Musimy być świadomi, że stoimy dziś przed wielkim narodowym wyborem. W latach 90-tych naszym oponentom udało się przeszkodzić w dekomunizacji, prywatyzacja zamieniała się często w swe przeciwieństwo, a wobec katastrofy demograficznej latami zachowywano zupełną bierność. Dziś przedmiotem takiego strategicznego rozstrzygnięcia jest multikulturalizm forsowany przez Unię Europejską
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Marek Jurek, europoseł, były marszałek Sejmu.
wPolityce.pl: Panie marszałku, rozmawiamy tuż po posiedzeniu sejmowej komisji do spraw Unii Europejskiej. Ciekawa dyskusja o przyszłości UE i o jej reformie, ale przy pytaniu o to, co dalej z Europą, nie sposób uciec od pytania o to, co dalej z jej bezpieczeństwem. Nie ma miesiąca, tygodnia, byśmy nie słyszeli o kolejnym zamachu czy ataku. Jak Pan odbiera reakcję unijnych elit wobec tego problemu?
Marek Jurek, poseł do Parlamentu Europejskiego, były marszałek Sejmu, Prawica Rzeczypospolitej: Władze Unii Europejskiej kontynuują własne katastrofalne błędy i przeciwstawiają się zmianom w Europie. Kiedy pół wieku temu Enoch Powell w swym przemówieniu o „rzekach krwi” przepowiadał napływ milionów imigrantów do Europy - nie mylił się. Wtedy odrzucono prawdę, dziś widzimy tego skutki. Już prawie trzy lata temu ostrzegałem, że masowe zaangażowanie europejskich ochotników po stronie Kalifatu Państwa Islamskiego to znak, którego nie wolno ignorować. Przecież było wiadomo, że będą wracać do Europy, by tu otworzyć nowy front dżihadu. Dziś mamy nowy sygnał, zapowiadający dalszą eskalację przemocy. To europejska intifada noży. Radykalne, terrorystyczne organizacje coraz skuteczniej zachęcają swych zwolenników do spontanicznego, ulicznego gwałtu, niewymagającego ani wielkich przygotowań, ani technologii.
Co za tym idzie – bardzo trudnych do wykrycia.
Owszem, ale to może przekroczyć rozmiary indywidualnych zbrodni. Historia rewolucji pokazuje, że wywołanie krwawego „gniewu ludu” to sposób destrukcji państwa w pierwszej fazie rewolucji. Bo dla islamistów destabilizacja Europy to tylko etap na drodze do zrewoltowanie mas młodych europejskich muzułmanów.
Jak miałaby wyglądać skuteczna reakcja?
Realizm każe najpierw zdefiniować problem. Europa jest w stanie wojny i powinna się bronić. Udział w siłach Państwa Islamskiego powinien być traktowany jako zdrada, cudzoziemcy sympatyzujący z terroryzmem powinni być natychmiast wydalani, procedury azylowe, ale również naturalizacyjne, wobec takich osób powinny być rewidowane. Państwo, które zostało wprowadzone w błąd, ma prawo rewidować swojej decyzje. Tylko takie działania zbudują kordon społeczny izolujący ekstremistów od muzułmanów, którzy chcą żyć spokojnie.
Ale przecież zostają jeszcze ci, którzy mają obywatelstwo kraju unijnego - tak po prostu. Jako drugie, trzecie pokolenie imigrantów, które nie zasymilowało się. Jak poradzić sobie z nimi?
Należy surowo reagować na wszelkie przejawy sympatii do terroryzmu, a przede wszystkim zatrzymać postępy islamskiej imigracji.
