Pisałem wczoraj, że lansowanie kandydatury w wyborach prezydenckich Roberta Biedronia jest skrajnym przykładem postpolityki. . Nie liczy się w niej realne osiągnięcia polityka, jego spójność ideologiczna i dążenie do jakże zapomnianego dziś miana „męża stanu”. W postpolityce liczy się wyłącznie wizerunek. Najlepiej by był plastikowy i przezroczysty. Jego emanacją jest prezydent elekt Francji Emmanuel Macron, który nie jest ani socjalistą, ani liberałem. Nie jest do końca lewakiem, ale też nie można go nazwać centrystą. Jest popkulturoym tworem, który ma zaspokoić oczekiwania jak najszerszej grupy wyborców.
Kimś takim stał się Donald Tusk, który doskonale pasuje do mdławej postpolityki w Brukseli. Dziś o Tusku można powiedzieć, że jest wrogiem Kaczyńskiego. A jaki jest jego pomysł na funkcjonowanie w świecie, który symbolizuje inny ( jakże inny!) Donald? Co Tusk proponuje w czasie, gdy świat dzięki tak wyrazistym postaciom jak Trump odsuwa się od Fukuyamowskiej utopii o końcu historii? Nie wiadomo. Pewnie znów chodzi o „ciepłą wodę w kranie” i zwalczanie Kaczyńskiego. Tyle, że dziś ciepła woda nie wystarczy.
O istocie postpolityki III RP przenikliwie jak zwykle pisze w najnowszym numerze wSieci Bronisław Wildstein.
To, że ktoś doskonale odgrywa rolę, jakiej w piarowskim teatrze oczekuje od niego widownia, nie musi oznaczać, iż sprowadza politykę wyłącznie do tego i zapomniał, że jej celem pozostaje dobro wspólne. Niemniej poważne jej traktowanie trudno pogodzić ze światem pozoru, jaki stanowi marketing polityczny, którego najważniejszym elementem jest codzienny konkurs na ulubieńca publiczności. Takie doświadczenia skłaniają do uznawania demokracji za spektakl dla wyborców, w których przekształceni zostali współcześni obywatele. A jeśli taka ma być demokracja, to czarny obraz, jaki malował jej Platon, okazuje się najbliższy prawdy. W każdym razie taką chcą ją uczynić dominujące na Zachodzie ośrodki, usiłując przekształcić politykę w reklamowe przedstawienie, którego bohaterowie z natury rzeczy nie powinni się zajmować niczym poważnym. Sprawy serio należeć mają do ekspertów, czyli profesjonalistów.
Platforma Obywatelska pod rządami Schetyny zerwała może z lalusiowatym wizerunkiem Nowaka, czarem zawsze chłopięcego Tuska i celebracją słodkich idiotek ( z szacunku dla niewiast nie napiszę o które mi chodzi), ale nie pozbyła się bezideowości. Zmiana stanowiska na temat przyjmowania uchodźców jest tego najlepszym dowodem. Grzegorz Schetyna i Sławomir Neumann mówią od wczoraj to samo co rząd głosi od dawna Beaty Szydło. Uchodźców Polska nie powinna przyjmować i pomagać im należy na miejscu w Syrii. Nie dawno za takie stanowisko liberałowie z PO zwalczali „faszystowską dyktaturę” Kaczyńskiego. Dziś przyjęli jej język.
Czytaj dalej na drugiej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Pisałem wczoraj, że lansowanie kandydatury w wyborach prezydenckich Roberta Biedronia jest skrajnym przykładem postpolityki. . Nie liczy się w niej realne osiągnięcia polityka, jego spójność ideologiczna i dążenie do jakże zapomnianego dziś miana „męża stanu”. W postpolityce liczy się wyłącznie wizerunek. Najlepiej by był plastikowy i przezroczysty. Jego emanacją jest prezydent elekt Francji Emmanuel Macron, który nie jest ani socjalistą, ani liberałem. Nie jest do końca lewakiem, ale też nie można go nazwać centrystą. Jest popkulturoym tworem, który ma zaspokoić oczekiwania jak najszerszej grupy wyborców.
Kimś takim stał się Donald Tusk, który doskonale pasuje do mdławej postpolityki w Brukseli. Dziś o Tusku można powiedzieć, że jest wrogiem Kaczyńskiego. A jaki jest jego pomysł na funkcjonowanie w świecie, który symbolizuje inny ( jakże inny!) Donald? Co Tusk proponuje w czasie, gdy świat dzięki tak wyrazistym postaciom jak Trump odsuwa się od Fukuyamowskiej utopii o końcu historii? Nie wiadomo. Pewnie znów chodzi o „ciepłą wodę w kranie” i zwalczanie Kaczyńskiego. Tyle, że dziś ciepła woda nie wystarczy.
O istocie postpolityki III RP przenikliwie jak zwykle pisze w najnowszym numerze wSieci Bronisław Wildstein.
To, że ktoś doskonale odgrywa rolę, jakiej w piarowskim teatrze oczekuje od niego widownia, nie musi oznaczać, iż sprowadza politykę wyłącznie do tego i zapomniał, że jej celem pozostaje dobro wspólne. Niemniej poważne jej traktowanie trudno pogodzić ze światem pozoru, jaki stanowi marketing polityczny, którego najważniejszym elementem jest codzienny konkurs na ulubieńca publiczności. Takie doświadczenia skłaniają do uznawania demokracji za spektakl dla wyborców, w których przekształceni zostali współcześni obywatele. A jeśli taka ma być demokracja, to czarny obraz, jaki malował jej Platon, okazuje się najbliższy prawdy. W każdym razie taką chcą ją uczynić dominujące na Zachodzie ośrodki, usiłując przekształcić politykę w reklamowe przedstawienie, którego bohaterowie z natury rzeczy nie powinni się zajmować niczym poważnym. Sprawy serio należeć mają do ekspertów, czyli profesjonalistów.
Platforma Obywatelska pod rządami Schetyny zerwała może z lalusiowatym wizerunkiem Nowaka, czarem zawsze chłopięcego Tuska i celebracją słodkich idiotek ( z szacunku dla niewiast nie napiszę o które mi chodzi), ale nie pozbyła się bezideowości. Zmiana stanowiska na temat przyjmowania uchodźców jest tego najlepszym dowodem. Grzegorz Schetyna i Sławomir Neumann mówią od wczoraj to samo co rząd głosi od dawna Beaty Szydło. Uchodźców Polska nie powinna przyjmować i pomagać im należy na miejscu w Syrii. Nie dawno za takie stanowisko liberałowie z PO zwalczali „faszystowską dyktaturę” Kaczyńskiego. Dziś przyjęli jej język.
Czytaj dalej na drugiej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/339068-tak-wlasnie-wyglada-postpolityka-po-zmiana-stanowiska-wobec-uchodzcow-to-kwintesencja-jej-rzadow