To, co zrobił prezydent nie dotyczy tylko osoby Mariusza Kamińskiego, ale dotyczy naruszenia przez sąd praworządności w postępowaniu. Była patologicznie czytelna, a przecież patologia nie może leżeć u podstaw wymiaru sprawiedliwości
— mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl mec. Piotr Łukasz Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ” Zaskakujące orzeczenie Sądu Najwyższego: Prezydent Andrzej Duda nie mógł skorzystać z prawa łaski wobec Mariusza Kamińskiego
Panie Mecenasie, zacząłbym od tego, czy Pan jako prawnik miał kiedykolwiek wątpliwości co do prezydenckiej prerogatywy prawa łaski?
Wątpliwości przy interpretacji konstytucji są uzasadnione ze względu na komplementarność, zupełność i niesprzeczność systemu prawnego, zwłaszcza jeżeli chodzi o jego praktyczne zastosowanie. Jeżeli chodzi o prerogatywy prezydenta odnośnie do stosowania prawa łaski, to dotyczą one paru dziedzin, najbardziej czytelna jest procedura karna. Ale to nie jest jedyna przyjęta w prawie i zamknięta praktyka, którą dopuszcza konstytucyjna kontrola prezydenta. Jako jedyny organ władzy państwowej ma on wprost z konstytucji, nieregulowany odrębnymi ustawami, obowiązek kontrolowania w jakim zakresie konstytucja jest przestrzegana i korygowania w takim zakresie, jakim jest łamana. Konstytucja przewiduje to wprost, ale jeżeli ustawa tego nie doprecyzowuje, to stosuje się jej zapis wprost. W tym zakresie należy rozpatrywać, pierwszy raz w naszej historii stosowania konsytuacji, casus zastosowania prawa łaski wobec Mariusza Kamińskiego.
Czy jest on zasadny?
Tak, jest i dopuszczalny, i zasadny.
Dlaczego?
Mianowicie dlatego, że obowiązuje święta zasada rzetelnego i praworządnego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, w myśl której nie można dwa razy sądzić i skazywać za to samo działanie, skoro ta procedura została wyczerpana. A stało się tak wtedy, kiedy postawiono te same zarzuty przed sądem karny, jakie postawiono postawiono przed komisją odpowiedzialności konstytucyjnej Sejmu. Gremium najwyższe, naród w postaci przedstawicieli w Sejmie, uznał iż Mariusz Kamiński nie może odpowiadać przed Trybunałem Stanu, a zarzut w tym zakresie jest niezasadny. Mimo to, łamiąc tę uświęcono zasadę, wskazującą na niemożność sądzenia drugi raz za to samo – ne bis in idem – sąd w osobie określonego sędziego wydał drakoński wyrok skazujący, na pierwszy rzut oka już rażący swoją nieadekwatnością nawet do spodziewanego orzeczenia, sterowanego politycznie przez określoną sytuację, która zmierzała do tego, by Mariusza Kamińskiego wyeliminować z życia politycznego. Mało tego, w moim przekonaniu sąd dał wyraz swojej głębokiej politycznej stronniczości i chęci napiętnowania człowieka za jego praworządne działanie tylko dla tego, że jest po niewłaściwej stronie politycznej. W rozumieniu sędziego, to przeciwnik polityczny do zniszczenia.
Czyli w ogóle nie powinno dojść do procesu byłego szefa CBA?
Do procesu mogło dojść, ale prawo procedury karnej przewiduje, że wyrok ten jest dotknięty zasadą nieważności ze względu na to, że Mariusz Kamiński został już za to samo uwolniony przez Sejm od odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Orzeczenie sądu w tym zakresie narusza podstawowe zasady praworządności. To powinno być skorygować przez sąd drugiej instancji. Prezydent widząc tę sytuację, tak to rozumiem, że naruszono zakres praworządności w pierwszej instancji, wkracza w zakres kompetencji władzy sądowniczej, która nihilistycznie wykroczyła przeciwko zasadom narodów cywilizowanych od czasów rzymskich, właśnie tej zasady ne bis in idem. No chyba, że jest się w państwie totalitarnym… Co innego, gdy wznawia się postępowanie na podstawie nowych okoliczności, dowodów i ustaleń stanu faktycznego, ale nie prawnego. Należy też podkreślić, że to, co zrobił prezydent nie dotyczy tylko osoby Mariusza Kamińskiego, ale dotyczy naruszenia przez sąd praworządności w postępowaniu. Była patologicznie czytelna, a przecież patologia nie może leżeć u podstaw wymiaru sprawiedliwości.
