Niewykluczone, że szantażowany na okoliczność niewydania paszportu, mogłem podpisać jakieś zobowiązanie (…). Ale nawet jeśli je podpisałem, to było to wymuszone pod groźbą nie tylko odmowy paszportu, ale także relegacji ze studiów za kolportaż pism antykomunistycznych. Nie było też spełnione kryterium tajności, bo o rozmowie w Biurze Paszportowym poinformowałem niektórych kolegów w akademiku oraz moją narzeczoną. Będę prosił IPN o dokonanie jak najszybszej lustracji. Zakładałem mylnie, że dawno już to zrobiono.
– mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl ambasador Polski w Niemczech prof. Andrzej Przyłębski.
wPolityce.pl: W mediach pojawiła się dziś notatka, która jest zobowiązaniem się pana do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Wcześniej informowano o niejasnościach związanych z materiałami na pana temat w IPN. Czy pan podpisał zobowiązanie do współpracy?
Andrzej Przyłębski: Sprawa miała miejsce 38 lat temu i moja pamięć jest niepełna. Byłem wtedy studentem I roku i ubiegałem się o paszport do Wielkiej Brytanii. Zostałem tam zaproszony przez mojego wujka, który tam mieszkał, a niegdyś był żołnierzem Armii Andersa. Nie miałem świadomości, że urzędnik w biurze paszportowym jest jednocześnie pracownikiem SB. W tych czasach nie była to powszechna świadomość, tym bardziej, dla mnie jako człowieka z małej miejscowości. Natrafiłem na opór w wydaniu tego paszportu z dwóch powodów: podejrzewano mojego wujka o antypaństwową działalność w strukturach polonijnych w Wielkiej Brytanii. Posiadano też informację o mojej działalności w akademiku, polegającej na propagowaniu materiałów KPN i PPN. Niewykluczone, że szantażowany na okoliczność niewydania paszportu, mogłem podpisać jakieś zobowiązanie, ale związane z tym, że będę „uważny” i „ostrożny” w Anglii, by nie podejmować współpracy ze środowiskami antyrządowymi w Wielkiej Brytanii i że opowiem o swoim pobycie w Anglii. Prawdopodobnie oficer, który to wydawał sądził, że będę miał jakieś ciekawe informacje na temat wujka. To był czerwiec roku 1979, po powrocie opowiedziałem o moim pobycie. W moich słowach nie było żadnych rewelacji.
A o czym konkretnie pan mówił?
Opowiedziałem o moim pobycie, o zajęciach z języka angielskiego oraz o tym, że mieszkałem u angielskiej rodziny i to było wszystko. Wuj odwiedzał mnie raz na kilka tygodni. Po powrocie bodaj dwukrotnie poproszono mnie o spotkanie, które rozumiałem jako kontynuację tej współpracy, lecz odmówiłem. Nigdy już nie spotkałem się z tym człowiekiem. Wydaje mi się, że na początku 1980 roku poinformowałem pisemnie, że nie chcę dalszych takich spotkań. Nie było z mojej strony żadnego donosu, dotyczącego jakiejkolwiek osoby. Przed wydaniem paszportu pytano mnie o kuzyna Romana Nowaka, który rok wcześniej wyemigrował do USA.
Nie pobierał pan żadnego wynagrodzenia od bezpieki?
Nie, żadnych pieniędzy nigdy nie przyjmowałem, nie pisałem żadnych raportów. Nie traktowałem tego jako zobowiązania do pracy dla SB w Polsce. To zostało przyjęte do wiadomości, bo po dwóch zaproszeniach, na które nie odpowiedziałem, przestano mnie nękać. Przestałem o tym myśleć.
A procedura ABW?
