Lech Wałęsa może nawet wierzyć, że to nie on był Bolkiem. A co najmniej może wierzyć, że przeprowadził brawurową grę operacyjną ze Służbą Bezpieczeństwa, w której wielokrotnie i piętrowo bezpiekę przechytrzył, oszukał i ją pokonał.
Mechanizm wyparcia nastąpił u niego dawno temu, a sprawę ostatecznie miało zakończyć, także w jego głowie i sumieniu, wykradzenie przez niego części dokumentów z teczki Bolka, gdy był prezydentem RP. Całkiem prawdopodobne jest to, że Lech Wałęsa żyje w dwóch światach, z tym, że świat Bolka jest już bardzo malutki i traktowany jako fikcja, zły sen bądź scenariusz gry, zaś świat bohatera narodowego i zbawcy Polski oraz ludzkości – ogromny i realny. Nie ma więc szans na to, aby z samym Lechem Wałęsą racjonalnie dyskutować o Bolku i dowodach potwierdzonych m.in. przez ekspertyzy grafologiczne na zlecenie Instytutu Pamięci Narodowej. Lech Wałęsa takiej dyskusji nie podejmie. Może wypisywać i wygadywać coraz bardziej niestworzone rzeczy o znakomitym sfałszowaniu jego donosów, ale się do nich nie przyzna. Wałęsa działa bowiem w ten sposób, że im dowody są bardziej niepodważalne, tym zacieklej je kwestionuje. Jest to coś w rodzaju nieracjonalnej racjonalizacji. Na poziomie zdrowego rozsądku, logiki, etyki czy po prostu faktów nie da się z Lechem Wałęsą dyskutować, bo on te elementy unieważnia. Dlatego, że chce żyć w mitycznym świecie, uważając, iż jest on światem realnym i jedynym. Lech Wałęsa nie doznaje z tego powodu dysonansu poznawczego. Być może ma jakiś dysonans moralny, ale ponieważ o tym nie chce mówić, raczej się tego nie dowiemy.
Gdyby powstawał kolejny film z cyklu „Człowiek z…”, powinien nosić tytuł „Człowiek z baśni”. Dla siebie samego, ale także dla wielu zwolenników, Lech Wałęsa jest po prostu baśniowym bohaterem, kimś w rodzaju dorosłego Harry’ego Pottera albo rycerza walczącego ze smokami. Można uważać, że to skrajnie infantylne, ale dla wyznawców i samego Wałęsy skuteczne. Z tego powodu, że nikt racjonalny w ten świat nie wejdzie i na takim poziomie nie zechce sprawą Bolka się zajmować. A jeśli tak, będą dwie równoległe narracje, niemające szans, by się przeciąć. Także z tego powodu, że są z innych światów. Oczywiście politycy PO, Nowoczesnej czy ludzie KOD w ogromnej większości wiedzą, że to baśń, ale im to nie przeszkadza, gdyż grają sprawą Bolka. Z pełnym cynizmem nią grają, gdyż Wałęsa jest dla nich ważnym elementem antypisowskiej rebelii. Różne wpisy potwierdzające baśniowy heroizm pogromcy smoków, np. autorstwa Radosława Sikorskiego, w gruncie rzeczy są tym samym, co robi Lech Wałęsa, czyli całkowicie nieracjonalną racjonalizacją. Tym razem jednak robioną na chłodno i z wyjątkowym tupetem, bo to nie ma być głos w debacie, tylko maczuga. A dla maczugi prawda nie ma żadnego znaczenia. Maczuga służy wyłącznie do łomotania przeciwników. Liczy się jej wydajność w łomotaniu. Argumenty moralne, sprowadzające się do tego, że Bolek nie ma znaczenia, skoro pogromca smoków Wałęsa osiągnął to, co teraz konsumujemy, a jego przeciwnicy to mali zawistnicy, tchórze i ci, którzy podle zasłonili się bohaterstwem pogromcy smoków, są tylko „przyzwoitką” pozwalającą np. Sikorskiemu pozostać choćby jedną nogą w realnym świecie.
