Eurokorpus ma znaczenie na poziomie symboli politycznych, ale od strony militarnej nie jest jednostką elitarną
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Tomasz Szatkowski, wiceminister obrony narodowej.
wPolityce.pl: Panie ministrze, ostatnie dni, a w zasadzie godziny debaty publicznej upływają pod znakiem podnoszonego alarmu na temat wyjścia Polski z szeregów Eurokorpusu. Dużo w tej dyskusji zamieszania i niedopowiedzeń. Jak wygląda prawda?
Tomasz Szatkowski, wiceminister obrony narodowej: Powiedzmy wyraźnie - Polska nie wychodzi z Eurokorpusu, choć było rzeczywiście ostatnio kilka państw; jak Finlandia czy Austria, które opuściły te szeregi. My pozostajemy na poziomie tego statusu, który mamy obecnie: państwa stowarzyszonego. Rezygnujemy natomiast – przynajmniej na jakiś czas – z dążeń do osiągnięcia statusu państwa ramowym. Głównie dlatego, że państwa ramowe Eurokorpusu wyraźnie zawężają mandat tego dowództwa i redukują jego potencjał.
Co to znaczy?
To dowództwo przez szereg ostatnich lat było przygotowywane i miało być gotowe do szerokiej gamy działań, misji stabilizacyjnych, doradczo-szkoleniowych po najbardziej ambitną, i z naszego punktu widzenia kluczową misję gotowości do dowodzenia operacją korpuśną wysokiej intensywności w operacji NATO. Teraz jednak państwa ramowe, głównie Francja i Niemcy, decydują się na pewną redukcję kwatery tego dowództwa i zawężenie jego misji do mniej wymagających operacji wspomagających stabilność w obszarach różnych kryzysów – najczęściej mówi się w tym kontekście o użyciu kontynencie afrykańskim. Nie jest też tak, jak słychać ostatnio w niektórych wypowiedziach medialnych, że Eurokorpus to rodzaj ramienia obronnego Unii Europejskiej, liczącego, co dodają niektórzy 60-70 tys. Żołnierzy. Eurokorpus to tak naprawdę jedno z wielu dowództw szczebla operacyjnego w Europie. Wiele z tego rodzaju struktur – tak jak np nasze Centrum Operacji Lądowych w Krakowie, służy jako zaplecze do dowodzenia misjami Unii Europejskiej.
Rozumiem, że to struktura nieco martwa, że dodatkowym argumentem jest ograniczenie ambicji państw ramowych, o czym Pan mówi, ale czy mimo wszystko nie warto było pozostać maksymalnie zaangażowanym w Eurokorpusie? Nawet będąc świadomym, że pozytywne efekty nie są tak duże, jak mogłyby być.
Po pierwsze, warto podkreślić, że my pozostajemy w Eurokorpusie. Nie wycofujemy się całkowicie, jak to zrobiło kilka krajów. Jako państwo stowarzyszone, nawet po 2020 r. po zakończeniu stopniowej redukcji, nasz wkład będzie większy od kontrybucji większych i bogatszych Włoch. Po drugie - miarą celowości i zakresu zaangażowania powinny być interesy i zasoby. Naszymi zasobami kadrowymi i finansowymi szastano do niedawna zbyt lekkomyślnie. Departament Polityki Bezpieczeństwa Międzynarodowego MON wskazywał już za czasów Ministra Siemoniaka, że nasz wkład do Eurokorpusu nieadekwatne duży w stosunku naszych interesów i wynegocjowanych wówczas korzyści, jak np. liczba stanowisk dowódczych, czy wpływ na zadania tej formacji, która wbrew zabiegom polskiego Sztabu Generalnego nie podjęła się przeprowadzenie ćwiczeń w Polsce. Jak rozumiem, decyzją o tak głębokim zaangażowaniu kierowały głównie względy prestiżowo-wizerunkowe – chęć uchodzenia za prymusa integracji europejskiej.
