W wyborach 4 czerwca 1989 r. komuniści i ich sługusy ze Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego właściwe „za bezdurno” dostali aż 65 proc. mandatów w Sejmie. Rząd Tadeusza Mazowieckiego powołali więc przede wszystkim komuniści. I komuniści mieli w pookrągłostołowym rządzie Tadeusza Mazowieckiego pakiet kontrolny, choć formalnie było w nim tylko czterech z nich: poza wicepremierem i szefem MSW Czesławem Kiszczakiem oraz ministrem obrony Florianem Siwickim jeszcze minister współpracy gospodarczej z zagranicą Marcin Święcicki (obecnie wielki obrońca demokracji z PO) oraz mało znany minister transportu Franciszek Wielądek. Kiszczak i Siwicki znaczyli w rządzie Mazowieckiego więcej niż „solidarnościowi” ministrowie razem wzięci. Tym bardziej że mogli sterować obficie reprezentowaną w tym gabinecie swoją agenturą. Przez lata przekonywano nas, że Kiszczak i Siwicki musieli być w rządzie, a Jaruzelski musiał być prezydentem, żeby komuniści i agenci nie knuli przeciwko nowym władzom i przeciwko nowej Polsce. Tyle tylko, że oni nadal knuli, a jeszcze mieli osłonę tej nowej Polski. Obaj komunistyczni generałowie bardzo intensywnie zajęli się czyszczeniem i ukrywaniem akt swojej najcenniejszej agentury, w tym przedstawicieli nowych chlebodawców. Zajęli się niszczeniem dowodów komunistycznych zbrodni, w tym tych, które obciążały ich samych. Niszczyli i ukrywali dowody zależności, wasalstwa, służalczości wobec ZSRS i współdziałania z Sowietami przeciwko własnemu narodowi. Najcenniejsze dowody ukradli, inne selekcjonowali wybiórczo, w zależności od tego, jaką przyszłość widzieli dla tych swoich agentów i współpracowników, na których mieli haki. Zbudowali też pancerz ochronny dla swoich ludzi w cywilnych i wojskowych tajnych służbach, które w oparciu o przejęte fundusze operacyjne, pieniądze ukradzione z FOZZ i te zarobione wspólnie z gangsterami (bardzo często ich agentami) założyli liczne firmy, w tym telewizje i inne media, oraz prowadzili bardzo dochodowe interesy. Komunistyczni namiestnicy oraz ich ludzie w rządzie Mazowieckiego doprowadzili do pierwotnej akumulacji kapitału wielkiej części polskiego biznesu, praktycznie wyhodowali czołówkę obecnego polskiego biznesu. A to oznacza, że wieloma z ich ówczesnych podopiecznych nadal można sterować przy pomocy haków, szantażu albo kontroli kurka z pieniędzmi. Dotyczy to także ludzi mediów, naukowców, ludzi kultury, przedstawicieli wolnych zawodów, a nawet księży.
