Jeszcze w latach 90. nikt by nie uwierzył, że w 2016 i 2017 roku w debatach dotyczących najważniejszych polskich spraw będą używane dowody z Krystyny Jandy czy Agnieszki Holland. A jednak rzeczywistość przegoniła wyobrażenia i fantazje. Chociaż w sferze praw i wolności jednostek nie ma najmniejszego regresu, a wręcz mamy poszerzanie możliwości korzystania z różnych praw, rządy Prawa i Sprawiedliwości są przez opozycję przedstawiane jako te, które już te prawa i wolności pogrzebały. Opozycji nie zadowala stwierdzenie o ich zagrożeniu. Kiedy trzeba podać konkretne przykłady, mówi się wyłącznie o „atmosferze” albo o tym, co nastąpi, a co będzie konsekwencją czegoś zapisanego w ustawach. Jeszcze tego nie ma, ale na pewno będzie. Dlatego, że są o tym przekonani na przykład reżyserka Agnieszka Holland oraz aktorzy Krystyna Janda, Daniel Olbrychski, Janusz Gajos czy Krzysztof Kowalewski. Faktycznie są to dowody druzgocące i rozstrzygające. Szczególnie gdy ich głos wzmacniają jeszcze aktorki Maja Ostaszewska bądź Magdalena Cielecka.
Nieprzypadkowo rządy Prawa i Sprawiedliwości są całkiem często nazywane „faszystowskimi”. To robione z delikatnością młota parowego odwołanie do idei „państwa stanu wyjątkowego”, które w Polsce sformułował w latach 60. prof. Franciszek Ryszka – w książce „Państwo stanu wyjątkowego. Rzecz o systemie państwa i prawa III Rzeszy”. Mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem reductio ad Hitlerum. I to nie jest wcale takie zabawne jak w pierwotnej, ironicznej wersji amerykańskiego pisarza i prawnika Mike’a Godwina. Prawo Godwina głosi, że im dłużej trwa jakaś debata, prawdopodobieństwo użycia porównania, w którym występują „nazizm” bądź „Hitler” dąży do jedności, czyli staje się właściwie pewnikiem. W szerokiej publicznej debacie nie ma miejsca na niuanse wynikające z tego, co napisał prof. Franciszek Ryszka i nawet nie o to chodzi. Istotą są jak najbardziej bezczelne insynuacje o „państwie stanu wyjątkowego” i oczekiwanie, że zgodnie z prawem Godwina na pewno z czasem pojawi się reductio ad Hitlerum. A biorąc pod uwagę fioła, jakiego lewica i liberałowie w Polsce i Europie mają w stosunku do reductio ad Hitlerum, czasem udaje się wywołać histerię wokół domniemanego „państwa stanu wyjątkowego”.
Na zdrowy rozum można by powiedzieć, że głupców nie sieją, bo sami się rodzą, ale nie mają oni większego wpływu na rzeczywistość. Nie mają, gdy działają normalne demokratyczne mechanizmy, ale nie w sytuacji permanentnej histerii, wywoływanej w związku z rządami PiS – tak w Polsce, jak i za granicą. I ta histeria powoduje, że Holland, Janda, Ostaszewska czy Cielecka, czyli ewidentne ofiary histerycznego wzmożenia, są przywoływane jako dowód na istnienie tego, co histerię wywołuje. Mamy więc typowe pomieszanie skutków z przyczynami. Tyle że po stronie histeryków nikogo to nie obchodzi. A im bardziej to jest pomieszane, tym dla nich lepiej. Nie szkodzi, że urąga to rozumowi, bo przecież nie o zdrowy rozsądek tu chodzi. Najważniejsze jest stworzenie masowej psychozy, której antenami, przekaźnikami i rezonatorami są takie osoby jak Janda, Holland, Ostaszewska, Cielecka czy Olbrychski. Potem tę ich histerię racjonalizują naukowcy, dziennikarze, politycy czy różni komentatorzy. I otrzymujemy obraz „państwa stanu wyjątkowego”, który utrwala działanie prawa Godwina. Mamy więc coś w rodzaju psychotycznej pętli, w którą próbuje się wtłoczyć jakąś empiryczną zawartość. Zwykle ta empiryczna zawartość i tak sprowadza się do stanów psychicznych, czyli mamy błędne koło.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jeszcze w latach 90. nikt by nie uwierzył, że w 2016 i 2017 roku w debatach dotyczących najważniejszych polskich spraw będą używane dowody z Krystyny Jandy czy Agnieszki Holland. A jednak rzeczywistość przegoniła wyobrażenia i fantazje. Chociaż w sferze praw i wolności jednostek nie ma najmniejszego regresu, a wręcz mamy poszerzanie możliwości korzystania z różnych praw, rządy Prawa i Sprawiedliwości są przez opozycję przedstawiane jako te, które już te prawa i wolności pogrzebały. Opozycji nie zadowala stwierdzenie o ich zagrożeniu. Kiedy trzeba podać konkretne przykłady, mówi się wyłącznie o „atmosferze” albo o tym, co nastąpi, a co będzie konsekwencją czegoś zapisanego w ustawach. Jeszcze tego nie ma, ale na pewno będzie. Dlatego, że są o tym przekonani na przykład reżyserka Agnieszka Holland oraz aktorzy Krystyna Janda, Daniel Olbrychski, Janusz Gajos czy Krzysztof Kowalewski. Faktycznie są to dowody druzgocące i rozstrzygające. Szczególnie gdy ich głos wzmacniają jeszcze aktorki Maja Ostaszewska bądź Magdalena Cielecka.
