30 stycznia 1965 roku. Była to najświetniejsza uroczystość pogrzebowa od czasów śmierci króla Jerzego VI, ojca Elżbiety II w 1952 roku. W pogrzebie udział wzięło wiele koronowanych głów, prezydentów i premierów, a seria zdarzeń rozciągnęła się na 6 dni. Wszystkie one miały świetną obsługę medialną: specjalne dodatki do gazet, relacje radiowe i telewizyjne w czarno – białej jeszcze BBC, a miliony Brytyjczyków patrzyło jak „wraz ze zmarłym odchodzi The Good Old Britain”.
Kto stał się przedmiotem tak wielkich zbiorowych emocji? Oczywiście, Winston Leonard Spencer Churchill, poseł do Izby Gmin i dwukrotny premier, bohater bitwy o Wielką Brytanię i „zbawca ojczyzny”, który, jak do dziś twierdzą Anglicy, „wygrał wojnę i pogrążył Hitlera”. Choć od jego odejścia minęły 52 lata, Churchill do dziś bije na Wyspach rekordy popularności w kategorii polityk, osoba publiczna, i tymczasem nie zanosi się na zmiany. W Wielkiej Brytanii nikt nie pamięta „krwawych żniw” pod Gallipoli w 1915, Rajdu Samobójców na Dieppe w 1942, kontrowersyjnego zachowania w Teheranie i Jałcie, gdzie jak twierdzą nie bez przyczyny moi rodacy, „sprzedał Polskę Stalinowi”. Natomiast wszyscy pielęgnują w pamięci owo słynne zdanie z adresu do narodu z 1940 roku, w którym obiecał swoim rodakom „jedynie trud, krew, pot i łzy”. Dziś mamy rok 2017, a Churchill wciąż pozostaje „the national darling”, „ulubieńcem narodu”.
Winston Churchill, polityk, pisarz i świetny orator, laureat nagrody Nobla w dziedzinie literatury urodził się w starej arystokratycznej rodzinie – i był nieodrodnym synem imperialnej Wielkiej Brytanii oraz swojej klasy. Wiele mówiło się o jego gigantycznym ego, wybujałym poczuciu własnej wartości i arogancji. Jego ojcem był prominentny polityk Partii Konserwatywnej Randolph, w jakimś momencie minister finansów, którego było stać na posłanie syna do jednej z najlepszych szkół prywatnych Harrow School, a potem do elitarnej akademii wojskowej w Sandhurst, którą do dziś kończą królewscy synowie. To ojciec sprawił, że młody Winston nie miał w Westminsterze kłopotów z rozpoznawalnością. Kiedy „Winnie” skończył Sandhurst, rozpoczął służbę w 4. królewskim pułku ułanów, i zaraz potem poznał smak wojny. Najpierw znalazł się w Indiach, a potem na Kubie. Wtedy to podjął pracę korespondenta wojennego w Daily Graphic, i zaczął przesyłać artykuły, najpierw z Kuby, a następnie z Indii, gdzie znów toczyły się walki. W 1898 roku znalazł się na froncie w Sudanie, gdzie trwało powstanie Mahdiego, opisane przez Sienkiewicza w „Pustyni i w puszczy”. Wszyscy jego biografowie, wraz z szefem brytyjskiej dyplomacji Borisem Johnsonem, autorem „The Churchill’s Factor”, twierdzą, że był odważnym żołnierzem, prawdziwym „wilkiem wojny” oraz entuzjastą Imperium z jego przesłaniem misji cywilizacyjnej. Kiedy wrócił do kraju, próbował – śladem ojca - kariery politycznej, ale start do parlamentu zakończył się fiaskiem. Więc kontynuował wojaczkę w Afryce Południowej, w tzw. II wojnie burskiej, gdzie został ranny i wzięty do niewoli. Jakimś cudem udało mu się uciec, a jego odwagę i brawurę chwaliły wtedy wszystkie brytyjskie gazety. M.in. Daily Mail z 28 grudnia 1898 roku opatrzył artykuł takim oto podtytułem: „Pięciodniowa odyseja przez niebezpieczne pustkowia o czterech batonach czekoladowych”. Wszystkie te awantury Churchill opisał w artykułach i kilku książkach, i na fali popularności wszedł do Izby Gmin.
