Donald Tusk myślał, myślał i wymyślił. Że Stany Zjednoczone za prezydentury Donalda Trumpa mogą być takim zagrożeniem dla Unii Europejskiej jak radykalny islam, agresywna Rosja czy asertywne Chiny. Swoje złote myśli zawarł w liście do 27 szefów rządów i państw członkowskich UE wysłanym 31 stycznia, czyli kilka dni przed nieoficjalnym szczytem na Malcie (3 lutego 2017 r.). Główna złota myśl została oczywiście ubrana w odpowiednie eufemizmy i brzmiała tak: „Coraz bardziej, nazwijmy to, asertywne Chiny, szczególnie na morzach, agresywna polityka Rosji wobec Ukrainy i jej sąsiadów, wojny, terror i anarchia na Bliskim Wschodzie i w Afryce – w tym istotna rola radykalnego islamu – oraz niepokojące deklaracje nowej administracji amerykańskiej czynią naszą przyszłość w wysokim stopniu nieprzewidywalną”. Takie zestawienie nie jest ani przypadkowe, ani mało znaczące. W kategoriach dyplomatycznych przewodniczący Rady Europejskiej zachował się jak słoń w składzie porcelany, czyli zaczął relacje między UE a USA pod rządami administracji Trumpa od wyważenia drzwi domu i obrażenia gospodarza. I nie bez podstaw liczy na poklask w Europie.
Tusk nie popełnił przypadkowej niezręczności. Zrobił to z wyrachowaniem. Jego list i słowa pod adresem nowej administracji USA to element gry mającej go wzmocnić przed decyzją szefów państw członkowskich UE o obsadzeniu stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej. Kadencja Tuska kończy się 31 maja 2017 r., ale decyzja o ewentualnej drugiej odsłonie zapadnie wcześniej. List i stosunek Tuska do nowej amerykańskiej administracji dowodzą, że bardzo chce on pozostać szefem Rady Europejskiej na drugą kadencję. Dowodzą też tego przecieki z niemieckiego urzędu kanclerskiego, że podczas wizyty w Polsce Angeli Merkel (7 lutego) będzie ona wspierać Tuska na drugą kadencję i namawiać do tego polski rząd. Impertynenckie akcenty wobec nowej amerykańskiej administracji w liście Tuska są podlizywaniem się unijnemu mainstreamowi, który Donalda Trumpa nie znosi, atakował go podczas kampanii, a jeszcze bardziej po wygranej 8 listopada 2016 r. oraz po zaprzysiężeniu 20 stycznia 2017 r. Ten establishment to także premierzy i prezydenci wielu unijnych państw. Antytrumpizm jest w tych kręgach w modzie i Donald Tusk tylko zareagował na ich oczekiwania. Antytrumpizm jest zresztą częścią równie modnego antyamerykanizmu, bo w tych kręgach całkiem często mówi się o groźnym amerykańskim imperializmie, i mówi się o tym lewackim językiem. Miłe sercom unijnych elit są też opowieści o potędze Unii Europejskiej, która z tego powodu powinna być harda, dumna i znacznie bardziej asertywna niż dotychczas. Szczególnie wobec Stanów Zjednoczonych. Brzmi to dość groteskowo zważywszy na kompletne uzależnienie państw UE od amerykańskiego parasola militarnego oraz ze względu na kryzysy targające unią.
Premier Beata Szydło skrytykowała 1 lutego Donalda Tuska za jego polityczne diagnozy, szczególnie jego nastawienie do USA pod rządami Donalda Trumpa. I podobnie zrobił szef MSZ Witold Waszczykowski. Tyle tylko, że to nie są żadne diagnozy, lecz początek kampanii wyborczej w związku z rozpoczynającą się 1 czerwca 2017 r. nową kadencją przewodniczącego Rady Europejskiej. Tusk nie jest aż taki odważny, żeby bez wyborczej potrzeby prowokować Donalda Trumpa. A jeśli zostałby wybrany na drugą kadencję, będzie mu wszystko jedno. Podobnie jak w wielu innych sprawach, w których Tuskowi jest wszystko jedno, choć czasem hamletyzuje i wygłasza kazania pełne sloganów o misji i wyjątkowości Unii Europejskiej. Tusk nie ma bowiem żadnej własnej wizji przyszłości UE. Nie widać jej także w ostatnim liście, choć jest tam kilka mocarstwowych ogólników. Były polski premier został zresztą wybrany przewodniczącym Rady Europejskiej dlatego, że nie ma własnego planu, zatem tym bardziej nie zamierza go realizować. Faktycznie przez ponad dwa lata Donald Tusk był bardzo dobrze opłacanym figurantem, a jego główne zajęcie polegało na spotykaniu się z szefami państw i innymi ważnymi osobistościami, z czego kompletnie nic nie wynikało.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Donald Tusk myślał, myślał i wymyślił. Że Stany Zjednoczone za prezydentury Donalda Trumpa mogą być takim zagrożeniem dla Unii Europejskiej jak radykalny islam, agresywna Rosja czy asertywne Chiny. Swoje złote myśli zawarł w liście do 27 szefów rządów i państw członkowskich UE wysłanym 31 stycznia, czyli kilka dni przed nieoficjalnym szczytem na Malcie (3 lutego 2017 r.). Główna złota myśl została oczywiście ubrana w odpowiednie eufemizmy i brzmiała tak: „Coraz bardziej, nazwijmy to, asertywne Chiny, szczególnie na morzach, agresywna polityka Rosji wobec Ukrainy i jej sąsiadów, wojny, terror i anarchia na Bliskim Wschodzie i w Afryce – w tym istotna rola radykalnego islamu – oraz niepokojące deklaracje nowej administracji amerykańskiej czynią naszą przyszłość w wysokim stopniu nieprzewidywalną”. Takie zestawienie nie jest ani przypadkowe, ani mało znaczące. W kategoriach dyplomatycznych przewodniczący Rady Europejskiej zachował się jak słoń w składzie porcelany, czyli zaczął relacje między UE a USA pod rządami administracji Trumpa od wyważenia drzwi domu i obrażenia gospodarza. I nie bez podstaw liczy na poklask w Europie.
