Byłem wręcz przekonany, że nie wyjdzie, że nie zdążymy na czas. Było również wiele problemów z obsadą, ponieważ wiele osób bało się wziąć udziału w tym przedsięwzięciu, co jak podejrzewam było wynikiem nacisku środowiska. Było mnóstwo rzeczy, które mogły nie wyjść, a wyszło wszystko
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dyrektor TVP 2 Marcin Wolski, autor „Szopki Noworocznej”, która wróciła po latach do Telewizji Polskiej.
CZYTAJ TAKŻE: TOP 10 „Szopki Noworocznej” Marcina Wolskiego. „Wygrała polska szopka na kurskim łuku. Będzie zabawa jak sprzed lat”
wPolityce.pl: Po sześciu latach nieobecności na wizję powróciła „Szopka Noworoczna”. Spotkała się wręcz z niebywałym odzewem z obu stron. Jedni mówią o wielkim sukcesie, drudzy lamentują i mówią o czymś „ohydnym”. Spodziewał się Pan takiej reakcji?
Marcin Wolski: Mówiąc szczerze bardziej zaskoczyła mnie ilość superlatyw, ale nie ukrywam, że również cieszę się z głosów krytycznych, które dowodzą, że trafiłem w czuły punkt. Zauważmy, że nie nazwałem nikogo z opozycji Hitlerem czy Stalinem, co często się właśnie zdarza krytykom rządu Beaty Szydło. Wbrew temu co się o mnie dzisiaj mówi, nadal pozostaję bardzo kulturalną osobą. „Szopka Noworoczna” nawet jak na standardy zachodnie była niezwykle delikatna. Mimo to „Gazeta Wyborcza” zaatakowała mnie za wizerunek Anny Komorowskiej. Po pierwsze, tylko w jednym zdaniu zauważyłem, że były prezydent Bronisław Komorowski może się schować za swoją bujną małżonką. Czy słowo „bujny” jest obraźliwe? Miałem powiedzieć, że może się schować za swoją chudą małżonką? Był to żart, który opierał się na prawach karykatury, która jak wiadomo nie polega na czynieniu kogoś piękniejszym niż jest w rzeczywistości, ale na czymś wręcz odwrotnym. Jeżeli ktoś jest tęgawy, to robi się go monstrualnie grubym i nie jest to w kręgu naszej kultury niczym złym. Inną kwestią jest to, że krytycy niejednokrotnie odwołują się do przekłamań, czego przykładem jest mój żart z Radosława Sikorskiego. Przedstawiał on w karykaturze jego wielką megalomanie i dlatego wsadziliśmy go w mundur z wielką ilością przypiętych orderów, ale jedyne na co zwrócono uwagę, to to, że został on przedstawiony jako „pan Applebaum”, pomijając drugą część „mąż swej żony”. I właśnie oto chodziło w tym żarcie, że wisi on na swojej żonie i jej koneksjach. Mógłbym tak tłumaczyć każdy żart z tej „Szopki”, ale jeżeli ktoś ogląda ją w złej wierze, to nawet coś co jest pełne ruchu, tańca i zabawy, może uznać za statyczne.
Wydaje się, że z największym oburzeniem spotkało się wykorzystanie obrazu Rolanda Topora
Problem z obrazem Ronalda Topora polegał na tym, że istnieje taki obraz. Przyznam, że bardzo długo szukaliśmy obrazu, który by przypominał kogoś z wymiaru sprawiedliwości. Przerzuciliśmy ich mnóstwo, ale żaden nie był odpowiedni. Postawiliśmy więc na Topora, który wywodzi się z Polski i z którym się kiedyś kolegowałem. Niektórzy w tej główce na obrazie widzieli Jarosława Kaczyńskiego, a niektórzy Ryszarda Petru. O wiele bardziej ryzykowne byłoby, gdyby Topor był zwolennikiem prezesa Prawa i Sprawiedliwości, a jeżeli on go atakuje, to mamy do czynienia z sytuacją, kiedy krytykuje się ten żart, wyrywając go całkowicie z kontekstu.