W grudniu 1989 r. upadł mur berliński, w ówczesnej Czechosłowacji wygrała aksamitna rewolucja, w innych krajach dawnego bloku komuna waliła się i paliła, a w Polsce Kiszczak, Siwicki i komunistyczna agentura byli w rządzie. I osłaniali bezbolesne, aksamitne, wyjątkowo uprzywilejowane przejście ludzi dawnego systemu do III RP. Jeśli pookrągłostołowe elity bały się konsekwencji niewpuszczenia komunistycznych generałów i ich agentury do rządu po 4 czerwca 1989 r., to w grudniu 1989 r. nie było już żadnego uzasadnienia, żeby ich nie „wykopać” i nie przenieść tam, gdzie było ich miejsce, czyli do więzień i na sale sądowe. Ale nic takiego się nie stało, bo działała umowa, której ważnym elementem było psudodemokratyczne przedstawienie z 4 czerwca 1989 r. Tego „święta” nie da się uczciwie czcić, gdyż było filarem planu komunistów, zwornikiem ich największego oszustwa, uwiarygodnionego przez sprzedajne elity postsolidarnościowe.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W wyborach 4 czerwca 1989 r. komuniści i ich sługusy ze Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego właściwe „za bezdurno” dostali aż 65 proc. mandatów w Sejmie. Rząd Tadeusza Mazowieckiego powołali więc przede wszystkim komuniści. I komuniści mieli w pookrągłostołowym rządzie Tadeusza Mazowieckiego pakiet kontrolny, choć formalnie było w nim tylko czterech z nich: poza wicepremierem i szefem MSW Czesławem Kiszczakiem oraz ministrem obrony Florianem Siwickim jeszcze minister współpracy gospodarczej z zagranicą Marcin Święcicki (obecnie wielki obrońca demokracji z PO) oraz mało znany minister transportu Franciszek Wielądek. Kiszczak i Siwicki znaczyli w rządzie Mazowieckiego więcej niż „solidarnościowi” ministrowie razem wzięci. Tym bardziej że mogli sterować obficie reprezentowaną w tym gabinecie swoją agenturą. Przez lata przekonywano nas, że Kiszczak i Siwicki musieli być w rządzie, a Jaruzelski musiał być prezydentem, żeby komuniści i agenci nie knuli przeciwko nowym władzom i przeciwko nowej Polsce. Tyle tylko, że oni nadal knuli, a jeszcze mieli osłonę tej nowej Polski. Obaj komunistyczni generałowie bardzo intensywnie zajęli się czyszczeniem i ukrywaniem akt swojej najcenniejszej agentury, w tym przedstawicieli nowych chlebodawców. Zajęli się niszczeniem dowodów komunistycznych zbrodni, w tym tych, które obciążały ich samych. Niszczyli i ukrywali dowody zależności, wasalstwa, służalczości wobec ZSRS i współdziałania z Sowietami przeciwko własnemu narodowi. Najcenniejsze dowody ukradli, inne selekcjonowali wybiórczo, w zależności od tego, jaką przyszłość widzieli dla tych swoich agentów i współpracowników, na których mieli haki. Zbudowali też pancerz ochronny dla swoich ludzi w cywilnych i wojskowych tajnych służbach, które w oparciu o przejęte fundusze operacyjne, pieniądze ukradzione z FOZZ i te zarobione wspólnie z gangsterami (bardzo często ich agentami) założyli liczne firmy, w tym telewizje i inne media, oraz prowadzili bardzo dochodowe interesy. Komunistyczni namiestnicy oraz ich ludzie w rządzie Mazowieckiego doprowadzili do pierwotnej akumulacji kapitału wielkiej części polskiego biznesu, praktycznie wyhodowali czołówkę obecnego polskiego biznesu. A to oznacza, że wieloma z ich ówczesnych podopiecznych nadal można sterować przy pomocy haków, szantażu albo kontroli kurka z pieniędzmi. Dotyczy to także ludzi mediów, naukowców, ludzi kultury, przedstawicieli wolnych zawodów, a nawet księży.
W grudniu 1989 r. upadł mur berliński, w ówczesnej Czechosłowacji wygrała aksamitna rewolucja, w innych krajach dawnego bloku komuna waliła się i paliła, a w Polsce Kiszczak, Siwicki i komunistyczna agentura byli w rządzie. I osłaniali bezbolesne, aksamitne, wyjątkowo uprzywilejowane przejście ludzi dawnego systemu do III RP. Jeśli pookrągłostołowe elity bały się konsekwencji niewpuszczenia komunistycznych generałów i ich agentury do rządu po 4 czerwca 1989 r., to w grudniu 1989 r. nie było już żadnego uzasadnienia, żeby ich nie „wykopać” i nie przenieść tam, gdzie było ich miejsce, czyli do więzień i na sale sądowe. Ale nic takiego się nie stało, bo działała umowa, której ważnym elementem było psudodemokratyczne przedstawienie z 4 czerwca 1989 r. Tego „święta” nie da się uczciwie czcić, gdyż było filarem planu komunistów, zwornikiem ich największego oszustwa, uwiarygodnionego przez sprzedajne elity postsolidarnościowe.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/342767-rocznica-4-czerwca-nie-da-sie-czcic-najwiekszego-oszustwa-komunistow-i-czesci-postsolidarnosciowych-elit?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.