Człowiek z baśni, a szczególnie pogromca smoków nie ma moralnych dylematów, bo liczy się tylko to, że zabija potwory. Na takim poziomie nie można więc dyskutować o odpowiedzialności moralnej czy prawnej za skutki donosów. Nie można dyskutować o złamanym życiu tych, na których się donosiło, o wpływie esbeckiego „sznurka” na sprawę wolności czy niepodległości, o którą walczyli inni, ryzykując bez porównania więcej niż donosiciel. Pozytywny finał historycznego procesu z „Solidarnością” w roli głównej nie anuluje problemu odpowiedzialności, nie znosi, lecz otwiera dyskusję o tym, czy bez esbeckiego „sznurka” przywiązanego do nogi pogromcy smoków byłoby mniej ofiar na drodze do wolności, mniej prześladowań, mniej cierpień i krzywd. Ostatecznie otwiera dyskusję o okolicznościach powstania i funkcjonowania III RP. Taka dyskusja jest możliwa na poziomie faktów, ale przecież nie w świecie baśni z tysiąca i jednej nocy. Odgrywanie roli człowieka z baśni i pogromcy smoków wydaje się więc całkiem sprytną strategią. Oczywiście pokrętna osobowość Lecha Wałęsy i jego permanentne oraz wielokrotne odwracanie kota ogonem trochę tę baśniową narrację zaburzają, ale poziom emocji związanych z konfliktem politycznym w Polsce pozwala przejść nad tym do porządku miłośnikom pogromcy smoków. Także tym miłośnikom, którzy doskonale wiedzą, że już w 1980 r., po sierpniu, sprawa Bolka była elementem gdy o przywództwo w obozie ówczesnej opozycji, a jednym z najważniejszych graczy był Jacek Kuroń. Wtedy Wałęsa nie był pogromcą smoków, tylko elementem rozgrywanych partii: czasem pionkiem, czasem figurą.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Lech Wałęsa może nawet wierzyć, że to nie on był Bolkiem. A co najmniej może wierzyć, że przeprowadził brawurową grę operacyjną ze Służbą Bezpieczeństwa, w której wielokrotnie i piętrowo bezpiekę przechytrzył, oszukał i ją pokonał.
Mechanizm wyparcia nastąpił u niego dawno temu, a sprawę ostatecznie miało zakończyć, także w jego głowie i sumieniu, wykradzenie przez niego części dokumentów z teczki Bolka, gdy był prezydentem RP. Całkiem prawdopodobne jest to, że Lech Wałęsa żyje w dwóch światach, z tym, że świat Bolka jest już bardzo malutki i traktowany jako fikcja, zły sen bądź scenariusz gry, zaś świat bohatera narodowego i zbawcy Polski oraz ludzkości – ogromny i realny. Nie ma więc szans na to, aby z samym Lechem Wałęsą racjonalnie dyskutować o Bolku i dowodach potwierdzonych m.in. przez ekspertyzy grafologiczne na zlecenie Instytutu Pamięci Narodowej. Lech Wałęsa takiej dyskusji nie podejmie. Może wypisywać i wygadywać coraz bardziej niestworzone rzeczy o znakomitym sfałszowaniu jego donosów, ale się do nich nie przyzna. Wałęsa działa bowiem w ten sposób, że im dowody są bardziej niepodważalne, tym zacieklej je kwestionuje. Jest to coś w rodzaju nieracjonalnej racjonalizacji. Na poziomie zdrowego rozsądku, logiki, etyki czy po prostu faktów nie da się z Lechem Wałęsą dyskutować, bo on te elementy unieważnia. Dlatego, że chce żyć w mitycznym świecie, uważając, iż jest on światem realnym i jedynym. Lech Wałęsa nie doznaje z tego powodu dysonansu poznawczego. Być może ma jakiś dysonans moralny, ale ponieważ o tym nie chce mówić, raczej się tego nie dowiemy.
