Rządzące Prawo i Sprawiedliwość dalej czeka na politykę komunikacyjną z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście, pewnych konfliktów i wpadek uniknąć zwyczajnie nie sposób, ale trzy przykłady z ostatnich dni jasno dowodzą, że niektóre kwestie można przewidywać i przeciwdziałać pożarom, zanim jeszcze drobny płomień zmieni się w solidne ognisko. Tak się jednak zbyt często nie dzieje.
Przykład numer jeden - afera wokół „sierot z Syrii”. Nie ma chyba wątpliwości, że cała sprawa była jednym z wyraźniejszych przykładów, jak - niemal z niczego - można wywołać naprawdę duży i emocjonalny przedmiot sporu politycznego.
Schemat jest bardzo prosty. Jeden z tytułów prasowych III RP (tym razem padło na Radio Zet) do spółki z przedstawicielem władzy związanym z poprzednim obozem (tym razem chodzi o Jacka Karnowskiego, prezydenta Sopotu) zarzucają rządowi, że ten nie chce przyjąć dziesięciu sierot z Syrii. Sprawa zaczyna żyć własnym życiem, nabiera tempa, powielają ją kolejne portale i redakcje, jakoś tam dociera pod strzechy.
Że to zarzut głupi? Że mający niewiele wspólnego z rzeczywistością? Że z cyniczną grą na dramacie Syrii w tle? Nic nowego, czego nie widzieliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Ale wszystkiemu (no, prawie wszystkiemu) można było zapobiec stosunkowo szybko - niestety, od momentu podania „informacji” przez rozgłośnię aż do czasu zdementowania przez rzecznika rządu zwyczajnie nie było reakcji ze strony władzy. Rozumiem, weekend, odpoczynek, zbagatelizowanie sprawy…?
Jakiekolwiek byłyby przyczyny tego stanu rzeczy, zwyczajnie pozwolono, by nieprzychylne środowiska zdążyły wzniecić ognisko. A wystarczyłaby szybka riposta - choćby w stylu przedstawienia danych o pomocy, ujawnienia oryginału pisma od Karnowskiego czy choćby wypowiedzi, jakiej kilka dni później udzielił Konrad Szymański.
Przykład numer dwa - projekt metropolitarny dotyczący wielkiej Warszawy. O ile w przypadku „dziesięciu sierot z Syrii” można jeszcze narzekać na złe media III RP (choć, nawiasem mówiąc, ileż można marudzić, że biją i nie oddawać choćby symbolicznie?), to na przykładzie projektu o ustroju stolicy widać nieporadność PiS.
Pomysł nie jest jednoznacznie zły. Wystarczy poczytać choćby takie analizy jak ta z CA Klubu Jagiellońskiego, by przynajmniej zastanowić się nad pozytywami takiego przedsięwzięcia. Niestety, zachowaniem w stylu słonia w składzie porcelany otwarto opozycji ścieżkę do wystraszenia i zniechęcenia mieszkańców (tak dzisiejszej Warszawy, jak i - ewentualnie - dołączanych gmin) i sprowadzenia projektu PiS do prostej gierki o chęć zapanowania nad Warszawą. Co zresztą jest częścią prawdy, ale problem jest przecież szerszy.
Co najgorsze, rzuconym hasłem o wielkiej Warszawie (nieprzygotowanym) dano oręż opozycji, by przykryć gigantyczną aferę reprywatyzacyjną w stolicy i pierwsze (a przecież nie ostatnie) zatrzymania, areszty, zarzuty. Zamiast totalnej ofensywy PiS, nawet pozwolenia sobie na mały show - jest głęboka obrona, w najlepszym wypadku jakaś dziwna równowaga w stylu: „Może i jedni kradli, ale drudzy nie są lepsi, bo chodzi im tylko o władzę”.
Co ciekawe, refleksja w samym PiS przyszła dość szybko. Jak mówił Paweł Szefernaker (minister w KPRM) w rozmowie z red. Jackiem Prusinowskim:
Uważam, że był problem i błąd komunikacyjny PiS, błąd naszej formacji, naszego środowiska. (…) Brakowało tutaj takiej szybkiej reakcji i na pewno jest potrzeba akcji informacyjnej wśród mieszkańców i Warszawy i okołowarszawskich gmin w sprawie tego projektu
— powiedział Szefernaker na antenie Radia Plus.
Nie jest to odkrycie Ameryki. I, podobnie jak w przypadku sierot z Syrii, przykład, że pewne negatywne konsekwencje działań (swoich, opozycji, mediów, etc.) można przewidywać. Tymczasem - jak na złość - panuje raczej wesoły harmider niż uporządkowana polityka komunikacyjna. Tak zresztą było w przypadku pomysłu na jednolity podatek - rzucono kilka plotek branżowym mediom, czego efektem było przestraszenie kilku środowisk i wycofanie się rakiem z projektu.
Czy nikt nie jest w stanie pomyśleć na dwa, trzy kroki w przód? Nikt nie nauczył się reakcji opinii publicznej, pułapek zastawianych przez „salon III RP”, czasem i chwytów poniżej pasa?
