To, że Witold Gadomski z „Gazety Wyborczej”, poseł Kongresu Liberalno-Demokratycznego pierwszej kadencji, mocno się wygłupia, rzuca się w oczy już po przeczytaniu krótkiego fragmentu jego tekstu z 4 lutego 2017 r. Oto on:
Wyobraźmy sobie, że koalicja Kaczyński-Rydzyk-Morawiecki przejmuje władzę w roku 1990. Mamy niemal wyłącznie państwowe przedsiębiorstwa, państwowe media i państwowe firmy telekomunikacyjne. Mamy państwowy monopol w telewizji i firmy w raczkującym wówczas Internecie. Czy możliwe byłyby wówczas demokracja i pluralizm? Oczywiście – nie.
Gadomski się wygłupia, gdyż Jarosław Kaczyński był w 1990 r. jednym z najważniejszych wtedy polityków i jednym z tych, którzy już wówczas nie byli zwolennikami żadnego państwowego monopolu, a wręcz dyktatury. Po co bowiem chcieliby obalać PRL, który był takim właśnie monopolem? I wbrew pozorom Kaczyński w znacznie większym stopniu chciał wtedy PRL obalić niż Tadeusz Mazowiecki z Leszkiem Balcerowiczem i popierający ich Witold Gadomski. I niespecjalnie zmienił swoje poglądy w ciągu następnych 26 lat. To, co napisał Gadomski, to są po prostu tanie chwyty retoryczno-dydaktyczne, nastawione na coraz mniej wymagającego czytelnika gazety Michnika.
Gadomski i liczni inni publicyści, którzy mają blade pojęcie o realnym sprawowaniu władzy i o praktycznej polityce, lubują się w udzielaniu dobrych rad rządzącym. Jeszcze Gadomski jako takie pojęcie ma, ale gra. I lubują się w obrzucaniu epitetami „socjalistyczny” oraz „etatystyczny”. A także w propagowaniu liberalnej utopii, która nigdzie na świecie nie została zrealizowana, a o której powstało tysiące książek i miliony artykułów. Powstały właśnie dlatego w tak wielkiej liczbie, że dotyczą utopii i mitologii. Nie była ona realizowana w Hongkongu, gdy była to brytyjska kolonia, więc tym bardziej nie jest po jej oddaniu Chinom. I nie jest realizowana w Singapurze, choć istnieje bogata mitologia na temat jego wolnorynkowości. Nie są realizacją liberalnej utopii także takie państwa jak Irlandia, Luksemburg czy Islandia, w rankingach najbardziej liberalnych gospodarek wymieniane zwykle po Hongkongu i Singapurze. Tylko w czytankach dla liberalnych bolszewików, a w takich lubuje się od lat choćby Leszek Balcerowicz, wszystko jest proste jak stylisko łopaty (oczywiście liberalnej). W Singapurze na przykład, wbrew politgramocie liberalnych bolszewików, państwo ma wielki wpływ na gospodarkę i istnieje tam ścisłe państwowe planowanie gospodarcze, prawo nie ma nic wspólnego z modelem liberalnym, a model państwa spełnia wszelkie kryteria autorytaryzmu, a nie liberalnej demokracji.
Wystarczy przeczytać jedną czy dwie książki takich autorów jak Friedrich von Hayek, Isaiah Berlin, Ludwig von Mises czy Milton Friedman (w ostateczności wystarczą nawet streszczenia), żeby potem latami udzielać dobrych i jeszcze lepszych rad rządzącym - zwykle na temat państwa, gospodarki i wolności. Oczywiście sprawujący władzę popełniają setki błędów, mają jednak tę przewagę nad wszystkowiedzącymi zza biurka, że ścierają się z rzeczywistością, a nie z bajkami, mitami czy czytankami dla grzecznych liberalnych komsomolców (nie w sensie doktryny, tylko zaangażowania). Nie chodzi zresztą o krytykę, bo ta jest oczywista i wręcz konieczna, lecz o besserwisserstwo i natrętny dydaktyzm czy też pedagogikę wobec rządzących. Oni oczywiście są „głupi, ograniczeni, beznadziejni” i wiecznie besserwisserów zawodzą. Bo przecież wszystko jest takie czytankowo proste, a ci „głupole” nie dość, że nic nie rozumieją, to jeszcze niczego sensownego nie są w stanie zrealizować. Dobre rady i wychowywanie rządzących zwykle polegają na wskazywaniu czytankowych rozwiązań, niemających nic wspólnego z realnymi problemami: państwa, gospodarki czy wolności.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To, że Witold Gadomski z „Gazety Wyborczej”, poseł Kongresu Liberalno-Demokratycznego pierwszej kadencji, mocno się wygłupia, rzuca się w oczy już po przeczytaniu krótkiego fragmentu jego tekstu z 4 lutego 2017 r. Oto on:
Wyobraźmy sobie, że koalicja Kaczyński-Rydzyk-Morawiecki przejmuje władzę w roku 1990. Mamy niemal wyłącznie państwowe przedsiębiorstwa, państwowe media i państwowe firmy telekomunikacyjne. Mamy państwowy monopol w telewizji i firmy w raczkującym wówczas Internecie. Czy możliwe byłyby wówczas demokracja i pluralizm? Oczywiście – nie.