Był podobno arogancki i konfliktowy, a po kolejnym starciu z kolegami torysami nie wahał się zmienić barw partyjnych, i już z ramienia liberałów znowu wszedł do Izby Gmin. Potrzebował tylko 4 lata, aby zostać ministrem spraw wewnętrznych, a w rok później Pierwszym Lordem Admiralicji czyli reprezentantem królewskiej marynarki w parlamencie. To jemu przypisuje się rozwój i modernizację Royal Navy. Jego kariera załamała się – po raz pierwszy – po spektakularnej klęsce pod Gallipoli. Inwazja, która była jego pomysłem, okazała się taktyczną katastrofą. Ze strony sprzymierzonych zginęło 44 tys. ludzi , a 97 tys. zostało rannych. Churchill został zmuszony do dymisji, i opuścił rząd. Po wielu wzlotach i upadkach, powrocie do Conservative Party i kolejnej porcji awantur, znów opuścił tę partię i stracił pozycję w rządzie. Dekada lat 30. była dla jego kariery stracona - choć w drugiej połowie, uparta krytyka rządu brytyjskiego za politykę appeasementu, znów utorowała mu drogę do popularności. Choć konferencję w Monachium nazwał „hańbą rządu Chamberlaina”, w 1939 roku sytuacja w Europie stała się tak dramatyczna, że tenże Chamberlain mianował go najpierw ministrem bez teki, a potem – wobec kolejnych klęsk koalicji alianckiej na froncie i spadku społecznego poparcia dla rządu - znów Pierwszym Lordem Admiralicji. A po ataku Niemiec na Francję, Belgię i Holandię i dymisji Chamberlaina, król Jerzy VI właśnie Churchillowi, który w dramatycznych okolicznościach nie tracił głowy, powierzył misję utworzenia nowego rządu.
Ciekawe, Churchill – arystokrata, kochający wygodne życie, wykwintne jedzenie, najlepsze marki szampana i świetne cygara – był zarazem „człowiekiem wojny”. Wiedział, że teraz najważniejsza będzie mobilizacja społeczeństwa w duchu walki i przetrwania. Wtedy właśnie wygłosił ten słynny adres do narodu - ”I have nothing to offer but blood, toil, tears and sweat” – za który Brytyjczycy kochają go do dziś. W sierpniu 1940 roku rozpoczęła się bitwa o Wielką Brytanię, którą szczęściarze Anglicy, nie niepokojeni na swoich Wyspach od czasów Wilhelma Zwycięzcy, wspominają jako horror. Ale hasło ich lidera ”obronimy naszą Wyspę”, i zaufanie do Churchilla, podtrzymywało ich w najcięższych chwilach, jak London Blitz, na duchu. Londyn oparł się wprawdzie Luftwaffe, ale niedługo potem nastąpiła ofensywa włosko-niemiecka w Afryce Północnej, klęska w Grecji i na Krecie, krwawe walki w Afryce. W czerwcu Niemcy zaatakowały Związek Sowiecki, a w grudniu tego samego roku, po inwazji Japończyków na Perl Harbour, do koalicji anty-hitlerowskiej dołączyły Stany Zjednoczone. Tak uformowała się Wielka Trójka. Na początku nic nie zwiastowało zwycięstwa koalicji – newsy o klęskach następowały jedna za drugą. W Wielkiej Brytanii do dziś wstydliwym tematem jest Rajd Samobójców w Dieppe, w którym zginęło ponad 5 tys. ludzi, i który posłużył aliantom jako nieudana próba generalna Inwazji na Normandię. Podczas wojny – Brytyjczycy wspominają o tym z rozrzewnieniem - Churchill przeszedł dwa zawały serca.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
30 stycznia 1965 roku. Była to najświetniejsza uroczystość pogrzebowa od czasów śmierci króla Jerzego VI, ojca Elżbiety II w 1952 roku. W pogrzebie udział wzięło wiele koronowanych głów, prezydentów i premierów, a seria zdarzeń rozciągnęła się na 6 dni. Wszystkie one miały świetną obsługę medialną: specjalne dodatki do gazet, relacje radiowe i telewizyjne w czarno – białej jeszcze BBC, a miliony Brytyjczyków patrzyło jak „wraz ze zmarłym odchodzi The Good Old Britain”.