Kiedy ABW mnie sprawdzała, to całą tę sytuację przypomniano. Ja to jakoś zrekonstruowałem, opowiedziałem to oficerom i oni uznali, że to nie spełnia pięciu kryteriów współpracy z SB. W związku z tym otrzymałem certyfikaty dostępu do tajnych materiałów. Rozmowa z ABW trwała dwie godziny.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Niewykluczone, że szantażowany na okoliczność niewydania paszportu, mogłem podpisać jakieś zobowiązanie (…). Ale nawet jeśli je podpisałem, to było to wymuszone pod groźbą nie tylko odmowy paszportu, ale także relegacji ze studiów za kolportaż pism antykomunistycznych. Nie było też spełnione kryterium tajności, bo o rozmowie w Biurze Paszportowym poinformowałem niektórych kolegów w akademiku oraz moją narzeczoną. Będę prosił IPN o dokonanie jak najszybszej lustracji. Zakładałem mylnie, że dawno już to zrobiono.
– mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl ambasador Polski w Niemczech prof. Andrzej Przyłębski.
wPolityce.pl: W mediach pojawiła się dziś notatka, która jest zobowiązaniem się pana do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Wcześniej informowano o niejasnościach związanych z materiałami na pana temat w IPN. Czy pan podpisał zobowiązanie do współpracy?
Andrzej Przyłębski: Sprawa miała miejsce 38 lat temu i moja pamięć jest niepełna. Byłem wtedy studentem I roku i ubiegałem się o paszport do Wielkiej Brytanii. Zostałem tam zaproszony przez mojego wujka, który tam mieszkał, a niegdyś był żołnierzem Armii Andersa. Nie miałem świadomości, że urzędnik w biurze paszportowym jest jednocześnie pracownikiem SB. W tych czasach nie była to powszechna świadomość, tym bardziej, dla mnie jako człowieka z małej miejscowości. Natrafiłem na opór w wydaniu tego paszportu z dwóch powodów: podejrzewano mojego wujka o antypaństwową działalność w strukturach polonijnych w Wielkiej Brytanii. Posiadano też informację o mojej działalności w akademiku, polegającej na propagowaniu materiałów KPN i PPN. Niewykluczone, że szantażowany na okoliczność niewydania paszportu, mogłem podpisać jakieś zobowiązanie, ale związane z tym, że będę „uważny” i „ostrożny” w Anglii, by nie podejmować współpracy ze środowiskami antyrządowymi w Wielkiej Brytanii i że opowiem o swoim pobycie w Anglii. Prawdopodobnie oficer, który to wydawał sądził, że będę miał jakieś ciekawe informacje na temat wujka. To był czerwiec roku 1979, po powrocie opowiedziałem o moim pobycie. W moich słowach nie było żadnych rewelacji.
A o czym konkretnie pan mówił?
Opowiedziałem o moim pobycie, o zajęciach z języka angielskiego oraz o tym, że mieszkałem u angielskiej rodziny i to było wszystko. Wuj odwiedzał mnie raz na kilka tygodni. Po powrocie bodaj dwukrotnie poproszono mnie o spotkanie, które rozumiałem jako kontynuację tej współpracy, lecz odmówiłem. Nigdy już nie spotkałem się z tym człowiekiem. Wydaje mi się, że na początku 1980 roku poinformowałem pisemnie, że nie chcę dalszych takich spotkań. Nie było z mojej strony żadnego donosu, dotyczącego jakiejkolwiek osoby. Przed wydaniem paszportu pytano mnie o kuzyna Romana Nowaka, który rok wcześniej wyemigrował do USA.
Nie pobierał pan żadnego wynagrodzenia od bezpieki?
Nie, żadnych pieniędzy nigdy nie przyjmowałem, nie pisałem żadnych raportów. Nie traktowałem tego jako zobowiązania do pracy dla SB w Polsce. To zostało przyjęte do wiadomości, bo po dwóch zaproszeniach, na które nie odpowiedziałem, przestano mnie nękać. Przestałem o tym myśleć.
A procedura ABW?
Kiedy ABW mnie sprawdzała, to całą tę sytuację przypomniano. Ja to jakoś zrekonstruowałem, opowiedziałem to oficerom i oni uznali, że to nie spełnia pięciu kryteriów współpracy z SB. W związku z tym otrzymałem certyfikaty dostępu do tajnych materiałów. Rozmowa z ABW trwała dwie godziny.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/329970-nasz-wywiad-andrzej-przylebski-przerywa-milczenie-mozliwe-ze-podpisalem-zobowiazanie-ale-wymuszono-to-na-mnie-pod-grozba