Tusk nie popełnił przypadkowej niezręczności. Zrobił to z wyrachowaniem. Jego list i słowa pod adresem nowej administracji USA to element gry mającej go wzmocnić przed decyzją szefów państw członkowskich UE o obsadzeniu stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej. Kadencja Tuska kończy się 31 maja 2017 r., ale decyzja o ewentualnej drugiej odsłonie zapadnie wcześniej. List i stosunek Tuska do nowej amerykańskiej administracji dowodzą, że bardzo chce on pozostać szefem Rady Europejskiej na drugą kadencję. Dowodzą też tego przecieki z niemieckiego urzędu kanclerskiego, że podczas wizyty w Polsce Angeli Merkel (7 lutego) będzie ona wspierać Tuska na drugą kadencję i namawiać do tego polski rząd. Impertynenckie akcenty wobec nowej amerykańskiej administracji w liście Tuska są podlizywaniem się unijnemu mainstreamowi, który Donalda Trumpa nie znosi, atakował go podczas kampanii, a jeszcze bardziej po wygranej 8 listopada 2016 r. oraz po zaprzysiężeniu 20 stycznia 2017 r. Ten establishment to także premierzy i prezydenci wielu unijnych państw. Antytrumpizm jest w tych kręgach w modzie i Donald Tusk tylko zareagował na ich oczekiwania. Antytrumpizm jest zresztą częścią równie modnego antyamerykanizmu, bo w tych kręgach całkiem często mówi się o groźnym amerykańskim imperializmie, i mówi się o tym lewackim językiem. Miłe sercom unijnych elit są też opowieści o potędze Unii Europejskiej, która z tego powodu powinna być harda, dumna i znacznie bardziej asertywna niż dotychczas. Szczególnie wobec Stanów Zjednoczonych. Brzmi to dość groteskowo zważywszy na kompletne uzależnienie państw UE od amerykańskiego parasola militarnego oraz ze względu na kryzysy targające unią.
Premier Beata Szydło skrytykowała 1 lutego Donalda Tuska za jego polityczne diagnozy, szczególnie jego nastawienie do USA pod rządami Donalda Trumpa. I podobnie zrobił szef MSZ Witold Waszczykowski. Tyle tylko, że to nie są żadne diagnozy, lecz początek kampanii wyborczej w związku z rozpoczynającą się 1 czerwca 2017 r. nową kadencją przewodniczącego Rady Europejskiej. Tusk nie jest aż taki odważny, żeby bez wyborczej potrzeby prowokować Donalda Trumpa. A jeśli zostałby wybrany na drugą kadencję, będzie mu wszystko jedno. Podobnie jak w wielu innych sprawach, w których Tuskowi jest wszystko jedno, choć czasem hamletyzuje i wygłasza kazania pełne sloganów o misji i wyjątkowości Unii Europejskiej. Tusk nie ma bowiem żadnej własnej wizji przyszłości UE. Nie widać jej także w ostatnim liście, choć jest tam kilka mocarstwowych ogólników. Były polski premier został zresztą wybrany przewodniczącym Rady Europejskiej dlatego, że nie ma własnego planu, zatem tym bardziej nie zamierza go realizować. Faktycznie przez ponad dwa lata Donald Tusk był bardzo dobrze opłacanym figurantem, a jego główne zajęcie polegało na spotykaniu się z szefami państw i innymi ważnymi osobistościami, z czego kompletnie nic nie wynikało.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/325768-tusk-rozpoczal-kampanie-o-druga-kadencje-szefa-rady-europejskiej-do-polski-nie-zamierza-wracac?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.