Gdyby powstawał kolejny film z cyklu „Człowiek z…”, powinien nosić tytuł „Człowiek z baśni”. Dla siebie samego, ale także dla wielu zwolenników, Lech Wałęsa jest po prostu baśniowym bohaterem, kimś w rodzaju dorosłego Harry’ego Pottera albo rycerza walczącego ze smokami. Można uważać, że to skrajnie infantylne, ale dla wyznawców i samego Wałęsy skuteczne. Z tego powodu, że nikt racjonalny w ten świat nie wejdzie i na takim poziomie nie zechce sprawą Bolka się zajmować. A jeśli tak, będą dwie równoległe narracje, niemające szans, by się przeciąć. Także z tego powodu, że są z innych światów. Oczywiście politycy PO, Nowoczesnej czy ludzie KOD w ogromnej większości wiedzą, że to baśń, ale im to nie przeszkadza, gdyż grają sprawą Bolka. Z pełnym cynizmem nią grają, gdyż Wałęsa jest dla nich ważnym elementem antypisowskiej rebelii. Różne wpisy potwierdzające baśniowy heroizm pogromcy smoków, np. autorstwa Radosława Sikorskiego, w gruncie rzeczy są tym samym, co robi Lech Wałęsa, czyli całkowicie nieracjonalną racjonalizacją. Tym razem jednak robioną na chłodno i z wyjątkowym tupetem, bo to nie ma być głos w debacie, tylko maczuga. A dla maczugi prawda nie ma żadnego znaczenia. Maczuga służy wyłącznie do łomotania przeciwników. Liczy się jej wydajność w łomotaniu. Argumenty moralne, sprowadzające się do tego, że Bolek nie ma znaczenia, skoro pogromca smoków Wałęsa osiągnął to, co teraz konsumujemy, a jego przeciwnicy to mali zawistnicy, tchórze i ci, którzy podle zasłonili się bohaterstwem pogromcy smoków, są tylko „przyzwoitką” pozwalającą np. Sikorskiemu pozostać choćby jedną nogą w realnym świecie.
Człowiek z baśni, a szczególnie pogromca smoków nie ma moralnych dylematów, bo liczy się tylko to, że zabija potwory. Na takim poziomie nie można więc dyskutować o odpowiedzialności moralnej czy prawnej za skutki donosów. Nie można dyskutować o złamanym życiu tych, na których się donosiło, o wpływie esbeckiego „sznurka” na sprawę wolności czy niepodległości, o którą walczyli inni, ryzykując bez porównania więcej niż donosiciel. Pozytywny finał historycznego procesu z „Solidarnością” w roli głównej nie anuluje problemu odpowiedzialności, nie znosi, lecz otwiera dyskusję o tym, czy bez esbeckiego „sznurka” przywiązanego do nogi pogromcy smoków byłoby mniej ofiar na drodze do wolności, mniej prześladowań, mniej cierpień i krzywd. Ostatecznie otwiera dyskusję o okolicznościach powstania i funkcjonowania III RP. Taka dyskusja jest możliwa na poziomie faktów, ale przecież nie w świecie baśni z tysiąca i jednej nocy. Odgrywanie roli człowieka z baśni i pogromcy smoków wydaje się więc całkiem sprytną strategią. Oczywiście pokrętna osobowość Lecha Wałęsy i jego permanentne oraz wielokrotne odwracanie kota ogonem trochę tę baśniową narrację zaburzają, ale poziom emocji związanych z konfliktem politycznym w Polsce pozwala przejść nad tym do porządku miłośnikom pogromcy smoków. Także tym miłośnikom, którzy doskonale wiedzą, że już w 1980 r., po sierpniu, sprawa Bolka była elementem gdy o przywództwo w obozie ówczesnej opozycji, a jednym z najważniejszych graczy był Jacek Kuroń. Wtedy Wałęsa nie był pogromcą smoków, tylko elementem rozgrywanych partii: czasem pionkiem, czasem figurą.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/325575-lech-walesa-gleboko-wierzy-ze-jest-pogromca-smokow-a-nie-bolkiem-i-zadne-fakty-tego-nie-zmienia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.