Od Le Pen czy Wildersa dzielą nas lata świetlne. Chcemy, by UE była silnym mocarstwem – instytucją, która czy to militarnie, czy społecznie, czy gospodarczo jest w stanie coś znaczyć na rynku światowym. Ale to nie będzie możliwe bez wyciągnięcia wniosków z błędów, jakie są popełniane nagminnie przez Tuska, Junckera i całą resztę elit
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Tomasz Poręba, europoseł Prawa i Sprawiedliwości.
wPolityce.pl: Panie pośle, kiedy zamierzacie wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej? Okładka „Newsweeka”, kolejne artykuły w „Rzeczpospolitej”, „Polityce”…
Tomasz Poręba, europoseł PiS, EKiR: Proszę nawet w ten sposób nie żartować. To absolutna histeria, zorkiestrowana zresztą między mediami w Polsce (z właścicielami najczęściej z siedzibą w Niemczech), ale również europejskimi, nieprzychylnymi rządowi i Prawu i Sprawiedliwości.
Zorkiestrowana na co? Jaki ma być cel tej operacji?
Celem jest wywołanie psychozy w polskim społeczeństwie, jakoby PiS chciało wyprowadzić Polskę z UE. To już nie pierwszy raz, gdy polską ręką pisane są artykuły, także w zagranicznej prasie, które wprowadzają niepokój i próbują wywołać napięcie w Polsce.
Może to po prostu krytyka.
Nie, tu chodzi o coś więcej. Oczekuję od mediów w Polsce – nie używam przy tym przymiotnika „polski” - by zachowywały się choćby minimum pozorów i minimum propaństwowego instynktu. Ta gra toczy się o zbyt dużą stawkę, by uczestniczyć w niej w sposób tak bardzo szkodliwy dla polskiego interesu narodowego.
Sytuacja jest zupełnie inna niż czytamy w kolejnych tytułach. Polska, polski rząd jest jedynym rządem w UE, który ma świadomość olbrzymich problemów Unii. Unijne elity bardzo często żyją w swoim świecie, w szklanych domach, oderwani od codziennych problemów Europejczyków. To UE, która nie potrafi odpowiednio i skutecznie zareagować na kryzys migracyjny, na problemy w strefie euro, a przy tym promowane są wartości sprzeczne do fundamentów, na których stoi wspólnota. Polski rząd ma odwagę o tym mówić.
UJAWNIAMY. Co naprawdę powiedziała Marine Le Pen? O wspólnym „demontażu” Unii z Kaczyńskim ani słowa
Mam wrażenie, że jeśli chodzi o jakiś cel w tej orkiestrze, to o to, by wepchnąć Was do jednej szuflady z Wildersem, Le Pen, Grillo.
To główny cel tej gry. Mieliśmy zresztą od dłuższego czasu sygnały, że zrobi się wiele, by przykleić nas do antyeuropejskich formacji w państwach UE. Media są tutaj pudłem rezonansowym, zręcznym narzędziem do realizacji tego planu. Efekty tej operacji widzimy w ostatnich dniach, a nawet godzinach.
Co ciekawe, w Brukseli tak naprawdę funkcjonował nieformalny sztab wśród dziennikarzy z Polski, którzy po prostu grali na Donalda Tuska i wściekle atakowali polski rząd. Próba przyklejenia nas do Le Pen czy Wildersa to ciąg dalszy działalności tego sztabu.
A może jest po prostu tak, że krytycy UE siłą rzeczy muszą wpaść do jednego worka nawet nie z eurosceptykami, ale przeciwnikami i otwarcie zwalczającymi idee UE. I dlatego nikt dzisiaj nie dzieli włosa na czworo, szukając rozsądnych tez w krytyce PiS. Może po prostu, realnie patrząc, jest dziś prosty wybór: albo szuflada z Le Pen, albo Europa pierwszej prędkości z Merkel. Może nie ma innej opcji.
Na pewno scenariusz płynięcia w głównym nurcie byłby w dłuższej perspektywie negatywnym scenariuszem dla Polski. Trzeba też zastanowić się, czym w praktyce jest i ma być Unia pierwszej czy drugiej prędkości. Jeśli Unia głównego nurtu miałaby być federalistycznym superpaństwem, wyalienowanym od codziennych spraw Europejczyków, to nie jest to najlepszy scenariusz dla Polski.
Chcemy Unii Europejskiej, w której interesy państw członkowskich są brane pod uwagę, gdzie wypracowuje się kompromis, a nie narzuca z góry swoją wolę.
Wszystko to brzmi świetnie, ale powtórzę – może po prostu nie mamy ruchu w tej układance na dziś. Już straszą nas obcięciem funduszy strukturalnych.
To nie jest tak, jak próbuje się wmówić polskiemu społeczeństwu, że jesteśmy wielkimi beneficjentami funduszy unijnych. To z jednej strony, na podstawowym poziomie, prawda, ale z drugiej – z badań wynika, że 80 centów z każdego jednego euro wraca z Polski do największych krajów unijnych. To kolejne inwestycje, technologie, przepływ rozwiązań, etc. To, że jesteśmy w UE to również wielka korzyść dla Niemców i Europy Zachodniej.
My też na tym sporo zyskaliśmy.
