Wojska, które zostały wysłane na mocy decyzji politycznej, na podstawie takiej samej decyzji mogą zostać wycofane. Moje obawy polegają na tym, że w gruncie rzeczy nasze bezpieczeństwo uzależniamy od czynników, na które nie mamy wpływu
– powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej.
wPolityce.pl: Pamiętamy wszyscy istotne dla nas wydarzenie szczytu NATO w Warszawie i jego postanowienia, oceniane jako coś przełomowego. Czy dzisiejsze spotkanie Sojuszu w Brukseli może przynieść także coś realnego, czy skończy się jedynie na górnolotnych hasłach?
Prof. Romuald Szeremietiew: Najważniejszą rolę w Sojuszu odgrywają oczywiście Stany Zjednoczone, więc dużo do powiedzenia w Brukseli będzie miał prezydent USA Donald Trump, który po raz pierwszy bierze udział w tego rodzaju spotkaniu. I pierwszą kwestią niewątpliwie są nasze oczekiwania, by decyzje podjęte w Warszawie teraz potwierdzić i umocnić. Z kolei kolejną kwestią jest sprawa funduszy na armię USA na teranach wschodniej flanki. Jak wiadomo, stacjonowanie żołnierzy amerykańskich na terenie nie tylko naszego kraju, jest sprawą kosztowną. Prezydent Obama, poprzednik Trumpa, kiedy taka decyzja zapadła na szczycie w Warszawie, zdecydował by przeznaczyć określoną sumę, ponad 3 mld dolarów, na utrzymanie tych wojsk. Ostatnio komisja senacka USA zwróciła się do administracji amerykańskiej z prośbą o przedstawienie kosztów pobytu wojsk amerykańskich m.in. na terenie Polski. A we wrześniu prezydent Stanów Zjednoczonych będzie musiał podjąć następna decyzję, bo to co postanowił Obama, właśnie się kończy i trzeba będzie wyłożyć na ten cel kolejne 3 mld zł z budżetu obronności. Powstaje więc pytanie: jakie będzie postanowienie komisji senackiej i jaki to może mieć ewentualnie wpływ na decyzję prezydenta USA? W związku z tym, jego spotkanie w Brukseli może być ważnym elementem potwierdzającym go, by wyłożyć taką kwotę i aby obecność amerykańskich żołnierzy w naszym regionie – co z naszego punktu widzenia jest bardzo ważne – była przedłużona.
Skoro rozmawiamy o Trumpie, to trzeba też wspomnieć o jego zdecydowanej postawie, by sojusznicy zwiększyli swój nakład finansowy na obronność. Polska jest dumna ze swoich 2 proc. PKB, ale nie wszyscy wyrażają podobne chęci. Ktoś mógłby zapytać, czy członkowie NATO są ślepi na rosnące zagrożenia terroryzmu, czy na nieprzerwane konflikty w Syrii i Ukrainie?
Jest szereg powodów, dlaczego ta kwestia wygląda tak, a nie inaczej. Myślę, że to zwłaszcza elity polityczne Europy Zachodniej nie potrafią właściwie ocenić zagrożeń i nie są zdolne do podjęcia takich decyzji, które wiązałyby się ze zwiększeniem nakładu na obronę do przewidywanego pułapu. Wiązałoby się to z koniecznością odebrania jakichś kwot z innych wydatków, pewnie bliższych sercu tych elit, niż sprawy obronności. Proszę też zwrócić uwagę, jak wygląda sama kwestia współpracy militarnej pomiędzy NATO a Unią Europejską. Choć pewne próby są podejmowane, to jednak jest to wyjątkowo anemiczne. Najlepszym dowodem na to jest Europejska Strategia Bezpieczeństwa, która funkcjonuje ciągle w wersji jeszcze sprzed wojny na Kaukazie. Widać więc gołym okiem, że to nie jest obiektem zainteresowań elit politycznych, które wolą wypowiadać się w innych sprawach, m.in. tropiąc braki demokracji w naszym kraju, co jest paranoidalną sytuacją.
W takim razie zapowiedzi wzmocnienia akcentów na walkę z terroryzmem, wobec takiego podejścia wspomnianych elit i ich niechęci do porządnego finansowania obronności, będą się w ogóle trzymać kupy? Możemy liczyć na jakiekolwiek realne przełożenie?