Za ten iluzoryczny „sukces” płacono zdekompletowaniem struktury dowódczej w kraju – np. Centrum Operacji Lądowych. Gdy zaś COL, który jest ważnym ogniwem w naszym systemie dowodzenia podejmował jakieś ważne zadania, czy organizował ważne ćwiczenia, musiał z kolei ogołacać dowództwa dywizji. Same dywizje zostały też „rozmontowane” - pozbawiono je klika lat temu organicznych elementów wsparcia i zredukowano ich sztaby. Nawiasem mówiąc wówczas nie było słychać apeli tych samych generałów rezerwy, którzy dzisiaj są tak aktywnie medialnie. Ta dysproporcja interesów, korzyści i naszego wkładu, pogłębiła się wraz z podjętą przez państwa ramowe Eurokorpusu decyzją o redukcji jego wielkości i zadań. Przy obecnej sytuacji bezpieczeństwa, nowych zadaniach obrony wschodniej flanki, nie stać nas, aby do bardzo wąskiego zakresu misji, mówiąc wprost, nie pierwszorzędnych z punktu widzenia zadań naszych Sił Zbrojnych, stale trzymać w Strasbourgu stu kilkudziesięciu ludzi ze sprzętem, podczas gdy w kraju możemy ten zasób wykorzystać znacznie bardziej efektywnie.
Mówi się w tym kontekście o Elblągu i przygotowywanym tam wielonarodowym dowództwie dywizji.
I zapewne część z tych osób trafi do Elbląga, ale mamy też inne potrzeby. Wraz z Niemcami i Duńczykami rozbudowujemy Wielonarodowy Korpus Północ Wschód w Szczecinie, który ma bardzo ważne zadania na wschodniej flance. W Krakowie mamy Centrum Operacji Lądowych, które ma swoje zadania w ramach NATO i obrony terytorium naszego kraju. Co ważne w kontekście Eurkorpusu, krakowskie dowództwo chcemy też zgłosić jako dowództwo operacyjne na potrzeby dyżuru grupy bojowej UE. Dla nas znacznie lepiej i wydajniej jest to robić z Krakowa, gdzie ludzie mogą służyć do różnych zadań, nie tylko do misji doradczo-szkoleniowych w egzotycznych krajach. Kraków to wykorzystanie tych żołnierzy efektywniej i taniej. Jednocześnie przeczy to zarzutom jakobyśmy się „wycofywali Polskę z wojskowej Unii”. Poza tym będziemy mogli odciążyć ogołocone kilka lat temu dowództwa dywizji.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Eurokorpus ma znaczenie na poziomie symboli politycznych, ale od strony militarnej nie jest jednostką elitarną
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Tomasz Szatkowski, wiceminister obrony narodowej.
wPolityce.pl: Panie ministrze, ostatnie dni, a w zasadzie godziny debaty publicznej upływają pod znakiem podnoszonego alarmu na temat wyjścia Polski z szeregów Eurokorpusu. Dużo w tej dyskusji zamieszania i niedopowiedzeń. Jak wygląda prawda?
Tomasz Szatkowski, wiceminister obrony narodowej: Powiedzmy wyraźnie - Polska nie wychodzi z Eurokorpusu, choć było rzeczywiście ostatnio kilka państw; jak Finlandia czy Austria, które opuściły te szeregi. My pozostajemy na poziomie tego statusu, który mamy obecnie: państwa stowarzyszonego. Rezygnujemy natomiast – przynajmniej na jakiś czas – z dążeń do osiągnięcia statusu państwa ramowym. Głównie dlatego, że państwa ramowe Eurokorpusu wyraźnie zawężają mandat tego dowództwa i redukują jego potencjał.
Co to znaczy?
To dowództwo przez szereg ostatnich lat było przygotowywane i miało być gotowe do szerokiej gamy działań, misji stabilizacyjnych, doradczo-szkoleniowych po najbardziej ambitną, i z naszego punktu widzenia kluczową misję gotowości do dowodzenia operacją korpuśną wysokiej intensywności w operacji NATO. Teraz jednak państwa ramowe, głównie Francja i Niemcy, decydują się na pewną redukcję kwatery tego dowództwa i zawężenie jego misji do mniej wymagających operacji wspomagających stabilność w obszarach różnych kryzysów – najczęściej mówi się w tym kontekście o użyciu kontynencie afrykańskim. Nie jest też tak, jak słychać ostatnio w niektórych wypowiedziach medialnych, że Eurokorpus to rodzaj ramienia obronnego Unii Europejskiej, liczącego, co dodają niektórzy 60-70 tys. Żołnierzy. Eurokorpus to tak naprawdę jedno z wielu dowództw szczebla operacyjnego w Europie. Wiele z tego rodzaju struktur – tak jak np nasze Centrum Operacji Lądowych w Krakowie, służy jako zaplecze do dowodzenia misjami Unii Europejskiej.