Gadomski się wygłupia, gdyż Jarosław Kaczyński był w 1990 r. jednym z najważniejszych wtedy polityków i jednym z tych, którzy już wówczas nie byli zwolennikami żadnego państwowego monopolu, a wręcz dyktatury. Po co bowiem chcieliby obalać PRL, który był takim właśnie monopolem? I wbrew pozorom Kaczyński w znacznie większym stopniu chciał wtedy PRL obalić niż Tadeusz Mazowiecki z Leszkiem Balcerowiczem i popierający ich Witold Gadomski. I niespecjalnie zmienił swoje poglądy w ciągu następnych 26 lat. To, co napisał Gadomski, to są po prostu tanie chwyty retoryczno-dydaktyczne, nastawione na coraz mniej wymagającego czytelnika gazety Michnika.
Gadomski i liczni inni publicyści, którzy mają blade pojęcie o realnym sprawowaniu władzy i o praktycznej polityce, lubują się w udzielaniu dobrych rad rządzącym. Jeszcze Gadomski jako takie pojęcie ma, ale gra. I lubują się w obrzucaniu epitetami „socjalistyczny” oraz „etatystyczny”. A także w propagowaniu liberalnej utopii, która nigdzie na świecie nie została zrealizowana, a o której powstało tysiące książek i miliony artykułów. Powstały właśnie dlatego w tak wielkiej liczbie, że dotyczą utopii i mitologii. Nie była ona realizowana w Hongkongu, gdy była to brytyjska kolonia, więc tym bardziej nie jest po jej oddaniu Chinom. I nie jest realizowana w Singapurze, choć istnieje bogata mitologia na temat jego wolnorynkowości. Nie są realizacją liberalnej utopii także takie państwa jak Irlandia, Luksemburg czy Islandia, w rankingach najbardziej liberalnych gospodarek wymieniane zwykle po Hongkongu i Singapurze. Tylko w czytankach dla liberalnych bolszewików, a w takich lubuje się od lat choćby Leszek Balcerowicz, wszystko jest proste jak stylisko łopaty (oczywiście liberalnej). W Singapurze na przykład, wbrew politgramocie liberalnych bolszewików, państwo ma wielki wpływ na gospodarkę i istnieje tam ścisłe państwowe planowanie gospodarcze, prawo nie ma nic wspólnego z modelem liberalnym, a model państwa spełnia wszelkie kryteria autorytaryzmu, a nie liberalnej demokracji.
Wystarczy przeczytać jedną czy dwie książki takich autorów jak Friedrich von Hayek, Isaiah Berlin, Ludwig von Mises czy Milton Friedman (w ostateczności wystarczą nawet streszczenia), żeby potem latami udzielać dobrych i jeszcze lepszych rad rządzącym - zwykle na temat państwa, gospodarki i wolności. Oczywiście sprawujący władzę popełniają setki błędów, mają jednak tę przewagę nad wszystkowiedzącymi zza biurka, że ścierają się z rzeczywistością, a nie z bajkami, mitami czy czytankami dla grzecznych liberalnych komsomolców (nie w sensie doktryny, tylko zaangażowania). Nie chodzi zresztą o krytykę, bo ta jest oczywista i wręcz konieczna, lecz o besserwisserstwo i natrętny dydaktyzm czy też pedagogikę wobec rządzących. Oni oczywiście są „głupi, ograniczeni, beznadziejni” i wiecznie besserwisserów zawodzą. Bo przecież wszystko jest takie czytankowo proste, a ci „głupole” nie dość, że nic nie rozumieją, to jeszcze niczego sensownego nie są w stanie zrealizować. Dobre rady i wychowywanie rządzących zwykle polegają na wskazywaniu czytankowych rozwiązań, niemających nic wspólnego z realnymi problemami: państwa, gospodarki czy wolności.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/326325-gdyby-rady-gadomskiego-z-gw-byly-takie-latwe-do-zrealizowania-michnik-byly-od-cwiercwiecza-premierem