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Rządzące Prawo i Sprawiedliwość dalej czeka na politykę komunikacyjną z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście, pewnych konfliktów i wpadek uniknąć zwyczajnie nie sposób, ale trzy przykłady z ostatnich dni jasno dowodzą, że niektóre kwestie można przewidywać i przeciwdziałać pożarom, zanim jeszcze drobny płomień zmieni się w solidne ognisko. Tak się jednak zbyt często nie dzieje.
Przykład numer jeden - afera wokół „sierot z Syrii”. Nie ma chyba wątpliwości, że cała sprawa była jednym z wyraźniejszych przykładów, jak - niemal z niczego - można wywołać naprawdę duży i emocjonalny przedmiot sporu politycznego.
Schemat jest bardzo prosty. Jeden z tytułów prasowych III RP (tym razem padło na Radio Zet) do spółki z przedstawicielem władzy związanym z poprzednim obozem (tym razem chodzi o Jacka Karnowskiego, prezydenta Sopotu) zarzucają rządowi, że ten nie chce przyjąć dziesięciu sierot z Syrii. Sprawa zaczyna żyć własnym życiem, nabiera tempa, powielają ją kolejne portale i redakcje, jakoś tam dociera pod strzechy.
Że to zarzut głupi? Że mający niewiele wspólnego z rzeczywistością? Że z cyniczną grą na dramacie Syrii w tle? Nic nowego, czego nie widzieliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Ale wszystkiemu (no, prawie wszystkiemu) można było zapobiec stosunkowo szybko - niestety, od momentu podania „informacji” przez rozgłośnię aż do czasu zdementowania przez rzecznika rządu zwyczajnie nie było reakcji ze strony władzy. Rozumiem, weekend, odpoczynek, zbagatelizowanie sprawy…?
Jakiekolwiek byłyby przyczyny tego stanu rzeczy, zwyczajnie pozwolono, by nieprzychylne środowiska zdążyły wzniecić ognisko. A wystarczyłaby szybka riposta - choćby w stylu przedstawienia danych o pomocy, ujawnienia oryginału pisma od Karnowskiego czy choćby wypowiedzi, jakiej kilka dni później udzielił Konrad Szymański.
Przykład numer dwa - projekt metropolitarny dotyczący wielkiej Warszawy. O ile w przypadku „dziesięciu sierot z Syrii” można jeszcze narzekać na złe media III RP (choć, nawiasem mówiąc, ileż można marudzić, że biją i nie oddawać choćby symbolicznie?), to na przykładzie projektu o ustroju stolicy widać nieporadność PiS.
Pomysł nie jest jednoznacznie zły. Wystarczy poczytać choćby takie analizy jak ta z CA Klubu Jagiellońskiego, by przynajmniej zastanowić się nad pozytywami takiego przedsięwzięcia. Niestety, zachowaniem w stylu słonia w składzie porcelany otwarto opozycji ścieżkę do wystraszenia i zniechęcenia mieszkańców (tak dzisiejszej Warszawy, jak i - ewentualnie - dołączanych gmin) i sprowadzenia projektu PiS do prostej gierki o chęć zapanowania nad Warszawą. Co zresztą jest częścią prawdy, ale problem jest przecież szerszy.
Co najgorsze, rzuconym hasłem o wielkiej Warszawie (nieprzygotowanym) dano oręż opozycji, by przykryć gigantyczną aferę reprywatyzacyjną w stolicy i pierwsze (a przecież nie ostatnie) zatrzymania, areszty, zarzuty. Zamiast totalnej ofensywy PiS, nawet pozwolenia sobie na mały show - jest głęboka obrona, w najlepszym wypadku jakaś dziwna równowaga w stylu: „Może i jedni kradli, ale drudzy nie są lepsi, bo chodzi im tylko o władzę”.
Co ciekawe, refleksja w samym PiS przyszła dość szybko. Jak mówił Paweł Szefernaker (minister w KPRM) w rozmowie z red. Jackiem Prusinowskim:
Uważam, że był problem i błąd komunikacyjny PiS, błąd naszej formacji, naszego środowiska. (…) Brakowało tutaj takiej szybkiej reakcji i na pewno jest potrzeba akcji informacyjnej wśród mieszkańców i Warszawy i okołowarszawskich gmin w sprawie tego projektu
— powiedział Szefernaker na antenie Radia Plus.
Nie jest to odkrycie Ameryki. I, podobnie jak w przypadku sierot z Syrii, przykład, że pewne negatywne konsekwencje działań (swoich, opozycji, mediów, etc.) można przewidywać. Tymczasem - jak na złość - panuje raczej wesoły harmider niż uporządkowana polityka komunikacyjna. Tak zresztą było w przypadku pomysłu na jednolity podatek - rzucono kilka plotek branżowym mediom, czego efektem było przestraszenie kilku środowisk i wycofanie się rakiem z projektu.
Czy nikt nie jest w stanie pomyśleć na dwa, trzy kroki w przód? Nikt nie nauczył się reakcji opinii publicznej, pułapek zastawianych przez „salon III RP”, czasem i chwytów poniżej pasa?
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/326527-sieroty-z-syrii-wielka-warszawa-misiewicz-pis-zamiast-przejsc-do-ofensywy-daje-sie-okladac-po-glowie-polityka-komunikacyjna-wciaz-kuleje?strona=1