Chciałbym przejść teraz od mediów do sytuacji w teatrze – na marginesie osławionego przedstawienia „Klątwy”. Czy nie powinna powstać jakaś ustawa, która by chroniła twórczość dawnych mistrzów, jak. np. Wyspiańskiego, Sienkiewicza, Mickiewicza, Krasińskiego, Krasickiego czy Słowackiego? Na ich dziełach używają sobie ile wlezie przeróżni zdegenerowani osobnicy nazywając swoje ohydne eksperymenty sztuką. Przecież ci nieżyjący autorzy sami już nie mogą się bronić, a są naszym wspólnym dobrem, naszym dziedzictwem narodowym.
Moim zdaniem dotychczasowe prawo również nie pozwala na obrazoburstwo, tylko nie jest stosowane. Idąc tropem pańskiej sugestii trzeba by ustalić, jakie dzieła należą do klasyki i które podlegają ochronie.
No, dzieła Wyspiańskiego bez wątpienia. Twórczością narodową nie wolno poniewierać.
A jak zdefiniuje pan w ustawie, językiem prawniczym, twórczość narodową? Skoro zgody na zmiany w oryginale dzieła już nie potrzeba, bo prawa autorskie wygasły, to kto miałby nad tym czuwać?
Sądzę, że ministerstwo kultury; powinna być wymagana jego zgoda w przypadku swobodnej interpretacji dzieła narodowego.
To byłaby ingerencja w wolność twórczą. Urzędnik czy polityk nie powinien tego robić. Ale mamy prawo i obowiązek oceniać ex post, czy granice wolności twórczej nie są nadużywane.
Jak to – minister od dziedzictwa narodowego miałby nie mieć nic do powiedzenia na temat dziedzictwa narodowego?
Mamy ustawę, która reguluje przypadki obrazy uczuć religijnych, symboli narodowych i mam nadzieję, że w przypadku „Klątwy” zostanie ona zastosowana. Ale to, o czym pan mówi, wymaga stworzenia oficjalnego kanonu dzieł narodowych… Ja nie znam takiej regulacji na świecie.
Zgadza się, ale na świecie jednak bez ustaw bardziej szanują swój dorobek narodowy. Nie wyobrażam sobie, żeby w Niemczech postąpiono w taki sposób z Goethem czy Schillerem, jak u nas np. z Wyspiańskim.
To prawda, ja też nie znam takich prowokacji w Niemczech, ale pewnie jednak się zdarzają. Proszę za to zwrócić uwagę, jak reinterpretowany bywa np. Szekspir. To proces kulturowy. Nie wszystko da się prawnie regulować, nawet jeśli pewne zjawiska możemy i powinniśmy krytykować. Na pewno u nas jest specyficzna sytuacja, panuje dogodna atmosfera środowiskowa dla takich działań, skoro Frljić kolejny raz tu przyjeżdża. Możemy się przed tym bronić tylko w ramach dostępnych nam środków. Prokurator się tym zajął, my jako ministerstwo „Klątwy” w Teatrze Powszechnym nie finansujemy. Napisaliśmy w oświadczeniach, mówiłem o tym w mediach, że to nie jest żadna sztuka, tylko w zasadzie działalność polityczna, ideologiczna…
Trudno zaprzeczyć, że polityczna i ideologiczna…
Oczywiście. Musimy przede wszystkim pobudzić nasze środowisko artystyczne, szczególnie teatralne, zachęcić do większej podmiotowości, niezależności, samodzielności i odwagi w myśleniu, nie uleganiu modom i presji wąskich grup radykałów… W gruncie rzeczy taka „adaptacja” „Klątwy” jest zasadniczym problem dla artystów. Kilku trochę opętanych ludzi godzi się na uczestnictwo w czymś takim, ale większość na pewno nie, tak jak większość we Wrocławiu nie chciała brać udziału w tej pornografii. Lecz niesława spada na wszystkich. Oliver Frljić u was w Krakowie został wyrzucony ze Starego Teatru, gdy chciał tam przerobić po swojemu „Nie-Boską komedię” na sztukę o polskim antysemityzmie.
To się miało nazywać bardzo symptomatycznie: Nieboska komedia. Szczątki.
Nie dało się w Krakowie, to skorzystał z festiwalu w Bydgoszczy. A teraz zrobił następną prowokację w Warszawie, kolejną zaś chce pewnie urządzić w Poznaniu na festiwalu Malta. W mediach podano, że będziemy jako ministerstwo finansować Frljića jako kuratora Malty. Mogę powiedzieć, że choć nasza umowa z Maltą jest trzyletnia, to w tym roku jej nie podpiszę, jeżeli Oliver Frljić będzie tam kuratorem. Boleję nad tym, bo temat -Bałkany- zapowiada się ciekawie. Ale bez tego pana.
Miejmy nadzieję, że znajdą się podstawy prawne; stosowny wyrok sądowy w sprawie „Klątwy” byłby na pewno pomocny. Frljić gwarantuje tylko kolejne urażanie naszych uczuć, nie dzieło sztuki.