Kto stał się przedmiotem tak wielkich zbiorowych emocji? Oczywiście, Winston Leonard Spencer Churchill, poseł do Izby Gmin i dwukrotny premier, bohater bitwy o Wielką Brytanię i „zbawca ojczyzny”, który, jak do dziś twierdzą Anglicy, „wygrał wojnę i pogrążył Hitlera”. Choć od jego odejścia minęły 52 lata, Churchill do dziś bije na Wyspach rekordy popularności w kategorii polityk, osoba publiczna, i tymczasem nie zanosi się na zmiany. W Wielkiej Brytanii nikt nie pamięta „krwawych żniw” pod Gallipoli w 1915, Rajdu Samobójców na Dieppe w 1942, kontrowersyjnego zachowania w Teheranie i Jałcie, gdzie jak twierdzą nie bez przyczyny moi rodacy, „sprzedał Polskę Stalinowi”. Natomiast wszyscy pielęgnują w pamięci owo słynne zdanie z adresu do narodu z 1940 roku, w którym obiecał swoim rodakom „jedynie trud, krew, pot i łzy”. Dziś mamy rok 2017, a Churchill wciąż pozostaje „the national darling”, „ulubieńcem narodu”.
Winston Churchill, polityk, pisarz i świetny orator, laureat nagrody Nobla w dziedzinie literatury urodził się w starej arystokratycznej rodzinie – i był nieodrodnym synem imperialnej Wielkiej Brytanii oraz swojej klasy. Wiele mówiło się o jego gigantycznym ego, wybujałym poczuciu własnej wartości i arogancji. Jego ojcem był prominentny polityk Partii Konserwatywnej Randolph, w jakimś momencie minister finansów, którego było stać na posłanie syna do jednej z najlepszych szkół prywatnych Harrow School, a potem do elitarnej akademii wojskowej w Sandhurst, którą do dziś kończą królewscy synowie. To ojciec sprawił, że młody Winston nie miał w Westminsterze kłopotów z rozpoznawalnością. Kiedy „Winnie” skończył Sandhurst, rozpoczął służbę w 4. królewskim pułku ułanów, i zaraz potem poznał smak wojny. Najpierw znalazł się w Indiach, a potem na Kubie. Wtedy to podjął pracę korespondenta wojennego w Daily Graphic, i zaczął przesyłać artykuły, najpierw z Kuby, a następnie z Indii, gdzie znów toczyły się walki. W 1898 roku znalazł się na froncie w Sudanie, gdzie trwało powstanie Mahdiego, opisane przez Sienkiewicza w „Pustyni i w puszczy”. Wszyscy jego biografowie, wraz z szefem brytyjskiej dyplomacji Borisem Johnsonem, autorem „The Churchill’s Factor”, twierdzą, że był odważnym żołnierzem, prawdziwym „wilkiem wojny” oraz entuzjastą Imperium z jego przesłaniem misji cywilizacyjnej. Kiedy wrócił do kraju, próbował – śladem ojca - kariery politycznej, ale start do parlamentu zakończył się fiaskiem. Więc kontynuował wojaczkę w Afryce Południowej, w tzw. II wojnie burskiej, gdzie został ranny i wzięty do niewoli. Jakimś cudem udało mu się uciec, a jego odwagę i brawurę chwaliły wtedy wszystkie brytyjskie gazety. M.in. Daily Mail z 28 grudnia 1898 roku opatrzył artykuł takim oto podtytułem: „Pięciodniowa odyseja przez niebezpieczne pustkowia o czterech batonach czekoladowych”. Wszystkie te awantury Churchill opisał w artykułach i kilku książkach, i na fali popularności wszedł do Izby Gmin.