Moim zdaniem to będzie jeszcze jedna opowieść… Trzeba też zwrócić uwagę, że tutaj pojawia się cały czas relacja z Rosją, która deklaruje się jako partner Zachodu w walce z terroryzmem, ale na razie – i na szczęście – nic więcej z tego nie wynika. Jednak po stronie europejskich sojuszników i Stanów Zjednoczonych może pojawić się pokusa, by z tej oferty rosyjskiej jakoś skorzystać. Staram się być tutaj cały czas ostrożny, obserwując jak Kreml rozgrywa swoje sprawy. Jak na razie z Trumpem Moskwie się nie udało, chociaż miała tutaj ogromne nadzieje, a w Syrii chyba też jej to za specjalnie nie wychodzi.
Dochodzi tutaj także kwestia obecności prezydenta Turcji na szczycie NATO w Brukseli. Rodzi się oczywiście pytanie, czy Ankara chce grać w tym jednym obozie i w jaki sposób chce realizować swoje ambicje – w harmonii z Sojuszem, czy też w jakiejś kontrowersji? Powiedziałbym, że jest szereg rzeczy, które niekoniecznie są wpisane w agendę tego spotkania, ale jednak ten szczyt może mieć poważne następstwa, jeżeli chodzi o wyjaśnienie różnego rodzaju kwestii, które muszą nas niepokoić.
Wspominając o Erdoganie i sprawie konfliktu w Syrii. Czy ten spór pomiędzy Ankarą a Waszyngtonem chociażby w kwestii reżimu Asada, może się przełożyć na jakąś chęć wycofania się prezydenta Turcji ze ścisłych relacji z sojusznikami w Pakcie?
Jak obserwuję działalność Turcji w NATO, to trzeba przyznać, że jest ona mistrzem w uzyskiwaniu dla siebie pewnego rodzaju dobrych rozwiązań czy koneksji, bardzo często grając ostro podczas negocjacji. Jeżeli spojrzymy na konflikt syryjski, to przede wszystkim Stany Zjednoczone i Turcję dzieli kwestia Kurdów. Wobec tego powstaje pytanie: czy i jak USA byłyby gotowe spojrzeć przyjaźnie na podejście Turcji do tej sprawy? A przecież Kurdowie stanowią bardzo istotny element w wojnie z Państwem Islamskim, jak również są partnerami Stanów przeciwko reżimowi Asada. Myślę, że Turcy będą chcieli spróbować coś tutaj ugrać.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wojska, które zostały wysłane na mocy decyzji politycznej, na podstawie takiej samej decyzji mogą zostać wycofane. Moje obawy polegają na tym, że w gruncie rzeczy nasze bezpieczeństwo uzależniamy od czynników, na które nie mamy wpływu
– powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej.
wPolityce.pl: Pamiętamy wszyscy istotne dla nas wydarzenie szczytu NATO w Warszawie i jego postanowienia, oceniane jako coś przełomowego. Czy dzisiejsze spotkanie Sojuszu w Brukseli może przynieść także coś realnego, czy skończy się jedynie na górnolotnych hasłach?
Prof. Romuald Szeremietiew: Najważniejszą rolę w Sojuszu odgrywają oczywiście Stany Zjednoczone, więc dużo do powiedzenia w Brukseli będzie miał prezydent USA Donald Trump, który po raz pierwszy bierze udział w tego rodzaju spotkaniu. I pierwszą kwestią niewątpliwie są nasze oczekiwania, by decyzje podjęte w Warszawie teraz potwierdzić i umocnić. Z kolei kolejną kwestią jest sprawa funduszy na armię USA na teranach wschodniej flanki. Jak wiadomo, stacjonowanie żołnierzy amerykańskich na terenie nie tylko naszego kraju, jest sprawą kosztowną. Prezydent Obama, poprzednik Trumpa, kiedy taka decyzja zapadła na szczycie w Warszawie, zdecydował by przeznaczyć określoną sumę, ponad 3 mld dolarów, na utrzymanie tych wojsk. Ostatnio komisja senacka USA zwróciła się do administracji amerykańskiej z prośbą o przedstawienie kosztów pobytu wojsk amerykańskich m.in. na terenie Polski. A we wrześniu prezydent Stanów Zjednoczonych będzie musiał podjąć następna decyzję, bo to co postanowił Obama, właśnie się kończy i trzeba będzie wyłożyć na ten cel kolejne 3 mld zł z budżetu obronności. Powstaje więc pytanie: jakie będzie postanowienie komisji senackiej i jaki to może mieć ewentualnie wpływ na decyzję prezydenta USA? W związku z tym, jego spotkanie w Brukseli może być ważnym elementem potwierdzającym go, by wyłożyć taką kwotę i aby obecność amerykańskich żołnierzy w naszym regionie – co z naszego punktu widzenia jest bardzo ważne – była przedłużona.
