Na pewno łatwa robota Panu nie przypadła…
Łatwej pracy nie oczekiwałem. Bywam też nieraz atakowany z naszej strony, że nie działam wystarczająco stanowczo, ale przecież trzeba wziąć pod uwagę stosunkową słabość środowisk artystycznych po naszej stronie, ich stosunkowo niewielką aktywność.
Ta słabość na pewno związana jest z mainstreamowymi i cudzoziemskimi mediami, bo one lansują tylko swoich twórców, postponując brutalnie lub przemilczając wszelkie działania artystyczne o charakterze narodowym.
To wiemy my, pan czy ja i inni zajmujący się tymi sprawami zawodowo, wiemy z czym to jest związane, ale nie da się szybko cofnąć tego, że postkomuna i „lewica nowoczesna” przez dwadzieścia parę lat budowała jednak swoje instytucje, uruchamiała swoje przepływy finansowe, tworzyła własne zależności majątkowe i wpływała także na sferę symboli. Przez wszystkie te lata wychowywani byliśmy w atmosferze przemocy symbolicznej, poprawności politycznej…
To prawda, są już ludzie, cała nowa generacja, która nie zna innych warunków życia społecznego niż te wytworzone w ostatnim ćwierćwieczu.
Otóż to. Powoli się to jednak zmienia dzięki naszej ciężkiej pracy w najróżniejszych instytucjach. Państwo na przykład tworzycie jakąś ważną instytucję, gromadzicie wokół Białego Kruka silne środowisko szeroko oddziałujące, ale takich instytucji jest w kraju stanowczo za mało. Zmiana kulturowa jest zawsze procesem długim i wymagającym dużego wysiłku. Jeszcze raz powrócę do tego, że pracujemy w warunkach światowego kryzysu kultury, powszechnej dehumanizacji życia, tabloidyzacji mediów i polityki, co skutkuje bardzo głębokimi zmianami w świadomości społecznej. Zobaczmy, kto teraz dostaje nagrody Nobla, jakie „wartości” widzimy na największych festiwalach filmowych czy Oscarach itd. Jest to od lat zjawisko bardzo niepokojące. Te środowiska zdominowane są przez jedną opcję światopoglądową. (…) Na szczęście te trendy odwracają się i zaczyna się powrót do wartości.
Zawsze można się pocieszać, bo tak trochę jest, że wahadło wychyla się raz w jedną, raz w drugą stronę. Jednak większość tych instytucji wciąż wychowuje czy multiplikuje jedną opcję polityczną i ideologiczną. Obserwowałem to w socjologii przez ponad 20 lat. Będąc szefem Polskiego Towarzystwa Socjologicznego na każdym Zjeździe Socjologicznym pytałem: czym my się zajmujemy? Nie było bowiem prawie żadnych poważnych analiz instytucjonalnych czy badań systemów wartości, studiów nad moralnością itp. Natomiast przyczynkowe drobiazgi i wielkie ideologie, które z Zachodu przychodziły tutaj w postaci grantów i swoistej mody, zdominowały ogromną część polskiej socjologii i humanistyki. Obrona przed tym jest teraz bardzo trudna, a trzeba przy tym być ostrożnym, bo przeciwnicy doskonale opanowali techniki obstrukcji, szantażu moralnego, manipulacji.
Walczą też grantami, które dalej znajdują się w ich gestii. Naukowemu i kulturalnemu środowisku patriotycznemu, narodowemu, prawie się nie przyznaje dofinansowań – we wszystkich dziedzinach humanistyki.
Tak, nawet w badaniach nad stosunkami międzynarodowymi. Czy wie Pan, że chyba wszystkie ekspertyzy dotyczące stosunków polsko-niemieckich, jakie w Polsce ukazały się w ciągu ostatnich 25 lat, były finansowane z niemieckich pieniędzy?
Aż tak? I tym samym wszystkie pisane z niemieckiego punktu widzenia.
Oczywiście, jedno jest konsekwencją drugiego. I później na podstawie takich opinii podejmowano decyzje w różnych dziedzinach życia, decyzje polityczne, gospodarcze, kulturalne. My staramy się to wszystko odwracać, ale to zajmuje naprawdę dużo czasu i nie jest takie proste.
Wydaje mi się, że dokonywanie tylko zmian szefów w tych instytucjach, od najwyższych poczynając, nie wystarcza. Nowi szefowie powinni być obligowani do dokonywania dalszych zmian osobowych, głębszych. Trzeba penetrować środowiska nie tylko w stolicy, ale w całej Polsce w poszukiwaniu wartościowych ludzi.
Potrzebujemy trochę czasu. Musimy budować niektóre instytucje całkiem od nowa, instytucje, które będą ludzi wychowywać zgodnie z uznanymi wartościami, zgodnie z duchem dobra wspólnego. I musimy też przekonywać do naszych racji nieprzekonanych, wątpiących, obojętnych. Musimy wypracować wspólnotę myślenia.
Trzeba oddać w ręce społeczeństwa nie tylko banki i stocznie, ale także instytucje kultury, w tym i media. Z samych deklaracji ministra jeszcze niewiele wynika. Po deklaracji musi przyjść realizacja.
*Całość tej obszernej rozmowy znajduje się w najnowszym numerze miesięcznika „Wpis” (www.bialykruk.pl). Z wicepremierem prof. Piotrem Glińskim rozmawiał Leszek Sosnowski - prezes Białego Kruka, filolog, doświadczony dziennikarz i wydawca, redaktor blisko stu publikacji poświęconych św. Janowi Pawłowi II, autor kilkunastu książek na temat kultury i ponad tysiąca esejów oraz artykułów.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Na pewno łatwa robota Panu nie przypadła…
Łatwej pracy nie oczekiwałem. Bywam też nieraz atakowany z naszej strony, że nie działam wystarczająco stanowczo, ale przecież trzeba wziąć pod uwagę stosunkową słabość środowisk artystycznych po naszej stronie, ich stosunkowo niewielką aktywność.