Oczywiście. Chodzi mi tylko o umiar w narracji, że oto Polska zawdzięcza UE wszystko w swojej historii ostatnich 20 lat. Na pewno nasza obecność w UE jest ważna, potrzebna i niezwykle istotna, ale nie możemy zapominać o tym, że fakt, że jesteśmy w Unii jest opłacalny również dla innych krajów.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Od Le Pen czy Wildersa dzielą nas lata świetlne. Chcemy, by UE była silnym mocarstwem – instytucją, która czy to militarnie, czy społecznie, czy gospodarczo jest w stanie coś znaczyć na rynku światowym. Ale to nie będzie możliwe bez wyciągnięcia wniosków z błędów, jakie są popełniane nagminnie przez Tuska, Junckera i całą resztę elit
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Tomasz Poręba, europoseł Prawa i Sprawiedliwości.
wPolityce.pl: Panie pośle, kiedy zamierzacie wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej? Okładka „Newsweeka”, kolejne artykuły w „Rzeczpospolitej”, „Polityce”…
Tomasz Poręba, europoseł PiS, EKiR: Proszę nawet w ten sposób nie żartować. To absolutna histeria, zorkiestrowana zresztą między mediami w Polsce (z właścicielami najczęściej z siedzibą w Niemczech), ale również europejskimi, nieprzychylnymi rządowi i Prawu i Sprawiedliwości.
Zorkiestrowana na co? Jaki ma być cel tej operacji?
Celem jest wywołanie psychozy w polskim społeczeństwie, jakoby PiS chciało wyprowadzić Polskę z UE. To już nie pierwszy raz, gdy polską ręką pisane są artykuły, także w zagranicznej prasie, które wprowadzają niepokój i próbują wywołać napięcie w Polsce.
Może to po prostu krytyka.
Nie, tu chodzi o coś więcej. Oczekuję od mediów w Polsce – nie używam przy tym przymiotnika „polski” - by zachowywały się choćby minimum pozorów i minimum propaństwowego instynktu. Ta gra toczy się o zbyt dużą stawkę, by uczestniczyć w niej w sposób tak bardzo szkodliwy dla polskiego interesu narodowego.
Sytuacja jest zupełnie inna niż czytamy w kolejnych tytułach. Polska, polski rząd jest jedynym rządem w UE, który ma świadomość olbrzymich problemów Unii. Unijne elity bardzo często żyją w swoim świecie, w szklanych domach, oderwani od codziennych problemów Europejczyków. To UE, która nie potrafi odpowiednio i skutecznie zareagować na kryzys migracyjny, na problemy w strefie euro, a przy tym promowane są wartości sprzeczne do fundamentów, na których stoi wspólnota. Polski rząd ma odwagę o tym mówić.
UJAWNIAMY. Co naprawdę powiedziała Marine Le Pen? O wspólnym „demontażu” Unii z Kaczyńskim ani słowa
Mam wrażenie, że jeśli chodzi o jakiś cel w tej orkiestrze, to o to, by wepchnąć Was do jednej szuflady z Wildersem, Le Pen, Grillo.
To główny cel tej gry. Mieliśmy zresztą od dłuższego czasu sygnały, że zrobi się wiele, by przykleić nas do antyeuropejskich formacji w państwach UE. Media są tutaj pudłem rezonansowym, zręcznym narzędziem do realizacji tego planu. Efekty tej operacji widzimy w ostatnich dniach, a nawet godzinach.
Co ciekawe, w Brukseli tak naprawdę funkcjonował nieformalny sztab wśród dziennikarzy z Polski, którzy po prostu grali na Donalda Tuska i wściekle atakowali polski rząd. Próba przyklejenia nas do Le Pen czy Wildersa to ciąg dalszy działalności tego sztabu.
A może jest po prostu tak, że krytycy UE siłą rzeczy muszą wpaść do jednego worka nawet nie z eurosceptykami, ale przeciwnikami i otwarcie zwalczającymi idee UE. I dlatego nikt dzisiaj nie dzieli włosa na czworo, szukając rozsądnych tez w krytyce PiS. Może po prostu, realnie patrząc, jest dziś prosty wybór: albo szuflada z Le Pen, albo Europa pierwszej prędkości z Merkel. Może nie ma innej opcji.
Na pewno scenariusz płynięcia w głównym nurcie byłby w dłuższej perspektywie negatywnym scenariuszem dla Polski. Trzeba też zastanowić się, czym w praktyce jest i ma być Unia pierwszej czy drugiej prędkości. Jeśli Unia głównego nurtu miałaby być federalistycznym superpaństwem, wyalienowanym od codziennych spraw Europejczyków, to nie jest to najlepszy scenariusz dla Polski.
Chcemy Unii Europejskiej, w której interesy państw członkowskich są brane pod uwagę, gdzie wypracowuje się kompromis, a nie narzuca z góry swoją wolę.
Wszystko to brzmi świetnie, ale powtórzę – może po prostu nie mamy ruchu w tej układance na dziś. Już straszą nas obcięciem funduszy strukturalnych.
To nie jest tak, jak próbuje się wmówić polskiemu społeczeństwu, że jesteśmy wielkimi beneficjentami funduszy unijnych. To z jednej strony, na podstawowym poziomie, prawda, ale z drugiej – z badań wynika, że 80 centów z każdego jednego euro wraca z Polski do największych krajów unijnych. To kolejne inwestycje, technologie, przepływ rozwiązań, etc. To, że jesteśmy w UE to również wielka korzyść dla Niemców i Europy Zachodniej.
My też na tym sporo zyskaliśmy.
Oczywiście. Chodzi mi tylko o umiar w narracji, że oto Polska zawdzięcza UE wszystko w swojej historii ostatnich 20 lat. Na pewno nasza obecność w UE jest ważna, potrzebna i niezwykle istotna, ale nie możemy zapominać o tym, że fakt, że jesteśmy w Unii jest opłacalny również dla innych krajów.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/331302-nasz-wywiad-tomasz-poreba-chcemy-silnej-ue-i-dlatego-domagamy-sie-zmian-od-le-pen-dziela-nas-lata-swietlne?strona=1