Skoro rozmawiamy o Trumpie, to trzeba też wspomnieć o jego zdecydowanej postawie, by sojusznicy zwiększyli swój nakład finansowy na obronność. Polska jest dumna ze swoich 2 proc. PKB, ale nie wszyscy wyrażają podobne chęci. Ktoś mógłby zapytać, czy członkowie NATO są ślepi na rosnące zagrożenia terroryzmu, czy na nieprzerwane konflikty w Syrii i Ukrainie?
Jest szereg powodów, dlaczego ta kwestia wygląda tak, a nie inaczej. Myślę, że to zwłaszcza elity polityczne Europy Zachodniej nie potrafią właściwie ocenić zagrożeń i nie są zdolne do podjęcia takich decyzji, które wiązałyby się ze zwiększeniem nakładu na obronę do przewidywanego pułapu. Wiązałoby się to z koniecznością odebrania jakichś kwot z innych wydatków, pewnie bliższych sercu tych elit, niż sprawy obronności. Proszę też zwrócić uwagę, jak wygląda sama kwestia współpracy militarnej pomiędzy NATO a Unią Europejską. Choć pewne próby są podejmowane, to jednak jest to wyjątkowo anemiczne. Najlepszym dowodem na to jest Europejska Strategia Bezpieczeństwa, która funkcjonuje ciągle w wersji jeszcze sprzed wojny na Kaukazie. Widać więc gołym okiem, że to nie jest obiektem zainteresowań elit politycznych, które wolą wypowiadać się w innych sprawach, m.in. tropiąc braki demokracji w naszym kraju, co jest paranoidalną sytuacją.
W takim razie zapowiedzi wzmocnienia akcentów na walkę z terroryzmem, wobec takiego podejścia wspomnianych elit i ich niechęci do porządnego finansowania obronności, będą się w ogóle trzymać kupy? Możemy liczyć na jakiekolwiek realne przełożenie?
Moim zdaniem to będzie jeszcze jedna opowieść… Trzeba też zwrócić uwagę, że tutaj pojawia się cały czas relacja z Rosją, która deklaruje się jako partner Zachodu w walce z terroryzmem, ale na razie – i na szczęście – nic więcej z tego nie wynika. Jednak po stronie europejskich sojuszników i Stanów Zjednoczonych może pojawić się pokusa, by z tej oferty rosyjskiej jakoś skorzystać. Staram się być tutaj cały czas ostrożny, obserwując jak Kreml rozgrywa swoje sprawy. Jak na razie z Trumpem Moskwie się nie udało, chociaż miała tutaj ogromne nadzieje, a w Syrii chyba też jej to za specjalnie nie wychodzi.
Dochodzi tutaj także kwestia obecności prezydenta Turcji na szczycie NATO w Brukseli. Rodzi się oczywiście pytanie, czy Ankara chce grać w tym jednym obozie i w jaki sposób chce realizować swoje ambicje – w harmonii z Sojuszem, czy też w jakiejś kontrowersji? Powiedziałbym, że jest szereg rzeczy, które niekoniecznie są wpisane w agendę tego spotkania, ale jednak ten szczyt może mieć poważne następstwa, jeżeli chodzi o wyjaśnienie różnego rodzaju kwestii, które muszą nas niepokoić.
Wspominając o Erdoganie i sprawie konfliktu w Syrii. Czy ten spór pomiędzy Ankarą a Waszyngtonem chociażby w kwestii reżimu Asada, może się przełożyć na jakąś chęć wycofania się prezydenta Turcji ze ścisłych relacji z sojusznikami w Pakcie?
Jak obserwuję działalność Turcji w NATO, to trzeba przyznać, że jest ona mistrzem w uzyskiwaniu dla siebie pewnego rodzaju dobrych rozwiązań czy koneksji, bardzo często grając ostro podczas negocjacji. Jeżeli spojrzymy na konflikt syryjski, to przede wszystkim Stany Zjednoczone i Turcję dzieli kwestia Kurdów. Wobec tego powstaje pytanie: czy i jak USA byłyby gotowe spojrzeć przyjaźnie na podejście Turcji do tej sprawy? A przecież Kurdowie stanowią bardzo istotny element w wojnie z Państwem Islamskim, jak również są partnerami Stanów przeciwko reżimowi Asada. Myślę, że Turcy będą chcieli spróbować coś tutaj ugrać.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/341352-nasz-wywiad-prof-szeremietiew-trump-na-szczycie-nato-moze-sie-utwierdzic-by-przedluzyc-obecnosc-wojsk-w-naszym-regionie