Nieprzypadkowo rządy Prawa i Sprawiedliwości są całkiem często nazywane „faszystowskimi”. To robione z delikatnością młota parowego odwołanie do idei „państwa stanu wyjątkowego”, które w Polsce sformułował w latach 60. prof. Franciszek Ryszka – w książce „Państwo stanu wyjątkowego. Rzecz o systemie państwa i prawa III Rzeszy”. Mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem reductio ad Hitlerum. I to nie jest wcale takie zabawne jak w pierwotnej, ironicznej wersji amerykańskiego pisarza i prawnika Mike’a Godwina. Prawo Godwina głosi, że im dłużej trwa jakaś debata, prawdopodobieństwo użycia porównania, w którym występują „nazizm” bądź „Hitler” dąży do jedności, czyli staje się właściwie pewnikiem. W szerokiej publicznej debacie nie ma miejsca na niuanse wynikające z tego, co napisał prof. Franciszek Ryszka i nawet nie o to chodzi. Istotą są jak najbardziej bezczelne insynuacje o „państwie stanu wyjątkowego” i oczekiwanie, że zgodnie z prawem Godwina na pewno z czasem pojawi się reductio ad Hitlerum. A biorąc pod uwagę fioła, jakiego lewica i liberałowie w Polsce i Europie mają w stosunku do reductio ad Hitlerum, czasem udaje się wywołać histerię wokół domniemanego „państwa stanu wyjątkowego”.
Na zdrowy rozum można by powiedzieć, że głupców nie sieją, bo sami się rodzą, ale nie mają oni większego wpływu na rzeczywistość. Nie mają, gdy działają normalne demokratyczne mechanizmy, ale nie w sytuacji permanentnej histerii, wywoływanej w związku z rządami PiS – tak w Polsce, jak i za granicą. I ta histeria powoduje, że Holland, Janda, Ostaszewska czy Cielecka, czyli ewidentne ofiary histerycznego wzmożenia, są przywoływane jako dowód na istnienie tego, co histerię wywołuje. Mamy więc typowe pomieszanie skutków z przyczynami. Tyle że po stronie histeryków nikogo to nie obchodzi. A im bardziej to jest pomieszane, tym dla nich lepiej. Nie szkodzi, że urąga to rozumowi, bo przecież nie o zdrowy rozsądek tu chodzi. Najważniejsze jest stworzenie masowej psychozy, której antenami, przekaźnikami i rezonatorami są takie osoby jak Janda, Holland, Ostaszewska, Cielecka czy Olbrychski. Potem tę ich histerię racjonalizują naukowcy, dziennikarze, politycy czy różni komentatorzy. I otrzymujemy obraz „państwa stanu wyjątkowego”, który utrwala działanie prawa Godwina. Mamy więc coś w rodzaju psychotycznej pętli, w którą próbuje się wtłoczyć jakąś empiryczną zawartość. Zwykle ta empiryczna zawartość i tak sprowadza się do stanów psychicznych, czyli mamy błędne koło.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/325362-dowody-z-jandy-czy-holland-przekonuja-ze-polska-opozycji-nie-jest-panstwem-stanu-wyjatkowego-tylko-domem-wariatow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.