Rozumiem, że to struktura nieco martwa, że dodatkowym argumentem jest ograniczenie ambicji państw ramowych, o czym Pan mówi, ale czy mimo wszystko nie warto było pozostać maksymalnie zaangażowanym w Eurokorpusie? Nawet będąc świadomym, że pozytywne efekty nie są tak duże, jak mogłyby być.
Po pierwsze, warto podkreślić, że my pozostajemy w Eurokorpusie. Nie wycofujemy się całkowicie, jak to zrobiło kilka krajów. Jako państwo stowarzyszone, nawet po 2020 r. po zakończeniu stopniowej redukcji, nasz wkład będzie większy od kontrybucji większych i bogatszych Włoch. Po drugie - miarą celowości i zakresu zaangażowania powinny być interesy i zasoby. Naszymi zasobami kadrowymi i finansowymi szastano do niedawna zbyt lekkomyślnie. Departament Polityki Bezpieczeństwa Międzynarodowego MON wskazywał już za czasów Ministra Siemoniaka, że nasz wkład do Eurokorpusu nieadekwatne duży w stosunku naszych interesów i wynegocjowanych wówczas korzyści, jak np. liczba stanowisk dowódczych, czy wpływ na zadania tej formacji, która wbrew zabiegom polskiego Sztabu Generalnego nie podjęła się przeprowadzenie ćwiczeń w Polsce. Jak rozumiem, decyzją o tak głębokim zaangażowaniu kierowały głównie względy prestiżowo-wizerunkowe – chęć uchodzenia za prymusa integracji europejskiej.
Za ten iluzoryczny „sukces” płacono zdekompletowaniem struktury dowódczej w kraju – np. Centrum Operacji Lądowych. Gdy zaś COL, który jest ważnym ogniwem w naszym systemie dowodzenia podejmował jakieś ważne zadania, czy organizował ważne ćwiczenia, musiał z kolei ogołacać dowództwa dywizji. Same dywizje zostały też „rozmontowane” - pozbawiono je klika lat temu organicznych elementów wsparcia i zredukowano ich sztaby. Nawiasem mówiąc wówczas nie było słychać apeli tych samych generałów rezerwy, którzy dzisiaj są tak aktywnie medialnie. Ta dysproporcja interesów, korzyści i naszego wkładu, pogłębiła się wraz z podjętą przez państwa ramowe Eurokorpusu decyzją o redukcji jego wielkości i zadań. Przy obecnej sytuacji bezpieczeństwa, nowych zadaniach obrony wschodniej flanki, nie stać nas, aby do bardzo wąskiego zakresu misji, mówiąc wprost, nie pierwszorzędnych z punktu widzenia zadań naszych Sił Zbrojnych, stale trzymać w Strasbourgu stu kilkudziesięciu ludzi ze sprzętem, podczas gdy w kraju możemy ten zasób wykorzystać znacznie bardziej efektywnie.
Mówi się w tym kontekście o Elblągu i przygotowywanym tam wielonarodowym dowództwie dywizji.
I zapewne część z tych osób trafi do Elbląga, ale mamy też inne potrzeby. Wraz z Niemcami i Duńczykami rozbudowujemy Wielonarodowy Korpus Północ Wschód w Szczecinie, który ma bardzo ważne zadania na wschodniej flance. W Krakowie mamy Centrum Operacji Lądowych, które ma swoje zadania w ramach NATO i obrony terytorium naszego kraju. Co ważne w kontekście Eurkorpusu, krakowskie dowództwo chcemy też zgłosić jako dowództwo operacyjne na potrzeby dyżuru grupy bojowej UE. Dla nas znacznie lepiej i wydajniej jest to robić z Krakowa, gdzie ludzie mogą służyć do różnych zadań, nie tylko do misji doradczo-szkoleniowych w egzotycznych krajach. Kraków to wykorzystanie tych żołnierzy efektywniej i taniej. Jednocześnie przeczy to zarzutom jakobyśmy się „wycofywali Polskę z wojskowej Unii”. Poza tym będziemy mogli odciążyć ogołocone kilka lat temu dowództwa dywizji.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/333672-nasz-wywiad-wiceminister-szatkowski-tlumaczy-co-dalej-z-polska-w-eurokorpusie-wszystko-odbywa-sie-w-porozumieniu-z-partnerami