Pojawia się pytanie czy Sąd Najwyższy ma w ogóle kompetencje, by wypowiadać się konstytucyjnej prerogatywie prezydenta? Czy organem właściwym od oceny nie jest przecież Trybunał Konstytucyjny?
SN, jak rozumiem, nie zajął się interpretacją konstytucji, ponieważ nie może stosować jej wykładni, natomiast jest zasada, że jeżeli sąd I czy zwłaszcza II instancji, zwraca się o wykładnię przepisu, który ma zastosować w zakresie procedury. Sąd rozumie prerogatywę prezydenta o ułaskawieniu wąsko, jako tylko tę, która mieści się w ramach procedury karnej, gdy doszło do skazania, a następnie dochodzi do ułaskawienia, gdy prezydent uwalnia kogoś od skutków skazania. Rzeczywiście, sąd mógł mieć wątpliwości i zwrócił się do SN z pytaniem, czy można w ogóle ułaskawić kogoś, kto nie został skazany. W ramach tylko procedury karnej, a nie prerogatyw konstytucyjnych prezydenta, ten wniosek może rodzić podstawę do tego, by się nad tym zastanowić. To tak, jakby prezydent przesądził przecież, że jest on winny, będzie skazany, w związku z tym łamie domniemanie niewinności. Chcę w ten sposób pokazać całą absurdalność tej sytuacji, która pokazuje, jak sąd widział konstytucyjne prawo łaski prezydenta. Ale przecież nie jest ono wyczerpane tylko przewidzianą procedurą prawa karnego. I z całą pewnością ta sprawa dla sędziego jest wyjątkowo skomplikowana. Z jednej strony mamy autonomię postępowania sądowego, ale nad tym, i nad postępowaniem każdego organu władzy, jest uprawnienie konstytucyjne prezydenta do korygowania. Ale na pewno nie może Sąd Najwyższy interpretować konstytucji, ale wyłącznie procedurę.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To, co zrobił prezydent nie dotyczy tylko osoby Mariusza Kamińskiego, ale dotyczy naruszenia przez sąd praworządności w postępowaniu. Była patologicznie czytelna, a przecież patologia nie może leżeć u podstaw wymiaru sprawiedliwości
— mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl mec. Piotr Łukasz Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ” Zaskakujące orzeczenie Sądu Najwyższego: Prezydent Andrzej Duda nie mógł skorzystać z prawa łaski wobec Mariusza Kamińskiego
Panie Mecenasie, zacząłbym od tego, czy Pan jako prawnik miał kiedykolwiek wątpliwości co do prezydenckiej prerogatywy prawa łaski?
Wątpliwości przy interpretacji konstytucji są uzasadnione ze względu na komplementarność, zupełność i niesprzeczność systemu prawnego, zwłaszcza jeżeli chodzi o jego praktyczne zastosowanie. Jeżeli chodzi o prerogatywy prezydenta odnośnie do stosowania prawa łaski, to dotyczą one paru dziedzin, najbardziej czytelna jest procedura karna. Ale to nie jest jedyna przyjęta w prawie i zamknięta praktyka, którą dopuszcza konstytucyjna kontrola prezydenta. Jako jedyny organ władzy państwowej ma on wprost z konstytucji, nieregulowany odrębnymi ustawami, obowiązek kontrolowania w jakim zakresie konstytucja jest przestrzegana i korygowania w takim zakresie, jakim jest łamana. Konstytucja przewiduje to wprost, ale jeżeli ustawa tego nie doprecyzowuje, to stosuje się jej zapis wprost. W tym zakresie należy rozpatrywać, pierwszy raz w naszej historii stosowania konsytuacji, casus zastosowania prawa łaski wobec Mariusza Kamińskiego.
Czy jest on zasadny?
Tak, jest i dopuszczalny, i zasadny.
Dlaczego?