Ta słabość na pewno związana jest z mainstreamowymi i cudzoziemskimi mediami, bo one lansują tylko swoich twórców, postponując brutalnie lub przemilczając wszelkie działania artystyczne o charakterze narodowym.
To wiemy my, pan czy ja i inni zajmujący się tymi sprawami zawodowo, wiemy z czym to jest związane, ale nie da się szybko cofnąć tego, że postkomuna i „lewica nowoczesna” przez dwadzieścia parę lat budowała jednak swoje instytucje, uruchamiała swoje przepływy finansowe, tworzyła własne zależności majątkowe i wpływała także na sferę symboli. Przez wszystkie te lata wychowywani byliśmy w atmosferze przemocy symbolicznej, poprawności politycznej…
To prawda, są już ludzie, cała nowa generacja, która nie zna innych warunków życia społecznego niż te wytworzone w ostatnim ćwierćwieczu.
Otóż to. Powoli się to jednak zmienia dzięki naszej ciężkiej pracy w najróżniejszych instytucjach. Państwo na przykład tworzycie jakąś ważną instytucję, gromadzicie wokół Białego Kruka silne środowisko szeroko oddziałujące, ale takich instytucji jest w kraju stanowczo za mało. Zmiana kulturowa jest zawsze procesem długim i wymagającym dużego wysiłku. Jeszcze raz powrócę do tego, że pracujemy w warunkach światowego kryzysu kultury, powszechnej dehumanizacji życia, tabloidyzacji mediów i polityki, co skutkuje bardzo głębokimi zmianami w świadomości społecznej. Zobaczmy, kto teraz dostaje nagrody Nobla, jakie „wartości” widzimy na największych festiwalach filmowych czy Oscarach itd. Jest to od lat zjawisko bardzo niepokojące. Te środowiska zdominowane są przez jedną opcję światopoglądową. (…) Na szczęście te trendy odwracają się i zaczyna się powrót do wartości.
Zawsze można się pocieszać, bo tak trochę jest, że wahadło wychyla się raz w jedną, raz w drugą stronę. Jednak większość tych instytucji wciąż wychowuje czy multiplikuje jedną opcję polityczną i ideologiczną. Obserwowałem to w socjologii przez ponad 20 lat. Będąc szefem Polskiego Towarzystwa Socjologicznego na każdym Zjeździe Socjologicznym pytałem: czym my się zajmujemy? Nie było bowiem prawie żadnych poważnych analiz instytucjonalnych czy badań systemów wartości, studiów nad moralnością itp. Natomiast przyczynkowe drobiazgi i wielkie ideologie, które z Zachodu przychodziły tutaj w postaci grantów i swoistej mody, zdominowały ogromną część polskiej socjologii i humanistyki. Obrona przed tym jest teraz bardzo trudna, a trzeba przy tym być ostrożnym, bo przeciwnicy doskonale opanowali techniki obstrukcji, szantażu moralnego, manipulacji.
Walczą też grantami, które dalej znajdują się w ich gestii. Naukowemu i kulturalnemu środowisku patriotycznemu, narodowemu, prawie się nie przyznaje dofinansowań – we wszystkich dziedzinach humanistyki.
Tak, nawet w badaniach nad stosunkami międzynarodowymi. Czy wie Pan, że chyba wszystkie ekspertyzy dotyczące stosunków polsko-niemieckich, jakie w Polsce ukazały się w ciągu ostatnich 25 lat, były finansowane z niemieckich pieniędzy?
Aż tak? I tym samym wszystkie pisane z niemieckiego punktu widzenia.
Oczywiście, jedno jest konsekwencją drugiego. I później na podstawie takich opinii podejmowano decyzje w różnych dziedzinach życia, decyzje polityczne, gospodarcze, kulturalne. My staramy się to wszystko odwracać, ale to zajmuje naprawdę dużo czasu i nie jest takie proste.
Wydaje mi się, że dokonywanie tylko zmian szefów w tych instytucjach, od najwyższych poczynając, nie wystarcza. Nowi szefowie powinni być obligowani do dokonywania dalszych zmian osobowych, głębszych. Trzeba penetrować środowiska nie tylko w stolicy, ale w całej Polsce w poszukiwaniu wartościowych ludzi.
Potrzebujemy trochę czasu. Musimy budować niektóre instytucje całkiem od nowa, instytucje, które będą ludzi wychowywać zgodnie z uznanymi wartościami, zgodnie z duchem dobra wspólnego. I musimy też przekonywać do naszych racji nieprzekonanych, wątpiących, obojętnych. Musimy wypracować wspólnotę myślenia.
Trzeba oddać w ręce społeczeństwa nie tylko banki i stocznie, ale także instytucje kultury, w tym i media. Z samych deklaracji ministra jeszcze niewiele wynika. Po deklaracji musi przyjść realizacja.
*Całość tej obszernej rozmowy znajduje się w najnowszym numerze miesięcznika „Wpis” (www.bialykruk.pl). Z wicepremierem prof. Piotrem Glińskim rozmawiał Leszek Sosnowski - prezes Białego Kruka, filolog, doświadczony dziennikarz i wydawca, redaktor blisko stu publikacji poświęconych św. Janowi Pawłowi II, autor kilkunastu książek na temat kultury i ponad tysiąca esejów oraz artykułów.
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/334211-prof-piotr-glinski-jestem-zdecydowany-nie-dac-tych-pieniedzy-skoro-prowokator-ma-byc-szefem-malty?strona=3