Polscy politycy, gdy mówią o kwestii bezpieczeństwa, także w kontekście terroryzmu, zwracają jednocześnie uwagę na nierozwiązany kryzys uchodźczy. Oczywiście Unia Europejska prezentuje wyraźne podejście do tej sprawy, ale czy Sojusz Północnoatlantycki mógłby pokusić się o jakieś stanowisko wobec, tej ważnej z punktu widzenia bezpieczeństwa, sprawy?
To należy oczywiście do tej sfery, ale czy NATO jako całość – a mam tutaj na myśli szczególnie sekretarza generalnego i ludzi, który odpowiadają za decyzyjność w Sojuszu – będzie chciało się zaangażować w sprawę, która jest jednak dedykowana Unii Europejskiej? Patrząc dotychczas na relację pomiędzy NATO a UE, widać, że Sojusz nie ingeruje w kwestie, które zdają się leżeć w kompetencjach Unii. Gdyby Pakt próbował zareagować i podjął inne decyzje, to byłoby niewątpliwie przełomową zmianą, ale nie wydaje mi się, żeby to było możliwe.
W jakim kierunku więc, pana zdaniem, NATO powinno pójść, by można było powiedzieć, że jest to właściwa droga?
To budowanie trwałej infrastruktury natowskiej na terenie Europy Środkowo-Wschodniej. Nie obecność rotacyjna, gdy żołnierze przyjadą i odjadą. Chyba zbyt łatwo daliśmy się przekonać, że współcześnie NATO nie buduje już baz stałych. Jakimś elementem zastępczym byłaby tutaj baza antyrakietowa, która ma powstać w Redzikowie. Natomiast, gdyby stała infrastruktura natowska zaczęła się pojawiać w naszym regionie, to byłoby bardzo ważnym elementem umocnienia naszego bezpieczeństwa. Dopóki tego nie ma, powiedziałbym - nie jest źle, ale to nie jest coś, co nam rozwiązuje ten problem bezpieczeństwa, biorąc pod uwagę obecność sojuszniczą.
Podkreślam, że wojska, które zostały wysłane na mocy decyzji politycznej, na podstawie takiej samej decyzji mogą zostać wycofane. Moje obawy polegają na tym, że w gruncie rzeczy nasze bezpieczeństwo uzależniamy od czynników, na które nie mamy wpływu. One są od nas niezależne, mogą działać na naszą korzyść, lecz nie muszą. Pozostaje pytanie, czy mamy model postępowania, wtedy, gdy te czynniki, które teraz nam sprzyjają, przestaną być dla nas korzystne? To jest moim zdaniem strategiczny problem, jeżeli chodzi o budowanie polskiej obronności. Ja to pytanie stawiam cały czas: co zrobimy, jeżeli sojusznicy nie pomogą? Słyszę po pierwsze, „że pomogą”, a po drugie, ze takich pytań jednak nie należy stawiać… Gdyby zaistniały stałe struktury, nie byłoby także tego problemu, czy Trump wyłoży na wojska amerykańskie w Polsce, czy też nie. Te środki wtedy musiałyby się po prostu znaleźć.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Polscy politycy, gdy mówią o kwestii bezpieczeństwa, także w kontekście terroryzmu, zwracają jednocześnie uwagę na nierozwiązany kryzys uchodźczy. Oczywiście Unia Europejska prezentuje wyraźne podejście do tej sprawy, ale czy Sojusz Północnoatlantycki mógłby pokusić się o jakieś stanowisko wobec, tej ważnej z punktu widzenia bezpieczeństwa, sprawy?
To należy oczywiście do tej sfery, ale czy NATO jako całość – a mam tutaj na myśli szczególnie sekretarza generalnego i ludzi, który odpowiadają za decyzyjność w Sojuszu – będzie chciało się zaangażować w sprawę, która jest jednak dedykowana Unii Europejskiej? Patrząc dotychczas na relację pomiędzy NATO a UE, widać, że Sojusz nie ingeruje w kwestie, które zdają się leżeć w kompetencjach Unii. Gdyby Pakt próbował zareagować i podjął inne decyzje, to byłoby niewątpliwie przełomową zmianą, ale nie wydaje mi się, żeby to było możliwe.
W jakim kierunku więc, pana zdaniem, NATO powinno pójść, by można było powiedzieć, że jest to właściwa droga?
To budowanie trwałej infrastruktury natowskiej na terenie Europy Środkowo-Wschodniej. Nie obecność rotacyjna, gdy żołnierze przyjadą i odjadą. Chyba zbyt łatwo daliśmy się przekonać, że współcześnie NATO nie buduje już baz stałych. Jakimś elementem zastępczym byłaby tutaj baza antyrakietowa, która ma powstać w Redzikowie. Natomiast, gdyby stała infrastruktura natowska zaczęła się pojawiać w naszym regionie, to byłoby bardzo ważnym elementem umocnienia naszego bezpieczeństwa. Dopóki tego nie ma, powiedziałbym - nie jest źle, ale to nie jest coś, co nam rozwiązuje ten problem bezpieczeństwa, biorąc pod uwagę obecność sojuszniczą.
Podkreślam, że wojska, które zostały wysłane na mocy decyzji politycznej, na podstawie takiej samej decyzji mogą zostać wycofane. Moje obawy polegają na tym, że w gruncie rzeczy nasze bezpieczeństwo uzależniamy od czynników, na które nie mamy wpływu. One są od nas niezależne, mogą działać na naszą korzyść, lecz nie muszą. Pozostaje pytanie, czy mamy model postępowania, wtedy, gdy te czynniki, które teraz nam sprzyjają, przestaną być dla nas korzystne? To jest moim zdaniem strategiczny problem, jeżeli chodzi o budowanie polskiej obronności. Ja to pytanie stawiam cały czas: co zrobimy, jeżeli sojusznicy nie pomogą? Słyszę po pierwsze, „że pomogą”, a po drugie, ze takich pytań jednak nie należy stawiać… Gdyby zaistniały stałe struktury, nie byłoby także tego problemu, czy Trump wyłoży na wojska amerykańskie w Polsce, czy też nie. Te środki wtedy musiałyby się po prostu znaleźć.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/341352-nasz-wywiad-prof-szeremietiew-trump-na-szczycie-nato-moze-sie-utwierdzic-by-przedluzyc-obecnosc-wojsk-w-naszym-regionie?strona=2