Ja dziennikarstwo pojmuję jako zawód niezależny. Redaktorzy naczelni powinni posiadać pełną dowolność. (…) Na mnie też wywierano presję. W sprawie publikacji artykułu o nieprawidłowościach przy restytucji mienia żydowskiego, który ukazał się na łamach „Forbesa”, szef rady nadzorczej Ringier Axel Springer Polska, nie dopuszczał żadnej dyskusji. Nie słuchał też żadnych naszych argumentów.
– mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl, Kazimierz Krupa - były redaktor naczelny magazynu „Forbes”, wydawanego przez Ringier Axel Springer Polska.
wPolityce.pl: Jak pan ocenia list Marka Dekana, CEO Grupy Onet-RAS Polska do polskich dziennikarzy? Czy mamy do czynienia z próbą politycznego wpływu na treści materiałów dziennikarskich w polskich tytułach Ringier Axel Springer? Czy tego typu listy są normą z punktu widzenia korporacji RAS?
Kazimierz Krupa: Mark Dekan był do niedawna dyrektorem finansowym, który został wyniesiony na CEO. Rolę szefa przedsiębiorstwa rozumiem jako dbanie o wyniki finansowe, a nie wydźwięk ideologiczny lub instruowanie dziennikarzy. Moim zdaniem jest to pomylenie ról. W tej kwestii powinniśmy mieć do czynienia z całkowitą niezależnością zespołów dziennikarskich.
Czyli w przypadku listu dopatruje się pan tej ingerencji i wpływu?
To jest ewidentne naruszenie zasad i niezależności dziennikarskiej. Ja dziennikarstwo pojmuję jako zawód niezależny. Redaktorzy naczelni powinni posiadać pełną dowolność.
Pan niegdyś pracował w wydawnictwie Ringier Axel Springer Polska, kierując magazynem „Forbes”. Jak pan się rozstał z firmą? Mówi się, że i pana odejście z redakcji mogło być związane z naciskami i ingerencją zagranicznych właścicieli koncernu.
Zapewne tak to można interpretować, ale zapewniam, że to było 8 wspaniałych lat, gdy byłem redaktorem naczelnym „Forbesa” i miałem pełną niezależność w redagowaniu gazety. Szefowie firmy czytali „Forbesa” dopiero po jego ukazaniu się. Natomiast we wrześniu 2013 roku opublikowaliśmy artykuł pt. „Polski Żyd oskarża” oraz tekst Wojciecha Surmacza „Kadisz za milion dolarów” i felieton polskiego Żyda Seweryna Aszkenazego z Towarzystwa Kultury Żydowskiej Beit Warszawa, w których opisaliśmy, naszym zdaniem, niedozwolone praktyki w restytucji mienia przez gminy żydowskie. Wtedy zaczął się niewyobrażalny cyrk. My mieliśmy pewność, że mamy rację, ale publikacje spotkały się z niewyobrażalnie agresywną reakcją środowiska warszawskiej gminy żydowskiej. Ponad głowami zarządu RASP były wywierane naciski na Axla w Niemczech oraz na „Forbesa” w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie zachowali się bardzo racjonalnie i nie było problemu. Tymczasem z niemieckim wydawcą nie było żadnej rozmowy. Szef rady nadzorczej Ringier Axel Springer Polska nie dopuszczał żadnej dyskusji na ten temat. Nie słuchał też żadnych naszych argumentów. Za wszelką cenę chciał doprowadzić do ugody. Za absolutnie wszelką cenę. Zostaliśmy zmuszeni do opublikowania „wyjaśnienia” na łamach gazety. Ja się oczywiście pod tym nie podpisałem, podobnie jak Wojciech Surmacz, który był autorem tekstu. Byłem wtedy przekonany, że „wylecimy” z pracy. Okazało się, że nie musieliśmy się od razu „pakować”. Rozmawiałem wtedy z ówczesną prezes Edytą Sadowską i usłyszałem od niej: „ja cię nie wyrzucę, chyba że dostanę polecenie od Niemców”. Zaczęło się jednak wobec mnie dziwne zachowanie w firmie. To takie uczucie, gdy człowiek czuje się nie na miejscu. Zaczęła się nieuzasadniona presja ekonomiczna na tytuł, która zmuszałaby mnie do rozmontowywania zespołu, który wcześniej pracowicie montowałem. Tymczasem tytuł osiągał świetne wyniki finansowe. Miałem poczucie, że to „presja dla presji.”
DAlszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ja dziennikarstwo pojmuję jako zawód niezależny. Redaktorzy naczelni powinni posiadać pełną dowolność. (…) Na mnie też wywierano presję. W sprawie publikacji artykułu o nieprawidłowościach przy restytucji mienia żydowskiego, który ukazał się na łamach „Forbesa”, szef rady nadzorczej Ringier Axel Springer Polska, nie dopuszczał żadnej dyskusji. Nie słuchał też żadnych naszych argumentów.
– mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl, Kazimierz Krupa - były redaktor naczelny magazynu „Forbes”, wydawanego przez Ringier Axel Springer Polska.
wPolityce.pl: Jak pan ocenia list Marka Dekana, CEO Grupy Onet-RAS Polska do polskich dziennikarzy? Czy mamy do czynienia z próbą politycznego wpływu na treści materiałów dziennikarskich w polskich tytułach Ringier Axel Springer? Czy tego typu listy są normą z punktu widzenia korporacji RAS?
Kazimierz Krupa: Mark Dekan był do niedawna dyrektorem finansowym, który został wyniesiony na CEO. Rolę szefa przedsiębiorstwa rozumiem jako dbanie o wyniki finansowe, a nie wydźwięk ideologiczny lub instruowanie dziennikarzy. Moim zdaniem jest to pomylenie ról. W tej kwestii powinniśmy mieć do czynienia z całkowitą niezależnością zespołów dziennikarskich.
Czyli w przypadku listu dopatruje się pan tej ingerencji i wpływu?
To jest ewidentne naruszenie zasad i niezależności dziennikarskiej. Ja dziennikarstwo pojmuję jako zawód niezależny. Redaktorzy naczelni powinni posiadać pełną dowolność.
Pan niegdyś pracował w wydawnictwie Ringier Axel Springer Polska, kierując magazynem „Forbes”. Jak pan się rozstał z firmą? Mówi się, że i pana odejście z redakcji mogło być związane z naciskami i ingerencją zagranicznych właścicieli koncernu.
Zapewne tak to można interpretować, ale zapewniam, że to było 8 wspaniałych lat, gdy byłem redaktorem naczelnym „Forbesa” i miałem pełną niezależność w redagowaniu gazety. Szefowie firmy czytali „Forbesa” dopiero po jego ukazaniu się. Natomiast we wrześniu 2013 roku opublikowaliśmy artykuł pt. „Polski Żyd oskarża” oraz tekst Wojciecha Surmacza „Kadisz za milion dolarów” i felieton polskiego Żyda Seweryna Aszkenazego z Towarzystwa Kultury Żydowskiej Beit Warszawa, w których opisaliśmy, naszym zdaniem, niedozwolone praktyki w restytucji mienia przez gminy żydowskie. Wtedy zaczął się niewyobrażalny cyrk. My mieliśmy pewność, że mamy rację, ale publikacje spotkały się z niewyobrażalnie agresywną reakcją środowiska warszawskiej gminy żydowskiej. Ponad głowami zarządu RASP były wywierane naciski na Axla w Niemczech oraz na „Forbesa” w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie zachowali się bardzo racjonalnie i nie było problemu. Tymczasem z niemieckim wydawcą nie było żadnej rozmowy. Szef rady nadzorczej Ringier Axel Springer Polska nie dopuszczał żadnej dyskusji na ten temat. Nie słuchał też żadnych naszych argumentów. Za wszelką cenę chciał doprowadzić do ugody. Za absolutnie wszelką cenę. Zostaliśmy zmuszeni do opublikowania „wyjaśnienia” na łamach gazety. Ja się oczywiście pod tym nie podpisałem, podobnie jak Wojciech Surmacz, który był autorem tekstu. Byłem wtedy przekonany, że „wylecimy” z pracy. Okazało się, że nie musieliśmy się od razu „pakować”. Rozmawiałem wtedy z ówczesną prezes Edytą Sadowską i usłyszałem od niej: „ja cię nie wyrzucę, chyba że dostanę polecenie od Niemców”. Zaczęło się jednak wobec mnie dziwne zachowanie w firmie. To takie uczucie, gdy człowiek czuje się nie na miejscu. Zaczęła się nieuzasadniona presja ekonomiczna na tytuł, która zmuszałaby mnie do rozmontowywania zespołu, który wcześniej pracowicie montowałem. Tymczasem tytuł osiągał świetne wyniki finansowe. Miałem poczucie, że to „presja dla presji.”
DAlszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/332253-byly-naczelny-forbesa-o-liscie-dekana-to-jest-ewidentne-naruszenie-zasad-i-niezaleznosci-dziennikarskiej-nasz-wywiad?strona=1