, Węgier, Słowacji czy Rumunii są w komfortowej moralnie sytuacji, bo przeciwstawiły się głupiemu planowi relokacji. Rząd Beaty Szydło musi połykać żabę podrzuconą mu przez Ewę Kopacz i jej „psiapsiółkę” Teresę Piotrowską, która tak się nadawała na szefową MSW jak dobry wojak Szwejk na dowódcę dywizji.
Trzeba przypomnieć, że najazd imigrantów na Unię Europejską jest efektem żałosnej decyzji kanclerz Angeli Merkel, która wbrew ostrzeżeniom i zdrowemu rozsądkowi otwarcie zaprosiła do środka każdego, kto znalazł się u jakichkolwiek drzwi do UE. A potem tym „darem” postanowiła obdzielić inne państwa. Angela Merkel nie miała mandatu od Unii Europejskiej, z większością rządów UE swojej decyzji nie konsultowała, jej „otwarcie” nie wynikało ze zobowiązań podjętych na poziomie Rady Europejskiej czy choćby Rady Unii Europejskiej. Można wręcz obciążyć kanclerz Merkel odpowiedzialnością za zalanie Unii Europejskiej przez imigrantów, wbrew interesom całej UE, jak i poszczególnych państw. Imigrancki najazd jest też efektem głupiej i naiwnej polityki wobec państw muzułmańskich, szczególnie w Afryce Północnej, prowadzonej głównie przez tych, którzy mieli tam swoje kolonie i interesy. Generalnie kolejne fale imigracji do Europy to dalekie echo polityki kolonialnej i postkolonialnej, którą prowadziły Francja, Niemcy, Hiszpania, Włochy, Belgia, Portugalia czy Holandia. Ta kolonialna polityka to też pasmo zbrodni, którymi można teraz szantażować wszystkich Europejczyków. Różne złe decyzje w sprawie imigrantów wynikają także z brudnego sumienia potomków tych, którzy popełnili zbrodnie w koloniach, a teraz próbują wymazać pamięć o nich czy poprawić sobie samopoczucie. Polska żadnych kolonii nie miała, za zbrodnie w nich nie odpowiada, podobnie jak za opłakane skutki polityki postkolonialnej, więc nasz rząd i elity państwowe nie muszą sobie prać sumień, a tym bardziej podlegać i ulegać moralnemu szantażowi.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Żadnego państwa, żadnego narodu nie można zmusić do tego, żeby świadomie sobie szkodziły, żeby sprowadzały na siebie śmiertelne zagrożenia.
W awanturze przeciwko Polsce, Węgrom i Czechom nie chodzi o tzw. uchodźców, tylko o złamanie oporu, o dyktat Komisji Europejskiej. Relokacji zgodnej ze zobowiązaniami przyjętymi we wrześniu 2015 r. nie przeprowadziło żadne państwo członkowskie UE. Ale nie o to chodzi. Najważniejsze jest to, żeby zmusić do przyjęcia choćby kilku osób, gdyż wtedy można się powoływać na precedens i domagać kontynuacji. Polska i Węgry odmawiające uczestnictwa w tej samobójczej dla UE polityki są buntownikami, których nie można tolerować, gdyż ten bunt przenosi się na innych, na przykład na Austrię. A generalna zasada jest taka, że w Unii Europejskiej nie ma miejsca dla myślących inaczej. Jest miejsce dla działających inaczej, ale najgorsza jest myślozbrodnia. Można przymknąć oko na to, że jakieś państwo nie respektuje reguł, jak wiele krajów na przykład w kwestii wielkości deficytu, byleby złożono jakieś puste deklaracje, że grzesznik się poprawi. Najgorsze, a wręcz zbrodnicze jest trzymanie się własnych zasad, które powinny być też zasadami UE, ale z ideologicznych powodów nie są. Akcja przeciwko Polsce, Węgrom i Czechom jest wyłącznie próbą zmuszenia rządów tych państw do zgięcia karku. Realnie relokacja niczego nie rozwiązuje, tym bardziej że faktycznie jest pozorowana. W ciągu dwóch lat miano relokować 120 tys. tzw. uchodźców, zaś w porywach uczyniono tak z 20 tys., czyli z 16 proc., a bardziej realna wielkość to 12 proc. Relokacja może być pozorowana, byleby nie dopuścić do myślozbrodni w postaci zakwestionowania jej sensu i bezwzględnego oporu przed uczestnictwem w tej pokazówce.