Jestem zdecydowany nie dać tych pieniędzy, skoro prowokator ma być tam szefem. Może się oczywiście podnieść krzyk – w naszych warunkach niestety każdą interwencję w obronie uczuć patriotycznych i religijnych, tradycji i szacunku dla wartości ważnych dla milionów ludzi czy w obronie podstawowych zasad współżycia społecznego ogłosić można jako zamach na wolność artysty, jako ingerencję cenzury, stalinizm, faszyzm. Wszystko to już słyszałem pod swoim adresem. Także w mediach zagranicznych. Dlatego, że sprzeciwiłem się np. zapowiedziom twardej pornografii za publiczne pieniądze. Ale tu będziemy konsekwentni: właśnie w imię wartości ważnych dla wspólnoty.
To jest szerszy problem pojmowania wolności. Są ludzie, którzy nie chcą odróżniać jej od swawoli.
Problem wynika z kilku rzeczy, przede wszystkim – z wielkiego kryzysu kultury na świecie. W Polsce jest szczególnie trudna sytuacja z uwagi na silne wpływy zachodniego postmodernizmu, relatywizmu aksjologicznego. Postkomunizm spowodował powstanie u nas bardzo specyficznego nurtu polityczno-mentalnościowego. Zwróćmy uwagę, że na przeróżnych lewicowych demonstracjach, choćby tam nie było zbyt dużo ludzi, zawsze mamy zarówno twardą postkomunę, jak i lewackość importowaną z Zachodu. A my, Polacy jesteśmy nie od dziś podatni na to, co idzie z Zachodu. To są dwa główne elementy, choć ogólnie jest ich dużo więcej, które spowodowały kolonizację instytucji przez tego typu system wartości. Niestety duża część środowiska kultury w Polsce dobrze się czuje akceptując to, co nazwiemy ogólnie postkomunizmem i relatywizmem aksjologicznym czy postmodernizmem. I to jest przyczyną wielkich kłopotów polskiej kultury. Jednocześnie wielu polskich twórców angażuje się w politykę w sposób zupełnie nieroztropny. Prezentują w przestrzeni publicznej opinie oderwane od rzeczywistości, skrajnie emocjonalne, a na ogół po prostu wtórne, w całości „zewnątrz sterowane”. Oczywiście na ogół to jednak ja obrywam – nie jestem w stanie nieustannie tego prostować. Mam stale tłumaczyć, że nie jestem faszystą, cenzorem, stalinowcem? Mimo że nie ma żadnych, literalnie żadnych faktów, które mogłyby uzasadnić takie epitety.
cd na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Chciałbym przejść teraz od mediów do sytuacji w teatrze – na marginesie osławionego przedstawienia „Klątwy”. Czy nie powinna powstać jakaś ustawa, która by chroniła twórczość dawnych mistrzów, jak. np. Wyspiańskiego, Sienkiewicza, Mickiewicza, Krasińskiego, Krasickiego czy Słowackiego? Na ich dziełach używają sobie ile wlezie przeróżni zdegenerowani osobnicy nazywając swoje ohydne eksperymenty sztuką. Przecież ci nieżyjący autorzy sami już nie mogą się bronić, a są naszym wspólnym dobrem, naszym dziedzictwem narodowym.
Moim zdaniem dotychczasowe prawo również nie pozwala na obrazoburstwo, tylko nie jest stosowane. Idąc tropem pańskiej sugestii trzeba by ustalić, jakie dzieła należą do klasyki i które podlegają ochronie.
No, dzieła Wyspiańskiego bez wątpienia. Twórczością narodową nie wolno poniewierać.
A jak zdefiniuje pan w ustawie, językiem prawniczym, twórczość narodową? Skoro zgody na zmiany w oryginale dzieła już nie potrzeba, bo prawa autorskie wygasły, to kto miałby nad tym czuwać?
Sądzę, że ministerstwo kultury; powinna być wymagana jego zgoda w przypadku swobodnej interpretacji dzieła narodowego.
To byłaby ingerencja w wolność twórczą. Urzędnik czy polityk nie powinien tego robić. Ale mamy prawo i obowiązek oceniać ex post, czy granice wolności twórczej nie są nadużywane.
Jak to – minister od dziedzictwa narodowego miałby nie mieć nic do powiedzenia na temat dziedzictwa narodowego?
Mamy ustawę, która reguluje przypadki obrazy uczuć religijnych, symboli narodowych i mam nadzieję, że w przypadku „Klątwy” zostanie ona zastosowana. Ale to, o czym pan mówi, wymaga stworzenia oficjalnego kanonu dzieł narodowych… Ja nie znam takiej regulacji na świecie.
Zgadza się, ale na świecie jednak bez ustaw bardziej szanują swój dorobek narodowy. Nie wyobrażam sobie, żeby w Niemczech postąpiono w taki sposób z Goethem czy Schillerem, jak u nas np. z Wyspiańskim.