Oprócz walorów humorystycznych, „Szopka” była także lekcją z historii malarstwa. Wiele osób, m.in. Tomasz Lis dowiedziało się kim był właśnie Topor.
Wszystkie żart „Szopki Noworocznej” funkcjonują na różnych poziomach, czasami są prostym skojarzeniem, a czasami wymagają szczegółowej wiedzy. Dochodzą do mnie głosy, że ludzie czekają na powtórkę „Szopki”, ponieważ chcą dotrzeć do wszystkich smaczków. Gdyby iść tokiem rozumowania krytyków, to moim zadaniem nie było dołożenie prof. Rzeplińskiemu, a prezesowi Kaczyńskiemu, a teraz oni są zasmuceni, że „Szopka” uderza w obie strony, a w pisowską nawet bardziej. Widać, że niektóre żarty zabolały, ale ci, których zabolało jeszcze nie znaleźli skutecznej formy krytyki. Zresztą nie ukrywam, że trudno jest krytykować, ponieważ zarówno strona muzyczna jak i aktorska są niebywale precyzyjne.
Swoje oburzenie wyraziła także posłanka Kinga Gajewska, która groziła prezesowi TVP i zapowiedziała, że skończycie w psychiatryku.
Szkoda, że posłanka Gajewska nie trafiła do Noworocznej „Szopki”, ale musi się jeszcze zasłużyć. Jej słowa wpisują się to co mówił w szopce poseł Niesiołowski, że będziemy wyskakiwać z okien. Jest to tak groteskowe, że nie warto nawet tego komentować. Zabrzmi to może nieco megalomańsko, ale podobnie jak wieczór sylwestrowy, tak „Szopka Noworoczna” jest dowodem, że w Telewizji Publicznej coś się zaczyna udawać.
CZYTAJ WIĘCEJ: Posłanka PO grozi prezesowi TVP!? Gajewska: „Wszystkich was trzeba będzie w wariatkowie pozamykać”
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Byłem wręcz przekonany, że nie wyjdzie, że nie zdążymy na czas. Było również wiele problemów z obsadą, ponieważ wiele osób bało się wziąć udziału w tym przedsięwzięciu, co jak podejrzewam było wynikiem nacisku środowiska. Było mnóstwo rzeczy, które mogły nie wyjść, a wyszło wszystko
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dyrektor TVP 2 Marcin Wolski, autor „Szopki Noworocznej”, która wróciła po latach do Telewizji Polskiej.
CZYTAJ TAKŻE: TOP 10 „Szopki Noworocznej” Marcina Wolskiego. „Wygrała polska szopka na kurskim łuku. Będzie zabawa jak sprzed lat”
wPolityce.pl: Po sześciu latach nieobecności na wizję powróciła „Szopka Noworoczna”. Spotkała się wręcz z niebywałym odzewem z obu stron. Jedni mówią o wielkim sukcesie, drudzy lamentują i mówią o czymś „ohydnym”. Spodziewał się Pan takiej reakcji?
Marcin Wolski: Mówiąc szczerze bardziej zaskoczyła mnie ilość superlatyw, ale nie ukrywam, że również cieszę się z głosów krytycznych, które dowodzą, że trafiłem w czuły punkt. Zauważmy, że nie nazwałem nikogo z opozycji Hitlerem czy Stalinem, co często się właśnie zdarza krytykom rządu Beaty Szydło. Wbrew temu co się o mnie dzisiaj mówi, nadal pozostaję bardzo kulturalną osobą. „Szopka Noworoczna” nawet jak na standardy zachodnie była niezwykle delikatna. Mimo to „Gazeta Wyborcza” zaatakowała mnie za wizerunek Anny Komorowskiej. Po pierwsze, tylko w jednym zdaniu zauważyłem, że były prezydent Bronisław Komorowski może się schować za swoją bujną małżonką. Czy słowo „bujny” jest obraźliwe? Miałem powiedzieć, że może się schować za swoją chudą małżonką? Był to żart, który opierał się na prawach karykatury, która jak wiadomo nie polega na czynieniu kogoś piękniejszym niż jest w rzeczywistości, ale na czymś wręcz odwrotnym. Jeżeli ktoś jest tęgawy, to robi się go monstrualnie grubym i nie jest to w kręgu naszej kultury niczym złym. Inną kwestią jest to, że krytycy niejednokrotnie odwołują się do przekłamań, czego przykładem jest mój żart z Radosława Sikorskiego. Przedstawiał on w karykaturze jego wielką megalomanie i dlatego wsadziliśmy go w mundur z wielką ilością przypiętych orderów, ale jedyne na co zwrócono uwagę, to to, że został on przedstawiony jako „pan Applebaum”, pomijając drugą część „mąż swej żony”. I właśnie oto chodziło w tym żarcie, że wisi on na swojej żonie i jej koneksjach. Mógłbym tak tłumaczyć każdy żart z tej „Szopki”, ale jeżeli ktoś ogląda ją w złej wierze, to nawet coś co jest pełne ruchu, tańca i zabawy, może uznać za statyczne.