Trzeba przypomnieć, że we wrześniu 2015 r. decyzja o relokacji zapadła na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej, gdzie do przyjęcia czegoś wystarczy zwykła większość głosów. Wówczas na posiedzeniu z udziałem ministrów spraw wewnętrznych państw UE przeciw relokacji były Czechy, Węgry, Słowacja i Rumunia, a Finlandia wstrzymała się od głosu. I te państwa zostały przegłosowane, m.in. przez reprezentującą Polskę ówczesną szefową MSW Teresę Piotrowską. We wrześniu 2015 r. wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na przegraną PO w wyborach parlamentarnych (prezydentem był już wtedy Andrzej Duda). Decyzję rządu Ewy Kopacz, zrealizowaną przez Teresę Piotrowską, by zgodzić się na relokację, była więc nie tylko głupia, ale przede wszystkim wymierzona w następców. Ta decyzja obciąża przede wszystkim premier Ewę Kopacz, szefa MSZ Grzegorza Schetynę oraz wspomnianą już Teresę Piotrowską. Im było wszystko jedno, ale Polsce nie jest wszystko jedno, bo skutki nie dotykają przecież tych trzech osób czy całego ówczesnego rządu. Ale rząd Ewy Kopacz musiał zrobić przyjemność Donaldowi Tuskowi, przewodniczącemu Rady Europejskiej. Przecież Tusk nie mógłby spokojnie spacerować po unijnych korytarzach, gdyby jego podopieczna postąpiła zgodnie z interesem Polski. Podjęto więc decyzję dla dobrego samopoczucia Donalda Tuska i by zaszkodzić nowej władzy. Rządy Czech, Węgier, Słowacji czy Rumunii są w komfortowej moralnie sytuacji, bo przeciwstawiły się głupiemu planowi relokacji. Rząd Beaty Szydło musi połykać żabę podrzuconą mu przez Ewę Kopacz i jej „psiapsiółkę” Teresę Piotrowską, która tak się nadawała na szefową MSW jak dobry wojak Szwejk na dowódcę dywizji.
Trzeba przypomnieć, że najazd imigrantów na Unię Europejską jest efektem żałosnej decyzji kanclerz Angeli Merkel, która wbrew ostrzeżeniom i zdrowemu rozsądkowi otwarcie zaprosiła do środka każdego, kto znalazł się u jakichkolwiek drzwi do UE. A potem tym „darem” postanowiła obdzielić inne państwa. Angela Merkel nie miała mandatu od Unii Europejskiej, z większością rządów UE swojej decyzji nie konsultowała, jej „otwarcie” nie wynikało ze zobowiązań podjętych na poziomie Rady Europejskiej czy choćby Rady Unii Europejskiej. Można wręcz obciążyć kanclerz Merkel odpowiedzialnością za zalanie Unii Europejskiej przez imigrantów, wbrew interesom całej UE, jak i poszczególnych państw. Imigrancki najazd jest też efektem głupiej i naiwnej polityki wobec państw muzułmańskich, szczególnie w Afryce Północnej, prowadzonej głównie przez tych, którzy mieli tam swoje kolonie i interesy. Generalnie kolejne fale imigracji do Europy to dalekie echo polityki kolonialnej i postkolonialnej, którą prowadziły Francja, Niemcy, Hiszpania, Włochy, Belgia, Portugalia czy Holandia. Ta kolonialna polityka to też pasmo zbrodni, którymi można teraz szantażować wszystkich Europejczyków. Różne złe decyzje w sprawie imigrantów wynikają także z brudnego sumienia potomków tych, którzy popełnili zbrodnie w koloniach, a teraz próbują wymazać pamięć o nich czy poprawić sobie samopoczucie. Polska żadnych kolonii nie miała, za zbrodnie w nich nie odpowiada, podobnie jak za opłakane skutki polityki postkolonialnej, więc nasz rząd i elity państwowe nie muszą sobie prać sumień, a tym bardziej podlegać i ulegać moralnemu szantażowi.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/344267-nie-chodzi-o-uchodzcow-a-o-dyktat-i-giecie-karkow-i-przykrycie-decyzji-kopacz-schetyny-piotrowskiej?strona=1