To prawda, ja też nie znam takich prowokacji w Niemczech, ale pewnie jednak się zdarzają. Proszę za to zwrócić uwagę, jak reinterpretowany bywa np. Szekspir. To proces kulturowy. Nie wszystko da się prawnie regulować, nawet jeśli pewne zjawiska możemy i powinniśmy krytykować. Na pewno u nas jest specyficzna sytuacja, panuje dogodna atmosfera środowiskowa dla takich działań, skoro Frljić kolejny raz tu przyjeżdża. Możemy się przed tym bronić tylko w ramach dostępnych nam środków. Prokurator się tym zajął, my jako ministerstwo „Klątwy” w Teatrze Powszechnym nie finansujemy. Napisaliśmy w oświadczeniach, mówiłem o tym w mediach, że to nie jest żadna sztuka, tylko w zasadzie działalność polityczna, ideologiczna…
Trudno zaprzeczyć, że polityczna i ideologiczna…
Oczywiście. Musimy przede wszystkim pobudzić nasze środowisko artystyczne, szczególnie teatralne, zachęcić do większej podmiotowości, niezależności, samodzielności i odwagi w myśleniu, nie uleganiu modom i presji wąskich grup radykałów… W gruncie rzeczy taka „adaptacja” „Klątwy” jest zasadniczym problem dla artystów. Kilku trochę opętanych ludzi godzi się na uczestnictwo w czymś takim, ale większość na pewno nie, tak jak większość we Wrocławiu nie chciała brać udziału w tej pornografii. Lecz niesława spada na wszystkich. Oliver Frljić u was w Krakowie został wyrzucony ze Starego Teatru, gdy chciał tam przerobić po swojemu „Nie-Boską komedię” na sztukę o polskim antysemityzmie.
To się miało nazywać bardzo symptomatycznie: Nieboska komedia. Szczątki.
Nie dało się w Krakowie, to skorzystał z festiwalu w Bydgoszczy. A teraz zrobił następną prowokację w Warszawie, kolejną zaś chce pewnie urządzić w Poznaniu na festiwalu Malta. W mediach podano, że będziemy jako ministerstwo finansować Frljića jako kuratora Malty. Mogę powiedzieć, że choć nasza umowa z Maltą jest trzyletnia, to w tym roku jej nie podpiszę, jeżeli Oliver Frljić będzie tam kuratorem. Boleję nad tym, bo temat -Bałkany- zapowiada się ciekawie. Ale bez tego pana.
Miejmy nadzieję, że znajdą się podstawy prawne; stosowny wyrok sądowy w sprawie „Klątwy” byłby na pewno pomocny. Frljić gwarantuje tylko kolejne urażanie naszych uczuć, nie dzieło sztuki.
Jestem zdecydowany nie dać tych pieniędzy, skoro prowokator ma być tam szefem. Może się oczywiście podnieść krzyk – w naszych warunkach niestety każdą interwencję w obronie uczuć patriotycznych i religijnych, tradycji i szacunku dla wartości ważnych dla milionów ludzi czy w obronie podstawowych zasad współżycia społecznego ogłosić można jako zamach na wolność artysty, jako ingerencję cenzury, stalinizm, faszyzm. Wszystko to już słyszałem pod swoim adresem. Także w mediach zagranicznych. Dlatego, że sprzeciwiłem się np. zapowiedziom twardej pornografii za publiczne pieniądze. Ale tu będziemy konsekwentni: właśnie w imię wartości ważnych dla wspólnoty.
To jest szerszy problem pojmowania wolności. Są ludzie, którzy nie chcą odróżniać jej od swawoli.
Problem wynika z kilku rzeczy, przede wszystkim – z wielkiego kryzysu kultury na świecie. W Polsce jest szczególnie trudna sytuacja z uwagi na silne wpływy zachodniego postmodernizmu, relatywizmu aksjologicznego. Postkomunizm spowodował powstanie u nas bardzo specyficznego nurtu polityczno-mentalnościowego. Zwróćmy uwagę, że na przeróżnych lewicowych demonstracjach, choćby tam nie było zbyt dużo ludzi, zawsze mamy zarówno twardą postkomunę, jak i lewackość importowaną z Zachodu. A my, Polacy jesteśmy nie od dziś podatni na to, co idzie z Zachodu. To są dwa główne elementy, choć ogólnie jest ich dużo więcej, które spowodowały kolonizację instytucji przez tego typu system wartości. Niestety duża część środowiska kultury w Polsce dobrze się czuje akceptując to, co nazwiemy ogólnie postkomunizmem i relatywizmem aksjologicznym czy postmodernizmem. I to jest przyczyną wielkich kłopotów polskiej kultury. Jednocześnie wielu polskich twórców angażuje się w politykę w sposób zupełnie nieroztropny. Prezentują w przestrzeni publicznej opinie oderwane od rzeczywistości, skrajnie emocjonalne, a na ogół po prostu wtórne, w całości „zewnątrz sterowane”. Oczywiście na ogół to jednak ja obrywam – nie jestem w stanie nieustannie tego prostować. Mam stale tłumaczyć, że nie jestem faszystą, cenzorem, stalinowcem? Mimo że nie ma żadnych, literalnie żadnych faktów, które mogłyby uzasadnić takie epitety.
cd na następnej stronie
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/334211-prof-piotr-glinski-jestem-zdecydowany-nie-dac-tych-pieniedzy-skoro-prowokator-ma-byc-szefem-malty?strona=2