Wydaje się, że z największym oburzeniem spotkało się wykorzystanie obrazu Rolanda Topora
Problem z obrazem Ronalda Topora polegał na tym, że istnieje taki obraz. Przyznam, że bardzo długo szukaliśmy obrazu, który by przypominał kogoś z wymiaru sprawiedliwości. Przerzuciliśmy ich mnóstwo, ale żaden nie był odpowiedni. Postawiliśmy więc na Topora, który wywodzi się z Polski i z którym się kiedyś kolegowałem. Niektórzy w tej główce na obrazie widzieli Jarosława Kaczyńskiego, a niektórzy Ryszarda Petru. O wiele bardziej ryzykowne byłoby, gdyby Topor był zwolennikiem prezesa Prawa i Sprawiedliwości, a jeżeli on go atakuje, to mamy do czynienia z sytuacją, kiedy krytykuje się ten żart, wyrywając go całkowicie z kontekstu.
Oprócz walorów humorystycznych, „Szopka” była także lekcją z historii malarstwa. Wiele osób, m.in. Tomasz Lis dowiedziało się kim był właśnie Topor.
Wszystkie żart „Szopki Noworocznej” funkcjonują na różnych poziomach, czasami są prostym skojarzeniem, a czasami wymagają szczegółowej wiedzy. Dochodzą do mnie głosy, że ludzie czekają na powtórkę „Szopki”, ponieważ chcą dotrzeć do wszystkich smaczków. Gdyby iść tokiem rozumowania krytyków, to moim zadaniem nie było dołożenie prof. Rzeplińskiemu, a prezesowi Kaczyńskiemu, a teraz oni są zasmuceni, że „Szopka” uderza w obie strony, a w pisowską nawet bardziej. Widać, że niektóre żarty zabolały, ale ci, których zabolało jeszcze nie znaleźli skutecznej formy krytyki. Zresztą nie ukrywam, że trudno jest krytykować, ponieważ zarówno strona muzyczna jak i aktorska są niebywale precyzyjne.
Swoje oburzenie wyraziła także posłanka Kinga Gajewska, która groziła prezesowi TVP i zapowiedziała, że skończycie w psychiatryku.
Szkoda, że posłanka Gajewska nie trafiła do Noworocznej „Szopki”, ale musi się jeszcze zasłużyć. Jej słowa wpisują się to co mówił w szopce poseł Niesiołowski, że będziemy wyskakiwać z okien. Jest to tak groteskowe, że nie warto nawet tego komentować. Zabrzmi to może nieco megalomańsko, ale podobnie jak wieczór sylwestrowy, tak „Szopka Noworoczna” jest dowodem, że w Telewizji Publicznej coś się zaczyna udawać.
CZYTAJ WIĘCEJ: Posłanka PO grozi prezesowi TVP!? Gajewska: „Wszystkich was trzeba będzie w wariatkowie pozamykać”
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/321798-nasz-wywiad-wolski-o-szopce-noworocznej-widac-ze-niektore-zarty-zabolaly-ale-ci-ktorych-zabolalo-jeszcze-nie-znalezli-skutecznej-formy-krytyki?strona=1