Jak odnosi się Pan do tych głosów, które odwołują się do wspólnych wartości europejskich, które Polska ma niszczyć swoją postawą w sprawie przyjęcia imigrantów? Europie potrzebna jest głęboka reforma moralna: powrót do myślenia w kategoriach dobra wspólnego narodu, w kategoriach wierności zasadom cywilizacji chrześcijańskiej oraz solidarności i odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń. Dziś Europa nie ma wspólnych wartości, choć dzięki wspólnej historii i instytucjom pozostaje wspólnotą losu. Nasze wartości to wiara i tradycja, niepodległość państwa i solidarność narodowa, godność ludzka, prawa rodziny i prawo do życia każdego człowieka. Władze Unii Europejskiej te wartości ignorują, a często odrzucają. Ale również w Zachodniej Europie są miliony ludzi sympatyzujących z polityką Węgier czy Polski. Dwa tygodnie temu widziałem to w Budapeszcie, na zjeździe Europejskiej Federacji One Of Us. Tylko nasza solidarność wobec tych ruchów powinna być równie zaangażowana, jak wsparcie establishmentu UE dla KOD-u. Przyjaciół trzeba szanować i cenić.
W dyskusji często padają też odwołania do chrześcijańskiego sumienia. Oto kreśli się obraz, w którym na wodach mórz na południu Europy toną setki osób, a my milczymy, nie reagujemy, nie pomagamy. Jak Pan, człowiek Kościoła, odbiera takie argumenty? Trafiają do Pana?
Codziennie musimy myśleć, jak przekazać naszym dzieciom i wnukom cywilizację chrześcijańską, którą otrzymaliśmy od naszych rodziców i dziadków. Właśnie dlatego nie możemy pójść tą drogą, co państwa, które tej cywilizacji się wyrzekły. Pomoc poszczególnym rodzinom i ludziom, zwłaszcza na pełnym morzu, to rzecz oczywista. Ale równie oczywista powinna być walka z przemysłem zorganizowanej imigracji. Dlaczego muzułmanie tak masowo migrują do Europy? Bo Federica Mogherini, jako Wysoki Przedstawiciel Unii Europejskiej, mówiła, że islam jest przyszłością Europy i że należy w Europie stworzyć przestrzeń dla politycznego islamu. Ci ludzie jadą do Europy, bo Europa uznała, że islam tu u siebie. Jada więc do siebie i oczywiście po korzyści materialne, które tu na nich czekają.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Musimy być świadomi, że stoimy dziś przed wielkim narodowym wyborem. W latach 90-tych naszym oponentom udało się przeszkodzić w dekomunizacji, prywatyzacja zamieniała się często w swe przeciwieństwo, a wobec katastrofy demograficznej latami zachowywano zupełną bierność. Dziś przedmiotem takiego strategicznego rozstrzygnięcia jest multikulturalizm forsowany przez Unię Europejską
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Marek Jurek, europoseł, były marszałek Sejmu.
wPolityce.pl: Panie marszałku, rozmawiamy tuż po posiedzeniu sejmowej komisji do spraw Unii Europejskiej. Ciekawa dyskusja o przyszłości UE i o jej reformie, ale przy pytaniu o to, co dalej z Europą, nie sposób uciec od pytania o to, co dalej z jej bezpieczeństwem. Nie ma miesiąca, tygodnia, byśmy nie słyszeli o kolejnym zamachu czy ataku. Jak Pan odbiera reakcję unijnych elit wobec tego problemu?
Marek Jurek, poseł do Parlamentu Europejskiego, były marszałek Sejmu, Prawica Rzeczypospolitej: Władze Unii Europejskiej kontynuują własne katastrofalne błędy i przeciwstawiają się zmianom w Europie. Kiedy pół wieku temu Enoch Powell w swym przemówieniu o „rzekach krwi” przepowiadał napływ milionów imigrantów do Europy - nie mylił się. Wtedy odrzucono prawdę, dziś widzimy tego skutki. Już prawie trzy lata temu ostrzegałem, że masowe zaangażowanie europejskich ochotników po stronie Kalifatu Państwa Islamskiego to znak, którego nie wolno ignorować. Przecież było wiadomo, że będą wracać do Europy, by tu otworzyć nowy front dżihadu. Dziś mamy nowy sygnał, zapowiadający dalszą eskalację przemocy. To europejska intifada noży. Radykalne, terrorystyczne organizacje coraz skuteczniej zachęcają swych zwolenników do spontanicznego, ulicznego gwałtu, niewymagającego ani wielkich przygotowań, ani technologii.
