O pysze i besserwisserstwie warto napisać choćby w kontekście tego, kto nami rządzi. To wprawdzie oczywistość, ale każda władza zderza się prędzej czy później z problemem kadr. Nawet biorąc pod uwagę wszystkich możliwych do wykorzystania karierowiczów, czyli ludzi, do których można mieć ograniczone zaufanie. W pewnym momencie różnych celów nie można optymalnie realizować z braku odpowiednich ludzi. Naiwnością jest przekonanie, że tacy ludzie gdzieś są, tylko albo nie potrafi się ich znaleźć, albo przykłada zbyt polityczne (partyjne) kryteria ich selekcji, których kandydaci nie przechodzą, a powinni. W doborze kadr do polityki zaufanie jest kluczem i nie jest to żadna polska specyfika, lecz ogólna prawidłowość. I nie jest to też żadna patologia, gdyż także poza polityką jest to kluczowe kryterium. Bez tego każda władza „rozjedzie się” wskutek wewnętrznych sprzeczności i interesów oraz wynikających z nich konfliktów. Gdy już się jakiś czas rządzi, część dotychczasowych kadr się wykrusza, bo nie sprawdza się merytorycznie. Albo ulega patologiom czy nie wytrzymuje stresu, krytyki, wymagań. Albo pęka, gdyż realne sprawowanie władzy jest czymś zupełnie innym niż gadanie o tym, jak takie sprawowanie władzy może bądź powinno wyglądać. Efekt jest taki, że odpowiednich ludzi brakuje nawet bardziej wtedy, gdy już się jakiś czas rządzi, niż tuż po przejęciu władzy. Tym bardziej że część kadr wybiera wariant wewnętrznej emigracji, czyli udaje pracę, zaangażowanie i lojalność, a de facto nie można na tych ludzi liczyć, choć zajmują etaty. W miarę zużywania się władzy takich wewnętrznych emigrantów przybywa, co negatywnie wpływa na efektywność rządzenia, a z czym niewiele można zrobić. A wręcz władza naraża się na zarzut rozrostu biurokracji, czyli hodowania sobie klienteli wyborczej, choć wielu z tych ludzi przy urnie aktualną władzę zdradzi. I to jest oczywista, obiektywna bariera efektywności rządzenia. Można oczywiście twierdzić, że wszystko załatwiłaby apolityczna służba cywilna, tylko od ponad 25 lat ani nie jest ona tak apolityczna jak mogłoby się wydawać, ani nie załatwiła nic z tego, co powinna. Taka służba i jej etos tworzą się przez stulecia, co oznacza, że Polska jest dopiero na początku drogi.
Każda władza zderza się też z problemem „nagradzania” i „chronienia” swoich zwolenników, szczególnie tych, którzy w największym stopniu i z największymi wyrzeczeniami umożliwili jej przetrwanie w opozycji. Jeśli się takich ludzi nie nagradza, a potem nie chroni, własne zaplecze się demobilizuje, traci ochotę do pracy oraz poświęceń, traci sens działania. A po pewnym czasie zaczyna się buntować. I to nie jest żadna polska specyfika czy lokalna patologia, bo tak jest również w państwach o długiej demokratycznej tradycji. Co by o tym nie sądzić, władza to także „podział łupów”. Chodzi tylko o to, żeby w jak największym stopniu pogodzić apetyty działaczy i interes państwa i żeby do minimum ograniczyć patologie, a przede wszystkim korupcję. I tu o intencjach czy praktyce władzy decyduje to, jak traktuje ona służby antykorupcyjne, a przede wszystkim Centralne Biuro Antykorupcyjne. Władza, która służby antykorupcyjne traktuje jak dekorację i bardzo ogranicza im pole działania, ma też wielkie zasługi w kompletnej patologizacji „podziału łupów”.
Problemem grzeszących pychą besserwisserów jest oderwanie od realiów rządzenia państwem, co najczęściej wynika z niewiedzy. Czasem wynika to z nieznośnego dla obserwatorów kompleksu prymusa (klasowego kujona), który musi (pouczać, biczować, umoralniać), bo inaczej się udusi. Wtedy jest wprawdzie łatwo formułować wspaniałe recepty i wszystko ogarniać w błysku iluminacji, tylko jest to bardzo niepraktyczne. De facto ogranicza się to do mniej lub bardziej atrakcyjnego (zwykle mniej) zrzędzenia. I najczęściej nie wynika ono z troski o państwo czy obywateli, lecz z przemożnej chęci zademonstrowania własnej mądrości i wybitności. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie problem, jaki opisał prof. Janusz Sławiński. Mądrzyć się jest niezwykle łatwo, tym bardziej że niczym się nie ryzykuje. Bo kto się tak naprawdę przejmuje kolejnymi produkcjami besserwisserów?