Był podobno arogancki i konfliktowy, a po kolejnym starciu z kolegami torysami nie wahał się zmienić barw partyjnych, i już z ramienia liberałów znowu wszedł do Izby Gmin. Potrzebował tylko 4 lata, aby zostać ministrem spraw wewnętrznych, a w rok później Pierwszym Lordem Admiralicji czyli reprezentantem królewskiej marynarki w parlamencie. To jemu przypisuje się rozwój i modernizację Royal Navy. Jego kariera załamała się – po raz pierwszy – po spektakularnej klęsce pod Gallipoli. Inwazja, która była jego pomysłem, okazała się taktyczną katastrofą. Ze strony sprzymierzonych zginęło 44 tys. ludzi , a 97 tys. zostało rannych. Churchill został zmuszony do dymisji, i opuścił rząd. Po wielu wzlotach i upadkach, powrocie do Conservative Party i kolejnej porcji awantur, znów opuścił tę partię i stracił pozycję w rządzie. Dekada lat 30. była dla jego kariery stracona - choć w drugiej połowie, uparta krytyka rządu brytyjskiego za politykę appeasementu, znów utorowała mu drogę do popularności. Choć konferencję w Monachium nazwał „hańbą rządu Chamberlaina”, w 1939 roku sytuacja w Europie stała się tak dramatyczna, że tenże Chamberlain mianował go najpierw ministrem bez teki, a potem – wobec kolejnych klęsk koalicji alianckiej na froncie i spadku społecznego poparcia dla rządu - znów Pierwszym Lordem Admiralicji. A po ataku Niemiec na Francję, Belgię i Holandię i dymisji Chamberlaina, król Jerzy VI właśnie Churchillowi, który w dramatycznych okolicznościach nie tracił głowy, powierzył misję utworzenia nowego rządu.
Ciekawe, Churchill – arystokrata, kochający wygodne życie, wykwintne jedzenie, najlepsze marki szampana i świetne cygara – był zarazem „człowiekiem wojny”. Wiedział, że teraz najważniejsza będzie mobilizacja społeczeństwa w duchu walki i przetrwania. Wtedy właśnie wygłosił ten słynny adres do narodu - ”I have nothing to offer but blood, toil, tears and sweat” – za który Brytyjczycy kochają go do dziś. W sierpniu 1940 roku rozpoczęła się bitwa o Wielką Brytanię, którą szczęściarze Anglicy, nie niepokojeni na swoich Wyspach od czasów Wilhelma Zwycięzcy, wspominają jako horror. Ale hasło ich lidera ”obronimy naszą Wyspę”, i zaufanie do Churchilla, podtrzymywało ich w najcięższych chwilach, jak London Blitz, na duchu. Londyn oparł się wprawdzie Luftwaffe, ale niedługo potem nastąpiła ofensywa włosko-niemiecka w Afryce Północnej, klęska w Grecji i na Krecie, krwawe walki w Afryce. W czerwcu Niemcy zaatakowały Związek Sowiecki, a w grudniu tego samego roku, po inwazji Japończyków na Perl Harbour, do koalicji anty-hitlerowskiej dołączyły Stany Zjednoczone. Tak uformowała się Wielka Trójka. Na początku nic nie zwiastowało zwycięstwa koalicji – newsy o klęskach następowały jedna za drugą. W Wielkiej Brytanii do dziś wstydliwym tematem jest Rajd Samobójców w Dieppe, w którym zginęło ponad 5 tys. ludzi, i który posłużył aliantom jako nieudana próba generalna Inwazji na Normandię. Podczas wojny – Brytyjczycy wspominają o tym z rozrzewnieniem - Churchill przeszedł dwa zawały serca.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/326082-winston-churchill-piecdziesiat-dwa-lata-pozniej