Co za tym idzie – bardzo trudnych do wykrycia.
Owszem, ale to może przekroczyć rozmiary indywidualnych zbrodni. Historia rewolucji pokazuje, że wywołanie krwawego „gniewu ludu” to sposób destrukcji państwa w pierwszej fazie rewolucji. Bo dla islamistów destabilizacja Europy to tylko etap na drodze do zrewoltowanie mas młodych europejskich muzułmanów.
Jak miałaby wyglądać skuteczna reakcja?
Realizm każe najpierw zdefiniować problem. Europa jest w stanie wojny i powinna się bronić. Udział w siłach Państwa Islamskiego powinien być traktowany jako zdrada, cudzoziemcy sympatyzujący z terroryzmem powinni być natychmiast wydalani, procedury azylowe, ale również naturalizacyjne, wobec takich osób powinny być rewidowane. Państwo, które zostało wprowadzone w błąd, ma prawo rewidować swojej decyzje. Tylko takie działania zbudują kordon społeczny izolujący ekstremistów od muzułmanów, którzy chcą żyć spokojnie.
Ale przecież zostają jeszcze ci, którzy mają obywatelstwo kraju unijnego - tak po prostu. Jako drugie, trzecie pokolenie imigrantów, które nie zasymilowało się. Jak poradzić sobie z nimi?
Należy surowo reagować na wszelkie przejawy sympatii do terroryzmu, a przede wszystkim zatrzymać postępy islamskiej imigracji.
Jak odnosi się Pan do tych głosów, które odwołują się do wspólnych wartości europejskich, które Polska ma niszczyć swoją postawą w sprawie przyjęcia imigrantów? Europie potrzebna jest głęboka reforma moralna: powrót do myślenia w kategoriach dobra wspólnego narodu, w kategoriach wierności zasadom cywilizacji chrześcijańskiej oraz solidarności i odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń. Dziś Europa nie ma wspólnych wartości, choć dzięki wspólnej historii i instytucjom pozostaje wspólnotą losu. Nasze wartości to wiara i tradycja, niepodległość państwa i solidarność narodowa, godność ludzka, prawa rodziny i prawo do życia każdego człowieka. Władze Unii Europejskiej te wartości ignorują, a często odrzucają. Ale również w Zachodniej Europie są miliony ludzi sympatyzujących z polityką Węgier czy Polski. Dwa tygodnie temu widziałem to w Budapeszcie, na zjeździe Europejskiej Federacji One Of Us. Tylko nasza solidarność wobec tych ruchów powinna być równie zaangażowana, jak wsparcie establishmentu UE dla KOD-u. Przyjaciół trzeba szanować i cenić.
W dyskusji często padają też odwołania do chrześcijańskiego sumienia. Oto kreśli się obraz, w którym na wodach mórz na południu Europy toną setki osób, a my milczymy, nie reagujemy, nie pomagamy. Jak Pan, człowiek Kościoła, odbiera takie argumenty? Trafiają do Pana?
Codziennie musimy myśleć, jak przekazać naszym dzieciom i wnukom cywilizację chrześcijańską, którą otrzymaliśmy od naszych rodziców i dziadków. Właśnie dlatego nie możemy pójść tą drogą, co państwa, które tej cywilizacji się wyrzekły. Pomoc poszczególnym rodzinom i ludziom, zwłaszcza na pełnym morzu, to rzecz oczywista. Ale równie oczywista powinna być walka z przemysłem zorganizowanej imigracji. Dlaczego muzułmanie tak masowo migrują do Europy? Bo Federica Mogherini, jako Wysoki Przedstawiciel Unii Europejskiej, mówiła, że islam jest przyszłością Europy i że należy w Europie stworzyć przestrzeń dla politycznego islamu. Ci ludzie jadą do Europy, bo Europa uznała, że islam tu u siebie. Jada więc do siebie i oczywiście po korzyści materialne, które tu na nich czekają.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343460-nasz-wywiad-marek-jurek-presja-ws-przyjecia-imigrantow-stawia-nas-dzis-przed-wielkim-narodowym-wyborem-porownywalnym-do-tych-z-lat-90