-
Nie zapomnij kupić nowego numeru największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce - „wSieci”, w sprzedaży od 27 marca br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
O pysze i besserwisserstwie warto napisać choćby w kontekście tego, kto nami rządzi. To wprawdzie oczywistość, ale każda władza zderza się prędzej czy później z problemem kadr. Nawet biorąc pod uwagę wszystkich możliwych do wykorzystania karierowiczów, czyli ludzi, do których można mieć ograniczone zaufanie. W pewnym momencie różnych celów nie można optymalnie realizować z braku odpowiednich ludzi. Naiwnością jest przekonanie, że tacy ludzie gdzieś są, tylko albo nie potrafi się ich znaleźć, albo przykłada zbyt polityczne (partyjne) kryteria ich selekcji, których kandydaci nie przechodzą, a powinni. W doborze kadr do polityki zaufanie jest kluczem i nie jest to żadna polska specyfika, lecz ogólna prawidłowość. I nie jest to też żadna patologia, gdyż także poza polityką jest to kluczowe kryterium. Bez tego każda władza „rozjedzie się” wskutek wewnętrznych sprzeczności i interesów oraz wynikających z nich konfliktów. Gdy już się jakiś czas rządzi, część dotychczasowych kadr się wykrusza, bo nie sprawdza się merytorycznie. Albo ulega patologiom czy nie wytrzymuje stresu, krytyki, wymagań. Albo pęka, gdyż realne sprawowanie władzy jest czymś zupełnie innym niż gadanie o tym, jak takie sprawowanie władzy może bądź powinno wyglądać. Efekt jest taki, że odpowiednich ludzi brakuje nawet bardziej wtedy, gdy już się jakiś czas rządzi, niż tuż po przejęciu władzy. Tym bardziej że część kadr wybiera wariant wewnętrznej emigracji, czyli udaje pracę, zaangażowanie i lojalność, a de facto nie można na tych ludzi liczyć, choć zajmują etaty. W miarę zużywania się władzy takich wewnętrznych emigrantów przybywa, co negatywnie wpływa na efektywność rządzenia, a z czym niewiele można zrobić. A wręcz władza naraża się na zarzut rozrostu biurokracji, czyli hodowania sobie klienteli wyborczej, choć wielu z tych ludzi przy urnie aktualną władzę zdradzi. I to jest oczywista, obiektywna bariera efektywności rządzenia. Można oczywiście twierdzić, że wszystko załatwiłaby apolityczna służba cywilna, tylko od ponad 25 lat ani nie jest ona tak apolityczna jak mogłoby się wydawać, ani nie załatwiła nic z tego, co powinna. Taka służba i jej etos tworzą się przez stulecia, co oznacza, że Polska jest dopiero na początku drogi.
Każda władza zderza się też z problemem „nagradzania” i „chronienia” swoich zwolenników, szczególnie tych, którzy w największym stopniu i z największymi wyrzeczeniami umożliwili jej przetrwanie w opozycji. Jeśli się takich ludzi nie nagradza, a potem nie chroni, własne zaplecze się demobilizuje, traci ochotę do pracy oraz poświęceń, traci sens działania. A po pewnym czasie zaczyna się buntować. I to nie jest żadna polska specyfika czy lokalna patologia, bo tak jest również w państwach o długiej demokratycznej tradycji. Co by o tym nie sądzić, władza to także „podział łupów”. Chodzi tylko o to, żeby w jak największym stopniu pogodzić apetyty działaczy i interes państwa i żeby do minimum ograniczyć patologie, a przede wszystkim korupcję. I tu o intencjach czy praktyce władzy decyduje to, jak traktuje ona służby antykorupcyjne, a przede wszystkim Centralne Biuro Antykorupcyjne. Władza, która służby antykorupcyjne traktuje jak dekorację i bardzo ogranicza im pole działania, ma też wielkie zasługi w kompletnej patologizacji „podziału łupów”.
Problemem grzeszących pychą besserwisserów jest oderwanie od realiów rządzenia państwem, co najczęściej wynika z niewiedzy. Czasem wynika to z nieznośnego dla obserwatorów kompleksu prymusa (klasowego kujona), który musi (pouczać, biczować, umoralniać), bo inaczej się udusi. Wtedy jest wprawdzie łatwo formułować wspaniałe recepty i wszystko ogarniać w błysku iluminacji, tylko jest to bardzo niepraktyczne. De facto ogranicza się to do mniej lub bardziej atrakcyjnego (zwykle mniej) zrzędzenia. I najczęściej nie wynika ono z troski o państwo czy obywateli, lecz z przemożnej chęci zademonstrowania własnej mądrości i wybitności. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie problem, jaki opisał prof. Janusz Sławiński. Mądrzyć się jest niezwykle łatwo, tym bardziej że niczym się nie ryzykuje. Bo kto się tak naprawdę przejmuje kolejnymi produkcjami besserwisserów?
-
Nie zapomnij kupić nowego numeru największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce - „wSieci”, w sprzedaży od 27 marca br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/333392-wszystko-wiedza-lepiej-tylko-nic-nie-chca-albo-nie-potrafia-zrobic-oto-dylemat-recenzentow-rzadow-pis?strona=2