Mianowicie dlatego, że obowiązuje święta zasada rzetelnego i praworządnego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, w myśl której nie można dwa razy sądzić i skazywać za to samo działanie, skoro ta procedura została wyczerpana. A stało się tak wtedy, kiedy postawiono te same zarzuty przed sądem karny, jakie postawiono postawiono przed komisją odpowiedzialności konstytucyjnej Sejmu. Gremium najwyższe, naród w postaci przedstawicieli w Sejmie, uznał iż Mariusz Kamiński nie może odpowiadać przed Trybunałem Stanu, a zarzut w tym zakresie jest niezasadny. Mimo to, łamiąc tę uświęcono zasadę, wskazującą na niemożność sądzenia drugi raz za to samo – ne bis in idem – sąd w osobie określonego sędziego wydał drakoński wyrok skazujący, na pierwszy rzut oka już rażący swoją nieadekwatnością nawet do spodziewanego orzeczenia, sterowanego politycznie przez określoną sytuację, która zmierzała do tego, by Mariusza Kamińskiego wyeliminować z życia politycznego. Mało tego, w moim przekonaniu sąd dał wyraz swojej głębokiej politycznej stronniczości i chęci napiętnowania człowieka za jego praworządne działanie tylko dla tego, że jest po niewłaściwej stronie politycznej. W rozumieniu sędziego, to przeciwnik polityczny do zniszczenia.
Czyli w ogóle nie powinno dojść do procesu byłego szefa CBA?
Do procesu mogło dojść, ale prawo procedury karnej przewiduje, że wyrok ten jest dotknięty zasadą nieważności ze względu na to, że Mariusz Kamiński został już za to samo uwolniony przez Sejm od odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Orzeczenie sądu w tym zakresie narusza podstawowe zasady praworządności. To powinno być skorygować przez sąd drugiej instancji. Prezydent widząc tę sytuację, tak to rozumiem, że naruszono zakres praworządności w pierwszej instancji, wkracza w zakres kompetencji władzy sądowniczej, która nihilistycznie wykroczyła przeciwko zasadom narodów cywilizowanych od czasów rzymskich, właśnie tej zasady ne bis in idem. No chyba, że jest się w państwie totalitarnym… Co innego, gdy wznawia się postępowanie na podstawie nowych okoliczności, dowodów i ustaleń stanu faktycznego, ale nie prawnego. Należy też podkreślić, że to, co zrobił prezydent nie dotyczy tylko osoby Mariusza Kamińskiego, ale dotyczy naruszenia przez sąd praworządności w postępowaniu. Była patologicznie czytelna, a przecież patologia nie może leżeć u podstaw wymiaru sprawiedliwości.
Pojawia się pytanie czy Sąd Najwyższy ma w ogóle kompetencje, by wypowiadać się konstytucyjnej prerogatywie prezydenta? Czy organem właściwym od oceny nie jest przecież Trybunał Konstytucyjny?
SN, jak rozumiem, nie zajął się interpretacją konstytucji, ponieważ nie może stosować jej wykładni, natomiast jest zasada, że jeżeli sąd I czy zwłaszcza II instancji, zwraca się o wykładnię przepisu, który ma zastosować w zakresie procedury. Sąd rozumie prerogatywę prezydenta o ułaskawieniu wąsko, jako tylko tę, która mieści się w ramach procedury karnej, gdy doszło do skazania, a następnie dochodzi do ułaskawienia, gdy prezydent uwalnia kogoś od skutków skazania. Rzeczywiście, sąd mógł mieć wątpliwości i zwrócił się do SN z pytaniem, czy można w ogóle ułaskawić kogoś, kto nie został skazany. W ramach tylko procedury karnej, a nie prerogatyw konstytucyjnych prezydenta, ten wniosek może rodzić podstawę do tego, by się nad tym zastanowić. To tak, jakby prezydent przesądził przecież, że jest on winny, będzie skazany, w związku z tym łamie domniemanie niewinności. Chcę w ten sposób pokazać całą absurdalność tej sytuacji, która pokazuje, jak sąd widział konstytucyjne prawo łaski prezydenta. Ale przecież nie jest ono wyczerpane tylko przewidzianą procedurą prawa karnego. I z całą pewnością ta sprawa dla sędziego jest wyjątkowo skomplikowana. Z jednej strony mamy autonomię postępowania sądowego, ale nad tym, i nad postępowaniem każdego organu władzy, jest uprawnienie konstytucyjne prezydenta do korygowania. Ale na pewno nie może Sąd Najwyższy interpretować konstytucji, ale wyłącznie procedurę.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/342383-nasz-wywiad-mec-andrzejewski-dzieki-orzeczeniu-sn-widzimy-ze-mamy-do-czynienia-z-weryfikacja-patologii-ktorej-ofiara-byl-mariusz-kaminski?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.